poniedziałek, 31 grudnia 2007

Dwa lata z Maycią

Juz dwa lata uplynely od urodzenia naszej Mayci! Nie moge wprost uwierzyc ze ten maly robaczek, ktorego urodzilam nie az tak dawno, biega teraz jak szalony, spiewa nam swoje arie, tancuje jak baletnica, rojbruje i wykrzykuje z radoscia nowe slowka, ktorych sie nauczyla. Jeszcze tak niedawno bylam w ciazy i nie moglam sie doczekac kiedy ja ujrze...a tu juz dwa latka smignely.
Pamietam jak po raz pierwszy poczulam jej ruchy w brzuchu - tak jakby mnie ktos paluszkiem pogilal od wewnatrz:) I pamietam jak dzis to uczucie nieziemnskiej wprost radosci, dumy, szczescia nie do opisania kiedy wreszcie ja zobaczylam i moglam przytulic. Nie zapomne tez uczucia paniki i niesamowitego strachu gdy podczas pierwszej nocy w domu Maya kichnela pare razy - od razu przyszlo mi do glowy ze na pewno sie przeziebila, dostanie zapalenia pluc itd - po prostu totalne spanikowanie i przewrazliwienie:) Przejmowalam sie opieka nad nia tak bardzo ze az z tego zamartwiania sie wpadlam w lekka depresje poporodowa:( Ale wszystkie moje smutki rozwiewalo zawsze tylko jedno spojrzenie na moje malenstwo.
Pamietam gdy zobaczylam pierwszy zabek i jej pierwsze kroki kiedy to siedzac na pufie Maycia obeszla mnie nagle wokolo - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu.
Ale niczego nie przebije moment gdy twoje dziecko po raz pierwszy same obejmie cie i przytuli.
Te dwa lata byly cudowne, pelne ogromnych wrazen, bo wszystko ogladalismy i podziwialismy na nowo, z Maycia, jej oczyma. Byly rowniez wyrzeczenia, stresy, nerwy, zmeczenie, niewyspanie ale to bardzo maly koszt, ktory zaplacilismy za swoj wlasny cud, za nasze male dwuletnie juz szczescie:)
Pozdrawiam wszystkich czytajacych nasz blog rodzicow, bo na pewno przezywaja to samo i tak samo jak my moga godzinami patrzec na swoje dziecko, a jego kazdy usmiech wlewa cieplo i milosc do ich serc, tak jak Maycia do naszych:)
Ponizej pare fotek z Mayci urodzin i naszych swiat.
Zycze wszystkim szczeliwego nowego roku!

niedziela, 9 grudnia 2007

Moja refleksja

Ostatnia komentatorka z mojego poprzedniego post'u zarzucila mi ze za malo na moim blogu jest refleksji. Oto jedna z nich a wlasciwie zapytanie: skad tyle jadu w ludziach???? Czy to jest jakas zawisc czy po prostu zlosc na swoje wlasne szare zycie czy moze tylko chec zeby komus dosrac bo wydaje sie zbyt szczesliwy???
Ja dobrze rozumiem ze nie kazdemu moze sie moj blog podobac, nie o to mi chodzi, nie po to go prowadze. Ciekawi mnie dlaczego ktos komu sie ta moja pisanina nie podoba i uwaza ze jestem taka pusta czyta i oglada mimo wszystko tylko po to by potem przy pierwszej mozliwej okazji obrzucic mnie blotem i obrazic? Czy to daje tej osobie jakas satysfakcje? I nie dotyczy to tej jednej komentatorki lub komentatora, bo takie przypadki zdarzaly sie w przeszlosci. Nie wiem, ja uwazam to za troche dziwne, bo tez sama odwiedzam czasami inne blogi i niektore mi sie podobaja a niektore nie i nie komentuje wtedy zlosliwie co mi sie nie podoba tylko opuszczam strone.
I nie pisze o tym dlatego ze mnie to tak dotknelo, bo osoba ktora pisze cos takiego najwyrazniej mnie nie zna i nie ma zadnego pojecia o moim zyciu. Wlasciwie to nawet troche mnie to smieszy, moich bliskich tez, kiedy czytamy te jadowite komentarze. Ciekawi mnie co sklania ludzi do takiego obrzucania innych wyzwiskami? Dlaczego tak im przeszkadza czyjs blog i czyjas osoba ze czuja sie zobowiazani do skrytykowania?
I nie przecze ze kazdy ma swoja opinie i moze ja wyrazac, nikomu tego nie bronie - tylko po co ja wyrazac? Czy to tak fajnie komus dopiec?
Nie wiem moze ja rzeczywiscie jestem strasznie cukierkowa bo ja nie znalazlabym w tym przyjemnosci - przynajmniej osobie ktora nie zrobila mi nic zlego.
Zastanawia mnie takie zachowanie, a wy co o tym sadzicie?

wtorek, 4 grudnia 2007

Zmienność Asiulka

Ponoc kobieta zmienna jest. Nie wiem czy kazda, ja z pewnoscia:) Najbardziej chyba uwielbiam zmieniac fryzury, kolory wlosow - chocby tylko o ton i ubolewam bardzo ze nie moge robic tego czesciej. Ale niestety wlosy mi nie odrastaja tak szybko jakbym chciala i nie chce maltretowac swojej czupryny farbami zbyt czesto i do tego jeszcze moj maz i reszta znajomych twierdzi ze w blondzie mi najlepiej. Zazdroszcze wiec po cichu aktorkom, ktore zmieniaja swoj wizerunek tak czesto. Probuje zmieniac uczesania, nigdy nie maluje sie dwa razy tak samo, nie przywiazuje sie do kosmetykow bo za bardzo mnie swierzbi zeby wyprobowac cos nowego, mam zawsze kilka szamponow by miec jakis wybor i tlumacze sobie ze wlosy tego bardzo potrzebuja:) Gdyby ktos mi kazal uzywac tylko jednej torebki to zaplakalabym sie chyba na smierc. Podobnie z ciuchami - kupuje wciaz nowe nie dlatego ze mam pusta szafe i chce byc tak bardzo na topie tylko dlatego ze lubie miec cos nowego.
Jako gospodyni poszukuje wciaz nowych przepisow, nudzi mnie przygotowywanie i jedzenie tego samego, bym byla zainteresowana gotowaniem potrzebuje odkrywania nowosci kulinarnych. Nie uzywam caly czas tego samego proszku do prania czy plynu do mycia naczyn, wrecz przeciwnie idac do sklepu na zakupy poszukuje innych opcji. Nie potrafie sie nawet trzymac przez dluzszy okres czegos co sie juz sprawdzilo. Nawet Wiesiowi kupuje kolejne perfumy, zele do kapieli i koszule, bo denerwuje mnie jak ubiera sie ciagle w to samo - ja nie potrafie zrozumiec takiego zachowania:)
Jedyne czego nie zmieniam to umeblowania w domu, zmieniam tylko niewielkie dekoracje - ramki na zdjecia glownie:) Lubie wyjezdzac, zwiedzac, odkrywac nowe miejsca, jezdzic w odwiedziny, na wycieczki. Nie straszne mi pakowanie, wlasciwie bardzo lubie przygotowywac sie do wyjazdow. Nie straszny byl mi nawet wyjazd do Stanow - nie rozumialam za bardzo przerazenia moich bliskich i znajomych.
Nie wstydze sie tez zmieniac zdania choc nie jestem choragiewka na wietrze, ale zawsze sobie powtarzam ze tylko krowa nie zmienia zdania:). Staram sie nie naduzywac slow "nigdy" i "zawsze". Z doswiadczenia wiem, ze wszystko w zyciu jest mozliwe i jestem osoba omylna, czasami trzeba zrewidowac swoje poglady, kogos przeprosic, albo przyznac komus racje. Nie potrafie nawet sluchac tych samych piosenek na moim ipod - co jakis czas zmieniam sobie w nim repertuar.
Ale mimo, ze na drugie mam Zmiennosc, to jednak bardzo przywiazuje sie do ludzi, i niestety rzeczy - kiedys nie potrafilam przebolec zgubionej ulubionej spinki do wlosow:) I pewne rzeczy nigdy sie nie zmienia - moje uczucia sa stale, jesli kocham to kocham i nie poszukuje nowych obiektow westchnien, nie lubie horrorow, wezy, gotowanego mleka, szpinaku i watrobki i to sie juz chyba nie zmieni.
A pisze o tym wszystkim bo znowu czuje potrzebe zmian, wybieram sie do fryzjera i zastanawiam co moge zrobic ze swoimi piorkami zeby sie zmienic choc troszke i nie zdenerwowac za bardzo swojego meza:)

niedziela, 2 grudnia 2007

Raport

Czas na podsumowanie wizyty mojej mamy, ktora juz niestety nas opuscila i wrocila do Polski:( Te jej odwiedziny minely nam bardzo szybko, troszke za szybko:( Ale Mayci udalo sie spedzic troche czasu z babunia a nam "wykorzystac" obecnosc babci i pozalatwiac pare spraw.
Maycia miala duzo uciechy z przyjazdu babci, na poczatku nie mogla chyba uwierzyc, ze ta babcia z ekranu komputera stoi przed nia i mozna sie z nia bawic i co najfajniejsze popisywac sie przed nia. Po jakims czasie niestety Maycia chyba stwierdzila ze wieksza widownia wymaga lepszego przestawienia i zaczela odstawiac nam straszne ataki zlosci i histerii. Byc moze przyjazd mojej mamy zbiegl sie w czasie z pierwszymi probami przeforsowania swojej woli i okazania swoich uczuc, frustracji, zlosci oraz niezadowolenia...? Babcia patrzyla na te wybryki z przerazeniem a ja mimo zmeczenia wrzaskami i placzem staralam sie je ignorowac. Chyba troche poskutkowalo, bo Maycia jak na razie (odpukac) zaprzestala tego procederu.
Babcia byla swiadkiem rowniez innych, bardziej pozytywnych, postepow naszej Smerfetki poczynionych w komunikowaniu sie. Nie wiem czy przyszedl na to po prostu czas czy tez obecnosc babci zdopingowala Maycie. Faktem jest ze na naszym pierwszym wspolnym spacerze Maycia jak gdyby nigdy nic powtorzyla za babcia: kij, a potem mis itd:) Poza tym nagle sie okazalo, ze nasza maluda dokladnie wie gdzie mieszka i w razie czego pokaze babci i zaprowadzi ja prosto pod swoj domek. Niestety wyszlo rowniez na jaw, ze babcia jest tylko babcia, a najwazniejsza jest mama i czesto gesto bez mamy ani rusz. Babcia mamy nie zastapi i mamy nie moze wyreczyc:( Tak to jest jak sie jest z dzieckiem 24/7
No ale jak juz wspomnialam nie tylko Maycia skorzystala z odwiedzin mojej mamy. Udalo mi sie nareszcie zmienic nazwisko w papierach:) Zlozylismy z Wiesiem wizyte okuliscie, zawiezlismy samochod Wiesia do mechanika na podrasowanie w celu sprzedazy tegoz wyeksploatowanego pojazdu, co w koncu zaowocowalo dlugo oczekiwana zmiana samochodu na wiekszy:) Wymknelismy sie nawet raz do kina, i na romantyczny wieczor we dwoje. Poza tym dzieki Mulcie nie prasowalam w ogole!!! w zeszlym miesiacy, niewiele tez zmywalam, kuchnia lsnila non-stop:) i mialam wiele okazji by samotnie zrobic zakupy:) Fajnie bylo miec pomoc przy sprzataniu, organizowaniu Swieta Dziekczynienia i przy opiece nad Maycia. Mama towarzyszyla nam na wszystkich zajeciach, w ktorych bierzemy udzial, spacerach, wyjazdach. Zabralismy ja na pare wycieczek i raczylismy ja wszystkimi najlepszymi daniami jakie potrafie przyrzadzic.
Wspaniale bylo ja goscic i ciesze sie strasznie, ze wpadlam na ten pomysl przy prasowaniu - moze to prasowanie wcale nie jest az takie koszmarne...:)
Niezbyt fajnie bylo ja jednak zegnac na lotnisku:( Zwlaszcza, ze nie wiemy kiedy dokladnie sie znowu zobaczymy - procz ekranu komputera oczywiscie. To jest bardzo dolujace:( I to mi troche psuje swiateczny nastroj, bo nie spedzalam z moja rodzina swiat juz od 5ciu lat i nie wiem nawet czy w przyszlym roku nam sie to uda...
Ehh, nie moge o tym pisac i myslec bo zaraz placze taka jestem steskniona:(
Ale coz nie powinnam sie rozczulac nad soba, nie jestem sama, mam meza i corcie, tyle ze w Boze Narodzenie teskni sie jeszcze bardziej niz zwykle i bardziej przezywa sie rozlake z rodzina.
Pozdrawiam wszystkich emigrantow, ktorzy nie jada do domu rodzinnego na Swieta!

środa, 7 listopada 2007

Ruszyło się!

Spiesze wam doniesc o najnowszych osiagnieciach naszej Mayci. Jestem nimi strasznie podekscytowana. A mianowicie nasza slicznotka zaczela wreszcie probowac powtarzac wyrazy:) Wyglada na to, ze obecnosc babci z Polski wplynela dobroczynnie na rozwoj naszej latorosli, bo wraz z przyjadem babuni Maya nabrala checi na mowienie w naszym jezyku. Moze doszla do wniosku ze gadaniem po hebrajsku nic nie wskora...
Oczywiscie na pierwszy ogien poszla ulubiona zabawka Mayci - Elmo, ktory w jej wykonaniu brzmi jak Melmo ale wreszcie brzmi jakos!!! Potem Maycia powtorzyla kij, ciocia, nic, a dzisiaj przed chwila powiedziala Max - tak ma na imie jedna z bajkowych postaci jak i rowniez jej kuzyn.
Tak wiec ruszylo sie!!! I ekscytujemy sie kazdym jej nowym slowkiem jak szaleni:)

środa, 31 października 2007

Wesołego Halloween!

Maya niestety bardzo krótko toleruje kostiumy na sobie, i zaraz je chce ściągać.
Poniżej zdjęcia w kostiumie pieska - po Maksiu i w kostiumie Rusałki Dyniowej.

niedziela, 21 października 2007

Wycieczka do St. Augustine i do Charlotte

Tydzien temu odwiedzilismy miasto St. Augustine na polnocno-wschodnim wybrzezu Florydy. Zostało założone w roku 1565. Jest to najstarsza europejska osada w kontynentalnej części USA. Przez 235 lat była to polityczna i militarna stolica hiszpańskiej prowincji Floryda.

Ponizej kilka zdjec z tego malowniczego miejsca:



Oraz zdjecia z pobytu u rodziny w Charlotte gdzie bylismy na Festiwalu Renesansowym - Carolina Renaissance Festival:

środa, 3 października 2007

Październikowe oczekiwanie

Witam wszystkich w pazdzierniku. Dla mnie w tym roku to miesiac oczekiwania...na przyjazd mojej mamy:) Juz od 25 bedziemy ja goscic przez miesiac!
Przygotowania juz sie zaczely, a mianowicie sprzatam jak opetana od jakiegos czasu, mozna by pomyslec ze zbliza sie wiosna a nie zima:) Zrobilam juz porzadek w wiekszosci szuflad i szaf - nazbieralo nam sie klamotow (to z poznanskiego: starych rzeczy), i postanowilismy je sprzedac na wyprzedazy garazowej. Byla to wyprzedaz ogolnoosiedlowa, czyli kazdy mieszkaniec naszego osiedla mogl wystawic przed garaz to, czego chce sie pozbyc i probowac to sprzedac za pare groszy. Nam udalo sie opchnac 3 krzesla, 6 starych dywanikow, 3 czajniki, zaslonke do prysznica, lustro, troche ciuchow, jedna z moich torebek, stary smietnik, 4 obrazy na sciane, 2 ramy do obrazow, kilka par okularow przeciwslonecznych - i zarobilismy ponad 50$. Nie jest to duzo, ale zawsze cos zwlaszcza ze pozbylismy sie troche rupiecia z chaty:)
Teraz czeka mnie sprzatanie garazu, mycie okien, pranie dywanu, same przyjemnosci:)
Ale nie narzekam, oczekiwanie na przyjemnosc jaka bedzie dla mnie wizyta mojej mamy jest tez przyjemnoscia. Poza tym to tylko pretekst zeby zabrac sie za to, co wisi nade mna od jakiegos czasu. Ciesze sie tez ze wzgledu na Maycie bo spedzi troszke czasu z babcia. I rowniez ze wzgledu na to, ze bedziemy mogli z Wiesiem wybrac sie do kina albo do restauracji na romantyczna kolacje - tym bardziej ze zbliza sie 5-ta rocznica naszej pierwszej randki:)
Zamierzam upichcic mamie moje najnowsze odkrycia kulinarne, zabrac ja na fajne wycieczki, na mayciowe zajecia muzyczne zeby zobaczyla jak Maya spedza czas, pojedziemy odwiedzic ciezarna Becie w Naples i zrobimy razem zakupy gwiazdkowe:)
Tak wiec listopad zapowiada sie bardzo ciekawie ale teraz musze leciec do roboty!

poniedziałek, 17 września 2007

Polska telewizja

Od kilku miesiecy posiadamy polska telewizje - pare kanalow (Tvn24, ITvn, Polsat2), ktore zamowil moj maz. Niewiele ale zawsze cos:)
I musze wam sie przyznac ze po pierwszej radosci jaka mnie ogarnela gdy uslyszalam jezyk polski na swoim telewizorze przyszlo rozczarowanie:( Cokolwiek bysmy sobie nie wlaczyli - wszedzie polityka. Gadajace glowy na kazdym kanale, przepychanki slowne, ktorych nie rozumielismy (bo nie bylismy na biezaco) afery polityczne za ktorymi nie nadazalismy, skecze polityczne, ktore nas nie smieszyly, bo nie jarzylismy kontekstu. I w ogole przygnebienie wiejace z ekranu, codziennie zle wiadomosci, klocacy sie poslowie, biedni ludzie, ktorym zalalo gospodarstwa itd. Stwierdzilismy wiec ze skoncentrujemy sie moze na programach rozrywkowych, ale i na tym polu spotkalo nas rozczarowanie. Kuba Wojewodzki to jakis totalny wariat, a jego talk show to jakas parodia, bo jak mozna zapraszac kogokolwiek do swojego programu jesli nie dopuszcza sie go do glosu???? Nie wiem naprawde dlaczego ludzie zgadzaja sie przychodzic - tylko po to by pozwolic zrobic z siebie idiote i zostac wysmianym publicznie. Program ten wywoluje jedynie moje rozdraznienie i ogolne zdegustowanie. Myslalam, ze Szymon Majewski bedzie lepszy ale to tez niestety przerost formy nad trescia. Wiadomosci, ktore staramy sie ogladac wypelnione sa po brzegi komentarzami politycznymi, i jest to przyznam szczerze dla nas troche meczace i dolujace. Spodobal mi sie natomiast bardzo serial Magda M. bo przez lato lecialy powtorki, ale niestety wraz z koncem lata skonczylo sie i to:( Jedyny talk show, ktory mnie ciekawi to Miasto Kobiet. Z przyjemnoscia obejrzelismy sobie Sopot, zwlaszcza, ze moj brat robil tam dzwiek :)
Wiem ze moja opinia opiera sie na bardzo malej probce polskiej telewizji, wiec nie jest zbyt obiektywna, ale z przykroscia musze przyznac ze milej spedza nam sie czas ogladajac amerykanska TV. Wiele mozna jej zarzucic, oj wiele! ale przynajmniej nie mam ochoty sie powiesic po spedzeniu paru godzin przed telewizorem. Kiedys na poczatku wysmiewalam sie strasznie z tego dziwnego wrecz entuzjazmy amerykancow, tej ich radosci, energii, ekscytacji, ktora prezentuja w kazdym niemalze programie, ale o dziwo przyzwyczailam sie juz do tego, a tego wlasnie brakuje polskiej telewizji. Nie pomagaja kretynskie komentarze Wojewodzkiego i totalnie zakrecone pomysly Majewskiego. Mimo wszystko ciesze sie jednak, ze moge zobaczyc co dzieje sie w Polsce, szkoda tylko ze nie dzieje sie zbyt dobrze, to mnie bardzo smuci:(

piątek, 7 września 2007

Cała prawda o emigracji

Chcialam dzisiaj nawiazac do waszych komentarzy, w ktorych czesto piszecie jak milo jest wam ogladac nasze szczescie, ze cieplo wam sie robi na sercu gdy przegladacie nasze zdjecia i uwazacie ze powiodlo mi sie w zyciu. Nie zaprzeczam, ze jestem szczesciara, bo mam wspanialego meza i corke i zdaje sobie sprawe moje zycie jest duzo lepsze i latwiejsze niz sobie je wyobrazalam mieszkajac w Polsce. Ale...,no wlasnie zawsze jest jakies ale:), chcialam wam uswiadomic ze moje zycie nie jest bajka. Nie zamierzam sie tutaj skarzyc, ale nie jest tak rozowo jak wam sie wydaje.
Jest wiele aspektow zycia tutaj, ktore nie sa zbyt wesole i czesto mnie przygnebiaja.
Najbardziej fakt ze moja rodzina jest tak bardzo daleko. Tesknie strasznie i czuje sie czasami bardzo osamotniona. Zwlaszcza, ze jakos nie potrafie zaprzyjaznic sie z amerykankami. Nie wiem czy wynika to z roznic kulturowych czy innej mentalnosci... Brakuje mi moich znajomych z Polski. Utrzymuje z nimi wprawdzie staly kontakt, podobnie jak z moja rodzina, z ktora moge sie nawet widywac dzieki polaczeniom video, ale to nie to samo.
Poza tym nie wiem czy zdajecie sobie sprawe ze zaczynanie nowego zycia w nowym miejscu jest z jednej strony bardzo ekscytujace ale z drugiej - bardzo stresujace, zwlaszcza jak sie przebywa w tym kraju nielegalnie, bez zadnych dokumentow. Przez 4 lata mojego pobytu tutaj balam sie ze w razie zatrzymania przez policje zostane deportowana. Jezdzilam samochodem z dusza na ramieniu bo nie posiadalam amerykanskiego prawa jazdy, pracowalam jako niania nie majac pozwolenia na prace, i w kazdej sytuacji wymagajacej pokazania dowodu tozsamosci denerwowalam sie strasznie bo ja takiegoz dokumentu nie posiadalam. Mialam problemy ze znalezieniem pracy, bo Floryda to nie Chicago i Nowy Jork, tu trzeba miec samochod i jakies wiarygodne papiery. Uratowalo mnie miedzynarodowe prawo jazdy, ktore kupilam przez internet - nic nie warte od strony merytorycznej ale wygladajace jak prawdziwe. Nie pomagal fakt, ze moj angielski mimo wieloletniej nauki w Polsce nie byl perfekt. Akcent i klopoty z wypowiedzeniem zdradzaly moje pochodzenie. Stresowalam przy zalatwianiu kazdej nawet najbadziej drobnej sprawy, balam sie ze czegos nie zrozumiem, nagle nie bede potrafila znalezc slow. Balam sie odbierac telefony, nawet wizyta u lekarza lub w banku byla dla mnie stresem. Na poczatku we wszystkim wyreczal mnie Wiesiu, chyba po prostu widzial moj strach w oczach i chcial mi go oszczedzic. Oczywiscie z czasem jest coraj lepiej i z kazdej zalatwionej przez siebie sprawy czlowiek cieszy sie tak bardzo i jest z siebie taki dumny. Moim ostatnim najwiekszym sukcesem bylo zamowienie dla mojej mamy biletu lotniczego przez telefon.
Tak wiec zycie na emigracji nie jest uslane rozami, przeciwnie jest czasami trudniejsze. Ale nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo prawda?:) Dzieki temu ze musialam stawic czola tylu problemom i przezwyciezac swoj strach codziennie czuje sie teraz silniejsza, pewniejsza siebie.
A na moje szczescie zlozylo sie wiele pomocnych dloni, zbiegow okolicznosci, okazji, z ktorych skorzystalam gdy stanely przede mna. I tak naprawde szczescie jest tam gdzie czlowiek je widzi, a ja je widze w oczach mojego meza i corki i moze to wlasnie odbija sie w moich oczach i widoczne jest na naszych fotografiach :)

środa, 22 sierpnia 2007

Ciekawostki

Dzisiaj przy sprzataniu przypomnial mi sie jeden z moich ulubionych filmow -"Amelia". To francuska komedia romantyczna, byla bardzo popularna w Europie swego czasu. Pamietam sposob w jaki glowna bohaterka przedstawiala kolejne postaci pojawiajace sie w filmie - mowila w telegraficznym skrocie co dana osoba lubi a czego nie. Ta charakterystyka byla przesmieszna i dosyc osobista.
Pomyslalam ze fajnie bedzie zabawic sie w to z odwiedzajacymi nasz blog. Zastanowcie sie czego nie znosicie a co uwielbiacie, co jest charakterystyczne tylko i wylacznie dla was - najdziwniejsze i najsmieszniejsze rzeczy jakie przyjda wam do glowy.
Oto przyklad:
Asia - lubi zapach konwalii i przypalonych zmieniakow, nienawidzi watrobki i szpinaku, uwielbia robic porzadek w szafach wszelkiego rodzaju (nawet nie swoich) i ogladac stare zdjecia. Potrafi zdrobnic prawie kazdy rzeczownik na swoj unikalny sposob i ma spora kolecje torebek, ktore co jakis czas liczy podobnie jak reszte swoich ciuszkow i butow. Nie lubi ludzi, ktorzy smieja sie idiotycznie i dusi sie gdy w poblizu ktos pali papierosa.
Wiesiu - nie cierpi kalafiora, za to przepada za lodami i grejfrutami - w ogole to owocowy typ faceta. O kobietach mowi "facetki", nie cierpi byc pasazerem w samochodzie. Pasjonuja go "reality show", lubi odkladac rzeczy na swoje miejsce i zapalac wszedzie swiatla. Ulubiona pozycja - lezaca.
Maya - ulubione slowo: daj, ulubiony owoc: truskawka. Nie cierpi chodzic w sandalach po piasku, uwielbia puszczac baki i oprozniac szuflade taty. Przerazaja ja publiczne toalety, pasjami rozdaje buziaczki.
A teraz wasza kolej...:)

piątek, 17 sierpnia 2007

Faza słuchania i faza nie spania

Witam z bardzo upalnej Florydy. Upal moze nie jest tak straszny bo temperatury nie sa na Florydzie rekordowe, to bardzo wysoka wilgotnosc na tym polwyspie sprawia ze zycie w czasie lata, ktore trwa prawie pol roku tutaj, staje sie meczarnia. Narzekam ale w gruncie rzeczy wole byc non-stop spocona niz dygotac z zimna. A spocona jestem jak tylko opuszcze progi mojego domu, zwlaszcza pod koniec sezonu gdy powietrze jest przesycone wilgocia niemalze maksymalnie, w efekcie trwajacej juz od jakiegos czasu pory deszczowej, przebywanie na dworze jest nie do wytrzymania i wlasciwie nie ma znaczenia czy stoi sie na pelnym sloncu czy w cieniu. Dlatego unikamy teraz wycieczek do parku, skupiamy sie glownie na zajeciach w pomieszczeniach albo chodzimy na basen i jezdzimy do akwarium gdzie jest fontannowy park wodny dla dzieci.
Wiecej spedzamy czasu w domu i probujemy namowic Maycie do mowienia, na razie jednak bez wiekszych rezultatow. Mimo ze Mayeczka nasza rozumie wszystko co sie do niej mowi, reaguje na wszystkie polecenia i potrafi imitowac odglosy wydawane przez bardzo wiele zwierzatek - ktore umie wskazac na zdjeciu lub obrazu, i pokazuje znaki jezyka migowego, ktorych nauczyla sie ogladajac bajeczki edukacyjne to jednak procz paru slow - mama, tata, baba, daj, baby, tu, nie chce za chiny powtorzyc zadnego innego slowa. Pocieszamy sie ze ma jeszcze czas, bo nie skonczyla nawet dwoch lat i moze miec troche namieszane bo ma kontakt z dwoma jezykami to jednak widok innych dzieci w jej wieku, szczegolnie jej kuzyna Dawida w Polsce mowiacych coraz wiecej i wiecej kazdego nastepnego dnia powoduje ze jestesmy troszke sfrustrowani i zawiedzeni. To sfrustrowanie wiaze sie w moim przypadku rowniez z maycinymi problemami ze spaniem ostatnio. Budzi sie prawie co noc, ale to nie bylo by az tak uciazliwe gdyby zasypiala szybko ponownie, niestety przez ostatnie dwa tygodnie Maycia placze po polozeniu jej do lozeczka i czasami usypianie jej zajmuje nam az dwie godziny w srodku nocy. Nie wiem juz co robic a czego nie robic, probowalam ignorowac ale po 20 minutach jej lkania dalam za wygrana i popedzilam ja przytulic. Mam nadzieje ze to tylko faza, ktora wkrotce minie. I czekam az te wszystkie informacje, ktorych Maya tak laknie bo pyta sie o wszystko, ekspoloduja niedlugo jakimis niesamowitymi zdolnosciami jezykowymi.

niedziela, 5 sierpnia 2007

Kilka zdjęć z tego weekendu...


Zab madrosci

Witam wszystkich!
Dawno nic nie pisalam, bo pochlania mnie prawie calkowicie wychowanie Mayci, ktora rosnie nam doslownie w oczach, oraz prowadzenie domu, a ostatnio dochodzenie do siebie po wyrwaniu drugiego juz zeba madrosci. Pierwszy pojawil sie w zeszlym roku kiedy jeszcze karmilam Maycie piersia. Nie chcialam z tego powodu odstawiac jej od piersi wiec meczylam sie przez pare miesiecy, bo zabek rosl sobie prostopadle w stosunku do pozostalych zebow i naciskal na nie tak mocno ze nie moglam czasami otworzyc ust tak bardzo cala szczeke mialam obolala. Gdy doszlo do wyrwania zakonczyla sie moja meczarnia, zagoilo sie blyskawicznie. Tym razem historia sie powtorzyla, z ta roznica ze od razu popedzilam do dentysty by usunac drania, majac nadzieje ze unikne cierpien o wiele szybciej.
Nie boje sie dentysty tak bardzo jak wszyscy moi znajomi i rodzina. Moja mama twierdzi ze jestem pod tym wzgledem troche nienormalna:) Ja mysle ze wynika to z tego, ze od malego musialam chodzic regularnie do stomatologa bo nie odziedziczylam dobrych genow "zebowych" i co roku spedzalam pare godzin na fotelu u dentysty probujac zalatac swoje liczne ubytki. Nie stac nas bylo na prywatnych stomatologow i pokrycie kosztow znieczulen wiec po prostu nie mialam wyjscia musialam przyzwyczaic sie do borowania na zywca. Tak sie zahartowalam ze na studiach mialam robione leczenie kanalowe jedynki bez zadnego znieczulenia - tutaj w stanach to nie do pomyslenia. Amerykanski stomatolog nie zacznie borowac zanim nie zrobi zdjecia i nie zaaplikuje znieczulenia - i nawet nie pyta sie czy je chcesz, to jest po prostu norma. Nawet miejsce, w ktore ma ci wkluc igle znieczula najpierw specjalnym zelikiem:)
Ale wracajac do mojego zeba madrosci, okazalo sie za tym razem usuniecie go nie bedzie wcale takie latwe bo polozony byl zupelnie na boku, poza tym wywolal juz infekcje. Musialam wyleczyc infekcje penicylina a potem poddac sie zabiegowi rozpolowienia tegoz zeba i wyrywania owych polowek:( Nie bylo to przyjemne, chociaz nic nie bolalo bo oczywiscie mialam porzadne znieczulenie. Problem zaczal sie jak znieczulenie zaczelo przechodzic.
Od zeszlego wtorku jestem na silnych lekach przeciwbolowych, proby odstawienia ich nie powiodly sie jak na razie. Opuchlizna troche sie zmniejszyla, ale nadal nie moge jesc niczego co wymaga gryzienia. A najgorsza jest swiadomosc ze to dopiero drugi zab madrosci, byc moze czekaja mnie jeszcze dwa takie epizody:(
Nikomu nie zycze podobnego przezycia, zwlaszcza jak trzeba mimo wszystko zajmowac sie dzieckiem, bo ono nie rozumie ze mamusie boli pol szczeki.
Ale mam tez dobra wiadomosc, bardzo dobra!!! Niedawno dowiedzialam sie, ze moja najlepsza przyjaciolka Beata spodziewa sie swojego pierwszego dziecka:))) Ciesze sie tak bardzo jakbym to ja sama byla w ciazy. Zostane znowu ciocia!!! a moja przyszywana siostra zostanie mama i bardzo ale to bardzo jestem szczesliwa jej szczesciem.
Tym optymistycznym akcentem koncze i pozdrawiam wszystkich odwiedzajacych.

niedziela, 8 lipca 2007

Krótkie wakacje

Oto pare fotek z naszych krotkich wakacji. Wybralismy sie w odwiedziny do rodziny w Pn Karolinie, po drodze zahaczylismy o Charleston w Pld. Karolinie. Zrobilismy sobie tez mala wycieczke do Asheville, byla to nasza pierwsza samotna (czytac: bez Mayci) wyprawa od poltora roku i bardzo ja przezylismy.

sobota, 16 czerwca 2007

Dzień Ojca

Zbliza sie Dzien Ojca. W stanach obchodzony jest 17 czerca. W zwiazku z ta okazja Maya poprosila mnie abym napisala w jej imieniu, bo ona bidulka nie potrafi jeszcze pisac:) pare slow dla jej taty!

A mianowicie Maycia chciala mu podziekowac za to jakim wspanialym tatusiem jest dla niej i zyczyc mu by zawsze byl dla niej tak opiekunczym i kochajacym rodzicem. Powiedziala mi nawet za co konkretnie tak docenia swojego tate, za to, ze:

  • przytula ja czesto
  • bawi sie z nia do upadlego
  • karmi, przewija, bierze na rece
  • rysuje jej pieknie zwierzatka i pozwala zagryzmolic te swoje male dziela sztuki
  • uklada z nia wielkie wieze z klockow
  • robi jej cudne zdjecia i nie wymaga od niej pozowania a do tego od razu pokazuje rezultat i probuje uczyc techniki fotografowania juz od najmlodszych lat
  • zawsze ja ladnie wyszoruje gdy przychodzi pora kapania
  • cierpliwie znosi jej zabawy czesto polegajace na wlazeniu na niego, popychania go, turlania go po calej podlodze itd
  • codziennie wieczorem dokladnie czysci jej zabki
  • pozwala jej zdejmowac sobie okulary, a czasami nawet pozwala pobawic sie swoim czaderskim telefonem
  • pokazuje codziennie wieczorem jak powinna sprzatac swoje porozrzucane zabawki
  • uczy ja mowic, powtarzajac slowa po 100 razy:)
  • dokarmia doslownie wszystkim, daje nawet pic z butelki i ze szklaneczki
  • zawsze daje buzi, nawet po kilka razy pod rzad
  • jak nie idzie do pracy to przychodzi rano wyciagnac ja z lozeczka
  • kupuje ladne zabaweczki, na przyklad wozeczek dla lalek, fotelik Elmo, w ktorym moze sobie wygodnie siedziec, a ostatnio dal sie namowic na kupno pluszowego Elmo:)
  • przegrywa dla niej bajeczki, ktore ona uwielbia ogladac
  • udaje jej sie zawsze przekonac go by mogla wziac z lozeczka swoj kocyk do spania, nawet jak jeszcze nie jest pora spac i mama by jej na to nie pozwolila
  • dba zawsze i wszedzie o jej bezpieczenstwo
  • pozwala jej skakac po lozku i pobiegac na golaska przed kapiela, i w ogole jest super tata!

Na koniec Maya kazala mi napisac ze bardzo kocha swojego tatusia!

Tak miedzy nami - mysle, ze z tej Mayci jest straszna chwalipieta, ale ma racje opowiadajac ze ma wspanialego ojca. Nie bede wiec jej karcic, ze nie powinna az tak sie chwalic skoro to swieta prawda i jest okazja by ja ujawnic, w koncu Dzien Ojca za pasem.

Pozdrawiam wszystkich tatusiow, szczegolnie mojego Tatula tam daleko za oceanem, mojego brata, dziadka, mojego tescia,a takze Mico, Waldiego, Pawla, Zajaca, Grzegorza, i wielu wielu innych.
Happy Father's Day!!!



czwartek, 31 maja 2007

Mój cud!

Moj cud to moje dziecko! Moja corka, mala pszczolka, moja najwieksza milosc. Czasami patrze na nia i nie moge wprost uwierzyc, ze stworzylismy z Wiesiem kogos tak doskonalego. To tak jakby wszystkie nasze wspolne najlepsze geny skumulowaly sie w niej. Bedac w ciazy marzylam sobie jak to bedzie gdy sie urodzi, jakim bedzie dzieckiem, jaka pozniej dziewczynka, mialam takie cudowne wyobrazenie o niej. Rzeczywistosc przerosla moje wyobrazenia. I nie wiedzialam ze mozna kochac kogos tak mocno, nawet moja milosc do meza ustepuje temu uczuciu, ktore jest tak silne ze az mnie przeraza.
Mialam w zyciu wiele szczescia, wiele radosnych momentow, ale moim najwiekszym szczesciem jest ona. Nie wiem jak bylabym przybita wystarczy jedno spojrzenie na moja mala smerfetke bym sie usmiechnela.
Z okazji Dnia Dziecka chcialabym jej zyczyc by zawsze byla taka wesola i rozesmiana. Jest najbardziej pogodnym i szczesliwym dzieckiem jakie w zyciu widzialam. Mam nadzieje ze taka pozostanie.



Wybralismy jej imie "Maya" majac nadzieje ze bedzie radosna i sloneczna tak jak to imie i taka wlasnie jest nasza corka - bardzo majowa:)

czwartek, 24 maja 2007

Rozpieszczać czy nie?

Wlasnie wrocilysmy z Maycia z przyjecia urodzinowego znajomej dziewczynki. I caly czas nie moge wyjsc z szoku ile owa dwulatka ma zabawek!!! Maya przez pierwsze kilka minut po wejsciu do ich domu stala doslownie oniemiala i widzialam ze nie moze wrecz zdecydowac sie czym zaczac sie bawic! Ja z kolei przez moment poczulam straszne wyrzuty sumienia ze nasza Maya jest tak uboga w zabawki choc przed ta wizyta wcale tak nie uwazalam.
Obydwoje z mezem jestesmy zdania ze co za duzo to nie zdrowo, bo im wiecej zabawek dziecko dostaje tym mnie je docenia i szybciej sie nimi nudzi. Kupujemy wiec jej rzeczy tylko z jakis konkretnych okazji i nie sa to pokazne prezenty. Zauwazylismy ze Maycia cieszy sie tak samo z ekstra prezentu co ze zwyklej wstazeczki.
Ale...dzisiaj poczulam sie naprawde zle widzac ile Dana - mala solenizantka posiada zabawek, ktore w wiekszosci sa bardzo edukacyjne. Moze powinnismy Mayci kupowac wiecej i w ten sposob stymulowac jej rozwoj... Moze wtedy ogladalaby mniej bajek bo bylaby bardziej zajeta... Wiadomo ze kazda zabawka po jakims czasie sie nudzi.
Oczywiscie nie mozna przesadzac - tak jak robia to rodzice tamtej malej. Nie sadze zeby potrzebowala dwoch rowerkow, dwoch samochodow, calej kuchni dzieciecej, trzech stolow, dwoch zjezdzalni, dwoch domkow, hustawki, konia na biegunach, napompowanego palacu na podworku, piaskownicy:)i calej tony innych zabawek.
Co najciekawsze szczesliwa posiadaczka tego calego przybytku wydawala sie niezdolna do bawienia sie z innymi dziecmi. Nie zwracala w ogole uwagi na swoich malych gosci, biegala samotnie po calym domu i podworku. Jest jedynaczka wiec moze nie potrafi, ale Maya tez jak na razie nie ma rodzenstwa i zawsze cieszy sie z towarzystwa innych dzieci.
Ja mialam jedna lalke i jakos przezylam swoje dziecinstwo, Maya ma ich juz 5 chyba i wozeczek do wozenia ich. Wiekszosc zabawek ktore posiada dostala w prezencie od rodziny i znajomych. Ja osobiscie nie kupilam jej jeszcze zadnej lalki:) Za to wydalam juz mala fortune na ksiazeczki dla niej - polskie i amerykanskie.
Moze z okazji zblizajacego sie Dnia Dziecka sprezentujemy naszej smerfetce cos ladnego...
A tak na marginesie czy wasze dzieci tez powtarzaja jakies tajemnicze slowa, ktorych znaczenia nie jestescie w stanie rozszyfrowac? My wlasnie probujemy dojsc co znaczy: apiii i dadzi:)
Pozdrawiam wszystkie mamy!!!

czwartek, 3 maja 2007

Zbliża się wielkimi krokami...

Juz maj! A w maju obchodzimy z Wiesiem nasza rocznice slubu! Juz 3cia w tym roku. Jeszcze chwila a bedziemy malzenstwem z dlugoletnim stazem:) Na razie jednak cieszymy sie z zaledwie 3letniego stazu i bedziemy zapewne w jakis sposob swietowac to wiekopomne wydarzenie:) Jest co swietowac bo przeciez wedlug poniektorych nie mielismy az tak dlugo wytrwac jako malzenstwo. Swego czasu doszly nas sluchy ze spotykam sie z Wiesiem tylko w okreslonym celu - by dostac za jego posrednictwem zielona karte i w przeciagu trzech lat nasz zwiazek sie rozpadnie. Mialam zostawic Wiesia tuz po otrzymaniu wyzej wymienionego dokumentu. Najsmieszniejsze w tej calej plotce bylo to ze osoba ktora puscila ja w obieg zamienila ze mna tylko jedno slowo: czesc! miala wiec powazne podstawy watpic w moje uczucia wzgledem Wiesia i oczywiscie uznala za jak najbardziej stosowne wyrazic swoje zaniepokojenie.
29 maja chyba powinna zrewidowac swoje poglady, bo jak sie okazalo zadna z niej wrozka i zdziebko sie pomylila co do mnie, co do nas:)
5 lat razem, 3 lata po slubie i prawie 1.5 roku z owocem naszej milosci - Maycia, ktora jest dla nas calym swiatem. I mimo ze nie mamy juz tyle czasu dla siebie, nie mozemy sobie pozwolic na romantyczna kolacje we dwoje w restauracji, wyjscie do kina lub na impreze to i tak nasz zwiazek trzyma sie dobrze i opiera wszelkim burzom.
Jeszcze wiekszymi krokami zbliza sie 56!!! rocznica slubu moich dziadkow, ktorym zycze wielu kolejnych rocznic i aby dotrwali do nich w dobrym zdrowiu!
Wszystkim majowym parom zycze duzo duzo milosci!

wtorek, 17 kwietnia 2007

A tooo???? pyta Maya

Maya jest ostatnio baaaardzo ciekawska. Nauczyla sie pytac: a to?, a tu?, a ta? i wlasciwie caly dzien slyszymy jej pytajacy glosik, zwlaszcza gdy oglada swoje bajeczki i na ekranie pojawiaja sie rozne zwierzatka. Ostatnio najbardziej lubi ogladac odcinek, w ktorym ucza dzieci jezyka migowego i pokazuja proste znaki na podstawowe rzeczy z otoczenia dziecka. Przedwczoraj zauwazylam ze sama probuje nasladowac raczkami gesty, ktore widzi. A dzisiaj odtworzyla juz dla mnie znak miseczki i pilki:) Wczesniej nauczylismy ja gestu oznaczajacego "jeszcze" by dawala nam znac czy chce jeszcze jesc i caly czas go uzywa - nawet zeby powiedziec ze chce jeszcze sie bawic, jeszcze wyjsc na dwor, jeszcze ogladac bajeczke:)
Poza tym caly czas krzyczy mama i tata, krzyczy jak nas widzi albo tak po prostu tylko dla sportu:) mowi tez: baba, baby i kilka razy powiedziala na siebie "jaja". Glownie jednak rozprawia w swoim baaardzo skomlikowanym mayciowym jezyku, ktorego jeszcze z Wiesiem nie rozpracowalismy. Wie tez jak mowi krowka, piesek, kura, kaczka, sowa i pokazuje jak slon podnosi trabe:)
Jej najnowsza pasja jest ukladanie wiez z klockow, wiekszych niz ona sama czasami. To zajecie pochlania ja bez reszty, najfajniejsza czescia tej zabawy jest moment kiedy uzna ze nadszedl czas na zburzenie budowli - wtedy ma dopiero frajde. Po zdemolowaniu swojego dziela zaczyna od nowa i tak w kolko!!!



Odkryla tez niedawno ze jest w stanie wdrapac sie na sofe a nawet stanac na niej i siegnac sobie po pilota do telewizora, telefon albo aparat mamy, wiec juz nie medzi nam zebysmy wlaczyli jej bajke tylko sama kradnie pilocika. Cieszy sie ze swojego odkrycia strasznie ale nam nie jest wcale do smiechu poniewaz niestety nasza corka nie zdaje sobie w ogole sprawy ze takie lazenie po wyzkach moze skonczyc sie niemilym upadkiem. Ostroznosc jest nieznanym zupelnie terminem dla niej, zachowuje sie jak kaskaderka albo osoba ktora swiecie wierzy ze potrafi latac a wszystkie meble a takze podloga sa wykonane z gumy.
Lubi rowniez maltretowac swojego ojca, na co on pozwala i dzielnie znosi ciaganie go za wlosy, wlazenie na niego itp
Ale najwiecej radosci sprawia jej ostatnio - pierdzenie! Tak tak moi drodzy, pierdzenie to najnowsza sztuczka naszej pociechy. Zaczela od popierdywania w wannie podczas kapieli, zupelnie niewymuszonego. Aktualnie nasza zdolna corka pierdzi na zawolanie:) Wystawia do tego swoja zgrabna pupcie w nasza strone i usmiecha sie zawadiacko czekajac na nasza reakcje. Wystarczy sie jej zapytac gdzie jest jej pupa...dla Mayci to zacheta by pokazac co jej pupa jest w stanie zrobic!
Az strach pomyslec jakie dziwne zdolnosci opanuje w przyszlosci Maya....

poniedziałek, 9 kwietnia 2007

Wielkanoc

Swieta, swieta i po swietach!
Tyle przygotowan - sprzatanie, gotowanie, pieczenie i juz po wszystkim! Ale przynajmniej mielismy prawdziwe polskie swieta.
Tutaj w Stanach obrzedy wielkanocne polegaja glownie na zorganizowaniu dla dzieci tak zwanego polowania na jajka i pojsciu w niedziele do kosciola na msze sw. jesli jest sie oczywiscie praktykujacym katolikiem. Nikt nie bawi sie w robienie pisanek, nie jest tez popularne chodzenie z koszyczkami do poswiecenia - zreszta tylko w polskich parafiach odbywaja sie swiecenia pokarmow. A juz na pewno nikt sie tutaj nie bedzie wysilal i robil jakis swiatecznych porzadkow i przygotowywal tony jedzenia z tej okazji.
Ja naleze do tej mniejszosci, ktora sie jednak wysila:) Dlatego wlasnie nie mialam czasu by cos napisac - sprzatalam, pichcilam swiateczne potrawy i pieklam. Zrobilam wszystko co w mojej mocy zeby bylo wielkanocnie - byly pisanki, swieconka, baranek z masla, baba drozdzowa, biala kielbasa itd Tak wiec swietowalismy po polsku razem z naszymi goscmi - Beata i Adamem.
Maya podziwiala pisanki, zajadala sie kielbaska i cieszyla sie z towarzystwa naszych gosci.
A dzisiaj odwiedzila pania doktor i dowiedzielismy sie ze przybrala znowu troche na wadze i urosla az 4.5 cm. Wedlug wzrostu Maya plasuje sie az w 97% co oznacza ze tylko 3% dzieci w jej wieku jest wyzszych od niej.
Dzisiaj obchodzila tez swoje imieniny!!!
Ponizej pare fotek z naszych swiat!

sobota, 17 marca 2007

Reprymenda

Hej! Wlasnie napisalam mala reprymende mojemu sasiadowi. Stwierdzilam ze mam dosc halasow jakie dochodza z jego podworka o dziwnych porach dnia a raczej nocy. Juz raz zwracalam mu uwage gdy najspokojniej w swiecie wyl pila tarczowa przed 11sta w nocy. Przedwczoraj natomiast walil tuz przed naszymi oknami do 10.30 wieczorem a dzis rozpoczal swoj dzionek ochoczo od tegoz samego walenia o 7mej rano!!! Podkresle jeszcze ze dzis jest sobota! Nie kazdy pragnie budzic sie o 7mej zwlaszcza jesli jego dziecko obudzilo go swoim placzem nad ranem. Moj maz twierdzi ze latwo mnie zdenerwowac, ale trudno dorownac cierpliwoscia mojemu mezowi - jego po prostu nic nie rusza:)
Musze jednak przyznac ze rzeczywiscie od jakiegos czasu nie toleruje pewnych zachowan, i nie dosc tego - reaguje na nie!!! Wydaje mi sie ze po trosze zmienilo mnie mieszkanie w Stanach, moze dlatego ze tutaj ludzie bardziej walcza o swoje prawa, maja wyzsze standardy zyciowe i oczekuja wiecej od swojego otoczenia bo sa przyzwyczajeni do dobrego traktowania - w sklepie, w urzedzie, w banku itd.
Niestety a moze raczej stety mi tez sie to udzielilo. I dlatego w relacji z Polski wspominalam o swoim zniesmaczeniu brakiem uprzejmosci w sklepach, ja po prostu jestem przyzwyczajona do usmiechu na codzien, pomocy przy pakowaniu sprawunkow, do milego traktowania. Bylam zszokowana i wrecz oburzona:)
Niektorzy uwazali ze sie czepiam, nic podobnego ja po prostu nie pozwalam sie juz zle traktowac, 5 lat w Stanach nauczylo mnie ze nikt nie ma do tego prawa.
Poza tym bardzo zmienilo mnie macierzynstwo - doslownie od momentu kiedy zostalam matka poczulam ze musze byc silna dla mojego dziecka, dla Mayci. To ja musze ja chronic i dbac by nie stala jej sie krzywda i jej milosc daje mi ta sile i odwage by stawiac czola na przyklad takim sasiadom, ktorzy swoim halasowaniem moga zaklocic jej sen. Najpiekniej ujela to moja ulubiona piosenkarka Kasia Kowalska w piosence dla swojej corki: "gdy cos strwozy Cie i sploszy sen - ucisze swiat"
Nie jestem awanturna z natury ale nie boje sie konfrontacji gdy sytuacja tego wymaga. Tym razem wybralam subtelniejsza forme, ktora mam nadzieje podziala i nikt nie bedzie budzil nas skoro swit waleniem:)

poniedziałek, 12 marca 2007

Wizyta kuzyna

Oto pare zdjatek z wizyty kuzyna Mayci - Maksia, ktory odwiedzil nas wraz ze swoimi rodzicami by swietowac swoje 6-ste urodziny! Odbylismy wycieczke do zoo w Tampie, co rowniez uwiecznilismy na zdjeciach:)
Milego ogladania!

foto-album...foto-album...foto-album...

poniedziałek, 26 lutego 2007

Maya na plaży

Kilka zdjęć z plaży w Clearwater, wykonane nowym aparatem Nikon D200. Maya była trochę przestraszona wodą i dość ostrym piaskiem (właściwie to nie był piasek tylko pokruszone muszelki), więc prawie cały czas spędziła na kocyku.

foto-album...foto-album...foto-album...

piątek, 23 lutego 2007

Dylematy matki cd.

Hej!
Zastanawiam sie bardzo duzo ostatnio co poczac dalej ze swoim zyciem i im bardziej sie zastanawiam i rozwazam rozne rozniste rozwiazania nie moge jakos nic zdecydowac :) Chodzi oczywiscie o to czy isc do pracy i rozwijac sie zawodowo, zakonczyc to siedzenie w domu, zarabiac, isc po prostu do przodu czy dac jeszcze troche czasu Mayci, byc dla niej, zagwarantowac jej mile, sielskie dziecinstwo bez stresow zwiazanych z oddawaniem jej gdzies codziennie pod czyjas opieke????
Naprawde nie wiem co robic... z jednej strony chcialabym wreszcie wyrwac sie z domu, pobyc troche miedzy ludzmi, osiagnac cos, zdobyc jakies doswiadczenie zawodowe, a z drugiej strony nie wyobrazam sobie zostawic Mayci z kims.
Ja bylam niania i wiem jak dziecko moze zle znosic rozlake z matka, widzialam tez wyrzuty sumienia i bol w oczach jednej z moich pracodawczyn kazdego dnia gdy wychodzila do pracy. Powiedziala mi nawet kiedys ze jest o mnie zazdrosna bo spedzam wiecej czasu z jej dziecmi niz ona i znam je bardziej niz ona, i to do mnie biegna z placzem jak cos zlego je spotka. I tak wlasnie bylo niestety!
Oczywiscie kazde dziecko jest inne, i kazda matka inaczej znosi rozstania ze swoja pociecha. Pracowalam tez dla matki ktora wolala isc zrobic sobie paznokcie zamiast spedzic troche czasu z wlasnym dzieckiem i nie bylo jej zal wyjezdzac sluzbowo na cale tygodnie.
Zdaje sobie rowniez sprawe, ze nie kazda matka ma ten luksus by pozwolic sobie zostac w domu z dzieckiem i nie pracowac - nie zarabiac.
Moj przypadek nie jest az tak drastyczny, wiadomo zawsze przydalby sie drugi dochod, ale jakos chyba przezyjemy bez mojej wyplaty. Bardziej wlasciwie chodzi mi o moj rozwoj, moje ambicje. Zastanawiam sie tylko czy te moje plany nie powinny poczekac az Maycia troche podrosnie i pojdzie do przedszkola...w koncu dopiero co skonczyla roczek, a te pierwsze lata jej zycia sa takie wazne i juz nigdy sie nie powtorza.
Poza tym jako jej matka chce miec kontrole nad jej wychowaniem, chce ja nauczyc jezyka polskiego, wpoic wazne zasady, nie mam ochoty wyrzec sie tego i zyc ze swiadomoscia ze ktos inny wychowuje moja corke.
No i tak sobie rozwazam za i przeciw... bez konca:)
Jestem znudzona juz tym siedzeniem w domu, ale jednoczesnie wpadam w przerazenie na sama mysl ze musialabym zostawic Maycie pod czyjas opieka. Wydaje mi sie ze nikt nie zajmie sie nia tak dobrze jak ja, nikt jej nie zna tak dobrze jak ja, nawet jak zostawiam ja z Wiesiem jadac na zakupy mam wyrzuty sumienia ze za dlugo bylam poza domem, ze jestem samolubna bo zachcialo mi sie pochodzic po sklepach, ze Wiesiu sobie nie poradzi - chociaz nigdy nie ma problemow itd. Bylabym spokojniejsza gdybym mogla zostawic Maycie z moja mama, ale ona zajmuje sie w Polsce moim bratankiem i nie jest w stanie sie rozdwoic niestety.
Co mi radzicie? Czy wy tez macie takie dylematy czy tylko ja jestem taka przewrazliwiona na punkcie swojego dziecka???
Pozdrawiam wszystkie mamy z podobnymi dylematami!!!

wtorek, 13 lutego 2007

Walentynki

Witam wszystkich zakochanych! Zycze Wam milych swietowan! Wiem ze w Polsce Walentynki sa rownie popularne jak tutaj w Stanach.
Ja tez dzisiaj swietuje oczywiscie. Chcialam Wam pokazac z tej okazji "dwa obiekty" do ktorych palam ogromnym uczuciem, z troche innej strony, z mojej strony mianowicie, bo to ja zrobilam w wiekszosci te fotki:) Nie sa moze tak doskonale jak Wiesia, ale przedstawiaja mojego Walentyna i mala Walentynke - dwie osoby ktore kocham najbardziej na swiecie!!

środa, 31 stycznia 2007

Chyba się starzeję...

Doszlam ostatnio do smutnego wniosku, ze chyba sie starzeje:( Juz wczesniej zaczelam to podejrzewac, ale dopiero pare dni temu uswiadomilam sobie jak bardzo sie zmienilam. Do wszystkiego podchodze tak racjonalnie. Ulotnila sie gdzies moja beztroska i chec do zabawy. Co prawda imprezowanie zeszlo na dalszy plan od kiedy zostalismy rodzicami, ale faktem jest ze nie mam w ogole na nie ochoty i nie zal mi wcale ze omijaja mnie jakies balangi. Nie pijam prawie w ogole alkoholu - bo nie chce miec bolu glowy nastepnego dnia, nie objadam sie zeby nie dostac niestrawnosci, chodze wczesnie spac zeby sie wyspac, nakladam kremy na twarz zeby nie miec zmarszczek...itd Ale dopiero jak stanelam przed sciana kolorowych czasopism i wybralam jedno o....gotowaniu trafilo mnie ze sie najwyrazniej starzeje. Juz nie interesuja mnie magazyny o modzie - jestem szczesliwa mogac wyprobowac nowy przepis kulinarny. Co gorsza nie marze juz o pieknej bizuterii, ciuszkach i butach tylko o nowych garnkach firmy Le Creuset!!! Niedlugo zaczne robic skarpety na drutach:)
Kazdy sie zmienia z biegiem czasu - ja zdaje sie tez uleglam tranformacji i przemienilam sie w kure domowa, ktora uwielbia swoj kurnik, swojego koguta i malenkie kurczatko:)
Nie czuje sie stara, raczej dojrzala, czuje ze dojrzalam, nie jestem juz tym beztroskim podlotkiem, chociaz moj maz twierdzi ze zachowuje sie czasem jak dziecko, co go bardzo smieszy i rozczula.
Maycia zdecydowala zakonczyc swoja drzemke wiec musze wracac do swoich maminych obowiazkow.
Pozdrawiam wszystkie panie, ktore podobnie jak ja pewnego dnia zdaly sobie sprawe ze lata szalonej mlodosci maja juz za soba:)

czwartek, 25 stycznia 2007

Wycieczki do Akwarium i Zoo

Ostatnio odwiedzilismy Florida Aquarium oraz Lowry Park Zoo w Tampie. Ponizej sa zdjecia z Polnocnej Karoline jak rowniez z tych wycieczek (glownie z tej do Akwarium) bo w Zoo bylo strasznie duzo ludzi (niebywala znizka cen biletow na $3) ze ledwo sie przeciskalismy :-)

foto-album...foto-album...foto-album...

poniedziałek, 22 stycznia 2007

Nowy Rok

Witam wszystkich w nowym roku i mam nadzieje ze zaczeliscie go z usmiechem na ustach i z nadzieja w sercu...
Ja zawsze przywiazywalam ogromna wage do tego jak spedzalam sylwestra i pierwszy dzien nowego roku bo wierzylam ze taki bedzie wlasnie ten rozpoczynajacy rok. Tak wiec jesli bawilam sie dobrze w noc sylwestrowa bylam pelna dobrych mysli na przyszlosc, niestety byla tez druga strona medalu mniej optymistyczna gdy sylwek byl niewypalem a 1szy stycznia nie wrozyl nic dobrego. Przestalam sie wiec przejmowac tym przesadem, bo strasznie mnie stresowal.
Mam taka teorie ktora glosi, ze przesady sprawdzaja sie tylko wtedy gdy czlowiek w nie wierzy. Od kiedy przestalam przejmowac sie piatkiem 13stego nic zlego mnie tego dnia nie spotyka:), olewam tez czarne koty, dziekuje za komplementy,itd, i dzieki temu mam radosniejsze zycie.
Niestety ten poczatek roku nie byl dla mnie zbyt fajny z powodow o ktorych nie chce mi sie juz nawet gadac bo nie mam ochoty sie juz wiecej dolowac, i przez moment myslalam ze w zwiazku z tym nic dobrego mnie nie czeka w 2007 roku. Ale pozniej stwierdzilam ze nie bede poglebiac tego dolu w ktory wpadlam bo to mi nic nie pomoze. Musze sie z niego wygrzebac i tyle. Staram sie myslec pozytywnie, ze nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo:)
A oto "garsc przesadow" ktore przeslal mi moj dobry znajomy, mam nadzieje, ze ci ktorzy jeszcze w nie wierza przestana sie nimi przejmowac:)

Rozsypała się sól - będzie kłótnia.
Rozsypał się cukier - na zgodę.
Rozsypała się kokaina - będą wizje.
Upadł widelec - ktoś przyjdzie.
Upadło mydło - oczekuj nieoczekiwanego.
Jaskółki nisko latają - będzie deszcz.
Krowy nisko latają - rozsypała się kokaina.
Pękło lustro - będzie nieszczęście.
Pękł rozporek - będzie wstyd. Mniejszy lub większy...
Pękła prezerwatywa - lepiej, żeby pękło lustro.
Swędzi nos - będzie pijaństwo.
Swędzi dupa - mydło upadlo

PS. Reszta zdjec z grudnia ukryta jest pod naszym zdjeciem mikolajkowym - wystarczy kliknac na nie!