czwartek, 19 listopada 2009

Jak zdarta plyta...

No wiec jestem matka i jak kazda matka chce te moje dzieciary jak najlepiej wychowac - sercem i slowem a nie reka. Wiem ze musze byc cierpliwa, powtarzac im co jest dobre a co zle, tlumaczyc, rozmawiac, opowiadac itd. I staram sie to robic. W kolko w i w kolko powtarzam zasady wedlug ktorych powinno toczyc sie nasze zycie, odpowiadam na tysiace pytan, zwracam im uwage kiedy cos zle zrobia, chwale, ganie, karam, nagradzam. Naprawde sie staram. I zazwyczaj odnajduje w sobie ta ciepliwosc by na przyklad tlumaczyc Mayci z 500 razy na dzien ze Santa przyjdzie dopiero 24 grudnia a nie jutro i probowac wytlumaczyc Olusiowi ze grzebanie raczkami w kiblu nie jest super fajna zabawa. Ale czasami mam wrazenie ze jestem jak jakas zdarta plyta, ktora sie totalnie zaciela i powtarza w kolko to samo:
- Mayciu prosze jesc,
- Olus nie rozwalaj jedzenia,
- Tak, pojedziemy do babci do Polski, tylko nie w tej chwili,
- Tatus jest w pracy, przyjedzie za pare dni,
- Zaraz mama zrobi jedzonko,
- Olus uwazaj!
- Mayciu delikatnie, nie popychaj go,
- Maya zbieramy zabawki prosze,
- Jak prosimy ladnie Mayciu?
- Olus lez spokojnie! (przy przewijaniu)
- Najpierw musisz zjesc sniadanko, potem dostaniesz ciasteczko,
- Maya siedzimy przy jedzeniu,
- Olus nie wypluwaj picia,
- Mayciu prosze go przeprosic i pocalowac,
- Nie robimy tak, to nieladnie!
- Olus nie ciagnij Mayci za wlosy,
- Nie zabieraj mu zabawki, teraz jest jego kolej,
- Mayciu chcesz siusiu? To idz zrob!
- Mayciu uwazaj jak chodzisz, patrz przed siebie,
- Jak sie mowi?
- itd itd itd
Te teksty powtarzam tysiace razy, doslownie moglabym sie nagrac i odtwarzac.
Moglabym odpuscic troche, ale wiem ze najwazniejsza jest konsekwencja jesli chcesz dziecku cos wpoic. Wiec gadam i gadam, chociaz czasami brakuje mi juz ciepliwosci, czasami rece mi opadaja i nie mam juz sil, ale wciaz nadaje jak jakas wielka, nudna, chodzaca maszyna, ktora odtwarza te same prosby, zakazy, nakazy, te same odpowiedzi na te same pytania doslownie naokraglo. I mam nadzieje ze to w koncu odniesie jakis skutek.

środa, 11 listopada 2009

Bac sie czy nie...

Ktos mi sie jakis czas temu zapytal czy sie nie boje...bo tak sie wszystko dobrze uklada, bo jestem szczesliwa...ze strach byc taka zadowolona, bo jak jest tak dobrze to czesto zdarza sie cos bardzo zlego. Odpowiedzialam ze sie boje o zdrowie moich bliskich, tych w domu i tych w polsce, owszem, ale czy oczekuje ze skoro udalo mi sie stworzyc szczesliwa rodzine spotka nas cos zlego...nie!
Wierzycie ze jesli przydarzylo wam sie duzo szczescia w zyciu to bedziecie musieli kiedys za to slono zaplacic? I jak duzo szczecia jest za duzo?
Zastanawialam sie nad tym i doszlam do wniosku ze nie bede sie bala, nie bede i juz. Nie bede srac w gacie ze strachu, ze mam dwojke zdrowych ladnych dzieci i dobrego meza. Stwierdzam ze zasluzylam sobie na szczescie. Nie mialam zycia uslanego rozami, teraz tez zreszta nie mam i wiele mi brakuje - mojej rodziny blisko na przyklad, jest ok, nie jest wspaniale. Sa ludzie duuzo bardziej szczesliwsi ode mnie, moje zycie jest dalekie od idealnego. Ponoc "zyc w strachu to zyc tylko polowicznie", wiec nie bede sie martwila co zlego moze mi przyniesc przyszlosc, bo musze byc tu i teraz dla moich dzieci i chce cieszyc sie kazda chwila bo rosna tak szybko ze nim sie obejrze beda mrukliwymi nastolatkami - chociaz mam nadzieje ze nie beda:)Codziennie odprawiam wieczorem modlitwe dziekczynna. Zbliza sie Swieto Dziekczynienia i bede dziekowac oj bede, bo mam za co. Ale nie bede sie stresowac ze jestem zbyt szczesliwa, bo nie jestem, nawet oczekuje wiecej, patrze w przyszlosc z nadzieja a nie ze strachem w oczach.

niedziela, 8 listopada 2009

Nasz maly wesoly Frankenstein

Hej! Spiesze wam doniesc ze nasz maly Olus zaczal chodzic tuz przed Halloween. Przyjechala nas odwiedzic rodzinka Wiesia i babcia Hania prowadzala Alexa za raczke cale dwa dni. Jak wyjechala Olus byl absolutnie zniesmaczony ze mama nie chce poswiecac mu calego dnia na chodzenie z nim po wszystkich zakatkach naszego domu i postanowil ze nie wroci do lazenia po czworakach. Nazajutrz po wyjezdzie babuni nasz chloptas zaczal sam dreptac. I na poczatku wygladalo to naprawde pociesznie - jak maly baaaardzo z siebie dumny i zadowolony Frankenstein - z raczkami wyciagnietymi przed siebie. Pare dni temu nauczyl sie juz zawracac, a dwa dni temu zaczal juz wdrapywac sie na lozko Mayci i stawac na nim - po prostu swietnie. Za pare dni pewnie bedzie juz skakac ze stolu...
Jesli chodzi o Halloween to spedzilismy go w Naples z rodzina Wiesia i znajomymi. Olus byl malym pieskiem - przez 10 minut:) A Maya przebrala sie za Belle z "Piekna i Bestia".

czwartek, 15 października 2009

Mania steamowania

Jak bylam mloda i piekna to twierdzilam ze dostac garnek w prezencie lub jakikolwiek sprzet domowy lub kuchenny to po prostu mogila. Na poczatku naszego malzenstwa Wiesiu zartowal czesto sobie ze kupi mi zestaw garnkow na urodziny, a ja na to: ani mi sie waz! Az pewnego razu zapragnelam dostac...zestaw garnkow. Do pewnych prezentow trzeba dorosnac:)
A dlaczego o tym pisze...bo wlasnie ciesze sie strasznie moim najnowszym nabytkiem - dostalam od meza steamer!!!! Hurray! Dla nieznajacych angielskiego - to taka maszyna do prasowania, prasuje para wodna ktora wytwarza. A dlaczego sie tak ciesze? Prasowanie to moja zmora! A prasowania u nas zawsze cala fura - przede wszystkim koszule i spodnie Wiesia. I zawsze to nade mna wisi a raczej lezy klujac w oczy. Wiesiu kupil mi lepsza deske do prasowania, ale nadal strasznie sie meczylam wykonujac ta czarna robote. Ale moje meczarnie sie skonczyly. Teraz wieszam sobie koszule na wieszaku i przejezdzam para z mojego super czaderskiego steamera i zrobione. Sukienki i bluzeczki z falbankami i marszczeniami, ktore najgorzej mi sie prasowalo zelazkiem mam zrobione w 30 sekund doslownie. Po raz pierwszy wypralam i wyprasowalam wszystko jednego dnia. Co za ulga, co za cudowny prezent.

poniedziałek, 5 października 2009

Rozmowki malo kontrolowane

Maya bardzo przezywa rozstanie z tata, ktory dostal prace w Wisconsin i zaczal znowu wyjezdzac. Codziennie tlumacze jej kiedy przyjedzie, bo pyta sie wciaz kiedy tata bedzie. W srode wieczorem wracamy z parku, Maya jedzie przede mna na rowerze. Dojezdzamy juz prawie do domu i Maya z nikla nadzieja w glosie pyta: A tata bedzie w domku? Odpowiadam: nie Mayciu dopiero jutro jak bedziesz spala przyjedzie.A ona - jakby tlumaczac swoje ciagle zapytania mowi: Mama,ale ja lubim tate!
Nazajutrz wstaje z lozka, wychodzi z pokoju, i jeczy: A taty nie ma znowu...To ja ide spic. Dobranoc mama! i wraca do lozka:)

Maya sie kapie. Dlugo siedzi w wannie, wchodze do lazienki sprawdzic co tam tak cicho....cisza nigdy nie wrozy nic dobrego. Patrze Maya stoi w wannie z wyrazem samozadowolenia na twarzy...
- Zobacz mama, jestem duzia, taka duzia jestem - mowi dumnie i prezentuje mi sie w calej swej nagiej okazalosci. Spoglada na swoje stopy w wodzie i z niedowierzaniem krzyczy:
- Zobacz ile duze mam stopki?!!!!

poniedziałek, 28 września 2009

Nowe przyzwyczajenia

Probujemy sie ostatnio przyzwyczaic do zmian w naszym zyciu rodzinnym, poczawszy od tych duzych a skonczywszy na tych najmniejszych i wydawac by sie moglo, ze zupelnie nieistotnych...
Zacznijmy od tego, ze Wiesiu ma teraz prace w Madison Wisconsin czyli daleko, daleko...i znow zaczal w zwiazku z tym wyjezdzac a raczej wylatywac do pracy co poniedzialek i wracac w czwartek poznym wieczorem:( Najgorzej znosi te rozstania Maycia. Mi tez jest ciezko ale daje rade, nie mam innego wyjscia.
Przyzwyczajamy sie tez do faktu, ze nasza corka staje sie rezolutna mala dziewczynka, ma zdanie na kazdy temat, ktore wyraza czesto i dobitnie. Podsluchuje nasze dorosle rozmowy i wtraca sie czasami dorzucajac swoje trzy grosze:) Musimy juz uwazac na slowa, nie skladac obietnic bez pokrycia - bo zostaniemy ze wszystkiego rozliczeni. Niesamowite sa dla mnie czasami jej wypowiedzi, najbardziej zaskakuja mnie jej komplementy i afirmacje, ktorymi nas czestuje oraz informacje o jej ulubionych rzeczach. Chociaz wlasciwie piszac to zdalam sobie sprawe ze ja tez tak robie, no coz... i tak mnie to zadziwia. A takze to jak probuje skladac ladne zdania po polsku w domu a w czasie zabawy z kolezankami przechodzi po prostu na angielski.
W ramach przyzwyczajania Mayci do klasowych zajec grupowych i rozwijania jej zainteresowan tanecznych zapisalam ja na balet. Na razie mam wrazenie ze bardziej jest to dla mnie spotkanie towarzystkie niz klasa, ale podoba jej sie a to najwazniejsze.
Poza tym przyzwyczajamy sie do tego ze nasz maly chlopaczek jest malym lobuziakiem i trzeba go miec na oku - inaczej mozna go znalezc np. myjacego raczki w kibelku.
Przyzwyczajamy sie rowniez ponownie po kilku latach do ciemnosci w naszej sypialni noca. Od kiedy Maya sie urodzila w naszej sypialni swiecila sie lampka nocna - kiedy spala z nami a potem migotal nam ekran monitora noca. Po Mayci przyszla pora na Alexa az do momentu kiedy nasz synus zwalil pare razy monitor na podloge wykanczajac go dokumentnie. Teraz mamy ciemnosc i jest jakos dziwnie, co noc gaszac swiatlo zastanawiam sie dlaczego tu jest tak ciemno....aaaa bo tak powinno byc w nocy!
Do czego jeszcze musze sie przyzwyczaic...do kupowania mleka hektolitrami, bo Olus przeszedl z formuly na krowie mleko i baaardzo mu smakuje. Tak bardzo, ze zaczelam kupowac mleko hurtowo.
Ale do wszystkiego mozna sie przyzwyczaic prawda...:)

niedziela, 20 września 2009

Pierwsze urodzinki Olusia

Wczoraj swietowalismy pierwsze urodzinki Olusia. Sami niestety, bo nikt z rodziny nie mogl sie stawic by z nami celebrowac ta uroczystosc. Przykro troche, ale tak to jest jak sie mieszka daleko od rodziny. W takich momentach zal mi troche moich dzieci, ze nie sa na codzien otoczone miloscia wszystkich czlonkow naszej rodziny. Bylo mnostwo telefonow z zyczeniami dla niego, bo mimo ze daleko wszyscy to nie zapomnieli o naszym malym smieszku. Dostal tez kartki urodzinowe z polski. Upieklam sernika dla niego - torty mi nie wychodza, a nie gustujemy w amerykanskich wypiekach. Olus nie potrafil zdmuchnac swieczki, mimo ze Maycia pokazywala mu pare razy jak to zrobic, wolal od razu zabrac sie do jedzenia:)

wtorek, 1 września 2009

Cycowe cukierki

Jedziemy samochodem Maya chce cos do jedzenia. O dziwo nie zabralam niczego, a moze juz zezarla...Proponuje jej niebieskiego landrynka z polski - babcia dala. Tlumacze jej ze to jest cukierek i trzeba go cyckac - czyli ssac, nie polykac. Mayci smakuje. Nastepnego dnia przeszukuje moja torbe, wyciaga jakiegos cukierka - wyjasniam ze to mamy Ricola na kaszel. Maya na to:
- Ja chce cukierka na cyce!
- Na cyce? - pytam zdziwiona
- Tak - i moja corka prezentuje swoja klatke piersiowa.
Nie kumam, dopiero kiedy wieczorem Maya ponawia prosbe w obecnosci taty Wiesiu uswiadamia mi, ze cukierek na cyce to w przekladzie Mayci znaczy cukierek do cyckania. I co to w ogole jest za wyraz "cyckanie"!!!? - pyta moj zdegustowany maz.

Ogladam program o autyzmie. Pokazuja szczepienie dzieci. Maya przerazona informuje:
- Ja nie ce takie bubu w leg. Nie chce na moja lega taka kropka.

Pilnuje kapiace sie dzieci w wannie. Olus szaleje, wali rekoma w wode - jak zawsze, zalewa cala lazienke i mnie przy okazji. Maya spoglada na mnie i pyta:
- Mama you happy?
- Tak kochanie mama jest happy - zapewniam
Maya przyglada sie podejrzliwie i mowi:
- Nie, mama you not happy - stwierdza
- No mama jest troche not happy bo jest cala mokra zobacz
- Ja tez jestem mokra { w podtekscie: i calkiem happy z tego powodu...}
- Taaa, ale ja sie nie kapie Mayciu.
- Oh!

Wiesiu zapupil ZNOWU zestaw dla ksiezniczek dla Mayci czyli korone, naszyjnik, bransoletki i jeszcze pare plastikowych blyskotek, ktore po rozpakowaniu okazuja sie totalna tandeta.
- Ale szajs to jest! - stwierdza moj maz zawiedziony
Po chwili Maycia prezentuje mi sie w swoich nowych badziewnych nabytkach i z duma mowi:
- Zobacz mama ja mam szajs!!!

Maycia przylatuje do mnie z kolejna - pewnie 237 prosba, ze ona chce jakas tam zabawke z telewizji. Zmeczona tlumaczeniem, ze teraz nie, moze kiedy indziej, na urodziny, na swieta, jak bedzie grzeczna, jak zje itd to moze dostanie, czestuje ja starym ale jarym tekstem mojego taty:
- Mayciu to sobie narysuj i wytnij!
- Ok - odpowiada moja corka.

sobota, 29 sierpnia 2009

Moja dzieciarnia rośnie


Jak to lato nam przelecialo...nie wiem kiedy minelo. Tylko po dzieciach widac ze uplynely nam 3 m-ce bo sa o 3 m-ce wieksze:) Maya znowu wystrzelila - bedzie wielgachna jak jej matka chyba, bo juz teraz nosi ubrania dla 5 letnich dziewczynek a ma zaledwie 3.5 roku. A Olus wyglada jak jak maly olbrzymek przy swoich rowiesnikach. Tak wiec dzieciarnia nam rosnie i rozwija sie w zastraszajacym tempie. Olus juz niedlugo skonczy rok i szybko probuje nauczyc sie chodzic, tak szybko ze srednio na dzien zalicza po 3 guzy. Wszedzie go pelno, najbardziej interesuje go sprzet telewizyjny taty, telefony, piloty, lubi odkrecac wode w wannie, nie pogardzi manipulacja kurkami od gazu a jakze, wszedzie chce sie wspinac, ale jego najwieksza pasja jest jedzenie. Zarcia nie odmowi nigdy, i zawsze zebrze o jakies dobre kaski kiedy my jemy. Jak wolam na obiad pierwszy przy stole pojawia sie moj syn, a jak zobaczy ze cos masz do jedzenia rzuca wszystko i leci wolajac: daaaaa! Ostatnio ku mojej wielkiej uciesze zaczal mowic: mama, przedtem nazywal nas wszystkich "tata".
A Maya jadlaby tylko miesko na zmiane z parowa, ewentualnie jeszcze czekoladke w kazdej postaci, lody i cukierki. Maycia zrobila duze postepy w mowieniu, innymi slowy - moja corka sie nie zamyka. Jest wscibska - wszystko chce wiedziec, i ma tendencje do powtarzania sie - nie dwa razy ani trzy ale tak srednio 500 razy. I wszystko musi byc zaraz, w tej chwili. Np. jak zobaczyla ze pakuje sie do polski - co trwalo pare dni, stala gotowa do wyjscia na 3 dni przed wyjazdem i co 10 sekund pytala mi sie: mama juz? Juz jedziemy? Are you ready?
Maycia chce tez tak jak mama i tata strofowac swojego brata wiec na kazdym kroku zwraca mu uwage: Olus nie kladziemy do buzi! Olus nie robimy tak, nieladnie!, raz nawet postraszyla go: Olus bo bedzie klaps! - akurat to slyszala kilka razy wypowiedziane pod swoim adresem. Rosnie z niej mala pani madraliska, ktora wszystkim chcialaby rozkazywac i rozstawiac po katach. Na szczescie {odpukac w niemalowane} jej kosmiczne histerie powoli zanikaja.
Wiec latam teraz za Olusiem po calym domu zeby nie rozwalil sobie gdzies glowy albo nie wybil swoich nowych 6 zabkow i cierpliwie odpowiadam na liczne pytania Mayci i tlumacze jej ze kazde jej zapytanie, zdanie, prosbe slysze za pierwszym razem wiec nie musi mi tego powtarzac pare setek razy.
Ponizej najnowsze zdjatka naszej dzieciarni

środa, 19 sierpnia 2009

Paris, Paris

Wrazen z wakacji ciag dalszy. Tym razem o naszym wyskoku do Paryza. Spedzilismy tam bardzo meczace 4 dni:) Dlaczego meczace...coz jesli ktos chce w przeciagu 4 dni zwiedzic jak najwiecej - pieszo i metrem wylacznie, to po prostu po dwoch dniach pada na twarz. Ja juz kiedys bylam na zorganizowanej wycieczce - rownie meczacej choc autokarowej, tym razem postanowilam delektowac sie spacerami po uliczkach Paryza, probujac jednoczesnie jak najwiecej pokazac Wiesiowi, ktory byl tam po raz pierwszy. I musze przyznac, ze udalo nam sie zobaczyc bardzo duzo i jednoczesnie spedzic milo czas.
Oto pare moich spostrzezen i wspomnien, ktore spisalam na papierowej torebce czekajac az nasz samolot raczy wystartowac z W-wy:

- wycieczka z zapalonym fotografem oznacza podazanie za swiatlem czyli sloncem, zwiedzalismy zabytki w odpowiedniej kolejnosci uzaleznionej od ich oswietlenia taka sama zasada dotyczyla oczywiscie fotografowania ich,
- mielismy hotel w centrum Paryza - wydawalo sie wszedzie blisko...taaaa po pierwszym dniu marzylam zeby wymoczyc swoje zbolale stopy - robilam to codziennie po zwiedzaniu,
- gdzie sie nie obejrzec - zabytek,

- straszna drozyzna w Paryzu, male drobiazgi dla dzieci kosztowaly nas majatek,
- paryzanie - szczupli, czesto przepoceni, wbrew naszym obawom swietnie mowiacy po angielsku,
- na ulicach kroluje skromna elegancja, minimalizm, zauwazylam na kobietach orginalna bizuterie, dobre buty (wygodne}, stonowane kolory,
- 25 przejazdzki metrem - przeszlismy pod ziemia chyba tyle samo kilometrow co na powierzchni,
- weszlismy pieszo na drugie pietro wiezy Eiffla - 700 stopni!!!!
- stolowalismy sie we francuskich restauracjach - jedzenie troche nas zawiodlo, kelnerzy zbierali zamowienia w biegu, czesto siedzielismy przy stoliku na samej ulicy - co akurat bylo bardzo fajne,
- codziennie telefonowalismy do Polski zadajac jedno i to samo pytanie: jak dzieci?
- czulam sie glupio nie majac ksiazki w metrze - wszyscy pasazerowie zaczytani, ci bez ksiazek unikali spogladania na innych,
- paryzanki to brunetki, nie farbuja sie na blond - dumnie nosza swoj naturalny kolor wlosow,
- amerykanow widac na kilometr - ubrani na sportowo, niechlujnie, zazwyczaj otyli :(
- Wiesiu pstryknal ponad 200 zdjec,
- w ostatni wieczor jezdzilismy ze statywem po paryzu do polnocy - bo trzeba sfotografowac Paris by night i udalo nam sie nawet zobaczyc szczury nad Sekwana,
- telefon w nocy o prawdopodobnym wlamaniu do naszego domu - okazalo sie ze byl to falszywy alarm, ale troche sie zestresowalismy,
- w Louvrze bylo strasznie duszno,
- najbardziej zachwycil nas impresjonizm w muzeum d'Orsay,
- sztuka nowoczesna w Centrum Pompidou mnie po prostu rozwalila,
- jadlam pyszne lody porzeczkowe i ciasto czekoladowe,
- ostatniego dnia usiedlismy na jakis schodach i nie mielismy sily juz nigdzie isc.


View Paryż in a larger map

środa, 5 sierpnia 2009

Lipiec ------> Polska

Witam! Juz wrocilam. Miesiac minal mi jak tydzien i juz z powrotem na swoich smieciach. 5 m-cy przygotowywalam sie do tego wyjazdu i sie skonczylo tak szybko:(
Ale nie ma co biadolic, bo spedzilismy duzo czasu z rodzinka. Dzieciary mialy frajde. Najedlismy sie polskiego zarcia, Maya zaczela skladac piekne polskie zdania, Olusiowi wyszly jedynki i zaczal sie karmic sam, wstawac, probuje chodzic,i dostal przezwisko: Michelinek (domyslcie sie dlaczego}. Odwiedzilismy ciocie, wujkow, dziadkow i babcie w Chodziezy, bylismy w poznanskim zoo, widzielismy koziolki na ratuszu, duuuzo sie dzialo. Nawet wcisnelismy krotki romantyczny wypad do Paryza - tylko we dwoje z mezusiem.
Tylko szkoda bylo wyjezdzac bo niewiadomo kiedy znowu zobacze ich wszystkich. Zal mi tez ze wzgledu na dzieci, bo nie maja takiego kontaktu z rodzina jaki powinny miec. Ale ciesze sie ze udalo nam sie pojechac nawet za cene koszmarnej podrozy w obie strony. Wszyscy mowili: jak sobie poradzilas? jak dalas rade? podziwiali ze sie odwazylam sama z dziecmi. Ale tu nie o odwage chodzilo. Nie trzeba byc odwaznym, trzeba tylko bardzo tesknic. Dalam rade bo musialam, nie mialam innego wyboru.Mam tylko przestroge dla wszystkich podrozujacych do Polski - unikajcie Nowego Jorku jako miejsca przesiadki i nie wybierajcie jako swojego przewoznika Delty - no chyba ze chcecie spedzic w samolocie kilka gdzin wiecej niz to potrzebne...
Powyzej troche fotek z naszego pobytu w Poznaniu, zapraszam.

wtorek, 30 czerwca 2009

Najważniejsze jest by gdzieś istniało to, czym się żyło: zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pelen wspomnień. Najważniejsze jest aby żyć dla powrotu.

Antoine de Saint-Exupery

piątek, 26 czerwca 2009

Pakowania czas nastal

"Juz za pare dni, za dni pare, wezme plecak swoj i gitare... " a raczej fure walizek i dzieci pod pache:)
Aktualnie jestem w trybie przygotowawczym do pakowania, ale juz jutro przejde na tryb pakujacy i pewnie panikujacy tez. Boże! ile rzeczy trzeba wziac dla dwojki dzieci jak opuszcza sie dom na miesiac - tony! Zwlaszcza ze niewiadomo co nam polskie lato zgotuje...Cieple rzeczy, letnie rzeczy, cieple buty i letnie buty, zapas formuly na miesiac, sama tez nie chce chodzi w kolko w tym samym - ta zabawe uprawiam w domu na codzien. Cale szczescie, ze wyslalam wiekszosc prezentow w paczkach, bo musialabym chyba wynajac jakis kontener do przewozu moich bagazy.
Probuje tez przygotowac mojego meza na samotny pobyt w domu - zamrazarka pelna jest obiadow dla niego - zeby nie jadl junk'u. Prasuje juz trzeci dzien zeby starczylo mu wyprasowanych koszul i spodni do pracy i na pozniejszy wyjazd do polski. Roboty po pachy. Ale co tam, czeka mnie miesiac w polsce, w tym 3 dni w paryzu - tylko i wylacznie z moim mezem:) Spedze czas z moja rodzinka, bede na urodzinach moich braci - pierwszy raz od 7 lat, imieninach mojego dziadka - pierwszy raz od 7 lat, bede obecna na chrzcinach mojego malutkiego bratanka Filipka, ktorego po raz pierwszy zobacze! Spotkam sie z moimi przyjaciolkami - dwoma wiernymi duszami, ktore pozostaly mi bliskie mimo dzielacej nas odleglosci, pochodze sobie po miescie, zabiore moja corke na przejazdzke tramwajem, podjem sobie polskiego jedzonka, Maya spedzi troche czasu z kuzynami, rodzina i posrod polskich dzieci. I wszyscy beda mogli poznac wreszcie osobicie naszego malego Olusia.
Ale zanim w ogole wyjade musze sie spakowac, wiec lece z powrotem do mojej deski do prasowania, mam duzo do zrobienia jeszcze. Pa! Zycze wszystkim milego lipca!

czwartek, 18 czerwca 2009

Świat według mojej córki

Swiat wedlug dzieci jest duzo prostszy. Niezbyt skomplikowany. Naiwny, logiczny, male dziecko odpowie ci zawsze szczerze na pytanie - lub prawie zawsze. Czasami slucham mojej Mayci i jestem pod wrazeniem tego jak ona postrzega rzeczywistosc.

Ostatnio Maycia nie chciala zasnąc i wymyslala wymowki roznego rodzaju - a to ze piciu trzeba jej zrobic, potem ze potwory sa w jej pokoju i trzeba je przepedzic w koncu wyskoczyla z pokoju mowiac ze chce siusiu - polecialysmy do lazienki, zrobila siusiu i stwierdzila ze kupka tez bedzie i zaczela stekac i stekac. Wydawalo mi sie ze sciemnia, wiec jej tlumacze ze jesli kupka nie wychodzi to niech sie nie zmusza. Ona na to ze tak kupka wychodzi i zaczela krzyczec: Kupka! Maycia mowi, ze kupka wychodzi!!! I po paru sekundach wstala oznajmiajac "jest kupka" I rzeczywiscie byl bobelek. Maycia zerknela i swierdzila z rozbawieniem: Kupka nie duza, kupka jest mala. Mala jak maly lady bug!(biedronka)
Coz ... chyba tylko dziecko moze porownac swoja kupe do biedronki...:)

Pare dni temu Maya dostala powaznej histerii, bo nie chciala wyjsc z wanny. Nie byl to drobny incydent niestety, wiec postanowilam ze w ramach kary Maya nie bedzie ogladala bajki, ktora juz czekala na nia w odtwarzaczu dvd. I jak wreszcie sie uspokoila wytlumaczylam jej ze bardzo zle sie zachowywala i bedzie miala kare. Po chwili jak jadla platki z mlekiem (jej ostatni posilek przed spaniem) bez ogladania bajeczki zapytalam sie jej: Mayciu i co dostajesz jak niegrzecznie sie zachowujesz?
A ona na to: katarek (bo po tym calym ryku caly czas jeszcze pociagala nosem)

Przygotowywujemy kartke do wyslania dla dziadka z okazji jego urodzin. Wiesiu prosi Maycie zeby cos narysowala na kartce. Maya poslusznie rysuje (jak sie okazalo pozniej portret dziadka) oczy, buzie, nos i zabiera sie za rysowanie wlosow i stwierdza: wloski nie! Dziadek nie ma wloskow! Tylko glowe!

sobota, 30 maja 2009

7 lat temu...

7 lat temu...wyjechalam na wakacje na floryde. I 5 m-cy, ktore mialam tu spedzic jakos tak sie przeciagnelo:) Nie planowalam tego, nie marzylam o tym, nie bralam nawet takiego scenariusza pod uwage kiedy wyjezdzalam. Ale coz...czasami zycie samo pisze scenariusz, a czasami twoja najlepsza przyjaciolka cos tam dopisze:) Mialam byc nauczycielka, zostalam niania a pozniej mama. Mialam pracowac zawodowo, a siedze w domu z dzieciarami. Nie wszystko uklada sie tak sobie zaplanujemy, to nie znaczy ze uklada sie zle, po prostu inaczej. Ja nie chcialam nawet przeprowadzac sie z Poznania do innego miasta w Polsce, nie chcialam byc daleko od rodziny - a wyladowalam na florydzie:) Zarzekalam sie ze nie bede kura domowa, a nia jestem aktualnie. Zawsze sie wysmiewalam z amerykanow (mieszkajac w polsce) ale nie spotkalam zyczliwszych ludzi. Spedzilam tutaj 7 lat i cenie bardzo ich pozytywne nastawienie, usmiech na codzien, uprzejmosc, zawsze zagaja rozmowe, zawsze odpowiedza na twoje pozdrowienie, w takim otoczeniu zyje sie lepiej, milej.
Ale nie wiem ile lat bym tu spedzila zawsze pozostane polka, nawet jesli dostane wreszcie obywatelstwo - o ktore juz wlasciwie moge sie ubiegac, to tak naprawde bedzie to tylko na papierze. Zawsze bede jedna noga, reka, okiem i polowa mojego serca w polsce, bo tam sa moi bliscy, tam sie wychowalam, to jest moje gniazdo rodzinne i tam bede wracac. I powroce juz za miesiac:) odliczam dni, kupilam walizke, po 7 latach drugi raz odwiedze stare smieci, zobacze sie z moja rodzina:)

czwartek, 28 maja 2009

5 lat

Jutro mija 5 lat od kiedy powiedzialam Wiesiowi "tak" przed oltarzem. Przelecialo tak szybko...Dorobek tych 5 lat - przepiekny - dwojka cudnych dzieciakow:)
A jak swietujemy nasza rocznice...no coz troszke inaczej niz zamierzalismy, bo mielismy wspaniale plany wakacji na Hawajach z tej okazji. Ale jedziemy do Polski w tym roku wiec zamiast Hawajow zafundowalismy sobie elliptical czyli maszyne do cwiczenia. Wiem, malo romantyczny prezent, ale chcemy nastepne lata naszego malzenstwa spedzic w dobrej kondycji i zdrowiu, a Hawaje nie znikna przeciez z powierzchni ziemi (przynajmniej chyba nie w najblizszej przyszlosci, wiec poczekaja).
A romantycznie dedykuje mojemu kochanemu mezowi slowa najnowszej piosenki Beyonce "Halo" bo jak je uslyszalam pomyslalam ze wyjela mi je z ust doslownie, bo ja tak wlasnie mysle to o moim Wiesiu po 5 latach bycia jego zona:)

(...)Everywhere I'm looking now
I'm surrounded by your embrace
Baby I can see your halo
You know you're my saving grace

You're everything I need and more
It's written all over your face
Baby I can feel your halo
Pray it won't fade away

I can feel your halo halo halo(...)

Hit me like a ray of sun
Burning through my darkest night
You're the only one that I want
Think I'm addicted to your light


czwartek, 21 maja 2009

Mayciowe zlosci

Pisze zeby sie poskarzyc i zapytac o rade, moze ktos z was przechodzil juz to co my w tej chwili przezywamy z Maycia i znalazl jakis dobry sposob na tego typu zachowanie. A chodzi o to, ze nasza corka miewa straszne histerie jak ja to nazywam. Baaardzo sie zlosci jak cos nie idzie po jej mysli, jak jej czegos zabraniamy lub naklaniamy do zrobienia czegos albo po prostu z byle powodu - czytaj: bez powodu! i musi sie wyryczec. Zazwyczaj czegos chce czego akurat nie moze miec, lub gdzies chce isc gdzie nie moze, lub prosimy ja zeby jadla, albo posprzatala zabawki ktore narozrzucala itd. Powody moga byc najrozniejsze lub moze ich w ogole nie byc. Czym charaktryzuja sie maycine histerie? Przede wszystkim placzem, ktory przeradza sie szybko w taki ryk, jakby ktos ja ze skory obdzieral, czasami jest to bardziej wrzask pelen zlosci i frustracji. Czesto ma miejsce trzaskanie drzwiami - co doprowadza mnie do szalu, rzucanie zabawkami, kopanie w drzwi - same mile rzeczy:)
Jak Maycia zaczyna swoj wystep jest proszona spokojnie o zaprzestanie, jesli to nie pomaga - zazwyczaj nie pomaga, jest proszona o pojscie do swojego pokoju i powrot tylko wtedy jak sie uspokoi i przeprosi. Wiec siedzi w pokoju i wyje przez pare chwil a potem wychodzi przeprasza i zachowuje sie jakby nic sie nie stalo. Oczywiscie nie zawsze wszystko odbywa sie tak bezbolesnie. Niestety czesto gesto nie obywa sie bez mojego i jej krzyku a ostatnio nawet dwa razy zarobila klapsa - chociaz obiecywalam sobie ze takich metod nie bede nigdy uzywac wzgledem moich dzieci:( Ale czasami po prostu nerwy mi siadaja i cierpliowsc sie konczy. W kazdym razie nie zamierzam uzywac klapsow jako sposobu na moja corke, nie tedy droga.
Pisze o tym bo jest to bardzo, ale to bardzo dla mnie frustrujace. Staralam sie ignorowac, karze ja, zawsze ostrzegam co sie stanie jesli nie przestanie, jestem konsekwentna i nieugieta. Probowalam z nia rozmawiac i wyjasniac, przytulac itd ale histerie wciaz sie pojawiaja i nawet mam wrazenie ze sie nasilaja. Np. wczoraj nie chciala posprzatac zabawek ktore narozwalala i ryczala przez pol godziny odmawiajac jakiejkolwiek wspolpracy z nami - przez ten czas w ramach kary odebralam jej po kolei kocyk, wszystkie figurki ksiezniczek zapakowalam i schowalam do garazu, nastepnie to samo zrobilam ze cala kolekcja zwierzatek, potem jej plyty z bajkami i kiedy zagrozilam ze zabiore tez jej wszystkie lalki zgodzila sie wreszcie posprzatac. Oczywiscie moglabym odpuscic i sama pozbierac wszystko ale wydaje mi sie ze jesli ma sie nauczyc sprzatac po sobie i w ogole byc posluszna to nie moge jej wyreczac.
Kiedy wreszcie jej to przejdzie i czy w ogole przejdzie? Czy ktoras w czytajacych mam miala kiedys taki problem z dzieckiem? Jesli znacie jakas cudowna metode wychowawcza ktora moge zastosowac napiszcie, bede dzwieczna:)

wtorek, 19 maja 2009

Grypsy Mayci

Nasza Maycia gada jak najeta i miesza dwa jezyki wciaz - jak jej sie podoba i jak uzna za stosowne:) Ale aktualnie angielski ja baaardzo fascynuje i probuje wszelkimi sposobami udowodnic ze potrafi sie wyslowic w tym jezyku.
Najczesciej zaczyna zdania od sformulowania " I need ....a moja corka potrzebuje baaardzo wielu rzeczy np. jechac do jungle - czyli jechac do zoo, jechac do akwarium do niedawna znaczylo "isc na basen" no i Maycia jest bardzo czesto w szale zakupowym - po kazdej reklamie zabawki informuje mnie ze musimy jechac do sklepiku i kupic jej to cudo.
Jak jej szczotkuje wlosy lub obcinam paznokcie krzyczy : stop my life!!! Nie wiem skad to jej sie wzielo:)
Od jakiegos czasu Maycia twierdzi ze w jej belly grow baby - wlasciwie mowi ze baby still grows. Ale pare dni temu dowiedzialam sie ze maycia hoduje sobie w brzuchu siostre! Przedwczoraj oswiadczyla mi ze w jej brzuszku jest "siostra do Mayci" i bedzie sie nazywac uwaga: baby Maycia - coz za niespodzianka:)
Czego ja sie jeszcze dowiedzialam ostatnio od mojej corki, o np. tego ze tata nie moze jechac do jungle czyli zoo bo "he's ma duze feet!", a Maycia jak byla mala to miala wloski Alexa.
Ponadto moja corka zaczela troche cwaniakowac i kiedy zadam zeby sama sobie podciagala majtki po siusianiu albo posprzatala zabawki twierdzi z niewinna minka ze ma "malukie raczki i nie mozie".
Jak cos jej smakuje to mowi: IIIIIliszys czytaj: delicious
Codziennie rozwala nas coraz to nowszymi tekstami. Np. pakuje zabawki do swojej "tobry" i twierdzi ze to bedzie suprise dla babci i baba bedzie "love it".
Idac z Wiesiem przez parking gdzie niedawno spadl deszcz powiedziala - tu jest lots of kazuly!A po tym jak Wiesiu zniknal jej z pola widzenia na chwile w sklepie spytala sie go: Tata where you byla?
No i te jej liczby mnogie...do wszystkich rzeczownikow w liczbie mnogiej moja corka dodaje sobie literke "s" na koncu - bo tak tak jest w ang. wiec mamy rybkis, pieskis, cukierkis, kredkis itd:)
Poprawiamy ja ale trudno jej wybic z glowy cos , co sama sobie ubzdurala:)Tak jej sie podoba i juz, mozna sobie gadac zdrow:) Ot taka nasza Maycia jest.

piątek, 8 maja 2009

Figurowe zmagania

No wiec jak juz wspominalam we wczesniejszym poscie probuje sie odchudzic. Ucinajac wszelkie komentarze,ze "dostalam chyba na glowe przeciez nie jestem gruba" potwierdzam - nie jestem gruba! Ale nie jestem jednak taka jak przed ciaza, bo jak sie okazuje bylam baaardzo szczupla. I ludzie mi to mowili wtedy, ale mi sie wydawalo ze sciemniaja, nie czulam sie jakos strasznie chudo, po prostu ok. Koniec koncow ludzie mieli racje, bo teraz nie moge wejsc w zadne moje spodnie, i nie jest to nawet kwestia nie dopinania sie czy tego ze sa ciasne, nie, to jest powazniejszy problem - nie moge ich nawet zalozyc, nie chca przejsc przez moje pociazowe biodra. I oczywiscie moglabym sprawic sobie nowa garderobe, pewnie wiele kobiet potraktowaloby to jako genialna wymowke zeby kupic sobie nowe ciuchy, ale ja jestem bardzo przywiazana do moich fatalaszkow. 7 lat zajelo mi kompletowanie tego co mam w szafie, bo przyjechalam przeciez z jedna walizka i po raz pierwszy w zyciu mam ladne rzeczy - przynajmniej w moim mniemaniu:) Poza tym nie chce tak wygladac jak wygladam, chce byc taka jak przed ciaza, nawet jesli to oznacza byc chuda, bo ja lubilam siebie taka. Dobrze sie czulam fizycznie i psychicznie, nie zamierzam z tego rezygnowac. A po trzecie wiem ze podobalam sie wtedy bardzo mojemu mezowi, uwazal ze bylam sexy. Tak wiec zaczelam diete i cwiczenia. Cwiczylam srednio 5 lub 6 dni w tygodniu. Przestrzegalam diety, unikalam slodyczy, przestalam pic soki, a zaczelam jesc owsianke na sniadanie, pic duzo wody, zero obzerania sie czy podjadania. I tak minely mi dwa miesiace i moja waga nie drgnela! Na poczatku nawet przybralam 2 funty ku mojej rozpaczy. Zaczelam sie juz strasznie frustrowac, bo mimo tych wszystkich moich staran nadal wazylam tyle samo, chociaz wydawalo mi sie ze troche schudlam. Waga sie nie zmienila az do wczoraj, wczoraj zniknely dwa funty, wreszcie!
Nie sadzilam ze bedzie tak trudno. Po Mayci chudlam w oczach, ostatnie funty nadwagi zrzucilam cwiczac przez miesiac. Ale to bylo zanim przekroczylam 30stke!
Zostalo mi poltora m-ca do wyjazdu do Polski i jesli nie zaczne powaznie chudnac to nie wiem co wloze na ten moj tylek. Jesli znacie jakies cudowne sposoby na szybkie zrzucenie paru kilogramow to prosze piszcie!
Zdesperowana

środa, 29 kwietnia 2009

Motherhood

Niedawno ogladalam Oprah - goscmi byly matki. Nie opowiadaly jak to cudnie jest byc matka i jak bardzo kochaja swoje dzieci tylko o tej ciemnej stronie matkowania. I dobrze, bo o tym sie nie mowi. Kazdy, a przynajmniej kazda kobieta, ktora pragnie miec dziecko mysli jak to bedzie wspaniale wydac na swiat rozkosznego bobaska, jaka sie bedzie czula spelniona jako kobieta, ile milosci da swemu dziecku itd. I sa rzeczywiscie chwile, duzo takich chwil gdy patrzysz na swoje dzieci i czujesz ze jestes sama miloscia, ze bardziej kochac drugiej istoty nie mozna, ale...sa tez chwile kiedy ta slodka kruszyna doprowadza cie niemalze do obledu, frustracji i wlasnie dzieki niej miewasz pare razy na dzien zalamania nerwowe:) O tym sie nie mowi, bo przeciez kochasz swoje dzieci nie bedziesz na nie psioczyc przed innymi i nie bedziesz sie skarzyc ze jestes totalnie niewyspana, nie mialas czasu umyc wlosow i nie moglas rano znalezc zadnych czystych spodni - bez rzygowin na nich.
Ja bylam jeszcze bardziej naiwna bo pracowalam jako niania i mialam to wszystko na codzien, ale sadzilam ze przeciez bedzie inaczej jak bede zajmowac sie swoimi wlasnymi dziecmi. I rzeczywiscie jest inaczej - jako niania sie wysypialam, konczylam prace i robilam sobie co chcialam. Teraz moja praca nie ma konca:) 24/7 bez chwili oddechu. Ale to wcale nie jest najgorsze, bo najstraszniejsze jest to jak baaaardzo sie przejmujesz swoja latorosla, jak bardzo sie o nia boisz, zamartwiasz o jej lub jego przyszlosc, starasz i starasz i wciaz tych staran jest za malo.
Na wczorajszym programie Oprah'y wypowiadaly sie matki, ktore przyznawaly sie ze jest ciezko, ze jest trudno, ze popelniaja bledy, ze czesto ida na skroty, ze czasami robia dobra mine do zle gry bo czesto nie jest im do smiechu, i dobrze bo przynajmniej takie kobiety jak ja moga odetchnac z ulga ze nie sa takimi strasznymi loserami:) Usmialam sie sluchajac ich historyjek - jedna jadac samochodem nie chciala zatrzymywac sie na siusiu bo dzieci wreszcie zasnely wiec nasikala do pieluchy ktora sobie podlozyla:))) Sama mam znajoma - nie powiem kto to:), ktora nie chciala zostawic placzacego dziecka wiec narobila w gacie:) Smieszne, ale prawdziwe, czasami sytuacje zmuszaja nas matki do robienia niesamowitych rzeczy.
Ludzie maja tendencje do gloryfikowania bycia matka, a tymczasem matkowanie to ciezka, czesto brudna i smierdzaca robota, ktorej nie mozna odlozyc na potem. Wszystko musi byc tu i teraz. Najgorsza jest ta swiadomosc ze jestes odpowiedzialna za ludzkie zycie, ten ciezar zwlaszcza na poczatku bardzo mnie osobiscie przytlaczal. Wydaje ci sie ze twoj najdrobniejszy blad moze zawazyc na zyciu twojego dziecka i boisz sie tak bardzo ze nie mozesz spac w nocy myslac z przerazeniem czy czasami czegos nie zaniedbalas. Nikt ci nie mowi zanim zostaniesz matka, ze karmienie piersia wykonczy sie psychicznie i fizycznie - jesli w ogole zdolasz przekonac swoje dziecko zeby jadlo z piersi, ze bedziesz miala hemoroidy, bole placow od noszenia swojej pociechy i cienie pod oczami non-stop od niewyspania i zmeczenia. I nie zdajesz sobie sprawy ze bedziesz musiala calkowicie zrezygnowac ze swojego zycia, albo zmienic je niemalze diametralnie. A w miare dorastania twoja pociecha bedzie cie doprowadzac do szalu z regularnoscia wprost godna podziwu:)
Ale pewnie kazda z nas - matek, gdyby mogla cofnac czas zostalaby matka ponownie, bo jestesmy sklonne do baaaardzo wielu poswiecen by moc trzymac ten swoj skarb w ramionach. I mimo ze jest nam czasami ciezko i zastanawiamy sie niekiedy dlaczego wlasciwie zdecydowalysmy sie na dziecko, wiemy ze zycie bez niego bylo by puste i zupelnie bez sensu.
Dobrze mi zrobilo jednak zobaczyc inne mamy, ktore na codzien zmagaja sie z takimi samymi problemami, posluchac ich historii, wyznan, rad i przekonac sie na wlasne oczy, ze nie jestem jedyna matka, ktora ma czasami po prostu dosyc.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Zagadka

Mam dla was zagadke:) Kto zgadnie co Maya miala na mysli?

Maya wlozyla swoje okulary sloneczne a druga pare dala Wiesiowi, ktory posluszne je wlozyl. Spojrzala na niego i powiedziala:
- Wow tata! You look zimno!!!

Co tak naprawde moja corka chciala powiedziec???? Kto zgadnie?

czwartek, 16 kwietnia 2009

Co słychać?

Slychac, slychac - glosno i wyraznie moj kaszel:( Przywiozlam sobie maly prezencik ze Swiat Wielkanocnych - przeziebionko. Wiec siedze w rozciagnietych dresach popijajac zalany wrzatkiem majeranek - ponoc swietny na kaszel:) i zastanawiam sie o czym wam ostatnio nie donioslam...Hmmm...Moze o tym ze jade do Polski!!!!!????? Owszem owszem, jade z dzieciarami 1 lipca a moj mezus dolaczy do na 17 lipca i wroci razem z nami 30 tegoz miesiaca:) A moze o tym ze wzielam sie za siebie tzn. za swoja nadwage pociazowa i cwicze 6 razy w tygodniu - powtarzam 6! Chce schudnac zeby zmiescic sie w jakies swoje spodnie, ale idzie mi jak po grudzie. Mozliwe ze nie wspominalam jeszcze ze moj synek mowi: atatata, jak rowniez aty aty, a nawet bababa a jak jest bardzo zrozpaczony czytaj: glodny! to wola nawet mmmaaa ma:) Nie dosyc ze taki rozwiniety intelektualnie to jeszcze maluda rosnie jak grzyb po deszczu - juz przekroczyl 20 funtow!!!Za to nasza corka dostaje regularnych histerii o byle co - sama przyjemnosc, polecam.
Aaaa jeszcze nowinka swiezynka - zostalam znowu ciocia:) Mojemu bratu Lukaszowi urodzil sie drugi synek - Filipek! Pokazalam dzis zdjecie Mayci i powiedzialam to jest brat Dawidka - a ona na to: A Maycia ma Alexa!
I zapraszam do obejrzenia zdjatek z Wielkanocy i nie tylko.

czwartek, 2 kwietnia 2009

End of ER

Wlasnie konczy sie ostatni powtarzam OSTATNI odcinek mojego ukochanego serialu ER :(
Bylam mu wierna od samego poczatku do konca. Zostalam fanka jeszcze w liceum, zawsze we wtorki siadalam przed telewizorem, jesli nie moglam - ogladalam pozniej powtorki. Uwielbialam go ogladac, chociaz nie potrafie wyjasnic dokladnie dlaczego bo nigdy nie mialam zadnych medycznych zapedow, i nie lubowalam sie w ogladaniu operacji i innych procedur medycznych. A jednak fascynowal mnie, poruszal - ile sie naryczalam przez ten serial:) Zaden mnie tak nie wciagnal i zadnego tak nie przezywalam. Moim ulubionym charakterem byl Dr Carter:)
Tyle lat... Nigdy nie bylo mi jeszcze tak zal ze cos sie skonczylo w tv. No coz nic nie trwa wiecznie:(
Dobry serial byl!!!

poniedziałek, 23 marca 2009

Wszystko o moich dzieciach

Jak kazda matka - albo prawie kazda, bo znalam tez inne przypadki (malo matkujace), znam swoje dzieci najlepiej. Ta wiedza oczywiscie ewoluuje non-stop, bo dzieci rosna i zmieniaja sie a ja jako matka musze za nimi nadazyc.
A za czym aktualnie nadazam...
- za zabkujacym Alexem - tzn. takie sa moje przypuszczenia, bo nagle zmienil sie z dziecka ktore jest caly czas w dobrym humorze w troche miakliwego bobasa:( stracil troszke apetytu, to akurat, biorac pod uwage ze wazy juz ponad 19 funtow czyli 9 kg, nie martwi mnie az tak strasznie:) i przebudza sie znowu w nocy a to juz mu sie rzadko zdarzalo:(
- za rozhisteryzowana Maycia, ktora przechodzi okres "placzliwy" i zamienila sie w istna "drama Queen", nie mozna jej nic powiedziec (w sensie zwrocic uwagi) bo od razu jest placz i obrazanie sie jakbym urazila ja do zywego:) bardzo to uciazliwe czasami, mam nadzieje ze przejdzie jej...
Co mnie rozbraja...
- rozmowki Alexa - ma na razie niewielki repertuar - procz jekow, okrzykow i piskow, mowi tez: ble ble ble i ata ata ata co czasami brzmi jak tatatata:)
- repertuar artystyczny Mayci - bardzo roznorodny, Maya specjalizuje sie w komponowaniu swoich wlasnych utworow, ktore z pasja nam prezentuje:)jak rowniez spiewa aktualne przeboje - nie ma zbyt wyrafinowanego gustu - mozna ja przylapac jak spiewa razem z Britney Spears "Womenizer" albo Katy Perry "Hot'n cold":)
- grypsy Mayci np: I szuka something!; I'm coming bajeczka; I need myjec my raczki! ale najlepsze sa liczby mnogie wykonaniu Mayci np. pieskis, rybkis:)
- jak bardzo Alex przepada za Maycia - cokolwiek Maya robi wydaje sie Alexowi tak interesujace i zazwyczaj smieszne ze chichocze z radosci, i niewiadomo jak zmeczony i glodny by byl widok Mayci uleczy wszystko:)
Jakie jeszcze ciekawostki moge wam ujawnic o moich dzieciach...Maycia nadal panikuje jak zabrudzi sobie rece lub twarz, ma fobie w temacie robakow - co jest problemem bo mieszkamy na florydzie i robactwo jest na kazdym kroku, wciaz nie rozstaje sie ze swoim kocykiem i aktualnie twierdzi ze nie chce urosnac, chce zostac "maluka". No i codziennie wymysla gdzie chcialaby pojechac - wlasciwie informuje nas gdzie ona aktualnie sie wybiera, czasami jedzie do "jungle", czasami do "sea" ale najczesciej chce kogos odwiedzic, Ciocie Ele i Maxa, Anisie czytaj: Veronisie, a aktualnie planuje wypad do Polski do Dawidka i baby wiec pare razy na dzien od czwartku juz chyba oznajmia nam swoje plany podrozy:)
Alex przybiera na wadze w zastraszajacym tempie, preferuje warzywka jesc anizeli owocki(co jest chyba troche dziwne), podczas kapieli zalewa nam cala lazienke!, poza tym jego specjalnoscia jest obrzygiwanie wlasnej matki. Wloski mu wyjasnialy - sa koloru ciemnego blondu, smieje sie do kazdego kto do niego zagada i wspaniale ciagnie za wlosy - jest jak pitbull jak zlapie to nie pusci:) W zeszlym tygodniu skonczyl pol roku, probuje siedziec sam - srednio mu to wychodzi jak na razie, uwielbia bawic sie w swoim chodziku i skakac w jumperoo, coraz lepiej lapie zabaweczki i wyglada na to ze wyrosnie z niego strasznie ciekawski gosciu:)

środa, 11 marca 2009

Trzy Mamuśki

Chcialam wam cos pokazac, cos bardzo fajnego:)
W styczniu zeszlego roku na baby shower mojej przyjaciolki Beaty - ktora byla wtedy w 8mym miesiacu ciazy okazalo sie ze nie jest jedyna blogoslawiona na tej imprezie:)
Zrobilismy zdjecie trzech ciezarnych (Ja, Becia i Aneta), oto follow up:)



Trzy ciezarne zamienily sie w trzy mamuski:) A dzieciaczki naprawde nam sie udaly - od lewej Alex, Veronika i Mia

poniedziałek, 9 marca 2009

Chrzest Olusia

28 lutego odbyl sie chrzest naszego malego Olusia - w naszej parafii St. Stephen ale z polskim ksiedzem, ktorego udalo mi sie znalezc i poprosic o udzielenie chrztu sw. naszemu synkowi w jezyku polskim. Rodzicami chrzestnymi zostali Beata - moja przyjaciolka i Kamil - siostrzeniec Wiesia. Olek mial luz totalny - jak zwykle. Do kosciola wszedl drzemiac, a polewanie jego glowki woda nie zrobilo na nim zadnego wrazenia:) Potem robil sobie z wszystkimi po kolei zdjecia - tez nie mial nic przeciwko. O Mayci pisalismy "aniolek" w dniu udzielania jej pierwszego sakramentu, i nie lubie sie powtarzac ale coz na to poczne ze moje dzieciaczki to male anioleczki:) a Alus chyba po tatusiu ma iscie anielskie (czytaj: spokojne) usposobienie.
Oto pare fotek z tego naszego rodzinnego wydarzenia:

wtorek, 17 lutego 2009

Mój maniak elektroniczny

Nie wiem czy juz na lamach tego blogu wspominalam o tym ze moj maz jest powaznie uzalezniony od kupowania, posiadania i obslugiwania roznorodnych urzadzen elektronicznych, ktore musza byc najnowszym cudem techniki i maja za zadanie ulatwic nam zycie. Mysle za kazdy facet ma gdzies w zwojach mozgowych zagniezdzona smykalke i chec do zajmowania sie tego typu rzeczami, to normalne do pewnego stopnia. Ale powaznie podejrzewam ze moj mezus wykracza poza normalnosc.
Skad te przypuszczenia?? Hmmm, moze stad ze wszystkie nowinki techniczne, ktore wychodza na rynek i staja sie bardzo popularne my mamy w domu zanim zyskuja na popularnosci, bo Wiesiu dowiaduje sie o nich zanim wejda na rynek i kupuje czesto tuz po tym jak sie pojawia. To dotyczy przede wszystkim sprzetu fotograficznego - Wiesiu regularnie zmienia aparat fotograficzny na nowszy, lepszy i bardziej skomplikowany i oczywiscie drozszy:)Poza tym moj maz ma fiola na punkcie internetu, dlatego juz pare lat temu zalozyl w domu internet bezprzewodowy, zainstalowal mi skype na komputerze wiec rozmawialam ze swoja rodzina uzywajac kamery w czasach gdy skype jeszcze nie byl az tak popularny. Oczywiscie zmienialismy juz wielokrotnie kamere - na coraz lepsza:) Telewizor musi byc duzy i dobry, obraz koniecznie HD czyli high definition - jak tylko lokalne stacje zaczely nadawac w HD Wiesiu kupil specjalny odbiornik do tv i antene i pokazywal mi podekscytowany roznice w odbiorze. Potem zmienilismy dostawce telewizji satelitarnej bo nowa firma przesyla dane swiatlowodami i dala nam DVR czyli digital video recorder (mozna nagrywac telewizje) No i oczywiscie mamy home theater system czyli kino domowe. Wszystko idzie przez specjalny zasilacz, i wszystko jest zaprogramowane na uniwersalnym pilocie, ktorego zwykly smiertelnik bez specjalnego przeszkolenia nie jest w stanie obsluzyc - wyzsza szkola jazdy! Aaa i zapomnialabym mozemy sluchac super audio cd czyli jakis super czaderskich cd. A w samochodzie mamy system nawigacyjny Magellan, ktorym Wiesiu bardzo ale to bardzo sie ekscytowal swego czasu. Najnowszym gadzetem mojego meza jest Iphone oczywiscie, jak tylko pokazali go w telewizji jako najnowszy cud techniki telekomunikacyjnej wiedzialam ze chwile zobacze go w reku mojego meza. A na ostatnie urodziny kupilam mu Blu-ray dvd czy odtwarzacz dvd w HD na specjalne dvds tylko(bo jeczal ze musi go miec, oczywiscie najnowszy model!) Wczoraj natomiast moj malzonek zamontowal kolejny gadzecik - specjalny odbiornik do naszego dvr zeby moc kontrolowac nagrywanie programow telewizyjnych przez internet...bo to bylo nam niezbednie potrzebne!!! Nie wiem czy wymienilam wszystkie udoskonalenia jakie zaserwowal naszemu domostwu, juz doslownie nie nadazam:) Zawsze trzeba dokupic jakis kabelek, jakas antenke, sciagnac jakis programik itd:)
Ale to jego jedyna slabosc:) Nie jest kibicem sportowym, wiec nie musze ogladac meczy, zawodow itd, nie zalewa sie w trupa z kolegami, ogolnie rzecz biorac nie robi nic co by mnie denerwowalo procz tego ze czesto siedzi przed komputerem albo gapi sie w swoj telefon:) Ja dzieki niemu wiem wiecej o postepie technicznym, potrafie - dzieki jego przeszkoleniu, obslugiwac wiekszosc tych urzadzen no i korzystam z nich:)

wtorek, 10 lutego 2009

Romantyzm Praktyczny

Zblizaja sie Walentynki wielkimi krokami - w stanach o tym swiecie przypominaja nam juz od 1 stycznia:) My nie planujemy zadnego romatycznego wyjscia, bo nie mamy z kim zostawic dzieciakow. W ogole nie uprawiamy juz egzaltowanego, lzawego romantyzmu, z ktorym czlowiek ma do czynienia gdy sie zakochuje. My juz ta faze mamy za soba, jestesmy prawie 5 lat po slubie - nasz romantyzm ewaluowal tak jak nasz zwiazek:) My uprawiamy aktualnie romantyzm praktyczny - to bardzo praktyczna sprawa, bardzo polecam:) Na czym to polega..., ano na pomaganiu sobie w imie naszej wspanialej malzenskiej milosci. Wiesiu wyrecza mnie przy robotach, ktorych chce uniknac, ktore mnie mecza lub ktorych nie znosze - np. odkurza dywan bo ruch jaki trzeba wykonywac przy tej czynnosci powoduje u mnie momentalnie strajk mojego kregoslupa - po prostu nie moge sie ruszac po odkurzaniu, pomogl mi ostatnio umyc kuchenke, ktorej nienawidze szorowac, zabiera samochod do umycia, wyrecza mnie w zakupach i takie tam. Ja gotuje mu potrawy, ktore on lubi, prasuje i skladam mu koszule na wyjazd, a ostatnio zaczelam mu robic kanapeczki do pracy - kryzysowo w koncu jest. Czasami sa ta takie male gesty, ktore dla mnie znacza wiele jak podlaczenie mojego telefonu do ladowarki bo sama czesto o tym zapominam, nagranie jakiegos serialu albo programu dla mnie, przeslalnie mi przez internet jakiegos artykulu, ktory na pewno mnie zainteresuje, wypozyczenie filmu, ktory mi sie spodoba lub gdy mamy do wyboru dwa filmy wlaczenie najpierw tego, ktory mi bardziej przypadnie do gustu. Doceniam tez bardzo to ze nie musze mu przypominac o tym, zeby dal mi znac kiedy wyladuje, bo nie wyobrazacie sie jakie to stresujace kiedy twoj ukochany regularnie kusi los latajac do pracy samolotem i jakie fajne jest to, ze robiac zakupy dzwoni do mnie pytajac sie czy czegos jeszcze potrzebuje, a moze o czyms zapomnialam mu powiedziec. Najbardziej mnie cieszy jak sam wpada na pomysl zeby pozmywac po obiedzie, a rozczula mnie jak probuje pomoc mi skladac pranie - bo robi to troche nieudolnie ale tak sie stara:) Ostatnim prezentem od niego dla mnie byla deska do prasowania - malo romantyczny prezent ale z jakze romantycznych pobudek: ja nienawidze prasowac, ale musze co tydzien wyprasowac chociazby jego koszule do pracy, wiec chcac mi jakos umilic lub raczej ulatwic to zajecie Wiesiu kupil mi solidniejsza, szersza i ogolnie mowiac duzo lepsza deske do prasowania:) Tak wiec nie dostaje sniadania do lozka i moj maz nie przynosi mi kwiatow codziennie ani nawet co tydzien, ale ... pamieta o wszystkich okazjach, na ktore dostaje piekne kartki i fajniejsze prezenty niz deska do prasowania:), czesto pomaga mi zanim nawet poprosze go o to, po prostu mam w nim oparcie gdy go potrzebuje. Aha i zapomnialabym jeszcze wspomniec - mojemu mezowi zdarza sie mnie sluchac, tak, tak, moje panie wiem - sluchajacy cie maz to okaz:) A jednak czesto przylapuje go na tym, ze uslyszal to co kiedys do niego powiedzialam - co jest jeszcze rzadsza umiejetnoscia bo uslyszal i zapamietal. To mnie za kazdym razem rozczula bo jest takie niesamowite i wrecz romantyczne:):):)

niedziela, 8 lutego 2009

Pogadanki naszej Majki

Nasza Maya uczy sie jednoczesnie dwoch jezykow - polskiego i angielskiego. Polskiego z musu (bo rodzice wymagaja:)) angielskiego z wlasnej nieprzymuszonej inicjatywy:) i glownie z telewizji i od innych dzieci. Efekty tego sa takie, ze np. "co to jest?" w wykonaniu Mayci brzmi: what's to jest?:) a - co tak pachnie - mama what jest the smell? a zapytanie: jak to sie nazywa - what's say mama? to najpopularniejsze ale kombinacji jest wiele.
A oto pare pare rozmowek polsko-mayciowych:)(ktore zapamietalam)

W: Mayciu a tata pojedzie jutro do pracy wiesz?
M: Maycia grow duza i jedzie do pracy tez!
W: Maya urosnie i pojedzie do pracy?
M: Tak Maycia rosnie big!

Czytamy ksiazeczke "Who do you love?" wiec pytam sie Mayci kogo kocha a ona od razu rzuca mi sie na szyje i caluje i po chwili juz pedzi do Wiesia - krzycze do niej:powiedz tacie Kocham Cie! Ona przytakuje i slysze jak wola: I love you tez tata!!!

W sklepie Wiesiu stoi przed polkami z winami zastanawia sie, ktore kupic, obok Maya wskazuje po kolei butelki i pyta sie go: Tata a what's to jest? Wino - odpowiada Wiesiu, a what's to jest? Wino. A what's to jest? Wino. Tata a what's to jest? Wino -ze stoickim spokojem odpowiada Wiesiu. Podchodze i slysze ta niesamowita konwersacje.
- Mayciu a powiedz: Co to jest? Proponuje
A Maycia odwraca sie do mnie i mowi: Wino!

M: I ce konana!Mama prossie konana! Mama Maycia ce konana!
Nie zgadniecie co to jest:) lod o smaku kokosowym!

Maya zajada suszone kiwi, pytam jej sie co to za owoc, odpowiada: ananas.
A: Nie Mayciu, zobacz ten owoc jest zielony, jaki owoc jest zielony?
M: Aaaa broccoli:)

Maya lezy wieczorem w lozku, wychodze juz z jej pokoju i mowie: Dobranoc Mayciu!
a Maya na to: sweet dreams mama!

A jak Mayci cos sie nie uda, albo sie zdenerwuje, albo cos jej sie stanie dziwnego i nieprzewidzianego jeczy glosno: OOO my Gooosh! albo OOO my Goodness!!!

A najnowszy jej gryps to: Tata cheese me! - co oznacza: Tata zrob mi zdjecie!

wtorek, 3 lutego 2009

Momnesia

Ciaza i wydanie na swiat dziecka zbiera zawsze swoje zniwo. Niestety nie ma nic za darmo na tym swiecie. Tym bardziej ze trzeba zaplacic za najwspanialszy dar jaki mozna dostac. Kiedys slyszalam jak kobieta powiedziala o innej ze wyglada mlodo jak na swoje lata bo nie rodzila dzieci - pomyslalam: zazdrosna jest, bo co to ma do rzeczy. Ale juz wiem, co ten ktos mial na mysli:) Nie rozpaczam, ale widze w lustrze duze zmiany - nie na lepsze niestety. Fizycznie dopadly mnie zmarszczki, zwiotczenie tu i owdzie, rozstepy, a aktualnie borykam sie ze strasznym wypadaniem wlosow i az boje sie isc do dentysty. Ale wiem ze zrzuce kilogramy, naprawie obwislosci cwieczeniami, zmarszczki podreperuje kremami, wlosy odrosna, martwic zaczely mnie natomiast bardzo klopoty z pamiecia i straszne roztargnienie. Zawsze mialam wspaniala pamiec, a to co w tej chwili sie dzieje jest czesto smieszne i dziwne ale jednoczesnie troche przerazajace. Rozmawialam o tym ze znajoma w weekend i ona mnie oswiecila - nie mam postepujacej sklerozy ale stan znany jako momnesia:) czyli amnezja mam:)Oto co znalazlam na internecie: Momnesia — the mental fuzziness and memory lapses that set in shortly after childbirth czyli ogolne roztragnienie i skonnosc do zapominania, ktora nastepuje po urodzeniu dziecka. Spowodowana jest zmianami hormonalnymi, niedospaniem i stresem. Jak uslyszalam o tym ucieszylam sie bardzo ze moge jakos wyjasnic swoje dziwaczne zachowanie i problemy z pamiecia. Mialam juz przedsmak tegoz stanu gdy chodzilam w ciazy z Maya - nie moglam sobie przypomniec czy zamnknelam garaz i zamiast do pracy jechalam z powrotem do domu sprawdzic, zamyslalam sie jadac samochodem i dojezdzalam w dziwne miejsca, ale najwieksza siare zrobilam gdy zapomnialam swoje pinu do karty platniczej - raz w sklepie i raz w moim banku:) Ale to szybko mi minelo, tym razem moj stan jest powazniejszy. Zapominanie jest na porzadku dziennym - poczawszy od zakupow - potrafie kupic w sklepie duzo rzeczy procz tej po ktora przyjechalam, zapominam o spotkaniach, waznych datach i okazjach, ktore wymagaja ode mnie wyslania kartek np. - moja babcia nie dostala ode mnie kartki na urodziny, ani na rocznice slubu. Gadam czesto bez sensu bo nie moge znalezc slow, albo przychodza mi do glowy bzdurne wyrazy, ktore WYPOWIADAM!, myle imiona, zapominam ze mam pranie w pralce albo w suszarce, czasami chodze po domu probujac sobie przypomniec co mialam zrobic lub przyniesc, albo oderwana od robienia czegos juz nie wracam do tego, bo po prostu nie pamietam ze to robilam. Kilka razy przezylam w nocy chwile paniki totalnej kiedy to zapomnialam ze po nakarmieniu Alexa odlozylam go do lozeczka i obudzilam sie z przerazeniem - przekrecajac na bok - myslac ze wlasnie zrzucilam go z lozka!!! Pare dni temu z kolei serce mi stanelo jak Wiesiu odwrocil sie w lozku w moja strone - o malo nie krzyknelam przekonana ze zdusil nasze dziecko - ktorego tam wcale nie bylo, bo jak zwykle po karmieniu polozylam go do lozeczka. Ale szczytem roztargnienia bylo zostawienie przeze mnie telefonu w garazu na masce samochodu, potem lazilam po chacie i szukalam go, nawet dzwonilam do siebie i zastanawialam sie gdzie on jest skoro go nawet nie slysze. A jak w koncu go znalazlam chcialam zadzwonic do Wiesia i przez pomylke wybralam numer do domu zamiast na komorke, domowy telefon trzymalam w rece bo wlasnie z niego dzwonilam szukajac mojej komorki, no wiec domowy zadzwonil zobaczylam na caller id ze dzwoni Wiesiu - bo moj tel jest zarejestrowany tez na Wiesia, wiec niewiele myslac odebralam domowy i ze zdziwieniem uslyszalam swoj wlasny glos w komorce z ktorej probowalam sie dodzwonic do mojego meza:)) Zdarzylo mi sie nieraz zaladowac z dwojka dzieci i calym majdanem - torbami i wozkiem do samochodu i zdac sobie sprawe ze nie mam kluczykow, a dzisiaj zrobilam zakupy przyjechalam do domu, wyladowalam dzieci a o zakupach oczywiscie zapomnialam - dobrze ze nie odwrotnie. A po pozegnaniu z moja mama, z ktora rozmawialam przez skype na komputerze probowalam ja wylaczyc pilotem od telewizora:))) Mam nadzieje ze ta moja momnesia niedlugo minie bo nie lubie sie czuc jak idiotka, ktora nie wie co robi, albo robi bardzo glupie rzeczy, i nie mam ochoty co chwile przepraszac ludzi ze o czyms zapomnialam. Na szczescie moje dzieciaki jak dotad na tym nie ucierpialy a to najwazniejsze, jakims cudem nigdy nie zapominam o pieluchach, piciu, mleku itd Moze moj mozg wybiorczo zapomina - tylko o tych sprawach, ktore teraz nie sa dla mnie priorytetami:)

sobota, 31 stycznia 2009

Raport

Konczy sie pierwszy miesiac nowego roku a ja jeszcze starego nie podsumowalam:) Jestem ogolnie ciezko zapozniona ostatnio, to juz norma wiec poki pamietam - oto sprawozdanie roczne:
* za najwieksze osiagniecie tego roku uwazam powiekszenie naszej rodziny:) - zaszlismy, donosilismy i urodzilismy zdrowego chlopaka, ktory rosnie jak na drozdzach.
* na drugim miejscu - trening nocnikowy Mayci zakonczony sukcesem!
* odwiedziny mojej mamy - bardzo udana i pozyteczna wizyta:)
* przerobienie goscinnej sypialni na pokoik dla Alexa
* postepy Mayci w mowieniu
* kupno nowego telewizora (to akurat byla realizacja marzenia mojego meza)
* przeniesienie Mayci do lozka dzieciecego
* odwazenie sie na obciecie wlosow do fryzury o ktorej marzylam od jakiegos czasu
To chyba bylo by na tyle osiagniec zeszlorocznych:)

W tym nowym roku natomiast - mimo ze minal dopiero miesiac, moge sie pochwalic tym: * ze dostalam wreszcie permamentna zielona karte - czekalam na nia prawie rok,
* Alex zaczal sie smiac w glos i potrafi sie przekulnac z brzuszka na plecki,
* Maya przestawila sie z nocnika na kibelek,
* Alexa z kolei ja przestawilam na wczesniejsze chodzenie spac,
* zalatwilam obydwie wizyty kontrolne dzieci za jednym zamachem
* Alex zaczal jesc kaszke i lepiej sypiac w nocy dzieki temu,
* Mayi odstawilismy sok pomaranczowy i jablkowy i czesciej robi kupke,
* udalo mi sie upiec najlepsze ciasto marchewkowe jakie jadlam (to dla mnie osiagniecie bo mam tutaj straszne problemy z pieczeniem ciast - rzadko dobrze mi wychodza),
* zaczelam swoj nowy projekt - przerobienie naszej szafy zeby byla bardziej zorganizowana i pojemna,
* zalatwilam ze chrzest Alexa odbedzie sie 28 lutego w naszej lokalnej parafii ale po polsku bo udalo mi sie znalezc polskiego ksiedza,
* i dostalam najpiekniejszy prezent noworoczny - list od mojego brata Marcina, na ten gest czekalam z wielka nadzieja przez ostatnie 5 lat i doczekalam sie!!!
Ten rok bardzo dobrze sie zaczal i mam nadzieje ze wrozy to dobrze naszej najblizszej przyszlosci:)

środa, 28 stycznia 2009

Going green!

Kiedys ktos stwierdzil ze stany mnie zmienily, zaprzeczylam wtedy. Ale z biegiem czasu stwierdzam ze zmiana nastapila ale nie na zle - jak ow ktos sugerowal, lecz na lepsze. Dzieki duzo wyzszej swiadomosci ekologicznej amerykanskiego spoleczenstwa zrobilam sie bardziej "zielona":) Tyle sie tutaj trabi o tym jak kazdy czlowiek ma wplyw na srodowisko, ze jest tak wiele rzeczy, ktore mozna robic by pomoc naszej planecie, i co najwazniejsze sa tutaj mozliwosci i srodki by realizowac swoje ambitne zalozenia. Zarazilam sie, w pewnym momencie wrecz poczulam wstyd ze nie zmienilismy naszego trybu zycia na bardziej ekologiczny. Zadzwonilam do kompanii zbierajacej nasze smieci i poprosilam o pojemniki do segregacji smieci ( jeden na papier, drugi na szklo, puszki i plastik). Nastepnego dnia czekaly pod naszym domem -za darmo! Procz segregacji smieci, ktora praktykujemy juz od roku chyba, albo dluzej i ktora bardzo dobrze wplynela na moje sumienie, zaczelam uzywac ekologicznego plynu do naczyn. Spelnia swoje zadanie a dzieki naturalnym skladnikom nie zanieczyszcza srodowiska. Ale to mi jeszcze nie wystarczylo, bo w sklepie zauwazylam naturalny plyn do prania i do plukania - juz stoja w mojej pralni:) Chcialabym jeszcze przestac pakowac zakupy spozywcze w plastik - to najnowszy trend teraz, chodzenie do sklepu z wlasnymi lnianymi siatkami - jak za dawnych dobrych czasow w Polsce:) I mam nadzieje ze kiedys uda mi sie przekonac mojego meza bysmy zamontowali filtr na wode na naszym kranie i przestali kupowac wode butelkowana.
Tak wiec jestem zielona i ciesze sie bardzo z tego, robie cos dobrego a to zawsze wplywa dobrze na samopoczucie - polecam!

czwartek, 22 stycznia 2009

Disneyworld

No wiec wybralismy sie w ostatni poniedzialek do Disneyworld. Z dwojka dzieci, podwojnym wozkiem, diaper bag i plecakiem. Wiem troche narwany pomysl! Ale planowalismy ten wypad od paru miesiecy, to miala byc super wycieczka dla Mayci bo jest na etapie ksiezniczkowym aktualnie. Wymyslilismy sobie ze pojedziemy w ciagu tygodnia bo w weekendy jest tam tyle narodu ze nie mozna sie przepchac. Wydawalo nam sie ze bedzie swietnie jak wybierzemy sie wlasnie w ten poniedzialek bo bylo swieto( M. L. King Day) - ale tylko panstwowe firmy sa zamkniete - Wiesiu akurat tez nie musial pracowac. Na ten sam pomysl wpadlo najwidoczniej tysiace innych rodzicow, zwlaszcza ze szkoly byly zamkniete tego dnia - o czy nie pomyslelismy, wiec skonczylo sie na wykanczajacym przeciskaniu sie pomiedzy tysiacami odwiedzajacych.
Ale by miec to szczecie zeby sie troche poprzepychac trzeba bylo najpierw tam dotrzec - godzina jazdy samochodem, wypakowac sie na parkingu, zaladowac sie na taki tramwaj zbierajacy ludzi z parkingow, kupic kosmicznie drogie bilety w kasach, do ktorych byly duze zakrecone kolejki i zaladowac sie z calym majdanem na monorail - taka nadziemna kolejke dowozaca do parku. A na miejscu nasza corka oznajmila ze ona nie chce na niczym jezdzic!!! Interesowalo ja tylko to co znajdowalo sie w sklepach, ktore byly doslownie na kazdym kroku. A w nich wszystkie gadzety, o ktorych marzy kazde dziecko oczywiscie. Dopiero jak jej cos kupilismy zgodzila sie na pierwsza przejazdzke karuzela, a potem juz jej sie spodobalo. Problemem jednak byly kolejki do kazdej atrakcji, Maya nie rozumiala w ogole koncepcji stania w kolejce ( jak stwierdzila moja przyjaciolka - nie wychowywala sie w Polsce:)) Tak wiec chodzilismy tylko na te przejazdzki, do ktorych czas oczekiwania nie przekraczal 15 min. Niezbyt wiele udalo nam sie zaliczyc, bo tlumy ograniczaly bardzo mozliwosci poruszania sie -zwlaszcza jak sie pcha podwojny wozek, poza tym wycieczka z dwojka dzieci to nie spacer po parku - co chwila przystanek na karmienie, przewijanie, siusiu, wiec nie mozna sie nudzic:) Nie bylo latwo, raczej bardzo uciazliwie i zmachalismy sie z Wieskiem jak dwie kobyly pociagowe:) Mi pekala glowa przez cala wycieczke - az zdesperowana udalam sie do punktu pierwszej pomocy i tam mnie poratowali tabletkami przeciwbolowymi, poza tym buty mi sie rozwalily - podeszwa mi pekla i klapala sobie:)
Ale jakbyscie zobaczyli wyraz twarzy Mayci jak weszlismy - po dlugim oczekiwaniu, do namiotu z ksiezniczkami i nasza corka ujrzala Kopciuszka i Spiaca Krolewne...jeszcze takiego zachwytu i oniemienia nie widzialam na jej twarzy. A jaka miala frajde jezdzac ze mna w filizankach, na karuzeli i na latajacych dywanach. Zreszta ja tez:)
Moral z tej bajki jest taki - tak szybko sie tam ponownie nie wybierzemy, zawsze trzeba brac ze soba tabletki przeciwbolowe, butom po 8 latach eksploatacji odpada podeszwa, a widok twojego zachwyconego dziecka pomaga nawet na najgorszy bol glowy i zmeczenie:)

środa, 7 stycznia 2009

Moje Chorobki

Jesli czekaliscie na relacje ze wspanialych swiat zawiode was. W te minione swieta przez wiekszosc czasu zamartwialismy sie chora Maycia, pozniej chorym Alexem, bylismy 4 razy u lekarza - 3 razy z Maycia, raz z Alexem. Podczas naszego swiatecznego wyjazdu i pozniejszego sylwestra glownie podawalam leki, sprzatalam wymioty i kupy, robilam ochladzajace kapiele dla rozgoraczkowanej corki, parowki i inhalacje dla obydwojga naszych dzieci, wmuszalam jedzenie Mayci, uspokajalam ja bo plakala bardzo czesto, wyciagalam smarki Alexowi itd Szkoda ze nie liczylam ile razy mierzylam temperature w przeciagu ostatnich 2 tygodni - z pewnoscia pobilam jakis rekord.
Ale nie ubolewam ze cos stracilam, ubolewam natomiast troche ze Maycia nie potrafila cieszyc sie w pelni swoimi urodzinami i swietami oraz otwieraniem prezentow, ktore dostala z tych obydwu okazji. Zaluje tez ze mamy malo zdjec i nakrecilismy tylko pare minut filmu - nie mielismy do tego glowy absolutnie.
Maya miala przez 4 dni wysoka temperature - do 105 F tj. ponad 40 stC i zadnych innych objawow. Od lekarstw przeciwgoraczkowych wymiotowala pare razy i dostala rozwolnienia. Testy w gabinecie lekarskim nic nie wykazaly tylko przerazily nasza corke do tego stopnia ze dzis na haslo doktor dostaje histerii. Dopiero gdy goraczka ustapila zaczal sie straszny kaszel.
Przez wiekszosc naszego pobytu w Charlotte Maya spala, albo lezala wymeczona goraczka, duzo poplakiwala biedulka. Alex nie mial tak burzliwego przebiegu choroby -lekki stan podgoraczkowy, a potem katarek i kaszelek.
To byl tylko wirus, nie wiem jak znioslabym powazniejsza chorobe moich dzieci, chyba wykonczylabym sie nerwowo.
Zycze Wam w nowym roku zeby wasze dzieci nie chorowaly.