piątek, 22 lipca 2011

Lato w pełni

Florydzkie lato gosci na naszym podworku - upal i wilgotnosc niemalze nie do zniesienia, prawie codziennie pada, burza burze pogania. Tafla wody w jeziorze az sie wybrzuszyla a moje tegoroczne ziola na werandzie mimo moich wysilkow jak zwykle daja za wygrana - sadze je co roku od pieciu lat w nadziei ze przezyja nasze lato. Tego roku naprawde sie zawzielam  i choc marna ze mnie ogrodniczka niektore jeszcze wygladaja pieknie i korzystam z nich kiedy potrzebuje. Niestety koperek, tymianek i powoli cilantro zdychaja:(
Procz ratowania moich smetnych upraw probuje tez rozerwac wakacyjnie moje dzieci i wymyslam im zajecia, wycieczki, zabawy zeby z nudy nie doprowadzaly mnie do szalu i frustracji i mialy troche frajdy w czasie tych wakacji. Chodzimy na basen regularnie, do biblioteki, organizuje wraz z innymi zdesperowanymi mamami playdates, wyszukuje festyny dzieciece, inne zajecia na ktore moge je zabrac. Maya aktualnie chodzi  na oboz baletowy przez caly tydzien, a co poniedzialek zawoze ja na zajecia plastyczne. Razem zabieram ich na zajecia muzyczne, do akwarium i do muzeow dla dzieci.  Niestety ze wzgledu na upaly rezygnujemy z wypraw wymagajacych dluzszego przebywania na sloncu. Wprawdzie chce zmeczyc te moje dzieciary ale niekoniecznie totalnie wykonczyc. Do tego zachcialo nam sie zmienic troche wystroj naszego domu - jestesmy w trakcie zmian meblowych. Odwiedzilismy wszystkie sklepy meblowe w naszej okolicy co w towarzystwie dwojki bardzo energetycznych dzieciakow jest absolutnie frustrujace i wykanczajace. I spedzilismy juz chyba godziny ogladajac meble - glownie stoly na internecie, tysiace stolow i ....nie wybralismy zadnego jeszcze. Stwierdzilismy tez, ze przy nowym wystroju nasze sciany wygladaja koszmarnie wiec zupelnie jakbym nie miala nic innego do roboty zabralam sie za malowanie.  Rezultat jest taki, ze teraz ja na gwalt potrzebuje wakacji i odpoczynku:) Na szczescie bede juz niedlugo miec okazje by troche odetchnac od naszych pociech i domowego galimatiasu. Wybieramy sie bowiem z Wiesiem na romatyczny "bezdzietny" wypad do San Francisco:) Dzieciary zostawiamy u tesciow i sami lecimy do Californi na pare dni. San Francisco bylo zawsze na pierwszym miejscu na mojej liscie miast, ktore chcialabym zobaczyc.

wtorek, 12 lipca 2011

Mamy szkodnika

Moja wielka matczyna radosc i szczescie z posiadania syna, ktora gosci w moim sercu od momentu urodzenia Olusia ostatnio chwieje sie w posadach i ulatnia sie nawet czasami zupelnie by jednak powrocic bardzo wystraszona i przerazona. Pisalam juz, ze nasz maly szkrab jest bardzo ciekawy swiata i bardzo lubi sprawdzac "alternatywne" wykorzystywania wszystkich zabawek, przedmiotow, sprzetow, kosmetykow itd. Ta ostatnia zdolnosc ulegla ostatnimi czasy jeszcze wiekszemu poglebieniu niestety. Moje nerwy i cierpliowsc wystawione zostaja na jeszcze wieksza probe. A nasze mieszkanie, meble i inne sprzety na ogromna probe wytrzymalosci. Dochodzi do tego juz, ze doslownie serce mi staje ze strachu kiedy moj Alex znika mi z oczu i z uszu. Cisza w naszym domu oznacza aktualnie, ze dzieje sie cos co nie powinno miec miejsca, co doprowadzi mnie do zdenerwowania, rece i szczena opadna mi pewnie po raz kolejny do piwnicy, ktorej nie mamy i koniec koncow beda musiala rzucic wszystko co robie w tej chwili i zabrac sie za ratowanie jakiegos mebla, sprzatanie, zbieranie, pranie, czyszczenie itd. Jak dotad przerabialam: rozowa piane mydla dla dzieci i kolorowa paste do zebow "przepieknie" na powierzchni prawie calej dzieciecej lazienki - az trudno uwierzyc jak bardzo pracowity potrafi byc moj synek:), mialam juz diaper cream cudnie wkomponowany w Olusiowy dywan, mayciny rozowy blyszczyk do ust na jej bialych mebelkach, bialych drzwiach i bialym przescieradle, plamy kleju na scianach. Alexander uprawia tez czasami taplanie sie we wlasnych siuskach, raz nawet nakrylam go na maczaniu winogron w kaluzy swojego moczu - na szczescie nie zajadal ich!, kiedy nie chce mu sie spac w czasie drzemki wywala wszystkie skarpetki i majtki ze swoich szuflad, raz udalo mu sie znalezc wielka paczke patyczkow do uszu i wode swiecona ze swojego chrztu - patyczki byly wszedzie i do tego Olus baaardzo obfite poswiecil swoja poduszke:), innym razem na dywanie scielila sie warstwa mokrych wipes. Zwalil tez z nudow wielki szklany talerz pelen muszelek - malenkich, tycich muszeleczek. Ale to wszystko to jeszcze pestka - super glue na plytkach w kuchni to juz wieksza sprawa. A moj concealer pod oczy na dywanikach w lazience naprawde mnie zdenerwowal. Niepokoi mnie tez jego chec smakowania wszystkiego na przyklad wazeliny, mojego antyperspirantu, plynu do robienia baniek mydlanych itd. Az sie boje co bedzie dalej...

sobota, 2 lipca 2011

Walka trwa

Na lamach tegoz blogu przyznaje sie uroczyscie i szczerze do tego, ze jestem prozna. Baardzo mi zalezy na tym, by dobrze wygladac, bo co tu bede owijac w bawelne - dobrze sie wtedy czuje psychicznie i fizycznie. Zeby tak wlasnie sie czuc potrzebuje byc szczupla. Jakos waleczki tluszczy na brzuchu i kragle uda nie dzialaja pozytywnie na moja psychike - wrecz przeciwnie:( I wlasciwie walcze o ta swoja wymarzona sylwetke od nastoletnich swoich lat. Diety, cwiczenia, bieganie, silownia, wszystko to juz przerabialam. I wlasciwie dzieki zmianom sposobu zywienia, ogolnej aktywnosci, czasami stresom udawalo mi sie pozostawac szczupla przez wiele lat...az do urodzenia Olusia. Od tego momentu wszystko sie zacielo:( Nie moglam wrocic do swojej poprzedniej figury. Namowilam Wiesia na kupno maszyny do cwiczenia, przeszlam na bardzo ostra diete wykluczajac wszystkie weglowodany i cukry i przez 5 miesiecy udalo mi sie zrzucic pare kilo by w koncu uznac, ze jest ok, chociaz mialam 10 funtow wiecej niz w dniu slubu (ale wtedy bylam super chuda). Niestety tej wiosny zauwazylam przybieranie na wage i problemy w wcisnieciem sie w moje ciuchy - rozmiar 6:( I wlasciwie moglabym powiedziec sobie - no coz starzejesz sie kobieto, niedlugo stuknie ci 35 wiosen i nie bedziesz juz nigdy wygladac jak nastolatka...ale jestem zbyt prozna! Chce byc "zgrabna i powabna"! Nie lubie siebie z brzuszkiem. I zdecydowalam ze nie spoczne na laurach dopoki sie nie pozbede chociazby tego co przytylam przez ostatnie miesiace. Po prostu postanowilam zawalczyc o pozostanie w rozmiarze 6! A poniewaz to co robilam dotychczas nie dawalo efektow zdecydowalam, ze czas zmienic przyzwyczajenia, rutyne cwiczeniowa, bo aktualna nie przynosi juz zadnych wymiernych rezultatow. Nie chcialam sie znowu katowac jakas straszna dieta wiec zmiejszylam porcje i zwiekszylam czestotliwosc jedzenia, ograniczylam weglowodany, zwiekszylam spozycie warzyw i owocow oraz wody i innych plynow. Zaczelam codziennie chodzic - mamy taki fajny szlak wokol wielkiego jeziora na naszym osiedlu, bardzo szybkim krokiem pokonuje go w okolo 40 min. Do tego wstaje rano - zanim obudza sie dzieci i cwicze joge:) To znaczy ucze sie jak praktykowac joge. Kiedys, wiele lat temu, dostalam od Wiesia w prezencie 2 dvds z joga dla poczatkujacych. Teraz sie baaardzo przydaja, bo nie mam za bardzo czasu na chodzenie na zajecia, a taka sesja z jednym dvd to jak prywatna lekcja ze swoim osobistym mistrzem jogi. Wszyscy spia, mam spokoj, ktory jest potrzebny do tego rodzaju cwiczen, i czuje sie po nich niesamowicie. Chodze bardziej wyprostowana - a mam straszna tendencje do garbienia sie, oddycham jakos glebiej, zniknal moj brzuszek. Bardzo polecam, chociaz nie jest latwo.
I wiem, ze proznosc to niezbyt fajna cecha, ale pocieszam sie, ze w moim przypadku przynajmniej zacheca mnie zdrowego odzywiania, dopinguje do cwieczenia i do pracowania nad soba, zmusza do zejscia z sofy, zwleczenia sie z lozka rano. Mam nadzieje ze juz niedlugo doczekam sie jakis konkretnych efektow tej nowej rutyny.