środa, 19 grudnia 2012

Week before Xmas

Na tydzien przed swietami, zeby nie bylo tak latwo, milo i przyjemnie dopadla mnie straszna grypa:(
Koszmar, nikomu nie zycze, przez dwa dni lezalam jak niezywa, nastepne dwa dni chodzilam jak niezywa. Wszystko mnie bolalo, jakby mi ktos wszystkie kosci polamal, nawet te najmniejsze chrzasteczki. Do tego goraczka i niemoc totalna. Nastepne dwa dni probowalam sie jakos podniesc i wydostac z lap wstretnego chorobska, ale nie puszczalo. Wczoraj to juz mnie frustracja zlapala, bo niby czulam sie lepiej, ale rano pol godziny Mayci kanapke na lunch szykowalam - sapalam, dyszalam, stekalam - jakbym conajmniej ciasto na pare bochenkow wyrabiala. W domu oczywiscie chaos i bajzel bo jak glowna gospocha zachorzala to wszystko sie wali. Udalo mi sie jednak doczlapac na wystep swiateczny Olusia i nawet go nie zagluszylam swoim kaszlem:) Dzisiaj juz wrocilam do jakiejs tam funcjonizacji przerywanej swoich churchlaniem ze scisnietymi kolanami - zeby nie popuscic:))) Nie smiac sie! - efekt dwoch ciaz, przy kichaniu i kaszleniu trzeba pamietac i szybko skrzyzowac nozeta, bo poleeeci:)) Jesli wiec znacie jakis cudowny lek na kaszel to ujawnijcie mi ta tajemnice, bo ja mam sklonnosc do przewleklego kaszlu i obawiam sie ze te sciskanie nog przyjdzie mi odczyniac przez baaardzo dlugo.  A tu swieta za pasem, do tego jeszcze koniec swiata...naprawde ci Mayowie to juz chyba nie wiedzieli kiedy sobie ten koniec swiata wyznaczyc - tuz przed swietami...absolutny brak wyczucia:) Zeby bylo ciekawiej dzisiaj, tuz przed chwila Wiesia rozlozylo...Zapowiadaja sie urocze swieta...W sobote mamy jechac do NC, mielismy nawet podjechac w gory zeby dzieci snieg zobaczyly, co z tego wyjdzie...Bo jak sie dzieci zaraza to dopiero bedzie koniec swiata...

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Kolejna tragedia

Na pewno slyszeliscie o kolejnej tragedii w malym miasteczku Newtown w stanie Connecticut... Koszmar rodzica!!!  Wszystkie wczesniejsze masowe zabojstwa byly przerazajace,  jednakze na to co sie wydarzylo w piatek po prostu brakuje slow...Chyba jeszcze nigdy nie przezylam tak strasznie newsa z cnn. Ale co tu sie dziwic - moja  6-letnia corka chodzi do podobnej podstawowki.
Nie potrafie i nie chce nawet wyobrazic sobie jaka strate przezywaja teraz rodzice dzieci zastrzelonych we wlasnej klasie szkolnej...To jest dla mnie po prostu nie do ogarniecia.
Nie rozumiem tez jakim sposobem ktos moze z zimna krwia strzelic do  niewinnego dziecka...nie wiem tez jak mozna wejsc do szkoly z dluga bronia automatyczna... To wszystko nie miesci mi sie w glowie.
I nie wiem kto jest winny, a kto nie, nie mi to oceniac, nie mam dostepu do wszystkich informacji...
Mysle sobie jednak, ze gdyby ten szalejacy 20-latek nie mial dostepu do 6 sztuk broni - automatycznej w wiekszosci, ktore kolekcjonowala jego matka - ponoc entuzjastka broni (nie wiem jak mozna byc entuzjastka broni...?) to moze ten szal by mu przeszedl zanim zdobylby bron...Moze nie jestem ekspertem ani psychologiem, ale wydaje mi sie ze taki "rage" czyli totalny szal nie trwa wiecznie...
I absolutnie nie rozumiem dlaczego jednak w dyskusji, ktora teraz zostala podjeta odnosnie kontroli sprzedawania broni palnej, lub w ogole zakazu posiadania tejze broni tak wielu amerykanow oburza sie  twierdzac, ze nic to nie zmieni...Ile jeszcze takich tragedii musi sie wydarzyc...?
Jeszcze nic nie powiedzielismy naszym dzieciom - wlasciwie chodzi glownie o Maycie, pytala mi sie wprawdzie tegoz dnia dlaczego placze, ale bylam tak zdenerwowana i roztrzesiona, ze absolutnie nie mialam pojecia co mam jej powiedziec... Nie chce zeby bala sie chodzic do szkoly, dzieci upraszczaja czesto podane im informacje - moze pomysli, ze zli ludzi chodza po szkolach i zabijaja dzieci...
I musze wam sie przyznac, ze w piatek po raz pierwszy zastanowilam sie powaznie czy dobrze zrobilam zakladajac tutaj rodzine...ktora moge w kazdym momencie stracic przez jakiegos niezrownowazonego psychopate, ktory nosi przy sobie caly arsenal - bo moze sobie go po prostu kupic w sklepie z bronia, tak samo jak mleko i bulki w supermarkecie.

wtorek, 11 grudnia 2012

Co za weekend...

Mielismy fajny, bardzo zajety i ciekawy weekendzik.
Przyjechala do nas Becia z rodzinka  czyli mezem i Veronisia - ktora moje dzieci uwielbiaja:)
W sobote panie wystroily sie pieknie i wybyly podziwiac przedstawienie baletowe Nutcracker czyli Dziadek do orzechow, wystawiany przez szkole tanca Mayci.

 Cudnie bylo:) Ja uwielbiam ogladac balet na zywo! Jeszcze bardziej ekscytujace jest kiedy znasz tanczace "gwiazdy":)
W tym czasie panowie - pozostali w domu, musieli dogladac zachorzalego nagle nam Olusia:(
Wieczorem, po obfitym obiadku i pysznym deserze przy okazji ktorego Wiesiu dmuchal swieczki i wysluchal naszego Sto Lat - bo nazajutrz jego urodzinki:), wybralismy sie jeszcze na dlugi spacer zeby podziwiac przyozdobione domy na naszym osiedlu. W niedziele  - kiedy to Olus nam cudownie ozdrowial:), wyruszylismy do Legoland cala rebiatą. Dzieciary mialy frajde na roznych rajdach - szczegolnie Olus, ktory po raz pierszy sprobowal spadajacej windy...


Byl nawet snieg - mydlany wprawdzie:), ale dzieciom sie strasznie podobal!






sobota, 1 grudnia 2012

W punktach


  •  Połączyć się z Polska w dniu wyprawianych Tatulowi imienin - zrobione,
  • kupic brakujące wielkie bombki na naszą choinkę oraz prezent dla tesciowej - zrobione,
  • znaleźć niezbyt drogie acz ladne i pięknie świecące ozdoby przed dom - zrobione,
  • zainstalowac wszystkie zakupione rzeczy - zrobione,
  • przy okazji posprzątać bajzel w garażu i zapakowac wszystkie ozdoby halloweenowe - zrobione,
  • nakarmić  lunchem dzieci i pracującego wyjątkowo w sobote meża - zrobione,
  • dorobić sie uciążliwego bólu głowy - ależ bardzo proszę:(
  • przygotować obiad wraz z córką - zrobione,
  • zadzwonić do fryzjerki i zamówić sobie wizyte na zrobienie koszmarnych odrostów - zrobione,
  • pozmywac po obiedzie - zrobione,
  • wyszukac przepisow na pierniczki popijając przy tym kawke z nadzieją, że ból głowy cudownie zniknie dzieki kofeinie - zrobione,
  • przeszukać całą kuchnie węsząc za moim najnowszym kompletem foremek piernikowych i nie znajdując ich:( - zrobione,
  • przygotować ciasto na pierniki wraz z dzieciarami i asystowac im przy wycinaniu i dekorowaniu ciastek - zrobione,
  • posprzątac po całej akcji piernikowej - zrobione,
  • przyozdobić wielką chojnę łańcuchami, przy okazji szukania, ktorych odnaleźć foremki piernikowe:),  - zrobione,
  • ubrac malutką dziecięcą choinkę - zrobione,
  • pochować wszystkie ozdoby w garażu - zrobione,
  • wymyśleć szybką sesję zdjęciową dzieciom przed choinką w piżamkach gwiazdkowych - zrobione,
  • zasugerowac meżowi, zeby przy okazji strzelił parę fotek ozdobom na zewnątrz - zrobione,
  • wstawić pranie z recznikami zalanymi podczas kąpieli dzieci - zrobione,
  • zrobić porządek w szafie z pościelami i ręcznikami, w celu zmieszczenia poscieli i ręczników juz wypranych i poskładanych kilka dni wcześniej - zrobione,
  • położyć córkę spać - oczekujące...
  • poprosić meża o zamieszczenie swoich najnowszych fotek po skończeniu tego posta - oczekujące...
  • usiąść wreszcie i odpocząć - bardzo oczekujące...  

czwartek, 29 listopada 2012

Reanimacje

Nasz dom skonczyl juz 10 wiosen a w wraz z nim wszystkie sprzety domowe, jak rowniez moj pierwszy samochod i powoli wszystko zaczynam nam w chacie strajkowac. Niezbyt to zabawne biorac pod uwage ze zblizaja sie swieta i forsy trzeba bo Mikolaj jakies podarki musialby wysmyczyc.
Po kolei wszystkie usterki naprawiamy, ale pojawiaja sie coraz to nowsze niestety i konca tych napraw nie widac:( Niektore urzadzenia wysylaja nam sygnaly zanim siada zupelnie (bardzo sa uprzejme:)) - w wiekszosci je ignorujemy majac slepa nadzieje, ze moze to nic takiego...Zanim mikrofala sie spsula bylo buczenie, zamykalam uszy i czekalam na jakis koszmarny wybuch, ale na szczescie az tak sie nie zdzaznila na nas - po prostu przestala podgrzewac pewnego dnia. Pralka przerywala prace musialam ja niezle zdzielic zeby zaskoczyla ponownie, az ktoregos dnia walenie nie pomoglo i juz bidulka nie miala sily wirowac wiecej - naprawa byla szybka, radosc wielka bo u nas stosy prania rosna z minuty na minute wieksze...Ale od kilku dni nasza "frania" wydziela niebyt piekny zapaszek...wiec teraz boje sie zalania:( Moja Kia dopiero co ponownie od mechanika powrocila juz jakies zlowieszcze swiatelko nam zapalila... Telewizor sie zawieszal - dvr zastrajkowal sie okazalo, trzeba bylo wymienic wyeksploatowane sprzecicho. Do tego zmywarka tak powiedzmy sobie srednio nam zmywa czasami wiecej brudzi:( I probowalam juz roznych z nia sztuczek, ale nic na nia juz nie dziala. Do tego popsul sie nam jakis kran na zewnatrz domu bez naszej wiedzy i woda sobie bezczelnie leciala ciureczkiem nie wiadomo jak dlugo....ale raczej dlugo bo zalala czesc jardu zanim zauwazylismy...
Doslownie jestesmy juz na etapie panicznego strachu ze czegokolwiek sie chwycimy zostanie nam w rece...:)

wtorek, 27 listopada 2012

Relacja z obżarstwa

W tym roku znowu przyjmowalam gosci na Swieto Dziekczynienia. I zaserwowalam im same pysznosci:) Nasz indyk byl rewelacyjny!!! Jak go wystawilam nogi same odchodzily od tulowia, tak byl pieknie upieczony, do tego soczysty z cudnie przyrumieniona skorka. Zrobilam tez nadzienie z pora i grzybow, ktore upieklam osobno, dwa rodzaje zurawin - obie pyszne! Do tego placuszki ze slodkich ziemniakow i quinoa z jezynowa salsa, byl oczywiscie bardzo dobry sos do indyka i zielona fasolka z bekonem i grzybkami. Wszystko sie udalo, rodzinka pojadla, spedzilismy milo czas. A juz w sobote pojechalismy po choinke:))) Tak wiem jeszcze nie ma nawet grudnia:), ale...musimy zrobic nasze zdjecie mikolajkowe, ktore sluzy nam za kartke swiateczna - wszyscy oczekuja jej na Gwiazdke, poza tym na swieta jedziemy do Kalinowskich wiec chcemy sie nacieszyc naszym drzewkiem wczesniej, a tak w ogole choinka tworzy od razu nastroj i jest tak pieknie i swieci sie ladnie a pachnie jeszcze ladniej wiec czemu nie...:) Dzieci byly zachwycone zwlaszcza, ze juz sa na tyle duze, ze pomagaja nakladac ozdoby - co prawda potem musze je troszke poprzewieszac, bo najchetniej wszystko powiesilyby na jednej galezi, ale i tak duzo pomogly i mialy przy tym frajde:)
Bylam tez na zakupach w piatek - chcialam zobaczyc czy rzeczywiscie cos skorzystam na przecenach, ale tlum jest dla mnie zbyt meczacy, kupilam pare ciuszkow dla dzieciakow - rzeczywiscie przecenionych i pare dla siebie:), ale wrocilam wykonczona, bo to jest czyste szalenstwo co sie dzieje w tych sklepach tego dnia:)))




niedziela, 11 listopada 2012

Znikanie

Kiedys piekla najpyszniejsze torty - nie jestem amatorka tego typu wypiekow, ale te pochlanialam bez namawiania. Z czekoladowym kremem - ja tylko taki lubie, wiec ze wzgledu na mnie byly czekoladowe i z wisniami, zeby bylo troche slodko-kwasno:)
Nauczyla mnie szyc, robic na drutach i haftowac. Moglam  korzystac z jej zasobow welny, materialow dopoki sama nie zaczelam zbierac swoich skrawkow.
Razem spiewalysmy koledy, pieklysmy moje ulubione ciasteczka - takie z serka homo z jablkiem w srodku.
Przywozila mi jablka z ogrodu i porzeczki - bo lubilam kwasne owoce. Jak bylam mala szyla dla mnie cudne sukienki, robila czapki, szaliki i rekawiczki na drutach. Jak weszla w mode "żarówa" na szydelku zrobila mi żarowiste sznurowadla - dzieciaki mi zazdroscily.
Zawsze pomocna, zamartwiajaca sie o nas i zawsze elegancka. Uwielbialam buszowac po jej szafach - bawilam sie nieliczonymi apaszkami, bizuteria, przymierzalam jej buty na obcasach:)
Teraz znika po troszku....:( Nie pamieta ile ma lat i czy zjadla juz obiad albo co zjadla. Ma problemy z odczytywaniem zegara, termometra, dlatego myla jej sie dni, daty, funkcjonuje czasem o dziwnych porach dnia, ubiera sie niestosownie do pogody, powtarza sie w kolko i w kolko...Zrobili badania, zdrowa jest, "tylko" ma klopoty z pamiecia. Nic ja nie interesuje, nie potrafi juz nic ugotowac, ani upiec, reaguje tylko na żywe kolory, uwielbia ogladac bajki dla dzieci, z zachwytem przegladala kolorowanki Mayci. Najgorsze sa halucynacje, zlosci, agresja:(  Nie ma mnie tam:( nie moge pomoc, nie wiem co moglabym zrobic...co powiedziec, co poradzic...
Patrze na nia i widze zagubiona drobna kobiete, w jej jakby zamglonych, nierozumiejacych oczach szukam mojej ukochanej Babci...Ale jakby juz jej tam nie bylo...Mimo staran calej rodziny od smierci Dziadka ona marnienie nam z miesiaca na miesiac. Jakby byla drobnym, delikatnym kwiatkiem, ktorego nikt procz dziadka nie potrafi odpowiednio pielegnowac. Zniknela reka, ktora sie o nia codziennie troszczyla i Babcia wiednie po troszku:(

czwartek, 8 listopada 2012

Wspolczuje i sprzatam

Czytam polskie blogi i wspolczuje wam moi drodzy - wielu dopada listopadowy smutek, przygnebienie, lekka depresja bo szaro i zimno za oknem. Oj wiem dobrze jak to jest. I naprawde wam wspolczuje z calego serca. Tez tak miewalam, ale juz nie miewam:) Teraz w listopadzie mam wiecej checi do roboty, bo jest wreszcie chlodniej, slonko swieci, mozna isc na spacer, opuszcza czlowieka ta gorąca, przepocona ospalosc. Do tego ogarnia mnie juz od jakiegos czasu chec zrobienia"wiosennych porzadkow" tej jesieni, zwlaszcza, ze bede miala gosci na Thanksgiving. Plany sprzataniowe mam szeroko zakrojone od mycia okien po pranie obic krzeslowych, porzadkowanie w szafach, nabywanie nowych sprzetow itd. Nagle poczulam potrzebe zmiany recznikow, kupna nowej poscieli i sztuccow, zamierzam przerobic wystroj dzieciecej lazienki. Dzis wymylam szafki w kuchni - szczegolnie pod szafkami, bo tam nigdy nie zagladam, bo zawsze sie spiesze. Doslownie jakby wiosna sie zblizala, a nie zima:)
Trzymajcie sie cieplo! Nie dawajcie sie szarosci, moze bedziecie miec biala zime - czego my nie uswiadczymy...

niedziela, 4 listopada 2012

Podwojne party urodzinowe

W tym roku ze wzgledu na to, ze:
- Olus nie ma jeszcze grona swoich osobistych kolegow - poza jednym, reszta to rodzenstwo Maycinych kolezanek,
- jego urodziny wypadaja we wrzesniu kiedy pogoda na zewnatrz jest nie do zniesienia i przewidzenia wiec raczej party w parku nie wchodzi w rachube,
- Maya konczy swoje lata tuz przed swietami przez co zaproszeni goscie zamiast na jej party wyjezdzaja na Christmas do swoich rodzin,
postanowilismy zamiast dwoch osobnych imprez urzadzic jedna, za to porzadna w jakims fajnym miejscu. Wybralismy Pump it Up gdzie dzieci szaleja na bouncy castles - takie nadmuchiwane domki, zjezdzalnie, tory przeszkod. Wiekszosc dzieci uwielbia bawic sie w takich miejscach, nie trzeba organizowac im czasu i zabawiac. Do tego zmecza sie strasznie i po poltora godziny skakania sa gotowi na pizze i tort:)
Impreza odbyla sie wczoraj i dzieciary byly absolutnie zachwycone:)

środa, 31 października 2012

Już się zbliża...:)

Doszly mnie sluchy ze w Polsce ksieza i ogolnie kosciol jest absolutnie zbulwersowany Halloween.
Nie wiem doprawdy czego zlego sie w tych obchodach dopatruja...? Nie rozumiem co im to przeszkadza, ze sie dzieci poprzebieraja...Czy naprawde wszystkie swieta i obrzedy musza byc pochodzenia religijnego w Polsce...? Nie wiem co wy o tym sadzicie??? Mi, z kraju, ktore opetuje co roku goraczka halloweenowa, wydaje sie to baaardzo przesadzone i zupelnie idiotyczne zeby robic afere z zupelnie nieszkodliwego swietowania. No ale to jest tylko moje skromne zdanie:)
U nas jest szal totalny! Kosciol katolicki, ktore tez tu u nas funkcjonuje i dziala, juz dawno dal sobie spokoj z wyrazaniem swojej dezaprobaty, bo mialby przeciwko sobie cale Stany.
Domy przystrojone, cukierki nakupione, przebrania w pelnej gotowosci, pogoda ulegla naglej przemianie i dzis rano termometr wskazywal tylko 15st C:). Powycinalismy nasze dynie. Olus chcial konieczne nietoperza a Maya trupia czache - Wiesiu znalazl jej wzor dziewczynskiej trupiej czachy z kokardą:)




wtorek, 30 października 2012

Chustka odeszla...

Mam taka teorię, nie wiem czy mozna ja w ogole potwierdzic..., ale wydaje mi sie, ze duzo wiecej ludzi zegna sie z zyciem jesienia. Tak jakby kolejne szarobure dni jesienne przytlaczaly ich coraz bardziej, jakby ulatniala sie z nich wola zycia, jakby nie mieli juz sil sie bronic, jakby organizm dawal  za wygrana...
Poplakalam sie, choc jej nigdy nie poznalam. Podziwialam za sile, optymizm, poczucie humoru, madrosc, za to jaka byla matka.  Czytalam egoistycznie, bo mimo, ze to ona byla chora, dawala mi sile i kopa w tylek, zebym sie nie uzalala, zebym doceniala to co mam, ta chwile, ta milosc, ten dzien, moje zdrowie, usmiech dzieci, slonce, powiew wiatru... Trzymalam za nia kciuki, wierzylam w cud, mialam nadzieje...
Dzisiaj smutno...zal Jasia:( dobrze ze bedzie mial swojego Aniola Stroza

sobota, 27 października 2012

W poszukiwaniu jesieni

Zmeczeni naszym upalem pojechalismy poszukac troche jesieni.
W tym roku zdalismy sobie sprawe, ze nasze dzieciary wlasciwie nigdy nie widzialy takiej prawdziwej zlotej jesieni w pelni, ale coz urodzone na Florydzie gdzie poznym listopadem robi sie tylko mnie zielono i nieco chlodniej:( Jezdzilismy zawsze na Thanksgiving do rodzicow Wiesia ale wtedy bylo juz po zlocie i czerwieni, uswiadczalismy tylko chlodna, ponura szarosc.
Oczywiscie nie obeszlo by sie bez skomplikowanego planu:)
Wiesiu jechal na delegacje do Atlanty, Maya w zeszly piatek miala wolne w szkole. Wymyslilismy, ze wezme dzieciary i pojade sama (7 godzin!!!) do Atlanty gdzie spotkam sie z mezusiem po skonczonej konferencji, po czym nawiedzimy super czaderskie tamtejsze akwarium, ktore zawsze chcielismy zobaczyc ale jakos sie nam nie skladalo po drodze. A stamtad do Charlotte, zeby zrobic sobie fajna wycieczke w gory - bo tam akurat wlasnie szczyt sezonu jesiennego i ma byc cudnie!
Wyjechalam po 4-tej rano w piatek, zajechalam pod hotel Wiesia 15 minut przed umowionym czasem - ach ta moja punktualnosc:))) Akwarium bylo naprawde ogromne, nasze w Tampie, ktore zawsze wydawalo mi sie super fajne wypada baaardzo blado przy trzech rekinach wielorybich plywajacych sobie majestatycznie obok ogromnej manty (taka plaszczka wodna) - ponoc nazywana jest diablem morskim - wcale mnie to nie dziwi:) Mnie osobiscie najbardziej podobaly sie Belugi czyli wale biale zwane ponoc Białuchami, cudne sa, jak takie wieksze delfiny, bardzo przyjacielskie i piekne.
Bylismy tez na takim show z delfinami - tyle ze dzieci juz nam padaly na twarz, wstaly w koncu po 4tej rano:(
Ale wrazenia z gor przycmily te z Atlanty. Pierwszy raz podziwialam jesien w gorach - cos pieknego!
Tak nam sie spodobalo, ze zrobilismy sobie dwie wycieczki, ta druga bez dzieci, ktore nie docenialy az tak jak my niesamowitych krajobrazow. Napstrykalismy mnostwo zdjec, bo gdzie nie spojrzelismy wszystko bylo warte uwiecznienia. Ale zdjecia w pelni nie oddaja tego co widzialy nasze oczy.
Wrocilismy w pore by doswiadczyc nieco ochlodzenia - dzis tylko 23 st i wiaterek - huragan idzie calkiem niedaleko i choc w ogole nie idzie w nasza strone przyniosl troszke pieknej wietrznej pogody:)

poniedziałek, 15 października 2012

Uwaga: Artysta

Nasz syn przezywa aktualnie swoj okres artystyczny. Odkrywa, niespotykane i zdumiewajace nas czasami, techniki ekspresji artystycznej:) Kazdy ma swojego konika nieprawdaz... Olusia konikiem sa wipes - tak dobrze przeczytaliscie:) Nasz synus lubi sie produkowac na wilgotnych chusteczkach zazwyczaj uzywanych do wycierania roznych czesci ciala maluszkow. Wczesniej, zanim odkryl swoje zdolnosci plastyczne, robil z nich pizze - co wydawalo mi sie dziwne...Teraz tworzy kolaze, malunki i rysunki na nich. Ostatnio zrobil jedna dla swojej przyszywanej kuzynki Veronisi i chcial ja wyslac nazywajac swoje dzielo: love wipe:)
Uzywa tez papieru oczywiscie, ale sklonnosc do wipes zawsze powraca.
Moje potomstwo jest bardzo plodne i efekty ich ciezkiej acz owocnej baaardzo pracy walaja sie wszedzie. I nie wiem juz na tym etapie czy sie cieszyc, ze maja jakies zajecie czy wkurzac sie na papierzyska wszedzie i marnowanie kartek, bo artyzm Olusia przypomina mi bardzo dziwne bohomazy sztuki nowoczesnej:)
Zauwazylam tez, ze obydwa moje dzieciecia czesto gesto rysujac, malujac lub naklejajac spiewaja jednoczesnie. Dosyc ze nie tancza w tym samym momencie:)


poniedziałek, 8 października 2012

10 lat temu...

10 lat temu poznym pazdziernikowym popoludniem (dokladnie 8 pazdziernika) pojechalam z moja przyjaciolka i jej mezem do domu jej znajomej na spotkanie zaaranzowane w celu zapoznania mej skromnej osoby z bratem owej znajomej - Wiesiem.
Becia zaczela planowac ta cala mala impreze jeszcze zanim chyba opuscilam Polsce. Wedlug niej jechalam poznac swojego przyszlego meza:)
Siedzielismy przy stole w bardzo pieknym domu kiedy wyzej wymieniony pan Wieslaw pojawil sie u drzwi wejsciowych i ....moje serce zamarlo. Zamiast jakiegos fajtlapowatego brzydala, ktorego swata jego wlasna siostra mialam przed soba uosobienie moich skrytych marzen - przystojnego, sniadego, eleganckiego przystojniaka - no wiecie taki so spoglada na ciebie spod kosmicznie dluuugich rzes, ma kruczo-czarne wlosy i skronie przypruszone juz lekko siwizna co tylko dodaje mu uroku.
A ja zamiast podskoczyc z radosci i rozpoczac wielkie flirtowanie by zauroczyc go i rozkochac w sobie...chcialam sie zapasc pod ziemie, z braku umiejetnosci zapadania sie lub znikania skulilam sie tylko na moim krzesle majac nadzieje, ze moze dzieki temu wydam mu sie mniejsza - czyt. szczuplejsza. Tak akurat bowiem sie zdarzylo, ze w tym okresie mojego zycia mialam na sobie 20 kg wiecej niz normalnie:( I mialam rowniez swiadomosc, ze kazdy facet zakochuje sie okiem, tak wiec czulam sie kompletnie na straconej pozycji. Ten jeden raz kiedy naprawde potrzebowalabym zachwycic kogos swoja super zgrabna sylwetka, z ktora przyjechalam do tego kraju!, moglam jedynie liczyc na to, ze jakims cudem spodoba mu sie moja aktualna pyzata i postawna postura:(
Moglabym oczywiscie oczarowac go swoja elokwencja, wciagnac w jakas zajmujaca rozmowe, ujawnic moj niesamowity intelekt, zablysnac humorem i swoja nieodparta osobowoscia...ale doslownie jezyk stanal mi kolkiem w ustach. Bylam oniesmielona, pokonana przed startem, zdawalam sobie sprawe, ze taki facet nigdy na mnie nie spojrzy, nigdy sie mna nie zaintereresuje. Czulam sie wstretnie, bez szans, totalnie zawstydzona ta cala sytuacja. Postawilam na przeczekanie, nieodzywalam sie w ogole, nawet zadal mi pare pytan, ale odpowiadalam krotko i rzeczowo, jak na jakims przesluchaniu.
Widzialam, ze ciekawie spogladal na mnie, ale moglo mi sie tylko wydawac....
Doslownie slowo: porazka nie podsumowywuje w pelni tego spotkania zapoznawczego.
Po wyjsciu Adam spojrzal na mnie rozbawiony i spytal: Co to k...wa mialo byc????
Becia byla chyba zdruzgotana, a ja probujac sie zbagatelizowac swoje idiotyczne zachowanie tlumaczylam, ze Wieslaw istotnie jest przystojny, ale za niski jak dla mnie, troche ma taka krepa budowe ciala, a to mi sie nie podoba absolutnie...ble ble ble... Becia miala tak wielkie galy ze zdumienia, ze obawialam sie, ze bede je zaraz musiala zbierac.
Tak wlasnie 10 lat temu przebieglo nasze spotkanie.
Wiem, ze Wiesiu wcale nie myslal mnie zabierac na jakakolwiek randke ( zrazilam go totalnie), ale w koncu po usilnych namowac siostry, zeby chociaz sprobowal raz, zaprosil mnie na obiad, kino i lody w Halloween - tego dnia wlasnie obchodzimy rocznice naszej pierwszej randki. Ta randka wszystko zmienila, bo wtedy dalam sobie szanse i rzeczywiscie oczarowalam mojego przyszlego meza swoja osobowoscia:))) I chyba pierwszy raz w zyciu facet zainteresowal sie mna nie zachwycajac sie jedynie moimi dlugimi nogami, ale czerpiac przyjemnosc z rozmowy ze mna i po prostu bycia w moim osobistym towarzystwie:)))
Zaprezentowane zdjatko to nasza druga albo trzecia randka...jak widac z usmiechow - bardzo udana:)

piątek, 5 października 2012

Przegrzanie

Zawsze pisze jaka to mamy cudnie wspaniala pogode...ale od kilku dni zastanawiam sie czy czasami lekko nie przesadzam z tymi ohami i ahami :( Co za duzo to nie zdrowo...naprawde juz dosyc tego zaru z nieba...O tej porze roku kazde wyjscie zamienia sie w meke, bo kto czerpie przyjemnosc z funkcjonowania w warunkach saunowych...  Jestesmy tez juz wszyscy zmeczeni tym naprzemiennym deszczem i upalem, upalem i deszczem, czasami pada po pare razy na dzien - ale zadnej ulgi to nie przynosi tylko jeszcze wieksza wilgotnosc w powietrzu.
Odbieranie Mayci ze szkoly w obydwu przypadkach nie nalezy do przyjemnych. Albo roztapiamy sie na sloncu, parzy leb, przypalaja sie poszczegolne wystajace czesci ciala, bluzka przykleja sie natretnie, i czuje sie wszedzie krople potu kulajace sie powoli ciurkiem. A jak pada - a czesto pada przy odbieraniu Mayci bo opady sa zazwyczaj popoludniowe, to pedzimy z parasolami, ktore niewiele nas oslaniaja od deszczu, w kaluzach, slizgajac sie w mokrych klapkach i modlac sie zeby zaraz nie zaliczyc gleby z drugim dzieciakiem u boku drepczacym i jeczacym, wlazacym w najwieksze kaluze,  po czym stoimy w tlumie klinujacych sie nawzajem parasoli probujac odebrac dziecko. 
Wczoraj Olus mi zastrajkowal na parkingu twierdzac, ze on sie nie rusza z samochodu bo jest za goraco!!! I wcale mu sie biedakowi nie dziwie:(
Wiec czekamy na chocby minimalne ochlodzenie,  nie zadam tutaj sniegowych zasp jak dzisiaj w dakocie i colorado, ucieszy nas nawet zejscie do 26 - 25 st, byle nie te koszmarne 33  z aktualna wilgotnoscia:( 
To juz 6-sty miesiac takiej "cudnej" aury wiec nie dziwota, ze zdziebko nam sie juz to opatrzylo, zwlaszcza ze nie ma zadnej ulgi - bo przez te prawie pol roku nie bylo ani jednego chlodniejszego dnia lub nawet nocy. 
Pani Jesien, gdzie pani sie podziewa??????

sobota, 29 września 2012

Żal i podziw

Przeczytalam ten artykul, ktory bardzo polecam...i procz wielkiego zalu i smutku czuje tez wielki podziw dla mojej imienniczki i jej dzielnego synka. Nie wiem czy mialabym w sobie tyle spokoju i madrosci w takiej sytuacji...Mysle, ze Jas wyrosnie na bardzo madrego i dobrego czlowieka:)
Moje dzieci sa straszne dziecinne, egoistyczne, rozkapryszone i humorzaste - jak to dzieci. Ale czasami chcialabym zeby nie postrzegaly swiata tylko przez pryzmat otrzymanych lub obiecanych zabawek, zeby bardziej docenialy to, co maja, to, czego doswiadczaja, to, co im sie oferuje...Z drugiej strony wolalabym jednak zeby nigdy nie dotknelo ich to, co spotyka malego Jasia:(

wtorek, 25 września 2012

Gronkowiec

Moja mame w szpitalu podczas operacji zarazili gronkowcem naskornym:(
ARE YOU KIDDING ME????
Ja nie wiem moze powinnam sie cieszyc, ze przez pomylke jej nie amputowali tej nogi???
I jak sie nie dziwic, ze ludzie w Polsce boja sie chodzić na badania profilaktycznie skoro slysza pewnie same tragiczne historie o innych, ktorzy poszli do szpitala i juz nie wrocili albo wrocili bardziej chorzy niz weszli...Mysla sobie: lepiej trzymac sie od wszystkich lekarzy i szpitali z daleka, i nawet jak czuja, ze cos tam im dolega bagatelizuja, az juz nie sa w stanie, ale wtedy jest juz za pozno:(
Sama pamietam jak jako 5-letnia dziewczynka trafilam na pogotowie ze zlamana reka gdzie po godzinach oczekiwania pielegniarka usilnie probowala mi zagipsowac zdrowa reke:)))
A czasami idziesz po pomoc a dostajesz w prezencie gronkowca!
I musisz byc na bardzo silnym antybiotyku przez 3 miesiace, do tego nie wiadomo czy twoja pol - metrowa rana pooperacyjna (po spapranej operacji rok wczesniej)  zagoi sie dobrze z panem gronkowcem na pokladzie.
Ale to jeszcze nic, panie na sali mojej mamy 3 tygodnie czekaja na operacje swoich zlamanych nog, bo jakis monitor sie zepsul.
Wiec mowie sobie: juz nie narzekaj tak:) w koncu przeciez zooperowali mame, po tym jak prawie caly rok meczyla z koszmarnym bolem w nodze. Oj tam troszke gronkowca...
Gdzie sa ci wspaniali doktorzy z tych seriali medycznych kiedy czlowiek ich potrzebuje???


poniedziałek, 24 września 2012

Maly rowerzysta

Olus dostal duzo prezentow na urodzinki, miedzy innymi dwa gift certificates do ToysRus od cioci i chrzestnego. Postanowilismy wiec sprawic mu rower. Musze tutaj nadmienic, ze nasze dzieciary sa wspanialymi plywakami ale niestety marnymi rowerzystami:( Moze dlatego, ze wiecej siedza w wodzie niz na rowerze:))) No w kazdym razie probujemy to zmienic zachecajac je do wycieczek rowerowych, ale Maya aktualnie woli swoja hulajnoge, a Olus jak dotad mial maly trojkolowy rowerek, ktory mozna popychac z tylu, co spryciarz wykorzystywal i odmawial pedalowania.
Ale jadac do sklepu zapowiedzielismy mu, ze chcemy zobaczyc jak pedaluje inaczej z rowera nici. W Toys'RUs Alex zasiadl na rowerku i....siedzial sobie:) Twierdzil, ze jest za malutki. Taaaa:) Jak stwierdzilismy, ze w takim wypadku kupimy rower dla Mayci nagle zaczal jezdzic:), ale nie kierowac.
Rower przyjechal wiec do domu. Ah zapomnialam wspomniec, ze mowimy tutaj o super czaderskim  "Spiderman bike"!!! z pelnym osprzetowaniem - kask, rekawiczki, nakolanniki itd:) Mayci bylo troszke smutno, wiec dostala super czaderski kask jako zapowiedz nowego rowera, ktory dostanie na swoje urodziny - z poprzedniego juz wyrosla.
W sobote miala miejsce pierwsza wycieczka rowerowa po osiedlu. I musze przyznac, ze widac bylo wielka radosc i frajde jaką ta nowa umiejetnosc sprawila naszemu synowi. Niezle sobie radzil, chociaz musielismy mu asystowac, bo zamiast przed siebie spogladal wszedzie indziej - w szczegolnosci na swoje pedalujace nogi:)
Ale dzisiaj wzielam go znowu na przejazdzke i to dopiero byl ubaw:))) Usmialam sie, bo Olus jadac nadawal jak wolna Europa:) Komentowal bardzo! swoje umiejetnosci i wszystko co mijalismy po drodze.
Za kazdym razem jak przystawal popedzalam go: No pedaluj Olus pedaluj!
A on za kazdym razem mi odpowiadal: Ja pedajam mama!
Powiedz: Ja pedaluje
O: Ja pedaduje!
Raz sie rozpedzil i jak puscilam mu kierownice zjechal troche na bok, po czym stanal i westchnal z ulga mowiac: I have no injuries right now.
Potem zaczal  sie znowu rozpedzac wolajac: Let's rock and roll!!!
 

czwartek, 20 września 2012

My Boy

Source: etsy.com via Joanna on Pinterest

Moj maly chlopczyk skonczyl 4 latka:) I nadal jest moim malym chlopczykiem...i nie wiem czy kiedykolwiek przestanie nim byc:) Bo daje mi wielkie, mokre i pyszne buziaki z taka sila i przejeciem ze miazdzy mi pol twarzy, bo jak jest zmeczony przychodzi do mnie i lasi jak maly psiaczek, wchodzi mi na kolana i wklada glowe pod moje ramie, bo jak mnie przytula z rozmarzona minka i zamknietymi oczkami powtarza: Moja mama, moja mama:) Bo jest jak mala malpeczka skaczaca po sofie z usmiechem od ucha do ucha i figlarnymi ognikami w oczkach. Bo ma takie slodziutkie pulchne lapki i jeszcze pulchniejsze udziki i stopki, ktore mam ochote zjesc:) Bo smiesznie tanczy krecac dupka.
I w ogole uwazam, ze jest najslodszym 4-latkiem jakiego znam, mimo, ze straszny z niego lobuziak.


wtorek, 18 września 2012

Operacyjny tydzien

W tym tygodniu przezywac mi chyba bedzie trzy operacje.
Wczoraj stresowalam sie operacja najlepszej przyjaciolki Mayci ze szkoly, ktora bidulka nagle zaslabla parokrotnie w zeszlym tygodniu i jak sie okazalo jej serduszko potrzebuje rozrusznika - ktory wlasnie wczoraj jej wszczepiono. Ponoc operacja sie udala, ale wyobrazam sobie az za dobrze jak musiala to przezywac jej mama, z ktora sie przyjaznie.
Dzisiaj natomiast moja mama miala operacje, ktora miala poprawic jej schrzaniona chyba procedure wymiany biodra wykonana rok temu. Na razie nie wiem co dokladnie odkryli chirurdzy, wiem tylko, ze ponoc wszystko jest ok, operacja trwala prawie dwa razy tyle co poprzednia i zrobili jej tylko znieczulenie od pasa w dol!!!! Nie jestem chirurgiem ale nie slyszalam zeby 4-godzinna operacje przeprowadzac na znieczuleniu miejscowym...ktore wedlug mojej mamy pod koniec operacji przestawalo dzialac i czula jak ja zszywaja!!! Po operacji czula sie koszmarnie. A ja czuje sie koszmarnie, ze mnie tam nie ma przy niej:( Ale z drugiej strony moze to i lepiej bo chyba bym tam robila awanture za awantura:) co pewnie i tak nie przynioslo by zadnego pozytku...Mam wiec nadzieje ze tym razem wszystko sie swietnie zagoi i mama nie bedzie musiala wracac kolejny raz na sale operacyjna.
A w piatek coreczka mojej najblizszej przyjaciolki ma miec usuwane migdalki - to juz trzeci termin, wczesniej byla dwa razy chora:) moze tym razem sie uda:)
Jakby tego bylo malo w poniedzialek weszlam na moj ulubiony blog i zasmucilam sie strasznie:(

poniedziałek, 17 września 2012

Podwojna 18-stka:)

Pare dni temu obchodzilam urodzinki:) I musze pochwalic tu mojego mezusia, ze w tym roku spisal sie na medal. Dostalam rano kartke od kazdego czlonka rodziny - wszystkie piekne i wzruszajace. A popoludniu malzonek oznajmil, ze odbierze Maye ze szkoly i...dosyc dlugo ja odbieral. W koncu uslyszalam dzwonek do drzwi, a na progu zobaczylam Maye z kwiatkami, Olusia z wielkim balonem, mezusia z tortem na dloni na ktorym iskrzyly sie zimne ognie spiewajacych sto lat...doslownie zamarlam ze zdumienia:))) Torcik byl lodowy, z mojej ulubionej cukierni - pycha. Dostalam duzo zyczen, smsowych, facebookowych, telefonicznych. Prezenty ida, ale jeszcze nie doszly:)
A od moich rodzicow dostalam dwie kartki urodzinowe, obydwie na 18-ste urodziny...zajelo mi pare sekund zeby skumac dlaczego:))

sobota, 8 września 2012

Wrzesniowy chaos

Wrzesien w naszym domu jest zawsze jakis zabiegany, pedzacy, meczacy, i oczywiscie przez to wszystko stresujacy niestety. Glownie dlatego, ze zawsze musimy przyzwyczaic sie do nowego rozkladu jazdy na caly tydzien - wymagajacego od calej rodziny ale powiedzmy sobie szczerze w szczegolnosci ode mnie :) wiekszej sprawnosci, gotowosci, szybkosci, organizacji i nakladow pracy oczywiscie. Wszystko musi isc zgodnie z planem, bo inaczej posypie sie caly dzien - w szczegolnosci sroda:) W srode Maya ma szkole jak codzien ale po niej pedzimy na balet a z baletu pedzimy na religie.  We wtorki i czwartki do szkol odwoze dwoje dzieci - do dwoch roznych szkol! Mam raptem 2.5 godziny dla siebie co wykorzystuje na yoge, sprzatanie domu, szybkie zakupy albo tak jak w zeszly czwartek zglaszam sie na ochotnika do pomocy w Mayci szkole - bo musimy wyrobic 20 godzin wolontariatu w czasie roku szkolnego. To wszystko dzieje sie w kosmicznym upale, czekajac na Maye przed szkola roztapiam sie razem z Olusiem - doslownie:) Codziennie sprawdzamy prognoze pogody czy aby nie utworzyl sie jakis nowy huragan...We wszyskich sklepach jesienne ubrania...nie wiem dla kogo??? Bo nie sadze aby ktokolwiek na polwyspie florydzkim ubral sie te kreacje przed koncem listopada:) Do tego zblizaja sie moje i Olusia urodziny i stresuje sie zawsze o tej porze jak urzadzic party urodzinowe mojego syna skoro spotkanie w parku i zabawa na swiezym powietrzu grozi udarem slonecznym albo zmoknieciem, a wynajecie specjalnego lokalu na te okolicznosci kosztuje fortune. Ze wzgledu na to, ze jego urodziny przypadaja tuz po wakacjach nikomu sie nie chce przyjezdzac do nas na wielkie swietowanie:( Czekamy wiec z utesknieniem na choc minimalne ochlodzenie i  przyzwyczajenie sie do nowego rozkladu zajec.
Aha i jeszcze wytlumaczcie mi dlaczego moja corka spedza 7 godzin w szkole i dostaje pare stron zadania domowego  z  pisania, czytania, matematyki i nauki, gdy tymczasem Mayci kuzyn w Polsce zaczal szkole wlasnie i chodzi na 3-4 godziny dziennie i rysuje szlaczki z trojkatow na zadanie domowe...???

poniedziałek, 3 września 2012

Pokoik Mayci

Oto najnowsza wersja pokoiku naszej corki pod tytulem "Kwiatki i motylki":)




Pokoj zostal wymalowany, umeblowany i udekorowany - Maya ma wieksze lozko, wiecej szaf na ubranka, wiecej polek na ksiazki, lalki, skrzyneczki i inne pierdulki, a przede wszystkim nasza corka dorobila sie biurka. Wszystko w kolorach zolci, zieleni, bieli i rozu czyli kwiatkowo - motylkowe:)

sobota, 1 września 2012

Z notatnika mamy...

Juz wielokrotnie "chwalilam" sie tekstami moich dzieci, ktore nadal mieszaja dwa jezyki, ich gramatyke i slownictwo i czasami trudno nam zachowac powazna twarz odpowiadajac na ich pytania czy tez sluchajac niesamowitych wypowiedzi:) Kazdego dnia kladac sie spac referujemy sobie nawzajem z Wiesiem najsmieszniejsze teksciki dnia, niestety nie zawsze mam przy sobie notatnik i zdziebko czasu zeby je zapisac, ale czasami poniektore udaje mi sie uwiecznic. Oto pare z nich z ostatnich miesiecy:

M: Jeszcze nie finiszowalam!

M: Likałam sobie palec.

Podaje Mayci kurczaka z rożna, a ona zajada i pyta: Is chicken in it?

Siedze z Maya przy komputerze i w pewnym momencie nie mogac sie powstrzymac puszczam bąka:) a Maya po chwili: Mama ja pachniałam twoj purt!

Mayci laleczce odpadla glowa i reka. Tata ja probuje zreperowac. Maya tlumaczy mu: She's getting a little bit offie.

Maya oglada stare zdjecia i opowiada Olusiowi: A tutaj it's me - I pijing my piciu

Maya pokazuje zdjecie taty i mowi do niego: A tu jestes Ty i nobody:)

M: Ja kauntowalam od 1 - 10

Maya tanczy cos na ksztalt flamenco i chwali sie ze tanczy "espaniol ballet", poprawiamy ja tlumaczac co to za taniec a ona na to: Ja tancze Flamingo ballet:)

Ja: Mayci wiesz, juz niedlugo pojdziesz do szkoly?
M: Jutro?
Ja: Nie, po weekendzie.
M: A co to jest poweekend?

O: Ja musim isc do ślipania

O: Tata ja jestem taki ślipaczek

O: I'm the szybkest

Olus przekomarza sie z tata i zwiewa mu kiedy ten chce go ubrac w pizame, mowi: get me on the dupka:)

Wracamy z Mayci szkoly, opowiadam jej, ze Olus byl pierwszy raz w szkole. Maya przejeta pyta sie go:i jak mowiles jak ci sie chcialo siusiu? (obawialismy sie bowiem ze nasz syn nie bedzie mowil tego po angielsku i probowalismy go szkolic wczesniej w domu) Na to Olus odpowiada, ze mowil, ze "ce mu sie siusiu" A Maya zniecierpliona: Nie Olus nie mozesz tak mowic w szkole. TU JEST AMERICA! W Poland wszystkie ludzi mowia po polsku!!

Olus wspomina swoj pobyt w Polsce i zaczyna opowiadac tacie: W tym land po polsku....

Ja: Olus jestes glodny?
O: Nie, nie jestem glodny. Ja cem zjec nic.

O(dawno temu): Oooo kali perter (czyt: helikopter:))

cdn..




wtorek, 28 sierpnia 2012

New guilty pleasure

Mam nowa obsesje. Nazywa sie Pinterest. To taki wizualny Twitter. Chcialam tylko zobaczyc co to wlasciwie jest i na czym polega i wpadlam po uszy:)
Zakladasz sobie darmowe konto i przegladzasz setki, tysiace zdjec ludzi - tzw: pins ktore mozna przyszpilic na swoja tablice jesli ci sie spodobaja. Zdjecia pogrupowane sa w kategoriach, wiec mozna wybrac co cie interesuje. Ja osobiscie uwielbiam oczywiscie sentencje, przepisy, pomysly na rozne projekty domowe w stylu "zrob to sam", przepielam juz sobie tez pare ciekawych fotek ozdob, zabaw i przekasek na dzieciece party. Lubie sobie poogladac zdjecia o urodzie i modzie oczywiscie.
Wiesiek zaciekawiony zerknal i juz po chwili stworzyl swoja tablice z nowinkami i gadzetami elektronicznymi, a dzis przegladal wszystko o fotografii - dla kazdego cos milego:)
Tak wiec polecam ale jednoczesnie ostrzegam - jest wciagajace, przynajmniej dla mnie, bo lubie probowac nowych rzeczy, realizowac nowe pomysly dekoracyjne itd.

   

środa, 22 sierpnia 2012

Nastawianie sie

Wedlug mojego meza moja najgorsza wada chyba jest tzw: nastawianie sie!!! Nie wiem czy to cecha wszystkich lub wiekszosci kobiet czy niewielu...No w kazdym razie ja sie strasznie "nastawiam" czyli planuje sobie pewne rzeczy, wyjazdy, spotkania, atrakcje, i jesli ktos lub cos pokrzyzuje mi te plany jestem absolutnie wsciekla. Przezywam to jak mrowka okres choc nie jest to zazwyczaj nic istotnego. Wiesiek sie ze mnie nabija zawsze i pyta ironicznie: Co nastawilas sie znowu???:)
Probuje z tym walczyc, ale jakos srednio mi wychodzi:( Albo w ogole mi nie wychodzi, tak jak dzisiaj na przyklad:( Jestem zdegustowana Mayci szkola, ktora zniweczyla moj caly pieknie zaplanowany grafik pozalekcyjnych zajec mayciowych. Zapisalam ja juz w maju i w czerwcu na religie i balet - wszystko po uzgodnieniu z innymi mamami zeby nasza corka mogla nadal chodzic z tymi samymi kolezankami, zebysmy nie musieli latac na te zajecia w weekendy itd. Tymczasem szkola Mayci zmienila sobie godziny i konczy sie dokladnie wtedy kiedy zaczynaja sie Mayci zajecia baletowe:( Zeby to zmienic musialabym zmienic rowniez religie, i wszystko wywrocic do gory nogami. Mialam nadzieje ze uda sie moze ja chwilke przed zakonczeniem wyciagac z tej szkoly ale oczywiscie to jest wbrew polityce szkoly:( Do tego znowu rano i popoludniu jest chaos przy odprowadzaniu i odbieraniu - wczoraj nawet zgubili jakies dziecko!!!, jakby niczego sie nie nauczyli z poprzedniego roku, spotkanie organizacyjne zrobili jedno dla calej szkoly i ludzie nie mogli nawet wejsc do sali. Po prostu rozwala mnie ten ich brak pomyslunku, organizacji i przygotowania. Czy ja naprawde musze sie tak stresowac na poczatku kazdego roku szkolnego???
Jestem dzis tak sfrustrowana ta cala sytuacja ze nawet nie poprawila mi humoru cudnie i sprawnie przebiegajaca orientacja w szkole Olusia. Bylam naprawde pod wrazeniem ich punktualnosci, swietnego przygotowania i zorganizowania. To szkola przykoscielna, naprawde mala, ale mieli 5 roznych spotkan z rodzicami w zaleznosci od wieku i programu nauczania. I jestem pewna ze jutro podczas pierwszego dnia Olusia wszystko przebiegnie sprawnie i zgodnie z planem.
A teraz dodatkowo pada za oknem co oznacza, ze bede musiala odebrac Maycie samochodem czekajac w kolejce niewiadomo jak dlugo...ufff i oczywiscie boli mnie glowa bo pewnie cisnienie masakrycznie spadlo co pogarsza moje samopoczucie i ogolne rozdraznienie:(
Sorry musialam sie wywentowac.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Słomiani rodzice

W piatek odstawilismy nasze pociechy tesciom i ciotce na tydzien:) I delektujemy sie nasza wolnoscia. Chociaz musze sie przyznac, ze mimo, iz zaplanowalam ta chwile ulgi od naszych rodzicielskich obowiazkow juz bardzo dawno i czekalam na nia z niecierliwoscia i radoscia to w drodze do domu czulam sie podle. Jakbym byla jakas wyrodna, egoistyczna matka. Tyle ze ja sie tak czuje nawet jak wyjde na dwie godziny do sklepu bez swoich dziatkow wiec jest to lekko chore:) Prawda jest, ze po prostu potrzebuje odetchnac troche nie wrzeszczac co po chwile - nie wchodz tam, nie rozlewaj tego, nie psoc sie jej, nie krzycz itd itp Sama mam siebie dosyc - japie i japie jak jakas szczekaczka. Poza tym przyda sie nam troche romansu, nie pogardze kolacja i kinem tylko z moim mezem - ostatnio nam sie to przydarzylo na Walentynki. A dziadkowie i ciocia wydawali sie naprawde szczesliwi mogac spedzic naszymi dzieciarami pare dni.
Tak wiec no kids this week for us:) Co prawda troche dziwnie sie czulismy na poczatku, nie jestesmy przyzwyczajeni do takiego spokoju w domu, nie ma budzenia o swicie, ani nikt nie przychodzi w nocy....
Ale nie lezymy do gory brzuchami przez caly czas - przynajmniej nie przez wiekszosc:) Przerabiamy pokoj Mayci z babikowego na dziewczecy. W sobote go wymalowalam, Wiesiu kupil nowe mebelki, dzisiaj je zlozylismy - chyba bedziemy startowac w olimpiadzie skladaczy mebli z ikei i nie zdziwie sie jak staniemy na podium:) Bylismy juz na dwoch fajowskich obiadach w niezbyt dzieciecych restauracjach i nie musielismy nikomu nic kroic na talerzu i polykac zarcia w pospiechu. Zaliczylismy tez kino. W planach mam rowniez sprzatanie calego domu, garazu i werandy, chyba nawet umyje okna..., pojde do fryzjera, pochodze po sklepach, jak zdaze, bez stresowania sie ze dzieci czekaja na obiad w domu:)
A dzieci maja sie swietnie, byli z rodzinka nad oceanem w Hilton Head Island, dzisiaj pojechali z nimi do domu i wygladaja jakby sie rewelacyjnie bawili. Tak wiec moje wyrzuty sumienia gdzies zniknely, ustapily miejsca zadowoleniu, ze nasze dzieci spedzaja mile czas z rodzina i kuzynem i maja bardzo atrakcyjne ostatnie dni wakacji. A jak wroca dom bedzie mam nadzieje cudnie wysprzatany, pokoj Mayci gotowy a rodzice wypoczeci i stesknieni:)

wtorek, 7 sierpnia 2012

Z mojego kalendarza

Pare madrych porad z mojego kalendarza  - czerwca i lipca:)

Nigdy nie narzekaj na koszty wakacji, kiedy jestes na wakacjach.
Prawda, nie psujmy sobie wakacji.

Rob wiecej zdjec ludzi nic miejsc. 
Moze po prostu rob wiecej zdjec, duzo wiecej, zachowasz najprawdopodobnej  i tak te z ludzmi, te beda dla ciebie najcenniejsze.

Nigdy nie pozwol, aby kwiaty lub przyjaznie umieraly z powodu braku dostatecznej uwagi.

Zawsze komplementuj ogrodki kwiatowe i nowonarodzone dzieci 
W tych sytuacjach komplementy zawsze same pchaja sie na usta na szczescie

Nigdy nie przysmazaj bekonu na golasa :)
Ciekawe dlaczego...:)

Jesli dziecko mowi ci, ze zaraz zwymiotuje, uwierz mu. 
Oj ja juz sie o tym nie raz przekonalam. 

Kiedy potrzebujesz cwiczen fizycznych, sprobuj schwytac koze.
Ewentualnie w razie absolutnego braku kozy pod reka proponuje pobawic sie z moim synem w parku - wyjdzie na to samo:) albo przyjsc posprzatac nasza chalupe - gwaratuje duuzo ruchu!:)

Jesli masz chociaz jedna watpliwosc, nie zen sie! 
Wazne!!! - mozna sobie oszczedzic nerwow, stresow, rozczarowan albo nawet rozwodu na przyklad.

Kiedy jestes na wakacjach albo obchodzisz uroczystosc rodzinna, nie przejmuj sie zbytnio kosztami. To nie jest czas liczenia pieniedzy, to jest czas gromadzenia wspomnien.
Absolutnie sie zgadzam! Koniec koncow te wspomnienia beda bezcenne.

Nigdy nie szturchaj weza krotkim patykiem.
Nasuwa sie pytanie: po co w ogole go szturchac?????






środa, 1 sierpnia 2012

Refleksje powakacyjne

Chcialam sie podzielic z wami moimi refleksjami po wizycie w Polsce - osobistymi i zupelnie banalnymi. Lubie sobie robic takie podsumowania, bo zawsze sie zastanawiam czego nowego sie nauczylam, co osiagnelam, zdobylam, pozanalam, widzialam itd. Zapewne zauwazyliscie juz, ze zawsze po wakacjach musze to z siebie wypluc:)
Tym razem takie mnie naszly mysli bedac miesiac w Polsce, poza domem:

- a mianowicie mam wspanialych braci:) Sa daleko, ale mam wrazenie, ze jestesmy sobie blizsi niz kiedykolwiek. Mieszkajac na innym kontynencie latwo jest stracic kontakt z rodzina lub pozwolic by ta wiez rodzinna sie bardzo rozluznila, splycila. Nam udalo sie tego absolutnie uniknac - bracia dzwonia do mnie na skype, duzo rozmawiamy, a podczas naszej wizyty spedzilismy sporo czasu razem i bylo naprawde wspaniale. Obydwoje starali sie bardzo umilic mi pobyt, ulatwic zalatwienie spraw, robili za kierowcow, nianki, wymyslali atrakcje, zabierali na wycieczki, dawali prezenty. Po prostu byli dla nas i z nami przez ten caly czas.

- w ogole czas spedzony z rodzina jest absolutnie bezcenny, wcale nie zaluje, ze musialam zrezygnowac z moich planow renowacji kuchni na rzecz tego wyjazdu - totalnie sie to mi oplacilo:)

- zauwazylam duzy postep jesli chodzi o infrastrukture - szczegolnie drogowa:) bardzo duzo nowych drog, a jeszcze wiecej w budowie. Poza tym wiecej nowoczesnych budynkow, odrestaurowanych kamienic, ladnie zadbanych rond - tak nawiasem mowiac strasznie duzo tych rond!, w ogole jakos tak ladniej i czysciej - przynajmniej w Poznaniu. Gdyby jeszcze wprowadzili nakaz zbierania po psach z chodnikow...  wejsc w g....o niezbyt trudno niestety:( Ucieszyly mnie nowe parki dla dzieci i inne atrakcje, a najbardziej bezplatny tramwaj w poznanskim nowym zoo - w koncu wycieczka do zoo nie konczy sie zdychaniem dzieci w drodze do sloniarni:)

- Polki dbaja o siebie! i to jak! Po ulicach chodza takie laski - zgrabne, zadbane, ubrane modnie, ze az czasami myslalam sobie "moze to i dobrze ze Wiesia nie ma ze mna tutaj...:)" Dziewczyny tak trzymac!
 
- Panowie natomiast popadaja w dwie skrajosci - albo nie myja sie wcale, zakladaja te same przepocone koszulki i nie uzywaja dezodorantu albo wylewaja na siebie caly flakon perfum lub wody kolonskiej:) W jednym i drugim wypadku nos wysiada:)

- nie wiem jak polscy rodzice sa w stanie zabierac dzieci na rozne atrakcje i wycieczki skoro ich ceny sa tak wywindowane, ze  aby wybrac sie na poznanskie termy, do zoo, albo na wycieczke nad Malte trzeba chyba najpierw obrabowac bank...

- zbulwersowalo mnie to, ze musialam osobno placic za ketchup do frytek nad morzem i dawali go kapke doslownie,

- Baltyk jest tak zimny, ze to nawet nie jest smieszne, czulam sie jak Mors probujac wejsc do wody, za to jak weszlam do naszego basenu po powrocie mialam wrazenie ze zanurzam sie w zupie, wole jednak nie byc bliska zatrzymania akcji serca pluskajac sie wakacyjnie i czuc swoje czlonki:)

- ludzie w Polsce wydaja sie milsi, bardziej otwarci, usmiechnieci, to mi sie najbardziej podobalo, nie mialam zadnego nieprzyjemnego incydentu, nawet w sklepach kasjerski i ekspedientki byly super milutkie,

- granie w gry z rodzina bardzo zbliza i poprawia ogolne samopoczucie:))) zwlaszcza jak sie patrzy na swoja mame pokazujaca lwa - to chyba wyrylo sie w naszej pamieci:)i umiera sie ze smiechu kiedy twoj brat udaje wydre:) bardzo polecam!

- po tych wakacjach doszlam do wniosku ze moja rodzina ma kompletnego bzika na punkcie grillowania, kazdy jest specem w swoim mniemaniu, grilluja absolutnie wszystko, obawialam sie juz ze gdyby te wakacje nad morzem potrwaly jeszcze pare dni pewnego wieczoru z przyjemnoscia spozywalabym pewnie zgrillowanego kalosza:)))

- z kuzynami fajnie sie jest bawic, ale miesiac zabawy doprowadza w koncu do klotni i niesnasek niestety - stwierdzam na podstawie obserwacji moich dzieciarow i ich kuzynow,

- miesiac rozlaki z mezem to troche zbyt dlugo, strasznie stesknilismy sie za soba, bylo mi tez zal, ze nie mamy wspolnych wspomnien, ze go nie bylo z nami, nie wiem czy jeszcze kiedys zoorganizuje nam takie rozlakowe wakacje...

- kijowo jest byc samotnym rodzicem na wakacjach - nie polecam, dzieciary z wszystkim leca do ciebie, nie ma: idz do tatusia, cale szczescie ze jednak byla tam cala nasza rodzinka do pilnowania - szczegolnie mojego ancymonka. Nie wyobrazam siebie byc samotna matka na pelen etat.

- mieszkajac miesiac w dwupokojowym mieszkanku moich rodzicow, odwiedzajac rodzine i znajomych doszlam do wniosku, ze naprawde nie mam prawa narzekac na nasze warunki mieszkaniowe, a zdarzalo mi sie ostatnio. Ten wyjazd pozwolil mi docenic nasz domek i spojrzec na niego milej:)

Tyle mi przychodzi w tej chwili do glowy:)




niedziela, 29 lipca 2012

Polskie zdobycze

Wrocilam i przywiozlam ze soba skarby:))) Duuuzo skarbow!!!
Przede wszystkim wspomnienia - z naszych rodzinnych wakacji nad morzem, wypadow z dzieciakami, wypraw do rodziny, ze spotkan ze znajomymi, i oczywiscie zdjecia - mnostwo zdjec:) Trzaskalam ile wlezie. Chyba ludzie brali mnie za japonska turystke:) Poza tymi wlasnorecznie utrzasnietymi udalo mi sie wycyganic cala mase starych zdjec rodzinnych zeby miec za oceanem taka namiastke naszej rodzinnej historii i moc pokazywac dzieciakom przodkow i swoje wlasne mlodziencze lata w "starym kraju":) To moja najlepsza zdobycz tego wyjazdu.
Upolowalam tez kolejna polska wycinanke do udekorowania naszej kuchni, koszulki euro dla wszystkich facetow, bursztynowa bizuterie, ksiazki dla siebie i dzieci, 5 plyt z polska muzyka, caly worek kosmetykow - glownie cudnie pachnacych zeli do kapieli i ....2 sloiki majonezu - towar deficytowy na obczyznie:))) Niezbyt wiele tego - bo inaczej nie zmiescilabym sie w moje bagaze ( i tak mialam niemale trudnosci), ale jak cieszy:))
Wakacje byly super udane i baaardzo rodzinne. Pogoda w kratke, ale nic tragicznego, wszyscy pozostali zdrowi. Dzieci powrocily do domu z duzo lepsza polszczyzna, napasione kielbaskami i polskim chlebkiem, stesknione za tata.
Ja ucieszona czasem spedzonym z rodzinka i kumpelami, najedzona wszystkimi ciastkami jakie znalazlam w polskich piekarniach, wypoczeta bo miesiacu laby na wikcie mamy, nie moglam sie doczekac uscisku mojego mezusia, swojego lozka, lazienki i florydzkiego slonca.
A a propos zdjec - jest ich pare setek:))) dokladnie ponad 5!!!  Tak wiec wybiore najlepsze - w moim mniemaniu, do reszty bedzie link - mozecie zajrzec jak bedziecie miec jakas wolna godzine:)))


wtorek, 19 czerwca 2012

Pakowanie

Pakowanie w moim wydaniu to dluuugi proces - im dluzszy wyjazd i im dalej jedziemy tym ten proces jest dluzszy:)
Traktuje pakowanie baaardzo powaznie i odpowiedzialnie - zwlaszcza kiedy jade gdzies z dziecmi. Wszystko musi byc przemyslane, dokladnie przeanalizowane, biore pod uwage wszelkie mozliwe okolicznosci:) Po zapakowaniu przepakowuje sie pare razy, zeby waga byla odpowiednia.
Zaczelam wczoraj wiec jeszcze jestem na etapie wybierania rzeczy. Na razie mam pelna dziecieca walizke:) Zajelo mi to caly dzien bo najpierw musialam wszystkie ciuchy im przymierzyc czy jeszcze w nie wchodza - moje dzieci rosna jak muchomory po deszczu.
Na szczescie nie musze brac juz pieluch, formuly, butelek, specjalnych kremow na diaper rash, wozka, nie musze nawet Olusiowych butkow ortopedycznych wziac:) - fizykoterapeutka stwierdzila, ze juz moge sobie je podarowac, bo Olus radzi sobie swietnie:)
Problemem jest Maya i jej wizje kreacji, ktore chce zaprezentowac w Polsce:) w czasie roku szkolnego codziennie nosila mundurek wiec teraz nasza modnisia szaleje, a ma srodki do szalenstwa dzieki swojej chrzestnej:)
Zawsze stresuje sie troche, ze zapomne czegos, albo napakuje za duzo letnich rzeczy a bedzie super zimno, albo odwrotnie. Ale mimo wszystko pakowanie uwazam za bardzo ekscytujace, bo lubie wyjezdzac - zwlaszcza na wakacje:)
No ale ja tu sobie gadu gadu pisu pisu a reszta moich waliz stoi pusta - czas je wypelnic:)



piątek, 8 czerwca 2012

Koniec szkoły

Dzis Maya zakonczyla swoja edukacje w przedszkolu:))) Nauczyla sie czytac, dodawac i odejmowac w granicach pierwszej 20-stki i pisac - niezbyt ortograficznie na razie, ale tak ich ucza tutaj. Jestem bardzo dumna i ciesze sie, ze przez ten rok szkolny nasza corka zrobila niesamowite postepy, za ktore otrzymala nagrode oraz wyroznienie za najwieksza liczbe przeczytanych ksiazek w klasie. Ani razu nie musialam jej wywlekac z lozka rano, blagac by sie ubrala i zmuszac do pojscia do szkoly. Nie narzekala nawet, ze musi codziennie nosic mundurek. Zjadala przykladnie lunch, ktory jej codziennie szykowalam i dostawala wielokrotnie wyroznienia za dobre zachowanie. Semestralne raporty twierdzily ze ze wszystkich przedmiotow ma najwyzsze noty. Dla niej samej najwazniejsze jest chyba to, ze zawarla wiele pieknych przyjazni i udalo nam sie utrzymac wspanialy kontakt z dziecmi i rodzicami z Mayci poprzedniej szkoly, ktorzy rowniez dostali sie naszej podstawowki. Trzymalismy sie razem caly rok i zostalismy dobrymi przyjaciolmi, ktorzy pomagaja sobie nawzajem.
To byl dobry rok:)
A to nasz maly gang:)

piątek, 1 czerwca 2012

Kolekcja

Nie wiem jak wy ale ja w przeszlosci mialam okres kolekcjonerski:) Aczkolwiek uwazam, ze nie przesadzalam ze swoim zbieractwem. Znalam ludzi z klaserami pelnymi znaczkow i monet, z meblami obstawionymi puszkami od piwa, dekoracyjnymi lalkami, ktorymi nie mozna sie bawic itd. Ja cieszylam sie moja skromna kolekcja minaturowych buteleczek po perfumach, a potem kupowalam wszystkie ksiazki o horoskopach, ktore udalo mi sie znalezc. Z tamtego okresu najbardziej dumna jestem jednak z mojej wielkiej zbieraniny cytatow i madrych sentencji.
Aktualnie nie mam czasu wlasciwie na takiego rodzaju hobby, poza tym nie interesuje mnie juz zbieranie czegokolwiek, czuje sie o wiele lepiej od jakiegos czasu pozbywajac sie rzeczy. Ale doszlam ostatnio do wniosku, ze jakos mimochodem, zupelnie jakby przypadkowo zebrala mi sie dosyc pokazna kolekcja...przepisow kulinarnych:)))
Lubie miec moje rzeczy uporzadkowane, posegregowane, ulozone tak by byly dla mnie latwo dostepne i widoczne. Mam wiec specjalna szafke na moje ksiazki kucharskie i gazety kulinarne oraz bardzo specjalna skrzyneczke wszystkich wyprobowanych przepisow, ktore uzyskaly uznanie naszej rodziny. I jest ich sporo bo ponad 140:), co napawa mnie naprawde wielka duma:)



środa, 30 maja 2012

Oluś Rojbrojuś

Nasz syn przechodzi trudny okres...a wlasciwie my przechodzimy trudny okres z naszym synem - on wspaniale sie bawi:) Nadszedl niestety czas buntu i zlosci, frustracji i prob pokazania wlasnej niezaleznosci. W wykonaniu mojego syna to maly koszmar:( Pisalam juz wczesniej, ze jest malym rozrabiaka..taaa wtedy to on dopiero zaczynal, teraz sie dobrze rozkreca, zbyt dobrze jak na moj gust:(
Codziennie ratuje cos w domu - sciany, dywany, sprzety, ciuchy, talerze. Codziennie lece gdzies ze szmata, recznikiem, cloroxem, magic eraser, klejem zeby unieszkodliwic efekty olusiowych "zabaw". Codziennie moje rece opadaja razem ze szczeka ciut dalej, aktualnie wisza chyba gdzies nad Australia.
A pomyslow nasz synus ma az za duzo niestety.  Wydaje mu sie, ze jest absolutnie samodzielnym malym czlowieczkiem, gardzi nasza pomoca probujac udowodnic nam i sobie samemu, ze wszystko, powtarzam wszystko potrafi sam zrobic. Skutki takiego zachowania sa niestety czesto gesto oplakane i bardzo ubrudzone, polane, zniszczone itd. Jak mu cos nie wychodzi, albo mu kategorycznie zabraniamy jest wrzask, placz, ataki zlosci itd. Naprawde nic milego:(
Wiec czekam z dusza na ramieniu i srodkami czyszczacymi w pogotowiu az przejdzie mu ta faza...bo mam nadzieje ze w koncu przejdzie. Tak jak Mayci przeszly histerie, ktore miewala w tym samym wieku.
Obawiam sie o nasza podroz do Polski - po pierwsze zebysmy w ogole tam dotarli zanim moj syneczek rozbierze samolot na czesci pierwsze albo zostanie z niego wyrzucony za koszmarne zachowanie, po drugie boje sie ze dziadkowie beda mieli dosyc wnuczusia po tygodniu - tyle zajmie Olusiowi pustoszenie ich mieszkania:)

wtorek, 29 maja 2012

My man

Ma dluugie rzesy spod ktorych spoglada na mnie szczerymi brazowymi oczyma od ponad 9 lat. Uwielbia spedzac czas z dziecmi, potrafi bawic sie z nimi godzinami. Robi piekne prezenty, sam nigdy niczego nie oczekuje. Ma niesamowita cierpliwosc do ludzi - zwlaszcza do mnie i dzieci, ale dajcie mu do rozplatania supelek albo jajko na twardo do obrania a odezwie sie w nim koszmarny szalaput, ktory rozszarpie obydwie rzeczy na strzepy:) Prawie nigdy sie nie zlosci i nie podnosi glosu, ale klnie jak szewc kiedy tylko probuje sie dobrac do jego zaskorniakow na nosie. Uwielbia wszelkie elektroniczne gadzety, sprawdza ich zastosowanie na wszelkie sposoby dostepne w instrukcji, ktora przestudiuje zawsze od deski do deski. Posiada olbrzymia kolekcje kabli, wszelkiej masci, ale zawsze mu jakiegos brakuje:) Pasjonuje sie fotografia, jest totalnym kinomanem a ostatnio zaczal jezdzic wyczynowo na rowerze i mial juz pierwsze zderzenie z drzewem. Otworzyl przede mna internet, wyszkolil na dobrego kierowce i pozwala mi wozic nasze dzieci, ale nie siebie. Przepada za owocami i lodami, bekonu nie tknie. Zje wszystko co ugotuje, a przyrzadzam czasami bardzo dziwne rzeczy:), nie skarzy sie nigdy na balagan kiedy nie posprzatam. Wypatrzy kazde najmniejsze zwierzatko na poboczu drogi prowadzac samochod, do tego wie dokladnie jak sie nazywa niemalze kazdy robal. Zalozyl dla mnie ten blog, zeby moja rodzina mogla zagladac sobie tutaj, zabral we wszystkie miejsca, o ktorych marzylam. Dokladnie 8 lat temu uszczesliwil mnie najbardziej wkladajac obraczke na moj palec:)

niedziela, 27 maja 2012

St. Augustine

Z okazji zblizajacej sie rocznicy slubu wybralismy sie na wycieczke rodzinna do St. Augustine. Juz tam kiedys bylismy z mala Maycia, ale wlasciwie tylko przejazdem w ramach postoju w podrozy do Charlotte. Tym razem chcielismy spedzic tam wiecej czasu, bo jest to najstarsza europejska osada w kontynentalnej czesci Stanow. Odkryta przez hiszpanskiego podroznika w 1518 roku!!! Miasto zalozone zostalo w 1565 roku. Hiszpanie zbudowali tam twierdze Castillo de San Marcos, byl to pierwszy murowany fort w Ameryce. Do budowy murow uzyto skamienialych muszli malz...i mury stoja do dzisiaj:) Znajduje sie tam tez najstarsza szkola w Ameryce. Miasto ma duzo uroku, jest polozone bardzo malowniczo, a zabytki sa dobrze odrestaurowane i zadbane.
Niestety z dziecmi nie mozna urzadzic sobie wielkiego zwiedzania, ale udalo nam sie dotrzec do twierdzy i nawet trafic na pokaz wystrzalu armatniego:) Pochodzilismy do starych uliczkach, bylismy na plazy, na "Alligator Farm", potem pojechalismy wzdluz wybrzeza do Daytona Beach i z malym przystankiem w Downtown Disney dotarlismy do domu:)
Napstrykalismy duzo zdjec:)


środa, 23 maja 2012

Za miesiac....

Dokladnie za miesiac zamierzam wsiasc w Miami na samolot z dzieciarami i po 9-ciu dluuugich godzinach lotu wysiasc w Berlinie skad samochodem z moim bratem przekrocze polsko - niemiecka granice i mam nadzieje po paru godzinach jazdy znalezc sie w Poznaniu i na progu mieszkania moich rodzicow. Takie sa moje plany:) Juz niedlugo bede musiala zaczac sie pakowac zebym miala czas przepakowac sie z jakies 500 razy - norma:)

poniedziałek, 21 maja 2012

Recital Mayci

Wczoraj odbyl sie recital baletowy Mayci:) Bylam jedna z klasowych mam, ktore siedzialy z dziewczynkami za kulisami i pilnowaly zeby wszystkie w jak najlepszym stanie dotarly na scene a potem cale i zdrowe wrocily do swoich rodzin. Niby nic takiego a do domu wrocilam tak zmeczona jakbym sama na tej scenie wywijala piruety przez godzine:) Zajmowanie 9-ki malych balerinek przez 2 godziny tak zeby sie nie wybrudzily i nie wysmarowaly czerwona szminka nie jest takie latwe jak sie okazalo. Bo wydawalo by sie ze z ust do kolan dluga droga...ale jak sie okazuje jak sie ma 5 lub 6 latek nie jest to wcale takie trudne zeby umazac sobie kolanka czerwonym kosmetykiem:)
Ale koniec koncow udalo nam sie dostarczyc nasze male baletnice na scene w przepieknym stanie, a one cudnie odtanczyly swoj numer:)
Maya uczeszcza juz na zajecia baletowe 3 lata i musze przyznac, ze nabrala bardzo duzo gracji i jest bardziej swiadoma swojego ciala, gdzies zniknela jej wczesniejsza niezdarnosc:) Jestem z niej bardzo dumna, ze tak pieknie pracuje na tych zajeciach i nigdy sie nie skarzy, zawsze jest chetna, gotowa i radosna. Robi duze postepy i widze, ze sprawia jej to duzo przyjemnosci.
Ponizej zapis proby, gdyz samego wystepu nie mozna bylo filmowac.

piątek, 11 maja 2012

Okaz

Podczas naszej ostatniej wizyty w zoo udalo nam sie zobaczyc pare naprawde niesamowitych okazow typowych dla naszego florydzkiego ekosystemu. Oto jeden z nich:

Nie jest to najwiekszy ani tez jedyny taki okaz:) jest ich mnostwo. Wlasciwie rozgladajac sie po zoo tylko moglabym strzelic jeszcze wiele takich fotek. Wiem, przerazajace:(

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Jestem

Powoli, bardzo powoli zaczynam myslec, ze juz niedlugo przyjdzie czas, ze pojde do pracy, cos zarobic. Nie wiem gdzie jeszcze, nie wiem kiedy i nie wiem jak:) ale czuje w kosciach, ze nadchodza zmiany.
Ale poki co delektuje sie byciem tylko mama.
Zazwyczaj pisze jak to trudno byc mama, jak wiele obowiazkow mam, jaka jestem zmeczona, jak mam dosyc, jak sie czasami uzeram, jak jest ciezko itd Bo wiadomo polak a nawet polka czasami lubi pomarudzic i troche ponarzekac. Co nie znaczy, ze nie dostrzegam plusow swojej aktualnej sytuacji:) A jest ich wiele. Nawet powiedzialabym bardzo wiele.
Po pierwsze - jestem, dokladnie tak po prostu jestem dla moich dzieci i dla mojego meza. Od rana do wieczora, codziennie. I cieszy mnie bardzo to, ze moge im zaoferowac swoja obecnosc. I wiem, ze taka uciecha jest o wiele wiele wieksza niz gdybym zarobila pare groszy i mogla kupic im Wii albo jakiejs inne cacko. I wiem, ze nie kazdy potrafi tylko byc dla kogos, to tez trzeba umiec:) I wydaje mi sie, ze ja troszke to potrafie:) Nie musze i nigdy nie musialam fundowac moim dzieciaczkom rozstan, placzow, blagan, sobie stresow. Jestem dla nich, kiedy mnie potrzebuja, kiedy sie przewroca, kiedy sa glodne, kiedy chca siusiu, kiedy sa chore itd. I ciesze sie, ze bylam kiedy zaczynaly mowic, chodzic, ze widzialam, ze poczulam pierwszy wybijajacy sie zabek, ze je znam, bo jestem z nimi caly czas. Z moja obecnoscia zwiazana jest tez mozliwosci dostarczenia ich na najrozniejsze zajecia - balet, pilka nozna, zajecia plastyczne itd.
Po drugie - kazdy dzien jest inny:) To mi sie bardzo podoba, bo nie lubie nudy. Moj plan dnia jest dosyc elastyczny. Musze sie oczywiscie pojawic w pewnych miejscach o pewnej godzinie kazdego dnia, ale...reszte dnia moge sobie zorganizowac jak chce:) Basen..., park..., zakupy, a moze kino...wycieczka na plaze...a moze do akwarium albo do muzeum dla dzieci, mozemy zasadzic nowe kwiatki...mozemy tez posiedziec w domu, obejrzec bajeczke, zagrac w gre...wyjsc na rower z dzieciarami...
Opcji jest duzo, zwlaszcza tutaj na Florydzie, a ja mam czas, zeby je z dziecmi realizowac.
Po trzecie - czasami udaje mi sie zrobic cos dla siebie, na co pewnie nie mialabym czasu pracujac. Jak na przyklad na prowadzenie tego bloga, na silownie, na przeczytanie ksiazki, na esperymentowanie w kuchni, na porzadki w szafach - na punkcie ktorych mam bzika:), na rozmowe z moja rodzina w Polsce, na hodowanie ziol i orchidei itd
I bylam juz namawiana do zrezygnowania z bycia pelno- etatowa mama na rzecz mamy ambitnej, pracujacej, zalatanej, zagonionej, ale zarabiajacej i....za kazdym razem zastanawialam sie czy chce tego dla siebie i dla mojej rodziny...i odpowiedz brzmiala: aktualnie nie, jeszcze nie. Zawsze sie wtedy zastanawialam czy bedac staruszka z usmiechem na ustach bede wspominala chodzenie do pracy czy moze chodzenie na spacery z moimi dziecmi...Poza tym lubie robic wszystko na 100% i mam te mozliwosc by byc 100% mama, dlaczego nie wykorzystac jej do konca....Dlatego jestem:)

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Zaczytana

Kupilam pare ksiazek w piatek. Wiekszosc mojego zycia bylam molem ksiazkowym do n-tej potegi. Moja rodzina przez wiele wiele lat widziala mnie z nosem w jakies ksiazce, noca sleczaca przy malej lampce, totalnie odcieta od rzeczywistosci, w swoim papierowym swiecie. Lykalam ksiazki tonami. Uwielbialam chodzic do biblioteki polowac na nowe zdobycze, z ktorymi pedzilam szybko do domu by zasiasc do czytania. Tak wiec wyobrazcie sobie jak glupio mi sie zrobilo kiedy podczas kilku ostatnich rozmow z innymi mamami na wszystkie pytania dotyczace najnowszych pozycji musialam odpowiedziec: nie, nie czytalam:( Pomyslalam: wez sie garsc kobieto, nie wstyd ci? I jak tylko w rece wpadly mi najbardziej popularne tytuly zabralam je do domu z postanowieniem odstawienia telewizji i kolorowych gazet na rzecz zapoznania sie z nowa zakupiona literatura. I....wpadlam jak w bagno doslownie. Przez weekend pochlonelam 514 stron najnowszej bardzo kontrowersyjnej  bestsellerowej powiesci "50 Shades of grey". Nie jest to pozycja najwyszych lotow, mozna ja wlasciwie podsumowac jak romans dla doroslych:), ale wciaga doslownie jak odkurzacz:))) Nie moglam sie oderwac zaniedbujac moje obowiazki domowe. Wczoraj wieczorem powiedzialam do Wiesia, ze sorry nie moge biegac, ani posprzatac po obiedzie, ktory zrobilam w krotkich przerwac po miedzy moja lektura, bo MUSZE skonczyc to ksiazke, zeby odzyskac spokoj:) I skonczylam, ale ....dzis mysle tylko o tym gdzie i kiedy moge kupic nastepne czesci bo okazalo sie, ze to jest trylogia!!! Wiec doprowadzam dom powoli do porzadku po totalnym weekendowym zaniedbaniu i pedze do sklepu po kolejne czesci:)
Aha, procz absolutnego sfiksowania na punkcie tego jak sie wyrazil Wiesiu "szmatlawca", jestem rowniez z siebie bardzo dumna bo wyzej wymienione romansidlo jest w jezyku angielskim i jeszcze nigdy w zyciu nie lyknelam tak szybko zadnej ksiazki w moim drugim jezyku. Zazwyczaj zabieralo mi to znacznie dluzej, jako ze po polsku czytam calymi zdaniami.  I pocieszam sie, ze nawet jesli "50 shades..." nie jest tytulem z nawyzszej polki dla intelektualistow to chociaz moj angielski nieco sie poprawi dzieki tej lekturze:)



środa, 4 kwietnia 2012

Wielka Noc juz za pasem...

Wielka Noc sie zbliza...pewnie sie szykujecie...gotujecie...pieczecie...sprzatacie...kupujecie zarelka...
My sie pakujemy. Dzis w nocy jedziemy do rodziny Wiesia do pn. Karoliny, tylko na pare dni, bo Mayci szkola uznala, ze dzieciom nalezy sie tylko jeden dzien wolnego z okazji swiat - piatek. W poniedzialek powinna byc w szkole, ale nie bedzie, bo musimy najpierw wrocic. Musze naklamac jutro i w poniedzialek, ze nasza corka zachorzala inaczej jej nie usprawiedliwia nieobecnosci.
Tak wiec zadnych wielce przygotowan nie robie...procz salatki i drozdzowej baby, ktora rosnie wlasnie w naszym piekarniku i trzymam kciuki zeby byla zjadliwa. Jestem miernym piekarzem ale nie poddaje sie tak latwo, zawsze probuje jeszcze raz albo raczej powinnam napisac jeszcze setki razy:) mimo, ze ta baba wlasnie i inne wypieki nie wyszly mi juz baaardzo wiele razy. Tym razem drozdze pieknie wyrosly, podobnie ciasto i zauwazylam ze w piekarniku strasznie juz urosla wiec.....moze tym razem...bedzie udana...
Lece sie pakowac, a wam zycze udanych bab, sernikow, mazurkow, saltek, bigosow, rodzinnie spedzonych swiat, w milej wiosennej aurze, smaczego jajeczka, bogatego zajaczka i fajnego smingusa!!!


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Wspominki

W zeszly weekend mielismy z Wiesiem ochote na polski film i padlo na "Wszystko co kocham". Ogladalismy zafascynowani obrazy z naszej mlodosci:) Duzo zagadalismy dialogow swoimi wlasnymi opowiesciami z tamtych czasow. Porownywalismy nasze wspomnienia stanu wojennego, czasow szkolnych. Nagle jakby nam sie jakies drzwi do przeszlosci otworzyly:) Powrocilismy do ciezkich czasow PRL-u, do czasow kartek, godziny policyjnej, apeli szkolnych w bialych bluzeczkach, cenzury, pustek w sklepach, starych samochodow. I nie po raz pierwszy pomyslalam sobie jak bardzo ciesze sie ze moj maz, moja druga polowa jest polakiem i ma te same doswiaczenia zyciowe:) Dzieki temu dokladnie mnie rozumie. Pomyslalam sobie tez jak bardzo to nasze dziecinstwo i lata mlodziencze uksztaltowaly nas  i sprawily, ze jestesmy twardsi, mamy wiecej charakteru, doceniamy bardziej dostatek i wygody, jestesmy ogolnie wdzieczniejsi za wszelkie dobro, ktore nas spotyka i cieszymy sie ze wszystkiego bardziej i lepiej, dluzej. Ja przynajmniej taka wlasnie jestem, i wiem, ze moja przyjaciolka tez taka wlasnie jest. I smiac mi sie chce czasami kiedy slysze na co oburzaja sie amerykanie -  np. pani sprzedawczyni sie nie usmiechnela, nie przywitala i nie zagadnela co slychac...albo pielegniarka w szpitalu sie zle spojrzala, albo glupio sie usmiechala (trzeba sie ladnie usmiechac!)...nowo zrobiony chodnik na naszym osiedlu jest chropowaty... musieli gdzies stac w kolejce...nauczycielka nie wykorzystuje potencjalu intelektualnego syna (przedszkolaka!) i do tego jedna z matek w podrozy musiala wysikac swoja corke na poboczu drogi w krzakach(to nie do pomyslenia!!!)... a jednej z mam biust sflaczal po karmieniu piersia i absolutnie musi miec zrobiony nowy, inna po ciazach ma sflaczaly brzuch i tez rozwaza operacje...No wyobrazcie sobie:) Biedactwa:) Zaloze sie, ze zadna z nich nigdy nie stala w kolejce po mieso przez cala noc zeby bylo co zjesc na swieta jak moja mama swego czasu, nie robili masla w sloiku, zapraw na caly rok, nie chodzili do magla, ani nawet nie rozwieszali prania na dworze, nie podchodzili do zrobienia prawo jazdy wielokrotnie ani nie placili za nie jak za zboze, nie oszczedzali na jedna pare butow pare miesiecy zeby moc w nich chodzic pare lat i na pewno nie zostali zle potraktowani w szpitalu, zadna z mam nie rodzila na korytarzu sama a jej dziecko nie wpadlo po urodzeniu do podstawionego kubla (tak jak sie urodzilam wlasnie:)) , kasjerki nie zabijaja ich wzrokiem, nikt im nigdy nie powiedzial, ze reklamacji sie nie przyjmuje kiedy przyszli cos oddac lub wymienic do sklepu, nigdy nie stali w zawieji snieznej albo podczas oberwania chmury na przystanku tramwajowym albo autobusowym czekajac na srodek komunikacji, ktory chyba gdzies zaginal w akcji..., nikt ich nie przesladowal za poglady polityczne, nikt im nie zabranial spiewac, czytac  i ogladac tego, co chcieli. Czyli ogolnie dobrze mieli i maja, tyle, ze czesto tego nie doceniaja niestety. I dlatego ciesze sie, ze mam meza rodaka:) On wie co mi w duszy gra:)

sobota, 31 marca 2012

Marcowe lato

Konczy sie wlasnie najpiekniejszy miesiac na Florydzie. Mamy wtedy najcudowniejsza pogode. W tym roku troche sie wszystko pokielbasilo bo brak zimy przeszedl niespodziewanie w totalny brak wiosny, ale ja tam nie narzekam, ze mamy lato w marcu:) Zwlaszcza ze jakims cudem bylismy dosc dobrze przygotowani na letnia aure - Olus juz umie plywac, ciuchy zimowe wymienilam na letnie wraz z nadejsciem pierwszych bardzo cieplych dni, zapasy sunscreenu sie przydaly, pochowane cieplutkie kolderki, nawet moja figura jest bardziej gotowa na sezon bikini anizeli w zeszlym roku:) Bylismy juz na plazy i na basenie pare razy. Olus zdazyl juz zaprezentowac nam swoje umiejetnosci plywackie i zdalam sobie sprawe szybko, ze tego lata bede stala do pasa w basenie lapiac i wypuszczac Olusia nurkujacego do lub od schodow lub krawedzi basenu. Po godzine czuje sie jak pomarszczona wegierka ale czego sie nie robi dla syna...:) Dzieciom udalo sie odwiedzic po raz pierwszy nowo wybudowany Legoland. Pojechaly z tata, ciocia i kuzynem. Byly zachwycone! Zwlaszcza Maya, ktora z racji swojego pokaznego wzrostu mogla pojezdzic rollercoasterami. Chyba jej sie to bardzo spodobalo, bo opowiesciom nie bylo konca po powrocie. Ja mialam dla siebie cala niedziele:) Oto pare fotek z ich wyprawy:

sobota, 17 marca 2012

Oluś jak ryba

Dwa tygodnie zaczelam z Olusiem intensywny kurs nauki plywania u pani Katji, ktora uczyla pare lat temu Maye. Tryb nauki jest bardzo intensywny, dosc kosztowny i wymaga zaangazowania przez 4-6 tygodni, bo tak dlugo zazwyczaj trwa pierwsza sesja. Ale rezultaty sa niesamowite. Dzieci ucza sie plywac pod woda z otwartymi oczyma, zeby zaczerpnac powietrza odwracaja sie na plecy, odpoczywaja by po chwili powrocic do wody i plynac dalej. Mayci opanowanie tej umiejetnosci pare lat temu zajelo 4 tygodnie, przez 4 tygodnie codziennie od poniedzialku do czwartku jezdzilam z nia do domu Katji na 10 minutowa lekcje o wyznaczonej stalej porze. Bylam i nadal jestem zachwycona rezultatami. W tym roku zdecydowalam, ze przyszla kolej na Olusia. Pierwsze dwie lekcje byly dla niego i dla mnie tez malym koszmarem. Byl przerazony zanurzaniem sie, nie potrafil zamknac buzi pod woda wiec krztusil sie strasznie. Na drugiej lekcji zaczal plakac i wyciagac rece do mnie po ratunek. Zaczelam sie martwic juz, ze czekaja nas dluuugie tygodnie ciezkiej nauki....ale na trzeciej lekcji Olusia nastapil wielki przelom i moj syn zaczal plywac sam i czerpac radosc z nowej umiejetnosci.
To fragment tej pamietnej przelomowej chwili:

A tak plywal moj synus w zeszly czwartek czyli konczac dwa tygodnie kursu:


Katja widzac postepy Olusia stwierdzila, ze nie potrzebuje przyprowadzac go na kolejne tygodnie nauczania, moze ewentualnie jeszcze dwa dni, i bedzie mozna uznac ta sesje za absolutnie zakonczona duzym sukcesem. Chyba Alex pobil jakis rekord :) Ja sie ciesze, bo nie bede musiala placic ani przyjezdzac przez kolejne tygodnie. Jak dla mnie rewelacja:) Zdolny ten moj syn, ale co sie dziwic, w koncu matka ratowniczka:)))

sobota, 10 marca 2012

Z serii dzień z życia mamy. Piątek

Piatek 2 marca.
Pobudka o 6:30. Lunch dla Mayci, sniadanie i przebieranie w Cat in the Hat. Maya super podekscytowana. Wiesiu maluje jej nosek i wasy kocie. Olus spi jak zabity, nic dziwnego wczoraj zarwal pol nocy. Zawoze Maycie do szkoly, dumna i blada wysiada z samochodu - wszyscy nauczyciele pomagajacy przy car line podziwiaja przebranie Mayci. Wracam do chaty. Olus nadal spi. Robie sniadanie dla siebie i Wiesia. Ogladamy sobie wiadomosci przez chwile. Olus sie wynurza. Porcja przytulaczkow. Szykujemy sie do wyjscia - trzeba nakarmic i ubrac dziecko. 9:40 mam zumbe. Po cwiczeniach szybko lece sie przebrac do szatni, zabieram Olusia i jedziemy do St. Pete. Zajeżdzam pod biuro podrozy, konczymy robic rezerwacje, place za bilety, wybieram miejsca - jak na skrzydlach lece do sklepu polskiego po drugiej stronie ulicy. Po zakupach jedziemy jeszcze do muzeum dla dzieci Great Explorations do ktorego mamy roczna wejsciowke - niech Olus tez ma frajde z tej wyprawy:) Alex znajduje sobie od razu towarzysza zabawy i nie chce opuscic miejsca, chlopczyk tez nie. Smsuje cala rodzine i znajomych ze bilety kupione:) W koncu udaje mi sie wyciagnac Olusia i zaladowac do samochodu i cale szczescie bo juz czas odebrac Maycie. Jedziemy prosto pod szkole Mayi. Chwale sie wszystkim ze jade do Polski latem. Wszyscy sie dziwia - dopiero co mowilam, ze chyba nam sie nie uda pojechac bo bilety takie drogie. Zajezdzam do domu, od razu dzwoni na skype Lukasz i informuje ze zarezerwowal juz domek nad morzem dla nas, calej swojej rodzinki, naszych rodzicow i drugiego brata z zona!!!! Cala rodzina na wakacjach:) Wow to nam sie nie przydarzylo od 20stu paru lat chyba... Moja ekscytacja siega zenitu:))) Po chwili lacze sie z mama, rodzice tez przezywaja, ponoc moj drugi brat Marcin tez strasznie sie cieszy. Akurat podczas tych wakacji wypadna urodziny moich braci, wiec bedziemy razem swietowac. Wiesiu widzac chyba ze zona srednio zabiera sie za gotowanie jakiegos obiadu decyduje sie zamowic pizze i po nia pojechac:) Po pizzy szykuje Maycie na trening pilki noznej - ochraniacze na piszczele, specjalne skarpety, korki, picie. Ustalamy, ze Wiesiu ja zabierze, ale Olus widzac przygotowania blaga zeby jego tez wziac. Wiesiu ulega, pakuje dzieciary do samochodu ze mna jeczaca mu nad uchem zeby czasami nie pozwolil Olusiowi zasnac. Zamykam drzwi i nakrecam sobie motorek w tylku i zabieram sie do sprzatania chaty i gotowania bigosu, bo zachcialo nam sie polskiego bigosu. Udaje mi sie wysprzatac nasza lazienke, kuchnie i wszystkie podlogi. Od razu dom wyglada lepiej i moja frustracja wszechogarniajacym bajzlem zmniejsza sie:) Rodzinka powraca, natychmiast zaczynamy caly proces kladzenia do lozka. Dzieci w lozkach, czas na chwile relaksu z naszym ulubionym programem - Who do you think you are? o celebrytach, ktorzy odszukuja swoich przodkow. Wiesiu probuje bigos, wielokrotnie w duzych ilosciach:) Stwierdza ze jest dobry:) Oddycham z ulga po tym calym tygodniu. Jutro rano czeka mnie yoga i pakowanie na wyjazd do Naples. Wiesiu zabierze Maye rano na mecz.
W niedziele bedziemy nas party urodzinowe mojej chrzesniaczki Veronisi, i powrot do domu. A od poniedzialku cala kolomyja zacznie sie od nowa, tym razem z codziennymi lecjami plywania dla Olusia.

piątek, 9 marca 2012

Z serii dzień z życia mamy. Czwartek

Czwartek  1 marzec
Pobudka jak zwykle 6:30. Przygotowywuje lunch dla Mayci i sniadanie. Budze ja. Szykujemy do szkoly. W miedzyczasie budzi sie Olus. Musze go poprzytulac, chce zebym z nim siedziala, ale nie moge musze leciec z Maya do szkoly. Budze Wiesia zeby zajal sie Olusiem. Po powrocie robie sobie sniadanie i kawe, sniadanie dla Olusia. Wiesiu juz zjadl. Sprzatam troche. Wstawiam kolejne pranie. Zakladam Olusiowi butki korekcyjne i szykuje sie na wizyte do kolejnego doktora, tym razem ginekologa. Tak na marginesie - nie mam co tydzien trzech wizyt lekarskich:), tak akurat sie zlozylo i skumulowalo, bo przekladalam je w nieskonczonosc, az do wszystkich trzech doszlo akurat w tym tygodniu. Wiec lece do mojego ginekologa na rutynowe co roczne badanko i modle sie zeby nie zajelo to zbyt dlugo, po pierwsze Wiesiek niby pracuje, po drugie nienawidze tam czekac - w tych gabinetach jest tak zimno, ze zawsze koszmarnie zmarzne az sinieja mi stopy. Niestety okazuje sie, ze moj doktor jeszcze jest w szpitalu, bo mu sie operacja przedluzyla:( Czekam chyba z godzine. Ale kiedy wreszcie sie pojawia jest bardzo sympatyczny i serdeczny - jak zwykle zreszta. Pedzie do chaty zeby zwolnic Wiesia. Po przyjezdzie zastanawiam sie co zrobic z reszta dnia...Mialam w planie jechac do St. Pete, to miasto obok, do polskiego sklepu i do polskiego biura podrozy w nadziei ze znajde jakies mozliwe bilety do Polski, ale juz jest poludnie, a tam jedzie sie godzine...Decyduje sie zadzwonic do tego biura podrozy i zapytac czy moga mi pomoc. Tlumacze, ze najtansze bitely widzialam za $1330, wyszlo 4tys zielonych za 3 osoby - to troche drogo...Pan uprzejmie przytakuje, tak, takie wlasnie sa ceny na lato, taniej chyba nie bedzie, a te 1330 to bilet z dwoma przesiadkami - co w moim przypadku z dwojka dzieci jest koszmarem:( Przygnebiona chce konczyc rozmowe kiedy pan zaczyna z innej beczki i proponuje sprawdzenie trasy Miami - Berlin liniami Air Berlin, slysze klikanie na jego komputerze i z dusza na ramieniu czekam. Znajduje 3 bilety za 3078. Nie dowierzam...Potwierdza, bezposredni lot Miami- Berlin za 3 tys - czyli tysiac bucksow mniej i bez zadnych przesiadek!!! Podskakuje na sofie z wrazenia! Ustalamy terminy, pyta czy rezerwowac wstepnie na 48 godzin. Pewnie! Lece do Wiesia z dobra wiadomoscia. Wiesiu aprobuje cene, ale kreci nosem na dlugosc naszego pobytu - poltora miesiaca samemu w domu chyba mu sie srednio podoba. Dzwonie jeszcze raz do pana i zmieniam daty wylotu na pozniejsze, okazuje sie, ze ze cena spada do 2980!!! Z ekscytacji zaczynam podskakiwac:) Lece do komputera widze, ze moj brat Lukasz jest dostepny na skype, dzwonie, przekazuje dobra nowine. Lukasz proponuje wspolny wyjazd nad polskie morze, moze zalatwic domek. Dzwonie do mamy. Olus twierdzi, ze on nie jedzie do baby tylko do dziadzi, a Maya jedzie do baby. Tak sie ciesze, ze w kolko powtarzam jak bardzo sie ciesze. Wiesiu patrzy na mnie jak na wariatke. Decyduje, ze jutro pojade zarezerwowac te bilety na amen i zaplacic, ale dzisiaj musze zrobic to, co mialam zaplanowane na jutro. Czyli pooddawac pare rzeczy w sklepach. To jedna  z bardzo fajnych mozliwosci tutaj - wszystko mozna oddac, nawet bez paragonu, nawet pare miesiecy pozniej, nawet jesli tego sama nie kupilas tylko dostalas w prezencie. Jesli nawet nie dostaniesz pieniedzy dadza ci store credit czyli karte nabywcza z odpowiednia kwota do zrealizowania w tym wlasnie sklepie. Nic nie traca, i tak zostawisz te pieniadze u nich. Przy okazji znajduje dla siebie super jeansy - dlugie, skrojone jak na mnie, do tego dobrej firmy,  i do tego reszte prezentu urodzinowego dla mojej przyjaciolki.  Co za dzien:) Jade odebrac Maycie, ktora dzisiaj byla w szkole poltora godziny dluzej, bo miala probe  przedstawienia szkolnego. Olus mi zasypia, podjezdzam pod szkole, odbieram Maye. W domu od razu budze Olusia, nie jest z tego powodu zadowolony delikatnie mowiac. Ale obawiam sie, ze nie bedzie chcial isc spac pozniej. Po obiedzie zabieram sie za zrobienie dla Mayci kapelusza na piatkowe przebranie. Maja sie przebrac za jakas postac z ksiazek Dr. Seusse'a. Maya wybrala Cat in the Hat (kot w kapeluszu). I mama sie produkuje przez godzine probujac wysmyczyc cos na ksztalt wyzej wymienionego kapelusza. Efekt jest zadowalajacy, Maya zachwycona. Szukamy reszty przebrania w maycinych szafach. Zadanie domowe z calego tygodnia skompletowane, robie liste ksiazeczek, ktore czytalismy w tym tygodniu, zaznaczam, ktore sama czytala, ktore my jej czytalismy - mamy do tego specjalny reading log zalaczony do kazdego zadania domowego co tydzien. Kapanie i dzieci ida do lozka. Ale... Olus nie zasypia, wychodzi co chwile, a to chce siusiu, piciu, jesc, kupke, chce ogladac bajeczke, wychodzi ta 45 minutowa drzemka. Mija 10-ta, probuje zrobic sobie pedicure, ale co chwile latam na zmiane z Wiesiem do Olusiowego pokoju. O 10:30 juz naprawde ogarnia mnie frustracja, groze klapsem, tlumacze, ze juz jest noc, Maya juz spi i zaraz mama i tata ida spac. Tuz przed 11sta kiedy idziemy do lazienki nadal slysze placz Olusia:( W koncu chyba sie poddaje bo zapada cisza. Nareszcie.