Minionego lata, bo już mamy kalendarzowa jesień, zrealizowalam moje marzenie europejskich wakacji w pigułce. Udało nam się zobaczyć trochę Hiszpanii, Francji i Włoch rejsujac na statku wycieczkowym kompanii Royal Caribbean.
Nie wiem czy kiedykolwiek słyszeliście o takim spędzaniu wakacji...Tutaj w Stanach jest bardzo popularny, szczególnie w naszych stronach, ponieważ z portów Florydy wypływają statki na wyspy Karaibskie, do Meksyku, do Ameryki Pd. Ludzie bardzo sobie chwalili takie cruisy, bo ma się zagwarantowany nocleg, wyżywienie i rozrywki na pokładzie i można jeszcze przy tym odwiedzić jakieś egzotyczne miejsca.
Ja osobiscie nie byłam nigdy zainteresowana, bo wydawało mi się ze to wakacje dla emerytów, ponadto bałam się trochę być na otwartym oceanie, i jakoś nie pociągały mnie te tropikalne destynacje - mieszkam przy plaży i mam jechać na inne plaże...?
Dopiero kiedy zobaczyłam jak nasi znajomi zwiedzili sobie pół Europy korzystając ze statku jako środka transportu wpadłam na pomysł zorganizowania tego typu wakacji.
Pomyslalam, ze to będą być może ostatnie wakacje Mayci z nami, ponieważ w przyszłym roku będzie się już przygotowywać się do wyjazdu na studia, do tego jęczała mi, ze chciałabym zobaczyć dzieła sztuki i architektury o których się uczyła na Historii Sztuki. Poza tym chciałam zawsze pokazać dzieciom trochę Europy, i wiedziałam, ze teraz są już na tyle dorośli, ze docenia te wakacje.
Nasz statek nazywał się Enchantment of the Sea - Zachwyt Morza. Nie był to jeden z tych olbrzymich statków, które maja zjeżdżalnie wodne i cuda niewidy. Te olbrzymy nie mogą cumować w wielu europejskich portach, bo są za wielkie. Ale jak dla nas ten statek i tak był duży - miał 9 pięter, 3 baseny, ale niezbyt duże. Na pokładzie było 2 tysiące gości.
Oto pare fotek z wchodzenia na pokład..
A tutaj zdjęcie z wnętrza, akurat z 4 piętra gdzie były nasza kajuty, i gdzie codziennie odbywały się występy na żywo i tance.
Po wyruszeniu w morze było trochę wietrznie:)
Jeden z niewielu dni podczas tych wakacji kiedy mogliśmy się relaksować i po prostu delektować się nicnierobieniem:)
Nasz pierwszy dzień na morzu wypadał 4 lipca, czyli w Dzień Niepodległości, więc mieliśmy obiad na który trzeba było się ładniej ubrać - bardziej formalnie, tutaj akurat tuż przed pierwszym show na pokładzie - bo codziennie był jakiś show rozrywkowy w teatrze