niedziela, 23 stycznia 2011

Nowy rok, nowe postanowienia

Niestety rodzice juz wyjechali:( Powoli odnajduje sie w tej nowej rzeczywistosci bez wsparcia rodzicow - znowu musze zmywac naczynia, odprowadzac Maycie do szkoly razem z Olusiem a pozniej sila wyciagac go z jej klasy, wstawac do mojego synka o brzasku, do tego tony prania i juz prasowanie zaczyna mi sie zbierac i itd. Ciezko i smutno bez rodzicow, ale oni maja swoje zycie w Polsce i reszte rodziny z ktora tez chca byc blisko. Ciesze sie ze w ogole udalo mi sie ich namowic na ten przyjazd, ze spedzilismy razem tyle czasu i swieta przede wszystkim. Najwieksza frajde mialy dzieci - szczegolnie Olus, ktory nie odstepowal Dziadka na krok - wszedzie z Dziadziem za raczke:)
Do tego dzieki tej wizycie wkroczylismy w nowy rok calkowicie zreperowani:) Moj tata "zlota raczka" ponaprawial wszystkie mozliwe usterki o ktorych wiedzialam i nawet te o ktorych nie mialam pojecia ze istnieja.  I teraz codziennie podziwiam nasza nowa podloge, z przyjemnoscia biore prysznic w odnowionej kabinie, zamykam bez problemu drzwi do closetu, ktore wczesniej za licho nie chcialy sie zamknac, ciesze sie na polki, ktore zainstalowal w pokoju Olusia, nie boje sie ze mi sie zamek zatnie w szafie z jedzeniem, i juz nie patrze z obrzydzeniem na swoj zlew w kuchni bo zostal pieknie uszczelniony wokolo, dlugo by wymieniac...,  nawet do garazu wjezdzam cieszac sie ze z pomoca taty wreszcie udalo mi sie go posprzatac :) To wszystko napawa mnie wielka radoscia bo tak ladnie zaczelismy ten nowy rok ze sama mam wiecej nadziei i optymizmu. Wierze ze w tym roku uda mi sie zrealizowac wiele postanowien i planow, ze bede lepsza matka i gospodynia i zona i zaczne moze przygotowywac sie by wejsc znowu na rynek pracy w przyszlosci. Chce dbac o zdrowie swoje i calej swojej rodziny, chce sie zdrowiej odzywiac, cwiczyc regularnie itd I dobrze, tak powinno byc, powinnismy zaczynac nowy roku z nowa nadzieja na siebie i swoje zycie. Nawet jesli koniec koncow nie zrealizuje wszystkich moich zamierzen to choc podejme probe, a nuz cos mi z tego wyjdzie...:)

środa, 5 stycznia 2011

Święta u Kalinowskich

Przygotowania do swiat w tym roku, a raczej w zeszlym roku:),zaczely sie u nas wczesnie - dlatego nie mialam czasu pisac. Najpierw zalozylismy nowa podloge, my czyli ja i tata:). Mama zajmowala sie dziecmi, Wiesiu dostarczal narzedzia i materialy i jak sie wyrazil byl fundatorem tego przedsiewziecia. Ja jako pomyslodawca musialam zakasac rekawy i odwalic razem z tatulem cala czarna robote. Zajelo nam to 5 dni i dorobilismy sie takich bolow miesni ze ledwo chodzilismy, ale jaka satysfajcka, jaki efekt:) Potem zaczely sie goraczkowe zakupy prezentow, zwozenie zarcia i przygotowania ruszyly pelna para. A bylo na co sie przygotowywac bo Swieta mielismy baaardzo rodzinne:) Procz moich rodzicow zjechala rodzina Wiesia z Pn. Karoliny. I jeszcze 23 grudnia wszyscy obchodzilismy 5-te urodziny naszej pierworodnej. 12 osob przy stole a raczej stolach - bo musielismy polaczyc dwa i dokupic krzesel, talerzy a zarcia nagotowalismy tyle ze obydwie lodowki byly pekate. Wszystko bylo tradycyjnie polskie - nawet karpia zamowilam w polskim sklepie. Prezentow mnostwo, pelna chata i pelne brzuchy. Niestety razem ze swietami powitalismy w domu jakis nieznany wirus przypominajacy bardzo grype zoladkowa:) Maya padla jego pierwsza ofiara, potem Olus obrzygal dokumentnie tate, swoj pokoj i nowa podloge. Babcia chorobe przechodzila najciezej - bidulka byla umierajaca przez dwa dni. Najlzej dotknelo panow a mnie dopadlo dopiero w Nowy Rok - wygladalo jakbym przeholowala z alkoholem w sylwestra tyle ze nic takiego nie mialo miejsca. Tak wiec szybko pozbylismy sie nadwagi poswiatecznej:)
Nowy rok powitalismy dochodzac do siebie:)
A wam zycze zebyscie przeszli przez ten nowy rok zdrowi i usmiechnieci:)