czwartek, 29 maja 2008

Rocznica Ślubu

Dzis 4-ta rocznica naszego slubu:) Szukalam wiec jakiejs fajnej madrej sentencji o malzenstwie na internecie ale niewiele pisarzy i filozofow wypowiadalo sie pozytywnie o malzenstwie:( Wiekszosc cytatow byla bardzo sarkastyczna i malowala bardzo negatywny obraz instytucji malzenstwa. Ogolnie rzecz biorac idac do oltarza skazujesz sie na dozywotnie galery, malzenstwo zabija romantyzm, niszczy uczucie, ktore was polaczylo a faceci zonaci maja po prostu totalnie przesrane. Kazda kobieta po slubie zamienia sie w potwora i wlasciwie zawarcie zwiazku malzenskiego oznacza poczatek konca waszej milosci. Hmmm nasz staz malzenski nie jest moze zbyt imponujacy i znam rzeczywiscie wiele malzonkow, ktorzy mecza sie w swoich zwiazkach ale mimo wszystko uwazam ze zycie malzenskie moze byc naprawde fajne. Nie jestem zadna ekspertka w tej dziedzinie, ale wydaje mi sie, ze duzo zalezy od tego kogo wybralo sie na swojego malzonka. Oczywistym jest dla mnie ze wybiera sie osobe, ktora sie kocha, problem w tym ze czlowiek czasami zakochuje sie w zupelnie nieodpowiednich osobach niestety. Milosc jest slepa niestety - wiem cos o tym:)Jesli wiec mimo wszystko decydujesz sie na malzenstwo z jakis niebieskim ptakiem, balaganiarzem, czlowiekiem nieodpowiedzialnym, alkoholikiem albo babiarzem itd. to niewiadomo jak wielka milosc was polaczyla beda klopoty. Niby milosc ci wszystko wybaczy...ale ile razy mozna wybaczac, w pewnym momencie wyrozumialosc i cierpliwosc ulega wyczerpaniu. Wiele kobiet wierzy ze uda im sie zmienic swojego partnera, nic bardziej mylnego - znam wprawdzie dwa takie przypadki kiedy kobieta i jej milosc zadzialaly cuda. Ale to sa wyjatki potwierdzajace jedynie regule, ten numer nie przechodzi niestety.
W malzenstwie wazna jest tez zdolnosc chodzenia na kompromisy, bez niej ani rusz. No i komunikacja lub czasami przemilczenie sprawy - nie wszystko trzeba roztrzasac.
Ja mialam to szczescie ze udalo mi sie znalezc Wiesia. To polowa naszego malzenskiego sukcesu:) Druga polowa to dobre checi, bo trzeba byc nastawionym pozytywnie do drugiego czlowieka, nie myslec tylko o swoich potrzebach, czasami spotkac sie wpol drogi, ustapic, nie wkurzac sie o glupstwa i rozmawiac ze soba o waznych sprawach. Latwo oczywiscie napisac trudniej wykonac. Wiem, wiem ale z odpowiednim partnerem jest to wykonalne i nie wymaga wcale wielkiego wysilku czy poswiecenia. Wiele kobiet oczekuje od swojego malzonka czytania w ich myslach - umiejetnosc dotad nieopanowana przez zadnego faceta, domyslania sie ich pragnien, organizacji romantycznych eskapad i kolacji, zaskakujacych prezentow itd itp.
Ja po 4 latach malzenstwa wiem juz ze wazniejsze sa zupelnie inne rzeczy, i doceniam w swoim malzonku to, co robi dla mnie na codzien. To sa czesto drobnostki, ale jak ciesza i umilaja mi zycie:) Wiele jego zachowan to po prostu znak dla mnie ze mysli o mnie, pamieta co lubie, pomaga mi wyprzedzajac moja prosbe o pomoc. To jest wlasnie nasz malzenski romantyzm, czesto bardzo prozaiczny, ale osladzajacy nasze zycie bardziej niz kolacja przy swiecach raz od wielkiego dzwonu. Najwazniejsze jednak dla kobiety, przynajmniej dla mnie, jest by moc polegac na swoim mezczyznie, miec w nim oparcie, wiedziec ze jest odpowiedzialny i poradzi sobie bez trzymania go za raczke. Dla mnie koszmarem bylo by zycie z facetem, ktorego musze pilnowac, nianczyc, pomagac na kazdym kroku. Znam wiele malzenstw, w ktorych kobieta nosi przyslowiowe spodnie - ona decyduje, organizuje, zalatwia, placi rachunki itd i jest oczywiscie z siebie bardzo dumna - ma ku temu powody, ale nikt mi nie wmowi ze tak jest jej dobrze i jest szczesliwa sama szarpiac sie ze wszystkimi problemami.
Ja ciesze sie strasznie ze zakochalam sie w mezczyznie twardo stapajacym po ziemi, na ktorym moge polegac, ktory jest wspanialym ojcem z niekonczaca sie cierpliwoscia.
No i dzisiaj swietujemy, niestety osobno, bo mezulek jeszcze w Ohio ale zawita do domu przed polnoca:) Jutro zrobimy sobie swietowania ciag dalszy. Ja jestem za obchodzeniem wszelkiego rodzaju milych okazji - zwlaszcza rocznic slubu gdy nie oznaczaja one kilku lat katorgi:):)

sobota, 17 maja 2008

Wpojone zasady

Ostatnio przylapalam sie parokrotnie na tym, ze nie potrafie zmienic pewnych swoich przyzwyczajen, nie moge sie przemoc zeby postapic wbrew wpojonym w dziecinstwie regulom. Czasami sa to zupelnie glupie i malo istotne zachowania, ktore odruchowo popelniam bo tak mnie nauczono i jakos inaczej nie potrafie. Ale czesto jest to wypelnianie powtarzanych mi kiedys nakazow, ktorych swego czasu mialam dosyc.
Mam na przyklad zwyczaj chodzenia w domu w bamboszach - laczkach domowych, zwlaszcza jak mam skarpetki, bo ojciec zawsze wymagal od nas zebysmy nosili "paputki" zeby nie wybrudzic skarpet, nie przeziebic sie, nie poslizgnac itd. I do dzisiaj rzadko chodze po domu boso, i do niedawna nawet nie lubilam patrzec na ludzi chodzacych po domu bez obuwia domowego, powstrzymywalam sie zeby nie zwrocic im uwagi! Nie potrafie zrobic sobie dokladki jesli wczesniej nie zjadlam tego co mialam na talerzu, bo tak nas uczono - najpierw zjedz to co masz, potem sobie doloz. Zle toleruje marnowanie jedzenia, nie ma zadnego podjadania przed obiadem u mnie w domu -zwlaszcza slodyczy i zwlaszcza przez dzieci. Nie je sie na stojaco, nie uznaje tez jedzenia z restauracji typu McDonald. Nie przeklinam, bo brzydkie slowa po prostu nie chca mi przejsc przez gardlo, i bardzo zle sie czuje w towarzystwie ludzi, ktorzy przeklinaja. Wlasciwie nikt z mojego najblizszego otoczenia nie przeklina, gdyby to robil najprawdopobniej nie nalezalby do tego otoczenia. Dosc dlugo nie moglam przyzwyczaic sie do zniesienia przez kosciol postu w piatek i kontunuowalam ta tradycje dlugo po jej zniesieniu. Nawet teraz czasami lapie sie na tym ze planuje bezmiesne obiady w piatki. Nie potrafie bez uprzedniej spowiedzi przyjac komuni swietej w przeciwienstwie do wiekszosci amerykanow - oni ida do komuni za kazdym razem, doslownie caly kosciol jak jeden maz idzie do oltarza.
Biore prysznic wieczorem a nie rano tak jak amerykanie, bo w domu wpajano zeby isc czystym do lozka. Nie potrafie wejsc sobie do sklepu i kupic drogiego, markowego ciucha. Zawsze szukam czegos taniego, przecenionego i zastanawiam sie ciezko czy naprawde to potrzebuje - efekt wychowywania sie w domu gdzie sie nie przelewalo. Kupowanie firmowych ciuchow - jesli inne wygladaja tak samo ale sa duzo tansze wydaje mi sie glupie. Juz kilka razy zmusilam Wiesia do oddania prezentu, ktory od niego otrzymalam ze wzgledu wlasnie na jego wysoka cene.
Przywiazuje tez duza wage do kultury zachowania, czasami chyba zbyt duza:) Zawsze wysylam kartki z zyczeniami na kazde swieta i inne uroczystosci - nie ma ze reka boli od wypisywania albo sie nie chce - wlasnie to jest dziwne ze mi sie zawsze chce:) I nie uznaje podpisania sie pod wydrukowanymi zyczeniami, u nas w domu sie pisalo odrecznie kazde zyczenia. Przykladam tez duza wage do ubioru - zeby byl czysty przede wszystkim, estetyczny, niewymiety itd. Nigdy nie wyszlabym z domu w pizamie, albo w walkach na wlosach - tutaj mozna cos takiego zaobserwowac niestety. Nie toleruje latawcow na swiezo odprasowanej koszuli, nigdy nie wypuscilabym tak meza z domu. Nie uzywamy w domu papierowych talerzy ani plastikowych kubkow chocby nie wiem jak bardzo bylo to wygodne. Amerykanie sa ogolnie leniwi i jak tylko moga ulatwiaja sobie zycie w kazdy mozliwy sposob, i ponoc jesli wpadles miedzy wrony musisz krakac jak i one ale coz ja nie potrafie sie wyzbyc zasad wpojonych w mlodosci. Czasami jest to glupie i niepotrzebne a czasami bardzo wazne bo wlasnie dzieki tym nakazom i zakazom z dziecinstwa jestem taka jak jestem. Czesto mnie to troche smieszy jak lapie sie na tym wypelnianiu rodzicielskich przykazan i stosowaniu sie do tego, czego mnie kiedys uczono - przeciez moglabym robic tak jak chce, inaczej, latwiej, prosciej, ale jakos nie potrafie:)

piątek, 9 maja 2008

Zdjęcie USG naszego synka

Dzisiaj mozemy sie juz pochwalic, ze spodziewamy sie malego chlopczyka, braciszka dla naszej Mayci:) Chlopak jest w dobrej kondycji, rusza sie baaardzo duzo, serduszko bije mu glosno i szybko - tak jak powinno i wazy 15 uncji! Wszystko wyglada dobrze, wiec trzymajcie kciuki by tak pozostalo!

poniedziałek, 5 maja 2008

Moja pękata torebka

Jak juz wspominalam kiedys mam fiola na punkcie torebek. Ostatnio jednak moja torebka odgrywa jeszcze powazniejsza role w moim zyciu. Jest moim kolem ratunkowym, na ktore zawsze moge liczyc. Moje wymagania co do tej rzeczy codziennego uzytku nieco sie zmienily - musi byc przede wszystkim duza, pojemna i latwa w noszeniu - po to by zdolala pomiescic niezwykla ilosc zupelnie "niezbednych przedmiotow", ktore w niej targam.
Ostatnio na naszym wyjezdzie do Chicago - moj brat Lukasz z wielkim zdumieniem obserwowal jak w przeciagu calego dnia kilkadziesiat razy siegalam do mojej torebki w poszukiwaniu rzeczy najbardziej potrzebnej w danej sytuacji. Pod wieczor z niedowierzaniem juz patrzal jak po raz setny wyciagam cos nowego z tego mojego magicznego worka niespodzianek.
Wyznaje zasade: przezorny zawsze ubezpieczony, mam przy sobie wiele rzeczy w razie czegos:) ktore zazwyczaj sie przydaja. Dostalam dobra szkole bedac niania - wiem jaka cene placi sie za braki w zaopatrzeniu dzieciecym podczas jakiegokolwiek wyjscia.
Co mozna znalezc w mojej torebce - oczywiscie rzeczy bez ktorych sie nie ruszam z domu: portfel, klucze do samochodu (jesli prowadze), telefon komorkowy, okulary przeciwsloneczne i picie dla Mayci. Zazwyczaj mam tez ze soba: zapasowa pieluche(ilosc zalezy od rodzaju wyjscia), mokre chusteczki czyli wipes, przekaske dla Mayci - zazwyczaj pare rodzajow krakersow i ciasteczek, butelke wody (gdybym byla spragniona a Mayci skonczylo sie picie w kubeczku) i pare miniaturowych zabawek - figurki zwierzatek, jakas malenka maskotke.
Jesli wyjscie ma miejsce latem - koniecznie okulary przeciwsloneczne dla Mayci i sunscreen.
Jesli idziemy do zoo lub akwarium dodatkowo taszcze jeszcze pieluche do plywania, stroj kapielowy, maly reczniczek zeby Maycia mogla popluskac sie w fontannach.
Jesli wyjscie ma trwac pare godzin zabieram jeszcze cos na przebranie dla niej - w razie gdyby sie czyms wybrudzila, polala lub usiadla w kaluzy - juz sie zdarzalo!
Na niektore wycieczki zabieram rowniez aparat fotograficzny, ksiazeczke czekowa (wyjatkowo), liste zakupow bo nie ufam ostatnio swojej pamieci, kupony na pieluchy lub inne rzeczy jesli nazbieralam. Jesli wybieramy sie do restauracji przezornie biore kilka kredek - chociaz amerykanskie restauracji zazwyczaj dostarczaja dziecku kredki i pare stron kolorowanki.
Dla siebie zabieram czasami plasterki - w razie gdyby buty zaczely mnie obcierac, pare cukierkow halls, blyszczyk do ust - zwlaszcza ostatnio bo strasznie pierzchna mi usta, oraz tabletki od bolu glowy (2 rodzaje: na zwykly bol glowy i na zatokowy bol glowy) a od kiedy jestem w ciazy mam tez ze soba tabletki na zgage i wzdecia.
Latem jesli wybieramy sie do jakiegos klimatyzowanego pomieszczenia upycham tez do torebki lekki sweterek dla mnie i Mayci, bo florydianie przesadzaja bardzo z ochladzaniem swoich obiektow, na zewnatrz upal a wewnatrz klimat niemal zimowy, jak dla mnie przynajmniej.
Czasami Wiesiu wrzuca mi do torebki swoj tel komorkowy, ktory wazy co najmniej 3 razy tyle co moj, ale stanowczo protestuje jesli probuje tam rowniez wlozyc swoj aparat fotograficzny bo to cacko wazy prawie tone!
Tak wlasnie jest wypchana na codzien moja torebka, moje ramie czasami zle to znosi, ale coz wole to obolale uczucie niz zmaganie sie z brakami zaopatrzeniowymi.

piątek, 2 maja 2008

Histerie dwulatki

Maya skonczyla 2 lata i 4 miesiace i jak przystalo na przyzwoita dwulatke miewa humory, czesto sie frustruje - zwlaszcza jak czegos jej zabraniamy ale najgorsze z tego wszystkiego sa jej zalamania nerwowe, ktore przezywa niemalze codziennie. Objawiaja sie atakami zlosci i strasznego placzu a wlasciwie wycia, bo czasami jej wrzaski trudno nazwac zwyklym placzem. Moze byc to spowodowane zmeczeniem, co niestety zdarza sie jej czesto to jak ognia unika ostatnio swoich drzemek skutkiem czego od godziny 5tej wszystko ja denerwuje, wkurza sie jak na cos jej nie pozwalamy albo zwracamy jej uwage ze nie ma czegos robic, ale czasami nie potrzebuje nawet powodu zeby wejsc w faze histerii. Staramy sie byc konsekwentni, ignorujemy jej wybuchy wscieklosci lub oferujemy cos w zamian, jesli to nie dziala skazujemy ja na minute odosobnienia w jej lozeczku - z ktorego o dziwo jeszcze nie potrafi wyjsc.
Wiem ze jest to normalne posrod dwulatkow - probuja swoich sil w przeforsowaniu swojej woli, daja wyraz swojej frustracji. Ale nie ukrywam ze jest to meczace i denerwujace troche. Czlowiek zastanawia sie gdzie podzialo sie jego kochane, usluchane dziecko, ktore wykonywalo kazde polecenie i rzadko sie zloscilo i plakalo. Teraz mozna ja czasami wolac i wolac i nie ma zadnej reakcji lub odwrotna do oczekiwanej. Wszystko zrobilo sie trudniejsze, bo nagle Maycia ma wlasny pomysl na wszystko - w co sie ubrac, gdzie isc, czym sie bawic, jaka bajke obejrzec, co zjesc itd. Aktualnie Maya najchetniej chodzilaby do parku 5 razy dziennie, ma fiola na punkcie innych dzieci, kaze sie przebierac 4 razy dziennie i chodzi w moich butach na obcasach po domu, jadlaby tylko lody a popoludniowa drzemka nigdy nie miesci sie w jej planach. Oczywiscie nie spelniamy jej wszystkich zachcianek stad te jej frustracje. I ufff czasem jest ciezko, ale mam nadzieje ze to jej troche przejdzie z wiekiem:)