niedziela, 15 listopada 2020

Dużo się zadziało...

 Witam was po krótkiej acz bardzo produktywnej przerwie, w czasie której wiele się wydarzyło w naszym życiu - osobistym, domowym, jak i politycznym i publicznym!

Jak zapewne wiecie już z mediów - będziemy mieć nowego, innego prezydenta!!!! 

Udało nam się!!!! Ludzie dobrej woli się zmobilizowali, mieliśmy rekordową frekfencję w tym głosowaniu, wszyscy przeciwko Trumpowi się zjednoczyli i zagłosowali co było dla mnie czyms naprawdę wzniosłym! Miałam wrażenie, że stanęlismy przeciwko złemu i wygralismy bitwę!

Było to bardzo wzruszające przeżycie, zwłaszcza, że czekaliśmy na wyniki tak długo i w takiej niepewności...ta ulga po otrzymaniu dobrych wiadomości była nie do opisania! Dosłownie miałam łzy w oczach ze szczęścia kiedy oglądałam zwycięskie mowy Kamali i Bidena!!!

Bolał mnie jednak fakt, że prawie połowa głosujących amerykanów wybrała tego idiotę i tym samym wszystko co on sobą reprezentuje...martwi mnie to bardzo:( Tym bardziej, że kilku z nich to moi dobrzy znajomi...nie rozumiem dlaczego stanęli murem za tak zepsutym człowiekiem i czemu chcieli powierzyć przyszłość tego kraju w rękach kogoś kto absolutnie nie ma pojęcia o byciu prezydentem....

Dla mnie ta jedna przemowa Bidena i Kamali dała mi tyle nadziei na przyszłość, nawet jej forma - składna , rzeczowa, inteligentna miała więcej sensu i przemawiała do mnie bardziej niż bełkot Trumpa! 

Jestem dumna, że wreszcie kobieta obejmie jedne z najwyższych stanowisk w tym kraju - czas najwyższy i jeszcze bardziej przejeta jestem tym że jest ona potomkiem imigrantki!!!! Jej zwycięstwo toruje drogę mojej Mayci!!!! 

To wydarzenie zdominowało prawie ten miniony tydzień, prawie ponieważ jednocześnie z bitwą elekcyjną, ja walczyłam na zupełnie innym froncie, osobisto-zdrowotnym...a mianowicie odważyłam się na operację kregosłupa!!!!!

Po latach w bólu, zapoczątkowanego przez mój wypadek samochodowy, zdecydowałam się zaryzykować - mając na względzie moją przyszłość, i poddałam się mało inwazyjnej, endoskopowej operacji dwóch dysków wystających z mojego kręgosłupa, by przestały naciskać na nerw w mojej lewej nodze.

To była moja pierwsza operacja w życiu, odbywała się w klinice, nie w szpitalu, ale pod całkowitą narkozą. Cała impreza trwała niecałe 5 godzin i weszłam i wyszłam z tej operacji na własnych nogach!!!

Dla mnie bomba, bo pobyt w szpitalu u nas kosztuje tysiące dolarów, a jeśli nie jest on w ogóle potrzebny ani wymagany to najlepiej go uniknąć. 

Mam leżeć i odpoczywać a jeśli chodzę lub siedzę muszę używać specjalnego pasa usztywniającego. Nie mogę się w żadnym wypadku schylać, ani skręcać, ani podnosić nic cięższego niż 5 kilo. 

Nie czuję żadnego strasznego bólu, nawet w dzień operacji, mocne przeciwbólowe piguły, które mi przepisali wzięłam dopiero na noc, bo się bałam, że mnie rozboli bardziej i miałam nadzieję, że lepiej zasnę - nic z tych rzeczy się nie zdarzyło - nie bolało i nie zasnęłam:( Oczywiście mam dolną część kręgosłupa obolałą, ale jestem przyzwyczajona bo różnych boleści i prawdę mówiąc miewałam gorsze bóle w przeszłości. 

Nie mogę zbyt długo siedzieć czy stać bo wtedy mam straszne ciśnienie i cierpnie mi cały odcinek lędźwiowy ale nie ma tragedii. 



A tak to wygląda teraz...mam nadzieję, że kiedy wszystko się zagoi i wróci do normy mój biedny nerw trochę się zregeneruje i nie będzie mi już tak dokuczał...trzymajcie za mnie kciuki!!! 

Zwłaszcza, że już za tydzień mam wrócić do pracy...

Trzecim wielkim wydarzeniem w naszym życiu jest ukończona kuchnia!!!! Prawie dwa pół roku nam to zajęło, bo nie robiliśmy wszystkiego od razu, ale w końcu mogę się pochwalić produktem finalnym!



Przypomnę jak to wyglądało na początku... chociaż nie mogłam znaleźć zupełnie początkowej fazy, poniżej fotka po położeniu podłogi, wymianie lodówki i mikrofali...


  
Nastepnym krokiem było pomalowanie szafek i wymiana kuchenki na nowszą z dwoma piekarnikami



Ale to mi jeszcze do szczęścia nie wystarczyło, bo krew mnie zalewała na widok naszego kuchennego zlewu, który jak widać poniżej wyglądał koszmarnie...i ponieważ wylany został jako jedna część razem z blatami z tworzywa zwanego korianem - nie można bo było wymienić bez wymiany blatów i nie można go było domyć bo te plamy były wżarte, wchłonięte przez to tworzywo:(((



Tak więc postanowiliśmy zmienić blaty w kuchni, tym razem na kwarcowe, nie granitowe - bo te są porowane i mogą postawać na granicie plamy - o czym się na własnej skórze przekonałam w poprzednim domu:( Jednocześnie wymieniliśmy zlewozmywak na żeliwny!



Ale na tym też nie zakończyliśmy naszych udoskonaleń. 
Dodaliśmy jeszcze tzw: backsplash czyli kafelki ozdobne na ścianach





I taki jest końcowy efekt naszych starań!
Jestem bardzo zadowolona! 
I cieszę się, że udało nam się doprowadzić do końca nasz plan!



To tyle nowinek z naszego życia!

W kolejnym poście mam nadzieję pochwalić się udoskonaloną pralnią!!!