sobota, 31 stycznia 2009

Raport

Konczy sie pierwszy miesiac nowego roku a ja jeszcze starego nie podsumowalam:) Jestem ogolnie ciezko zapozniona ostatnio, to juz norma wiec poki pamietam - oto sprawozdanie roczne:
* za najwieksze osiagniecie tego roku uwazam powiekszenie naszej rodziny:) - zaszlismy, donosilismy i urodzilismy zdrowego chlopaka, ktory rosnie jak na drozdzach.
* na drugim miejscu - trening nocnikowy Mayci zakonczony sukcesem!
* odwiedziny mojej mamy - bardzo udana i pozyteczna wizyta:)
* przerobienie goscinnej sypialni na pokoik dla Alexa
* postepy Mayci w mowieniu
* kupno nowego telewizora (to akurat byla realizacja marzenia mojego meza)
* przeniesienie Mayci do lozka dzieciecego
* odwazenie sie na obciecie wlosow do fryzury o ktorej marzylam od jakiegos czasu
To chyba bylo by na tyle osiagniec zeszlorocznych:)

W tym nowym roku natomiast - mimo ze minal dopiero miesiac, moge sie pochwalic tym: * ze dostalam wreszcie permamentna zielona karte - czekalam na nia prawie rok,
* Alex zaczal sie smiac w glos i potrafi sie przekulnac z brzuszka na plecki,
* Maya przestawila sie z nocnika na kibelek,
* Alexa z kolei ja przestawilam na wczesniejsze chodzenie spac,
* zalatwilam obydwie wizyty kontrolne dzieci za jednym zamachem
* Alex zaczal jesc kaszke i lepiej sypiac w nocy dzieki temu,
* Mayi odstawilismy sok pomaranczowy i jablkowy i czesciej robi kupke,
* udalo mi sie upiec najlepsze ciasto marchewkowe jakie jadlam (to dla mnie osiagniecie bo mam tutaj straszne problemy z pieczeniem ciast - rzadko dobrze mi wychodza),
* zaczelam swoj nowy projekt - przerobienie naszej szafy zeby byla bardziej zorganizowana i pojemna,
* zalatwilam ze chrzest Alexa odbedzie sie 28 lutego w naszej lokalnej parafii ale po polsku bo udalo mi sie znalezc polskiego ksiedza,
* i dostalam najpiekniejszy prezent noworoczny - list od mojego brata Marcina, na ten gest czekalam z wielka nadzieja przez ostatnie 5 lat i doczekalam sie!!!
Ten rok bardzo dobrze sie zaczal i mam nadzieje ze wrozy to dobrze naszej najblizszej przyszlosci:)

środa, 28 stycznia 2009

Going green!

Kiedys ktos stwierdzil ze stany mnie zmienily, zaprzeczylam wtedy. Ale z biegiem czasu stwierdzam ze zmiana nastapila ale nie na zle - jak ow ktos sugerowal, lecz na lepsze. Dzieki duzo wyzszej swiadomosci ekologicznej amerykanskiego spoleczenstwa zrobilam sie bardziej "zielona":) Tyle sie tutaj trabi o tym jak kazdy czlowiek ma wplyw na srodowisko, ze jest tak wiele rzeczy, ktore mozna robic by pomoc naszej planecie, i co najwazniejsze sa tutaj mozliwosci i srodki by realizowac swoje ambitne zalozenia. Zarazilam sie, w pewnym momencie wrecz poczulam wstyd ze nie zmienilismy naszego trybu zycia na bardziej ekologiczny. Zadzwonilam do kompanii zbierajacej nasze smieci i poprosilam o pojemniki do segregacji smieci ( jeden na papier, drugi na szklo, puszki i plastik). Nastepnego dnia czekaly pod naszym domem -za darmo! Procz segregacji smieci, ktora praktykujemy juz od roku chyba, albo dluzej i ktora bardzo dobrze wplynela na moje sumienie, zaczelam uzywac ekologicznego plynu do naczyn. Spelnia swoje zadanie a dzieki naturalnym skladnikom nie zanieczyszcza srodowiska. Ale to mi jeszcze nie wystarczylo, bo w sklepie zauwazylam naturalny plyn do prania i do plukania - juz stoja w mojej pralni:) Chcialabym jeszcze przestac pakowac zakupy spozywcze w plastik - to najnowszy trend teraz, chodzenie do sklepu z wlasnymi lnianymi siatkami - jak za dawnych dobrych czasow w Polsce:) I mam nadzieje ze kiedys uda mi sie przekonac mojego meza bysmy zamontowali filtr na wode na naszym kranie i przestali kupowac wode butelkowana.
Tak wiec jestem zielona i ciesze sie bardzo z tego, robie cos dobrego a to zawsze wplywa dobrze na samopoczucie - polecam!

czwartek, 22 stycznia 2009

Disneyworld

No wiec wybralismy sie w ostatni poniedzialek do Disneyworld. Z dwojka dzieci, podwojnym wozkiem, diaper bag i plecakiem. Wiem troche narwany pomysl! Ale planowalismy ten wypad od paru miesiecy, to miala byc super wycieczka dla Mayci bo jest na etapie ksiezniczkowym aktualnie. Wymyslilismy sobie ze pojedziemy w ciagu tygodnia bo w weekendy jest tam tyle narodu ze nie mozna sie przepchac. Wydawalo nam sie ze bedzie swietnie jak wybierzemy sie wlasnie w ten poniedzialek bo bylo swieto( M. L. King Day) - ale tylko panstwowe firmy sa zamkniete - Wiesiu akurat tez nie musial pracowac. Na ten sam pomysl wpadlo najwidoczniej tysiace innych rodzicow, zwlaszcza ze szkoly byly zamkniete tego dnia - o czy nie pomyslelismy, wiec skonczylo sie na wykanczajacym przeciskaniu sie pomiedzy tysiacami odwiedzajacych.
Ale by miec to szczecie zeby sie troche poprzepychac trzeba bylo najpierw tam dotrzec - godzina jazdy samochodem, wypakowac sie na parkingu, zaladowac sie na taki tramwaj zbierajacy ludzi z parkingow, kupic kosmicznie drogie bilety w kasach, do ktorych byly duze zakrecone kolejki i zaladowac sie z calym majdanem na monorail - taka nadziemna kolejke dowozaca do parku. A na miejscu nasza corka oznajmila ze ona nie chce na niczym jezdzic!!! Interesowalo ja tylko to co znajdowalo sie w sklepach, ktore byly doslownie na kazdym kroku. A w nich wszystkie gadzety, o ktorych marzy kazde dziecko oczywiscie. Dopiero jak jej cos kupilismy zgodzila sie na pierwsza przejazdzke karuzela, a potem juz jej sie spodobalo. Problemem jednak byly kolejki do kazdej atrakcji, Maya nie rozumiala w ogole koncepcji stania w kolejce ( jak stwierdzila moja przyjaciolka - nie wychowywala sie w Polsce:)) Tak wiec chodzilismy tylko na te przejazdzki, do ktorych czas oczekiwania nie przekraczal 15 min. Niezbyt wiele udalo nam sie zaliczyc, bo tlumy ograniczaly bardzo mozliwosci poruszania sie -zwlaszcza jak sie pcha podwojny wozek, poza tym wycieczka z dwojka dzieci to nie spacer po parku - co chwila przystanek na karmienie, przewijanie, siusiu, wiec nie mozna sie nudzic:) Nie bylo latwo, raczej bardzo uciazliwie i zmachalismy sie z Wieskiem jak dwie kobyly pociagowe:) Mi pekala glowa przez cala wycieczke - az zdesperowana udalam sie do punktu pierwszej pomocy i tam mnie poratowali tabletkami przeciwbolowymi, poza tym buty mi sie rozwalily - podeszwa mi pekla i klapala sobie:)
Ale jakbyscie zobaczyli wyraz twarzy Mayci jak weszlismy - po dlugim oczekiwaniu, do namiotu z ksiezniczkami i nasza corka ujrzala Kopciuszka i Spiaca Krolewne...jeszcze takiego zachwytu i oniemienia nie widzialam na jej twarzy. A jaka miala frajde jezdzac ze mna w filizankach, na karuzeli i na latajacych dywanach. Zreszta ja tez:)
Moral z tej bajki jest taki - tak szybko sie tam ponownie nie wybierzemy, zawsze trzeba brac ze soba tabletki przeciwbolowe, butom po 8 latach eksploatacji odpada podeszwa, a widok twojego zachwyconego dziecka pomaga nawet na najgorszy bol glowy i zmeczenie:)

środa, 7 stycznia 2009

Moje Chorobki

Jesli czekaliscie na relacje ze wspanialych swiat zawiode was. W te minione swieta przez wiekszosc czasu zamartwialismy sie chora Maycia, pozniej chorym Alexem, bylismy 4 razy u lekarza - 3 razy z Maycia, raz z Alexem. Podczas naszego swiatecznego wyjazdu i pozniejszego sylwestra glownie podawalam leki, sprzatalam wymioty i kupy, robilam ochladzajace kapiele dla rozgoraczkowanej corki, parowki i inhalacje dla obydwojga naszych dzieci, wmuszalam jedzenie Mayci, uspokajalam ja bo plakala bardzo czesto, wyciagalam smarki Alexowi itd Szkoda ze nie liczylam ile razy mierzylam temperature w przeciagu ostatnich 2 tygodni - z pewnoscia pobilam jakis rekord.
Ale nie ubolewam ze cos stracilam, ubolewam natomiast troche ze Maycia nie potrafila cieszyc sie w pelni swoimi urodzinami i swietami oraz otwieraniem prezentow, ktore dostala z tych obydwu okazji. Zaluje tez ze mamy malo zdjec i nakrecilismy tylko pare minut filmu - nie mielismy do tego glowy absolutnie.
Maya miala przez 4 dni wysoka temperature - do 105 F tj. ponad 40 stC i zadnych innych objawow. Od lekarstw przeciwgoraczkowych wymiotowala pare razy i dostala rozwolnienia. Testy w gabinecie lekarskim nic nie wykazaly tylko przerazily nasza corke do tego stopnia ze dzis na haslo doktor dostaje histerii. Dopiero gdy goraczka ustapila zaczal sie straszny kaszel.
Przez wiekszosc naszego pobytu w Charlotte Maya spala, albo lezala wymeczona goraczka, duzo poplakiwala biedulka. Alex nie mial tak burzliwego przebiegu choroby -lekki stan podgoraczkowy, a potem katarek i kaszelek.
To byl tylko wirus, nie wiem jak znioslabym powazniejsza chorobe moich dzieci, chyba wykonczylabym sie nerwowo.
Zycze Wam w nowym roku zeby wasze dzieci nie chorowaly.