czwartek, 18 grudnia 2008

Święta, Święta

Swieta za pasem, pojutrze wyjezdzamy do Charlotte do rodziny Wiesia.
Marzylam sobie o swietach w Polsce...niestety zycie mi troche pokrzyzowalo plany. Wiec po raz 6sty bede spedzac Gwiazdke z dala od mojej rodziny:( Moze za rok...
Ciezko byc z dala od swoich bliskich w Boze Narodzenie. Zwlaszcza ze przezywa sie taka sytuacje po raz 6sty:( Na szczescie dla naszych dzieciakow mozemy swieta spedzic z rodzina Wiesia i Maya juz nie moze sie doczekac.
23 grudnia Maycia skonczy 3 lata - wyobrazacie sobie??? Dopiero co byla malenka kruszynka, ktora przywiezlismy do domu w Wigilie. To byl najpiekniejszy prezent gwiazdkowy jaki dostalam.
A Alex jutro skonczy 3 miesiace! I kazdy jego usmiech - a smieje sie jak tylko na niego spojrze:) - jest jak maly upominek, promyczek slonca.

Przed wyjazdem chcialam jeszcze zyczyc wszystkim zagladajacym tutaj wspanialych, spokojnych Swiat w cieplej, rodzinnej atmosferze, bogatego Gwiazdora oraz szczesliwego nowego roku!!!

niedziela, 14 grudnia 2008

Podzielność matki

Od wrzesnia jestem matka dwojki i musze przyznac ze przeskok z jednego dziecka na dwojke nie jest latwy. Na poczatku nie bylo tak zle, bo byla u nas mama, ktora pomagala jak tylko mogla. Teraz jest ciezej, ale dajemy sobie rade, Wiesiu bardzo pomaga, Maya potrafi troche sie soba zajac, a Alex jest aniolkiem.
Ilosc obowiazkow domowych wraz z opieka nad dziecmi wymaga ode mnie czasami nie lada wysilku ( kazda matka moze to samo powiedziec:)) Czasami trzeba sie niezle nagimnastykowac, i zaplanowac dokladnie caly dzien zeby jak najwiecej moc zrobic w domu - bez uszczerbku dla dzieci.
Ja zawsze bylam ( podobnie jak wiekszosc kobiet) osoba z duza podzielnoscia uwagi, mogaca robic kilka rzeczy naraz. Ostatnio ta zdolnosc zostala przeze mnie opanowana do perfekcji. Potrafie karmic jednoczesnie 3 osoby - Alexa piersia, siebie i Maycie -wpychajac jej jedzenie jedna wolna reka. Ta wolna reka przydaje sie tez rowniez do przebierania Mayci, ubierania jej bucikow, trzymania gazety z przepisami kulinarnymi, robienia listy zakupow, trzymania telefonu, i wielu innych rzeczy. Akcja karmienia piersia odbywala sie juz w dziwnych miejscach i sytuacjach - siedzac na klosecie(zamknietym!) podczas pilnowania Mayci w kapieli, czytajac Mayci bajeczki przed snem, rozmawiajac z Polska przez skype, jedzac obiad przy stole i pewnie bede to robic jeszcze w innych okolicznosciach. Jestem w stanie wyczarowac obiad w pol godziny z przerwami na zrobienie Mayci picia, wlaczenie jej nastepnej bajki, podciagniecie jej majtek po siusianiu, zabawienie Alexa, telefon do meza itd
Nie moge sobie pozwolic na robienie tylko jednej rzeczy, zbyt duzo do zalatwienia i do wykonania i zbyt malo czasu. Musze sie podzielic, nie mam innego wyjscia, musze sie podzielic wielokrotnie, a i tak codziennie klade sie - padam raczej do lozka rozzalona ze nie zrobilam miliona rzeczy, ktore mialam w planach. Plany ulegaja modyfikacji z minuty na minute, a raczej ulegaja urealnieniu. Zazwyczaj kilka razy na dzien musze wybierac co jest wazniejsze, co musze koniecznie zrobic, co moze poczekac, bo nie jestem w stanie zajac sie wszystkim. Dlatego rzadko ostatnio pisze posty na blogu, pranie czasami czeka na wyciagniecie z suszarki 3 dni, a na prasowanie ponad tydzien moze nawet dwa. Ale udalo mi sie wypisac kartki swiateczne, ubrac piekna choinke, dzisiaj skonczylismy z Wiesiem malowac lozeczko dla Alexa, i mamy juz wszystkie prezenty gwiazdkowe.
Koncze i ide pasc do lozka, jak codzien.

czwartek, 11 grudnia 2008

Z życia wzięte

Maya jest ostatnio bardzo przewrazliwiona na punkcie swojej osoby, szczegolnie na punkcie tego co sie o niej mowi. Oto jak koncza sie wszystkie konwersacje na jej temat:
- Maycia jest glodna?
- Nie!!! I Maya Kalinowski

- Maycia byla niegrzeczna?
- Nie!!! Maycia happy!

- Maycia jest brudna?
- Nie!!! Maycia ladna!

- Maycia jest lalunia babuni?
- Nie!!! I czynka! czytaj:dziewczynka

- Maycia ladnie sie ubrala?
- Maycia princess! itd
Na wiekszosc pytan nasza corka odpowiada "nie", wszystkich rozstawia po katach i wszystko musi byc robione tak jak ona sobie zyczy. Nie jest zbyt latwa we wspolzyciu.
Patrzac na nia i na jej zdjecia wydawac by sie moglo ze jest cudnym aniolkiem nie sprawiajacym zadnych problemow wychowawczych - pozory myla.
Najczesciej powtarzane przez nia prosby:
- Mama laczy baje
- mama zrobi piciu
- mama ublac skienke fiatki
- mama ublac skietki
- tata choc bawic
- mama lub tata ponoc - czytaj: pomoc
I nauczyla sie mowic "nie chce" brzmi to: nie ce i bardzo naduzywa tego sformulowania.
Do tego caly czas miksuje sobie dwa jezyki wiec trzeba byc poliglota zeby ja zrozumiec - od czasu do czasu wtraca nawet slowka hiszpanskie:)
Ostatnio jadac samochodem zawolala: Mama zobacz forest!
Jak jej sie cos nie udaje albo jest zdegustowana czyms wykrzykuje: OOO My Gosssshhh!
Aktulanie ksiezniczki sa na topie - tata kupil jej caly zestaw figurek ksiezniczek z bajek Disneya i Maya bawi sie nimi non-stop, nawet sypia z nimi( sypia tez czasami z lornetka, klockiem, kubkiem itd:)) i codziennie informuje ze dzisiaj jest np. Snieska a mama jest Mina (czytaj: Jasmine) a wczoraj na przyklad tata byl Ksieciu a Alex Alladyn:) Doslownie fiol totalny!
Jesli chodzi o Alexa - ku mojemu milemu zaskoczeniu, Maya jest bardzo czujna siostra.
Ostatnio splawila dwojke dzieci probujacych za bardzo zblizyc sie do brata. Pewna dziewczynke, ktora zagladala nachalnie do wozka Alexa, Maya poczestowala mrozacym krew w zylach wzrokiem i poinformowala groznym tonem: To jest my brother! (doslownie!) A wczoraj na zajeciach muzycznych prawie odepchnela chlopca, ktory za bardzo interesowal sie Alexem i nawet probowal go dotykac. Nie jestem zwolenniczka popychania, ale ciesze sie ze Maycia w ogole reaguje i chroni swojego malego braciszka przed nieostroznymi dzieciakami.
Olus natomiast smieje sie za kazdym razem jak mnie widzi, czasami nie moge nawet go nakarmic tak sie do mnie usmiecha, i mowi najczesciej: guuuu i hauuu :)

czwartek, 27 listopada 2008

Thanksgiving Day

Dzisiaj w Stanach swietuje sie Thanksgiving Day. My wlasciwie nie obchodzimy tego swieta zbyt hucznie, nie ma to dla nas zbyt wielkiego znaczenia. Ale to w koncu Swieto Dziekczynienia a my w tym roku mamy za co dziekowac. Wiec upieklam ogromna piers indycza, zrobilam zurawiny, i ten ich slynny stuffing do indyka, usiedlismy przy stole i podziekowalismy za to, ze nasza rodzinka sie powiekszyla - ze mimo problemow donosilam ciaze, ze Alex urodzil sie zdrowy, ze porod trwal tak krotko, ze moja mama mogla przyjechac nam pomoc i pobyc troche z nami, ze Alex dobrze sie rozwija, rosnie i jest najukochanszym dzieckiem jakie widzialam, ze Maya nie jest zazdrosna, ze Wiesiu jest wspanialym ojcem - zaangazowanym i cierpliwym a przy tym wyrozumialym i kochajacym mezem,itd jest tego troche:) Jestesmy szczesliwi z naszymi dzieciarami i cieszymy sie ze udalo nam sie stworzyc taka wspaniala rodzinke.
Ponoc "szczescie jest tam gdzie je czlowiek widzi" a ja widze je patrzac na moje dzieci i mojego meza. Zwlaszcza jak maly Olus smieje sie cala geba na moj widok a Maya popisuje sie przede mna swoimi talentami tanecznymi,i jak Wiesiu bawi sie z naszymi pociechami i widze milosc jaka im okazuje.
Ponizej pare fotek naszej powiekszonej rodzinki:)

środa, 15 października 2008

Wspomnienia z porodu

Widzieliscie zapewne - jesli czytacie nasz blog - zdjecia pstrykniete tuz po porodzie. Wielu moich znajomych stwierdzilo ze wygladalam na tych zdjeciach na zrelaksowana i w ogole ponoc nie widac na nich ze wlasnie urodzilam. Uwazam ze te opinie sa bardzo przesadzone, ale faktem jest ze na moim obliczu mogla malowac sie ogromna ulga i szczescie ze to juz po wszystkim. Bo w czasie pologu nie bylam bynajmniej ani troszke zrelaksowana. Oczywiscie pedzac do szpitala nie oczekiwalam relaksacji, mialam jednak nadzieje ze tym razem dostane epidural czyli znieczulenie na czas i tym razem ono rzeczywiscie zadziala. Nie mam niestety szczescia ani do anastezjologow ani do epiduralu:( Mimo ze bylam gotowa na epidural wraz z wejsciem do szpitala bo mialam 5cm rozwarcia anestezjolog raczyl sie pojawic gdy mialam juz 8 cm i z bolu nie potrafilam juz zapanowac nad wlasnym cialem a musialam usiac po turecku i trwac w bezruchu. Pozycje ta musialam zachowywac przez pol godziny bo nie mogla sie wkluc, a jak wreszcie to nastapilo okazalo sie ze mam pelne rozwarcie, glowka juz wychodzila a lek ktory mi wstrzyknieto i tak nie zadzialal.
Tak wiec mimo ze mialam w planach skorzystanie z wynalazkow nowoczesnej medycyny i zafundowac sobie nieco przyjemniejszy porod i tak skonczylo sie na bolesnym rodzeniu naturalnym:( Podobnie bylo poprzednio, tyle ze wowczas jednak ten epidural musial troszke zadzialac, bo pomimo ze bolalo baaardzo to byl pikus w porownaniu z tym co przezylam przy porodzie Alexa. Parlam tak mocno, zeby zakonczyc te katusze, ze po 3 razach Alex byl juz na swiecie. W ogole cala akcja od wkroczenia do szpitala do momentu narodzenia malego trwala 4 godzinki, tak wiec krotko acz intensywnie.
Alexandra odbierala ta sama pani doktor co Maycie i stwierdzila ze ja nie potrzebuje zadnego znieczulenia bo radze sobie swietnie bez. Tak samo mowil moj pielegniarz, bo mialam pana pielegniarza, bez ktorego wsparcia nie usiedzialabym pol godziny na lozku po turecku w najwiekszych bolach.
A najlepsze ze za ta cala watpliwa przyjemnosc dostalismy pare dni temu rachunek - bagatela niecale 17 tys $ - oczywiscie za ten epidural tez:)
Na szczescie te wszystkie bole wynarodzilo mi jedno spojrzenie na mojego synka:)
Nie bede tu sciemniac jak to wspaniale rodzilo mi sie naturalnie i jakie to niesamowite przezycie czuc jak wychodzace na swiat dziecko niemalze rozrywa cie na pol. Ale musze przyznac ze procz ogromnej ulgi i zmeczenia czulam sie rowniez bardzo ale to bardzo dumna z siebie - ze donosilam ta ciaze i znioslam bole porodowe bez zadnych lamentow i wrzaskow.
To tyle wspominek porodowych:)

poniedziałek, 6 października 2008

Mój syn Aleksander Mały



Moj syn Aleksander wyglada czasami jak malutki czarny krecik, ktory na slepo szuka jedzonka, a czasami marszczy sie jak piesek sharpei - zwlaszcza kiedy sie zlosci a to zdarza sie gdy jest glodny lub niezadowolony ze go budzimy lub przewijamy. Syty i przewiniety robi swoje smieszne minki - najczesciej uklada usteczka w ciup, usmiecha sie i nawet probuje cos powiedziec. Jest bardzo ciekawski, wszedzie sie rozglada, najbardziej interesuja go swiatelka. Wrzaski siostry w ogole go nie przerazaja ani nawet nie przeszkadzaja w drzemkach - chyba przyzwyczail sie do nich juz w maminym brzuszku. Nie ma tez jej za zle ciaglego obcalowywania i obciskiwania, znosi wszystkie okazywane mu przez Maycie czulosci bardzo dzielnie. Jest strasznym glodomorkiem, moj pokarm to tylko appetizer dla niego czyli zakaska przed prawdziwym jedzeniem. Dni uplywaja mu na spaniu, jedzeniu i kupkaniu.
Caly czas zastanawiamy sie jakiego koloru bedzie mial oczka, na razie sa buro niebieskie, ostatnio zauwazylam ze od srodka przebija sie braz... Karnacje i owlosienie odziedziczyl po tatusiu, ma czarne wloski na calym ciele, nawet na uszkach:)Usposobienie chyba tez bedzie mial tatusiowe, bo jest dosyc spokojnym dzieckiem. Uspokajaja go wibracje; woli wiec spedzac czas na wibrujacym siedzonku niz na hustawce.
Moj maly Alex nie lubi gdy jem warzywka i salate - bardzo zle sie potem czuje biedaczek. Jest bardzo silnym chlopcem - mimo mlodego wieku probuje juz podnosic glowke i dobrze mu to wychodzi, podczas karmienia piersia niezle sie musze z nim mocowac bo ma problem z przyssaniem sie i strasznie sie wierci i denerwuje wymachujac i odpychajac sie ode mnie raczkami:) Preferuje prawa piers i spiac odwraca glowke w prawa strone.
Jesli dalej bedzie tak jadal to niedlugo przestanie byc Aleksandrem Malym i wyrosnie z niego Aleksander Wielki:)

piątek, 19 września 2008

Narodziny naszego synka, Alexa, 19-ty Wrzesień, 2008

Z radością zawiadamiamy że dzisiaj w Piątek, 19-ego Września 2008, o 14:44 na świat przyszedł nasz synek, Alexander Andrew Kalinowski. Ważył 3 kg 40 gram (7 funtów 8 uncji) i mierzył 48,26 cm (19 cali). Poniżej są zdjęcia.

niedziela, 14 września 2008

Aktualności

Oto aktualnosci asiulkowe, mayciowe i wesulkowe!
Asiulek - nadal w ciazy, 4 cm rozwarcia, 75% skrocenia szyjki, czyli pelna gotowosc porodowa - brak akcji porodowej.
Maycia - nasilenie fochow, obrazanie sie, proby pyskowania, trzaskanie drzwiami - moze zaczyna sobie zadawac sprawe ze niedlugo przestanie byc jedynym pepkiem naszego swiata...Powazna obsesja na punkcie pierscionkow. Ma ochote odwiedzic ciocie Becie i wuja i Anisie - przypomina nam o tym n-razy w ciagu dnia.
Wesulek - rozpoznaje powazne uzaleznienie od Iphone i stres przedporodowy.
Stan domownikow - 4 od 4 wrzesnia - przyjechala babcia Genia z Polski, dlugo oczekiwana pomoc, ktora doprowadza nasz dom do stanu uzywalnosci po zabawach Mayci.
Liczba przezytych huraganow - 0, wszystkie jakims cudem nas ominely, chociaz szly niby na nas...
Uroczystosci rodzinne - 2, tego samego dnia obchodzilysmy ja - urodziny, mama - imieniny.
Wykorzystane juz sposoby przyspieszenia porodu - 3, proba wychodzenia porodu, i wywolania przez mrozony, skoncentrowany sok pomaranczowy i meksykanskie zarcie. Rezultaty - zero porodu.
Tyle uaktualnien z naszego zycia. Mam nadzieje ze nastepne beda obfitowac w jakies radosne wiesci o Alexie:)

wtorek, 26 sierpnia 2008

Narzekania cd

Zastanawialam sie czy wypada mi jeszcze troche ponarzekac. Wiem ze juz przynudzam, ludzie maja gorsze problemy - ja tylko jestem w ciazy:)Zazwyczaj nie uzalam sie tak nad soba, ale naprawde ostatnio dostaje po tylku. Mialam stresujacey tydzien, bo jak tu sie nie stresowac jak ciaza baaardzo daje sie we znaki, meza widuje dwa dni w tygodniu, corka mysli pewnie ze sie na nia wypielam bo nie mam sily na zabawy, i do tego zbliza sie burza tropikalna, moj uklad pokarmowy totalnie swiruje i popada z jednej skrajnosci w druga, zle sypiam itp itd. Jestem sfrustrowana ze nawet siedzenie mnie meczy, kiedys denerwowalam sie ze z Maycia pod nogami nie moge posprzatac dobrze chaty - hehehe wtedy to bylo czysto!

W niedziele opublikowalismy na naszej klasie moje najnowsze zdjecia - bo ciaza mi mija a ja nie mam zadnych zdjec w stanie blogoslawionym. I dostalam duzo milych komentarzy - co oczywiscie mnie bardzo ucieszylo. Bo ja na tych zdjeciach robie dobra mine tylko, kilka weekendow trwalo zebym sie zebrala w sobie, podniosla z sofy i stanela przed Wiesia aparatem:)
Maly rozrabia jakby juz bral udzial w jakis rozgrywkach sportowych - tylko nie wiem czy pilkarskich czy hokejowych...i zazwyczaj trenuje wieczorami - wczoraj nie moglam przez niego zasnac tak dawal czadu. Na szczescie juz za dwa tygodnie przyjezdza moja mama, moze wtedy przestane sie tak denerwowac zaniedbanym domem i znudzona Maycia, ktora przez moje zle samopoczucie spedza prawie cale dnie przed telewizorem.
To tyle gderania na dzis, bo nie moge juz tu wysiedziec.
Pa! Ciezarowka

wtorek, 12 sierpnia 2008

Bezsenność Dwulatki

Ratunku! bo chyba sie wykoncze z ta moja corka:( Maya od jakiegos czasu przezywa jakas nocna bezsennosc. Nie miewa juz drzemek od paru miesiecy w zwiazku z tym o 8mej wieczorem jest w lozku i zasypia bez problemow. Zazwyczaj brak drzemki oznaczal rowniez brak jakichkolwiek przebudzen w nocy. Te dobre czasy sa juz przeszloscia. Aktualnie Maycia czesto budzi sie w nocy i nie przestaje plakac albo wolac dopoki ktos do niej nie przyjdzie. I na tym sie nie konczy - potrafi tak zrobic nawet do 3 razy pod rzad - wiec koniec koncow od poczatku tej calej sesji do momentu rzeczywistego jej powrotu do spania uplywaja 3 godziny slownie trzy!!!! Proby rozmow i tlumaczen ze w nocy sie spi nie daja rezultatow. Kilkakrotnie probowalam ja zignorowac np. wczoraj w nocy, ale niestety nie przestala - ile godzin mozna sluchac placzu wlasnego dziecka...? nawet jesli nie jest ono juz malutkie i wiadomo ze nic mu nie jest...? Tak wiec dzisiejszej nocy Maycia zafundowala mi i sobie 3 bezsenne godzinki - od 2.30 do 5.30 z tym ze bedac obudzona ciezarna mam duze problemy z zasypianiem wiec o 6stej jeszcze nie spalam:(
Nie wiem juz co robic. Nie wiem dlaczego ona sie tak budzi i nie wiem jak zastopowac ten jej zwyczaj:( Maya od zawsze miala problemy ze spaniem - najpierw z zasypianiem potem dluuugo budzila sie w nocy. Mialam nadzieje ze zblizajac sie do swoich 3cich urodzin zacznie lepiej sypiac i przez jakis moment tak bylo, ale sie skonczylo. A za dwa miesiace przyjdzie na swiat drugie dziecko i wtedy bede musiala wstawac w nocy do dwojki dzieci - o ile w ogole przezyje te dwa miesiace, bo niewyspana, psychicznie i fizycznie wykonczona kobieta w 8mym miesiacu ciazy to nie jest zbyt dobra kombinacja:)
Tym bardziej ze nie mam w nikim pomocy na codzien, bo Wiesiu jest ostatnio w domu 2 dni w tygodniu:( Mam sie oszczedzac niby i wypoczywac a nie moge sie nawet wyspac w nocy, a potem caly dzien chodze jak zombi i nie mam juz w ogole na nic sily.
Mam nadzieje ze to jej przejdzie, lub chociaz bedzie zdarzac sie rzadziej, bo sie po prostu wykoncze.

wtorek, 29 lipca 2008

Aktualności ciążowe

Ponoc kazda ciaza jest inna, mozna doswiadczyc innych problemow zdrowotnych i zupelnie inaczej znosic kazdy nastepny stan odmienny - czasami lepiej a czasami duzo gorzej. Swieta prawda moi drodzy - przekonuje sie o tym na wlasnej skorze. W moim przypadku jest gorzej:( Tego sie mimo wszystko nie spodziewalam, bo jak sie ma takie doswiadczenia jak moja poprzednia ciaza z Maycia - kiedy czulam sie naprawde dosyc dobrze az do samego porodu to wydaje sie ze tym razem bedzie tak samo. A tu niespodzianka:(
Dwa tygodnie temu zaczelam zdawac sobie sprawe ze tym razem bedzie inaczej niestety -zaczelam dostawac skurcze, bolesne skurcze musze dodac i mimo ze wiem ze takie rzeczy sie zdarzaja to jednak przestraszylam sie ze mi zdarzyly sie juz tak wczesnie bo rozpoczelam wtedy 7my miesiac. Skurcze sie powtarzaly i te bolesne i bezbolesne, napiecie w podbrzuszu wieczorami mialam koszmarne, sensacje tego typu zdarzyly mi sie w poprzedniej ciazy tuz przed porodem ale musialam obejsc cale nasze osiedle zeby odczuc taki dyskomfort. Tlumaczylam sobie ze to ten moj brzusio jest tak nisko usadowiony tym razem, przestalam podnosic Maycie, ograniczylam wyjscia z nia itd. W zeszly piatek dostalam u pani doktor tzw. reality check - mam rozwarcie na 2 cm juz - i nie jest to dobra wiadomosc biorac pod uwage ze jestem w 30stym tygodniu ciazy i powtarzajace sie skurcze moga doprowadzic do powiekszenia tego rozwarcia i wszczecia akcji porodowej:((( Jesli skurcze sie powtorza - te bolesne, mam leciec do szpitala bez wzgledu na pore dnia i nocy. A w tym tygodniu podczas kontroli lekarz zdecyduje czy powinnam zostac umieszczona na obserwacji w szpitalu. Tam podlacza mnie do monitora i sprawdza czestoliwosc tych moich skurczy, jesli jest intensywna to podadza mi steroidy zeby przyspieszyc rozwoj pluc dziecka w razie jego wczesniejszego przyjscia na swiat. Takiego rozwoju wypadkow nie przewidzialam - jesli dojdzie do realizacji tego szpitalnego scenariusza bedziemy musieli sprowadzic kogos do opieki nad Maycia - bo nie mamy rodziny na miejscu ani nawet jakis bardzo bliskich przyjaciol. W domu tez nie ma mi kto pomoc bo Wiesiu w tygodniu rezyduje w St. Louis, wyjatkowo w tym tygodniu pracuje z domu. Tak wiec nie jest za wesolo:( Probuje sie oszczedzac, ale srednio to wychodzi jak sie ma pod opieka 2.5 latke.
Na razie czuje sie dobrze - odpukac, maly Alex rozpycha sie moim brzuchu jakby uprawial tam pare sportow na raz, moje wyniki sa dobre - nie mam cukrzycy, cisnienie krwi w porzadku, mocz tez wiec trzymajcie za nas kciuki zeby udalo nam sie przetrwac chociaz ten sierpien.

środa, 23 lipca 2008

Miksacje Mayci

Nasza Maycia rozwija sie jezykowo tyle ze jednoczesnie w dwoch jezykach, ktore miesza totalnie w roznych proporcjach w zaleznosci od sytuacji, humoru i nie wiem dokladnie czego - bo probuje wykumac jakas zaleznosc, na razie bez rezultatow.
Efekt jest taki, ze by zrozumiec nasza corke trzeba znac dwa jezyki, a i to nie gwarantuje sukcesu bo Maycia poza tym wciaz jeszcze operuje swoim wlasnym mayciowym dialektem
Oto pare przykladow: Mama, wloski fall na oczka - czyli wlosy jej spadaja na oczy:);
Where is kocyk? - gdzie jest kocyk albo Gdzie jest cow? - gdzie jest krowa; My hands brudne! Mama chodz dance; Mama dress zota - czyli ze chce ubrac zolta sukienke:);najnowsze zdania Mayci dotycza oczywiscie jej samej np: I mokra - jestem mokra, I princess - jestem ksiezniczka, wczoraj podczas burzy stwierdzila: rain fall Maya brudna, bo w zeszlym tygodniu pozwolilam jej pobiegac na deszczu :)
Przez ostatni weekend slyszalam wciaz to samo: Tata!!! jesciee znowu!!!bo jak tata przyjezdza Maycia nie odstepuje go na krok i w cokolwiek sie bawia Maya chce kontynuowac zabawe w nieskonczonosc:)
Poza tym udalo nam sie nauczyc Maycie magicznych slow - prosze, dziekuje, a nawet sorry i na zdrowie. Potrafi poprosic i ladnie podziekowac w obydwu jezykach a nawet w jezyku angielskim sama sobie odpowiedziec - nie ma za co czyli You're welcome:) Ostatnio powiedziala kasjerce w sklepie: na zdrowko! jak ta psiknela, jesli jekniesz w jej obecnosci z bolu, albo zobaczy ze gdzies sie uderzyles to od razu pyta: mama ok? mama bubu? jesli potwierdzisz to przybiegnie pocalowac bubu zebys poczul sie lepiej. A jezeli to ona sama jest sprawczynia tego twojego bubu to od razu przeprosi: siorry mama!
Tak wiec postep jest, chociaz jeszcze daleko jej do poziomu jaki reprezentuje na przyklad jej kuzyn w Polsce mowiacy calymi zdaniami.
Robimy tez postepy w rysowaniu(Maya probuje kolorowac i rysowac konkretne rzeczy a nie gryzmolic bez namyslu), spiewaniu, tanczeniu(prezentuje coraz to nowsze figury taneczne:)), coraz czesciej wola na nocnik - wczoraj udalo jej sie zrobic kupke na nocnik po raz pierwszy!!!!, potrafi sama juz sie nakarmic, pomoc przy sprzataniu zabawek, uczymy ja ubierac sie ale rozbieranie wychodzi jej o wiele lepiej. Potrafi zmienic plyte w dvd, ubrac i zdjac swoje ulubione buty crocks z Dora.
Dobrze idzie jej tez nauka kolorow, bo wczesniej kazdy kolor byl "zoty":) teraz ma problem tylko z fioletowym i czasami niebieskim, i ksztaltow. Potrafi liczyc w obydwu jezykach - chociaz tutaj tez miksuje wszystko jak moze:)Zawsze zaczyna od 234...a konczy obowiazkowo na 999 jesli odlicza po polsku:)
I wreszcie zaczela wychodzic ze swojego lozeczka - wczesniej chyba w ogole nie kumala ze moze to zrobic:)
Znam duzo dzieci w jej wieku i widze ze sa bardziej rozwiniete jezykowo, ale przestalam sie juz tym stresowac bo widze, ze Maycia z dnia na dzien robi duze postepy i uczy sie dwoch jezykow na raz.

niedziela, 6 lipca 2008

Rozstania i powroty

No wiec nie wiem dlaczego moje zycie pelne jest rozstan, zwiazkow na odleglosc i tesknoty w zwiazku z tym. Kiedys, kiedy jeszcze mialam na to czas i bardzo sie takimi sprawami pasjonowalam, zrobilam sobie moj osobisty horoskop urodzeniowy i wynikalo z niego ze duzo w moim zyciu bedzie pozegnan, powrotow, wyjazdow i rozstan. Sadzilam wtedy ze odnosi sie to do mojego owczesnego zwiazku na odleglosc, nie zdawalam sobie sprawy ze to dopiero poczatek:(
Zaczelo sie od wyemigrowania mojej najblizszej przyjaciolki do stanow, byla dla mnie jak siostra przez wiele wiele lat i bardzo to przezylam.
Rok pozniej zakochalam sie w chlopaku z innego miasta. Przezylam 5 lat weekendowego zwiazku na odleglosc, po jego rozpadzie myslalam sobie nigdy wiecej.
Pare miesiecy pozniej wyjechalam do stanow na wakacje... i zostalam. W polsce zostawilam cala swoja rodzine, wszystkich znajomych - tesknota przez pierwszy rok byla miejscami nie do zniesienia.
Poznalam Wiesia:) pomyslalam los sie do mnie usmiechnal, ale Wiesiu mieszkal i pracowal w Tampie a ja w Naples - znowu weekendowy zwiazek na odleglosc.
Po roku przeprowadzilam sie do Tampy, wzielismy slub - na ktorym z mojej rodziny byla tylko moja mama - i super ze chociaz jej sie udalo! Jest pieknie! Dopoki Wiesiu nie znajduje nowej pracy - wyjazdowej, akurat gdy dowiadujemy sie ze jestem w ciazy z Maycia. Cala ciaze Wiesiu krazy miedzy domem a Dallas w Texasie - tym razem mam weekendowe malzenstwo.
Po urodzeniu Mayci Wiesiu pracuje na lokalnym projekcie, jest fajnie mam meza w domu:) Nie na dlugo jak sie okazuje. Tej wiosny zaczal jezdzic do Columbus w Ohio. Znowy jestem slomiana wdowa w tygodniu i znowu w ciazy.
Mieszkam w stanach 6 lat juz, mama odwiedzila mnie 3-krotnie, w tym raz z tata. Ja odwiedzilam Polske raz. W tym roku udalo mi sie spotkac z bratem, ktory przyjechal do stanow sluzbowo. Z moja przyjaciolka spotykam sie co kilka tygodni, bo mieszka w Naples.
I tak wyglada moje zycie:) Wciaz za kims tesknie, albo na kogos czekam, albo sie z kims zegnam. Ponoc do wszystkiego mozna sie przyzwyczaic, ano mozna...ale lzej na sercu nie jest, tylko moze latwiej sie to znosi.

środa, 2 lipca 2008

Poród z mężem

Ale sie przed chwila zbulwersowalam!!! Az musze o tym napisac bo chyba pekne doslownie:) Przeczytalam wlasnie artykul w TS o tym czy mezczyzna powinien towarzyszyc kobiecie przy porodzie i wynika z tego moje panie ze nie powinien! I to z bardzo wielu powodow. A mianowicie dla faceta takie przezycie moze byc trudne do zniesienia - biedactwa ciezko przezywaja krzyk, bol, krew i napiecie w czasie porodu. To moze zle na niego wplynac, a tego zadna zona by nie chciala prawda??? Normalnie myslalam ze spadne z krzesla czytajac dalej, mezczyzni nie sa psychicznie przygotowani na taki stres, zdenerwuja sie za bardzo, ponoc czuja sie pod presja a widok partnerki w takiej sytuacji moze doprowadzic nawet do rozwodu, a czesto do impotencji i problemow lozkowych!!! No wiec najlepiej oszczedzic mu tych wszystkich stresow i samemu sobie urodzic, bo tak wlasciwie maz na porodowce moze nawet doprowadzic do zatrzymania skurczow porodowych i ogolnie rzecz biorac tylko przeszkadza.
A ja sie pytam co ma do jasnej ciezkiej cholery zrobic kobieta w ciazy jak sie stresuje porodem - kto za nia wykona czarna robote?????? Nie ma nawet prawa prosic przyszlego ojca zeby ja potrzymal za reke w tych najtrudniejszych w zyciu chwilach...? Nie rozumiem nawet dlaczego ona musi o to prosic, i dlaczego ta dyskusja ma w ogole miejsce? Bo kiedys facet nie bral udzialu w porodzie...taaa kiedys kobiety nie mialy prawa glosu, nie mogly pracowac a czarnoskorzy byli niewolnikami. Czasy sie zmieniaja!!! Jest rownouprawnienie ponoc...wszyscy glosza idee partnerstwa, dzielimy sie obowiazkami, razem zarabiamy na dom, sprzatamy go, wychowujemy dzieci itd ale rodz sobie sama ewentualnie zabierz mame, bo ja to zle zniose??? A przepraszam kobieta ma sama zniesc sobie ciaze, rozrastac sie do rozmiarow slonicy i tak sie czuc, znosic wszystkie ciazowe przypadlosci sama, i jeszcze sama wydac na swiat malego czlowieka otworem wielkosci cytryny - podczas gdy ponoc obwod glowki noworodka wg tego artykulu ma 32cm. Mezczyzne podobno paralizuje mysl czy potem sprawdzi sie seksulanie, a co ma do cholery sobie pomyslec kobieta????
W zyciu nie czytalam wiekszych idiotyzmow!!! Kto przy porodzie mysli o seksie? Kto w ogole zastanawia sie nad wlasna atrakcyjnoscia czy tez atrakcyjnoscia partnera? Kto kaze facetowi wpatrywac sie krocze kobiety podczas porodu?
Jesli byles na tyle mezczyzna zeby splodzic dziecko to badz nim na tyle zeby byc przy jego urodzeniu i wspierac psychicznie ciezarna - bo umowmy sie to ona ma w tym momencie zle i to ja boli. I jesli kochasz swoja partnerke i mieszkacie razem to widziales ja zapewne kilkakrotnie nieumalowana, rozczochrana, chora, zasmarkana, obolala i moze nawet trzymales jej glowe jak wymiotowala wiec prosze mi tutaj nie sciemniac ze podczas porodu sie do niej zniechecisz. Nie rozumiem jaki przyszly ojciec majac taka mozliwosc nie chce byc przy narodzinach swojego dziecka, swojego potomka. Jaki facet nie chce wspierac swojej zony lub dziewczyny? To jedyny obowiazek ktory powinien spelnic! Nikt mu nie kaze odbierac porodu, kontrolowac rozwarcia, nacinac krocza czy zakladac szwow pozniej. Bo to nie jest przyjemny spacer po parku...o sorry sa w zyciu rzeczy nieprzyjemne i bolesne i je tez trzeba przezyc i brac w nich udzial. Przysiega sie na dobre i na zle, ale porod moze byc przezyciem traumatycznym wiec sobie odpuscmy?
Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze obecnosc meza pomaga a nie pogarsza sytuacje, nie wyobrazam sobie w ogole rodzic sama... ja nawet tego nie bralam pod uwage. Nikt tu w stanach nie prowadzi takich dyskusji i nie ma takich problemow. Przyszli rodzice rodza razem i tyle. Przy porodzie moze byc nawet trzech czlonkow rodziny, przy narodzinach Mayci byl Wiesiu i obydwoje moi rodzice. Dla mojego ojca to byl pierwszy porod, na ktorym byl obecny, ale nie wyszedl i nie zostawil mnie tylko dzielnie wyciagal reke gdy nadchodzil skurcz i nie pisnal nawet jak sciskalam mu dlon. Wiesiu nie wpatrywal sie w moje krocze gdy parlam tylko przytrzymywal mi nogi. I wiem ze bardzo sie cieszyl mogac brac udzial w tym wiekopomnym wydarzeniu, podobnie jak wszyscy nasi znajomi ojcowie tutaj, ktorzy rodzili z zonami.
Jestem absolutnie zdegustowana tym artykulem i cytowane tam wypowiedzi cenionych lekarzy i profesorow jeszcze bardziej mnie rozwscieczyly. I mam nadzieje ze zaden facet nie przeczyta tego i nie poczuje sie zwolniony z obowiazku i usprawiedliwiony, a zadna kobieta nie nabierze sie na te idiotyczne argumenty.

sobota, 14 czerwca 2008

Dzień Ojca

Z okazji Dnia Ojca - ktory bedziemy obchodzic jutro, Maya prosila mnie zebym naklikala pare slow o jej tatusiu.
Chciala mu podziekowac, ze poswieca jej tyle czasu bawiac sie z nia do upadlego - doslownie:), ze zabiera ja na super wycieczki, ze robi jej przepiekne zdjecia, ze rysuje dla niej, spiewa, czyta bajeczki, pozwala znecac sie nad soba, zawsze ma cierpliwosc i baaardzo duzo czulosci dla niej.
Zyczy mu zeby starczylo mu sil na wiecej, zeby byl zawsze taki usmiechniety i pogodny, zeby pracowal blizej i czesciej byl w domu, i zeby w niedalekiej przyszlosci potrafil podzielic swoja uwage - bo przybedzie braciszek:)
I jeszcze kazala mi napisac, ze cieszy sie ze ma takiego fajnego tate, bo dzieki niemu jest taka wesola Maycia, ktora rozdaje buziaki i usciski na prawo i lewo.

Szczesciara z tej Mayci!
Ja ze swojej strony moge jedynie dodac, ze dobrze wybralam ojca moim dzieciom:)

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Lato na Florydzie

Na Florydzie bez zadnych watpliwosci zaczelo sie lato, niestety:( Sprobuje wam opisac jak ta pora roku wyglada tutaj i jak sie ja odczuwa, chociaz wiem z wlasnych doswiadczen ze nie da sie tego opowiedziec slowami, trzeba przezyc zeby zrozumiec.
Poczatek lata na Florydzie oznacza ze bardzo gorace i duszne dni nie opuszcza nas az do konca pazdziernika. Nie ma ochlodzen, nie ma wahan temperatur, nie ma roznicy czy slonce swieci czy tez nie, nie ma nawet roznicy czy jest dzien czy tez noc - o kazdej porze doby jest tak samo upalnie i wilgotno i tak jest przez 4-5 miesiecy. Jedyne co sie zmienia to stopien zawilgocenia powietrza,ktory wzrasta i pod koniec lata osiaga 99%. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawe jak to sie odczuwa...to tak jakby wychodzac na zewnatrz wchodzilo sie do parnej finskiej sauny i wystarczy byc minute, moze nawet dwie by twoje cale cialo pokrylo sie obfitym potem. Do tego wrecz trudno sie oddycha. Pamietam swoje pierwsze zetkniecie z florydzkim powietrzem gdy przekraczalam prog lotniska w Miami - przez sekunde zabraklo mi tchu doslownie. Ludzilam sie jeszcze wtedy ze to efekt zblizajacej sie burzy, nazajutrz bedzie lepiej. Ale prawie kazdego dnia popoludniu nadchodzila burza lub jakies opady i kazdego dnia bylo tak samo. Temperatury nie sa rekordowe wcale, zazwyczaj utrzymuja sie w okolicach trzydziestu paru stopni, to wlasnie ta wilgotnosc jest najbardziej meczaca a upal przez to trudniejszy do zniesienia.
Pada prawie codziennie, zazwyczaj popoludniu, intensywnie i zazwyczaj krotko. Deszcz nie przynosi zadnego ochlodzenia, po deszczu od razu jest tak samo goraco i jeszcze bardziej parno. Czesto sa burze, i to takie ze lepiej w ogole nie wychodzic z domu, bo duzo jest tu przypadkow smierci od pioruna. Sa tak straszne rozladowania a deszcz tak gwaltowny, ze lepiej przeczekac - parasol na niewiele sie zdaje przy takiej ulewie. No i jeszcze zdarzaja sie huragany - drobnostka:)
Jak to wszystko wplywa na nasze zycie? A no tak, ze latem nie chce sie w ogole wychodzic z domu. Jesli masz dziecko kombinujesz jakby tu zorganizowac mu czas zeby jednak wiekszosc dnia spedzalo w jakimkolwiek pomieszczeniu z klimatyzacja. Wyjscie do parku wiaze sie z totalnym spoceniem, wyczerpaniem i srednia zabawa bo zjezdzalnie sa tak rozpalone ze mozna sobie tylek oparzyc, a biegac sie nie chce w takim upale. Basen jest jakims rozwiazaniem w lecie ale nie mozna liczyc na ochlodzenie sie zimna woda, bo woda tez sie bardzo nagrzewa i czasami ma sie wrazenie ze wchodzi sie do cieplej zupy. Poza tym trzeba bardzo uwazac na dzialanie promieni slonecznych, ktore tutaj moga naprawde bardzo poparzyc. Nie mozna sie ruszac z domu bez sunscreen conajmniej 30 a dla dzieci najlepiej 50 i rozsmarowac bardzo dokladnie bo kazde zaniedbane miejsce to gwarancja poparzenia. Plaza, na ktora trzeba kawal jechac tez nie jest lepsza bo nie ma tutaj orzezwiajacego morskiego wiaterku jak to nad Baltykiem, czujesz sie jak na wielkiej patelni. Spacer to katorga, uprawianie jakiegos sportu w czasie dnia to po prostu czyste samobojstwo. Trzeba uwazac na to zeby sie nie odwodnic przy tak intensywnym poceniu sie. Na parkingach trwa przez cale lato walka o zacienione miejsca parkingowe bo niewiele ich, a zaparkowanie w sloncu nie umila drogi powrotnej, oj nie! W samochodzie jeszcze wieksza sauna niz na zewnatrz, kierownicy nie mozna dotknac tak parzy, nie wspomne nawet o metalowych czesciach pasow bezpieczenstwa. Nie dba sie za bardzo w okresie letnim o elegancje, ani o makijaz, szkoda zachodu.
Do tego dokucza wszelkie robactwo, poczawszy od mrowek ktore sa wszedzie i wszedzie wchodza - najbardziej niebezpieczne sa te czerwone bo bolesnie gryza zostajac ropiejace slady, poza tym komary oczywiscie i inne nie znane mi dotad stworzenia.
Tak wiec lato nie jest zbyt zabawne tutaj, nawet dla kogos takiego jak ja, kto nie znosi zimna. To lato bedzie dla mnie szczegolnie ciezkie bo brzuch rosnie, jestem coraz bardziej ociezala, upal coraz bardziej dokucza, a nie moge sobie pozwolic na siedzenie w domu przez caly czas - ze wzgledu na Maycie. Jedynym plusem jest to ze nie trzeba sie martwic jaka bedzie jutro pogoda - bo wiadomo ze bedzie taka sama i nie trzeba sprawdzac jaka aura za oknem rano zeby zdecydowac w co sie ubrac.
Naszym zbawieniem jest klimatyzacja - bez niej trudno bylo by tu egzystowac. Chociaz taka sytuacje tez juz przezylam na Keys gdzie mieszkalam 4 miesiace bez klimy, mialam 3 wiatraki przy swoim lozku zeby w ogole moc spac w nocy.
Jak slysze ze ktos w Polsce narzeka jak to strasznie goraco mu jest to wiem ze tak naprawde u mnie za progiem aktualnie jest duzo gorzej, ale ten ktos nie zdaje sobie sprawy ze mogloby byc jeszcze bardziej upalnie. Mam doswiadczenia z obydwu klimatow i wiem ze nawet najstraszniejszy polski upal nie da sie porownac z florydzkim latem.
Tyle ze my odczuwamy ulge wchodzac do naszych klimatyzowanych domow, a w Polsce znosi sie kazdy upalny dzien 24godziny na dobe.
Pewnie zastanawiacie sie co nas tu w takim razie trzyma skoro lato jest tak trudne do wytrzymania. Tak jak Polacy znosza jesienna slote, srogie zimy - czasami i niezbyt wiosenne wiosny w oczekiwaniu na lato, my pocimy sie latem w oczekiwaniu na piekna pogode przez cala reszte roku. Pozna jesien, zima i cudna wiosna wynagradza nam te letnie meczarnie.

niedziela, 1 czerwca 2008

Maya's passion for fashion

Nasza Maya w tym miesiacu skonczy 2 i pol roku. Mowi troche po polsku, troche po angielsku, troche po ...finsku a czasami nawet gada sobie w jezyku idisz. Tak wiec ogolnie rzecz biorac jest niezla poliglotka jak na swoj wiek. Jak przystalo na przyzwoita dwulatke Maya ma liczne talenta, ktore chetnie rozwija i prezentuje - juz o nich wczesniej pisalam. Ostatnimi czasy Maycia zaczela sie rowniez interesowac moda. Objawia sie to czestym (czytaj: do 5ciu razy dziennie!) przebieraniem w coraz to inne sukienki. Musza byc sukienki!!! Ewentualnie daje sie namowic tez czasami na spodniczke. Jakby tego bylo malo do swoich kreacji naklada moje buty na obcasie i obwiesza sie moja bizuteria - glownie bransoletkami, ale nie tylko. Zeby nie podbierala mi bizuterii, nie zniszczyla jej i nie pogubila znalazlam jej pare tandetnych blyskotek, ktorych juz nie nosze i wlozylam do najnizszej szufladki:)
Pamietam ze ja kiedys tez bawilam sie w takie przebieranki, ale bylam duzo starsza dziewczynka, w wielku szkolnym juz.
W dodatku podczas wizyty w Naples odwiedzilismy znajomych, ktorzy posiadaja dwie corki i w zwiazku z tym pelna szafe strojow dla ksiezniczek. Przebraly tam Maye w ksiezniczke i moja corka byla w siodmym niebie, zwlaszcza ze widzac jej zachwyt 4-letnia Cece ofiarowala jej owa cudna suknie wraz z butami. I teraz Maya calymi dniami paraduje w swoich ksiezniczkowych plastikowych bucikach na obcasiku.
Dzisiaj z okazji Dnia Dziecka kupilismy jej taki maly plastikowy zestaw - korone, naszyjnik, klipsy i pierscien no i oczywiscie nowa "skienke" mowiac po mayciowemu. Jakbyscie widzieli jej zachwyt po wlozeniu tego wszytkiego na siebie....doslownie stala przed lustrem i patrzyla oniemiala:) A potem ochoczo pozowala tacie do zdjec:)
Tak wiec kolejna pasja Mayci rozkwita, dziwi mnie tylko ze doszlo do tego tak szybko. Jednego jestem pewna nasza corka jest tzw. girly girl - bardzo dziewczeca. Nie lubi sie brudzic, wpada w przerazenie na widok robactwa i jaszczurek, uwielbia swoje lalki, przytula i caluje wszystkich naokolo i do tego ma slabosc do strojow i butow:) Jak na razie zadowala ja to, co znajduje w domu, w swoich szufladach, ewentualnie w maminej szafie i miejmy nadzieje ze te zasoby jej na jakis dluzszy czas wystarcza.

czwartek, 29 maja 2008

Rocznica Ślubu

Dzis 4-ta rocznica naszego slubu:) Szukalam wiec jakiejs fajnej madrej sentencji o malzenstwie na internecie ale niewiele pisarzy i filozofow wypowiadalo sie pozytywnie o malzenstwie:( Wiekszosc cytatow byla bardzo sarkastyczna i malowala bardzo negatywny obraz instytucji malzenstwa. Ogolnie rzecz biorac idac do oltarza skazujesz sie na dozywotnie galery, malzenstwo zabija romantyzm, niszczy uczucie, ktore was polaczylo a faceci zonaci maja po prostu totalnie przesrane. Kazda kobieta po slubie zamienia sie w potwora i wlasciwie zawarcie zwiazku malzenskiego oznacza poczatek konca waszej milosci. Hmmm nasz staz malzenski nie jest moze zbyt imponujacy i znam rzeczywiscie wiele malzonkow, ktorzy mecza sie w swoich zwiazkach ale mimo wszystko uwazam ze zycie malzenskie moze byc naprawde fajne. Nie jestem zadna ekspertka w tej dziedzinie, ale wydaje mi sie, ze duzo zalezy od tego kogo wybralo sie na swojego malzonka. Oczywistym jest dla mnie ze wybiera sie osobe, ktora sie kocha, problem w tym ze czlowiek czasami zakochuje sie w zupelnie nieodpowiednich osobach niestety. Milosc jest slepa niestety - wiem cos o tym:)Jesli wiec mimo wszystko decydujesz sie na malzenstwo z jakis niebieskim ptakiem, balaganiarzem, czlowiekiem nieodpowiedzialnym, alkoholikiem albo babiarzem itd. to niewiadomo jak wielka milosc was polaczyla beda klopoty. Niby milosc ci wszystko wybaczy...ale ile razy mozna wybaczac, w pewnym momencie wyrozumialosc i cierpliwosc ulega wyczerpaniu. Wiele kobiet wierzy ze uda im sie zmienic swojego partnera, nic bardziej mylnego - znam wprawdzie dwa takie przypadki kiedy kobieta i jej milosc zadzialaly cuda. Ale to sa wyjatki potwierdzajace jedynie regule, ten numer nie przechodzi niestety.
W malzenstwie wazna jest tez zdolnosc chodzenia na kompromisy, bez niej ani rusz. No i komunikacja lub czasami przemilczenie sprawy - nie wszystko trzeba roztrzasac.
Ja mialam to szczescie ze udalo mi sie znalezc Wiesia. To polowa naszego malzenskiego sukcesu:) Druga polowa to dobre checi, bo trzeba byc nastawionym pozytywnie do drugiego czlowieka, nie myslec tylko o swoich potrzebach, czasami spotkac sie wpol drogi, ustapic, nie wkurzac sie o glupstwa i rozmawiac ze soba o waznych sprawach. Latwo oczywiscie napisac trudniej wykonac. Wiem, wiem ale z odpowiednim partnerem jest to wykonalne i nie wymaga wcale wielkiego wysilku czy poswiecenia. Wiele kobiet oczekuje od swojego malzonka czytania w ich myslach - umiejetnosc dotad nieopanowana przez zadnego faceta, domyslania sie ich pragnien, organizacji romantycznych eskapad i kolacji, zaskakujacych prezentow itd itp.
Ja po 4 latach malzenstwa wiem juz ze wazniejsze sa zupelnie inne rzeczy, i doceniam w swoim malzonku to, co robi dla mnie na codzien. To sa czesto drobnostki, ale jak ciesza i umilaja mi zycie:) Wiele jego zachowan to po prostu znak dla mnie ze mysli o mnie, pamieta co lubie, pomaga mi wyprzedzajac moja prosbe o pomoc. To jest wlasnie nasz malzenski romantyzm, czesto bardzo prozaiczny, ale osladzajacy nasze zycie bardziej niz kolacja przy swiecach raz od wielkiego dzwonu. Najwazniejsze jednak dla kobiety, przynajmniej dla mnie, jest by moc polegac na swoim mezczyznie, miec w nim oparcie, wiedziec ze jest odpowiedzialny i poradzi sobie bez trzymania go za raczke. Dla mnie koszmarem bylo by zycie z facetem, ktorego musze pilnowac, nianczyc, pomagac na kazdym kroku. Znam wiele malzenstw, w ktorych kobieta nosi przyslowiowe spodnie - ona decyduje, organizuje, zalatwia, placi rachunki itd i jest oczywiscie z siebie bardzo dumna - ma ku temu powody, ale nikt mi nie wmowi ze tak jest jej dobrze i jest szczesliwa sama szarpiac sie ze wszystkimi problemami.
Ja ciesze sie strasznie ze zakochalam sie w mezczyznie twardo stapajacym po ziemi, na ktorym moge polegac, ktory jest wspanialym ojcem z niekonczaca sie cierpliwoscia.
No i dzisiaj swietujemy, niestety osobno, bo mezulek jeszcze w Ohio ale zawita do domu przed polnoca:) Jutro zrobimy sobie swietowania ciag dalszy. Ja jestem za obchodzeniem wszelkiego rodzaju milych okazji - zwlaszcza rocznic slubu gdy nie oznaczaja one kilku lat katorgi:):)

sobota, 17 maja 2008

Wpojone zasady

Ostatnio przylapalam sie parokrotnie na tym, ze nie potrafie zmienic pewnych swoich przyzwyczajen, nie moge sie przemoc zeby postapic wbrew wpojonym w dziecinstwie regulom. Czasami sa to zupelnie glupie i malo istotne zachowania, ktore odruchowo popelniam bo tak mnie nauczono i jakos inaczej nie potrafie. Ale czesto jest to wypelnianie powtarzanych mi kiedys nakazow, ktorych swego czasu mialam dosyc.
Mam na przyklad zwyczaj chodzenia w domu w bamboszach - laczkach domowych, zwlaszcza jak mam skarpetki, bo ojciec zawsze wymagal od nas zebysmy nosili "paputki" zeby nie wybrudzic skarpet, nie przeziebic sie, nie poslizgnac itd. I do dzisiaj rzadko chodze po domu boso, i do niedawna nawet nie lubilam patrzec na ludzi chodzacych po domu bez obuwia domowego, powstrzymywalam sie zeby nie zwrocic im uwagi! Nie potrafie zrobic sobie dokladki jesli wczesniej nie zjadlam tego co mialam na talerzu, bo tak nas uczono - najpierw zjedz to co masz, potem sobie doloz. Zle toleruje marnowanie jedzenia, nie ma zadnego podjadania przed obiadem u mnie w domu -zwlaszcza slodyczy i zwlaszcza przez dzieci. Nie je sie na stojaco, nie uznaje tez jedzenia z restauracji typu McDonald. Nie przeklinam, bo brzydkie slowa po prostu nie chca mi przejsc przez gardlo, i bardzo zle sie czuje w towarzystwie ludzi, ktorzy przeklinaja. Wlasciwie nikt z mojego najblizszego otoczenia nie przeklina, gdyby to robil najprawdopobniej nie nalezalby do tego otoczenia. Dosc dlugo nie moglam przyzwyczaic sie do zniesienia przez kosciol postu w piatek i kontunuowalam ta tradycje dlugo po jej zniesieniu. Nawet teraz czasami lapie sie na tym ze planuje bezmiesne obiady w piatki. Nie potrafie bez uprzedniej spowiedzi przyjac komuni swietej w przeciwienstwie do wiekszosci amerykanow - oni ida do komuni za kazdym razem, doslownie caly kosciol jak jeden maz idzie do oltarza.
Biore prysznic wieczorem a nie rano tak jak amerykanie, bo w domu wpajano zeby isc czystym do lozka. Nie potrafie wejsc sobie do sklepu i kupic drogiego, markowego ciucha. Zawsze szukam czegos taniego, przecenionego i zastanawiam sie ciezko czy naprawde to potrzebuje - efekt wychowywania sie w domu gdzie sie nie przelewalo. Kupowanie firmowych ciuchow - jesli inne wygladaja tak samo ale sa duzo tansze wydaje mi sie glupie. Juz kilka razy zmusilam Wiesia do oddania prezentu, ktory od niego otrzymalam ze wzgledu wlasnie na jego wysoka cene.
Przywiazuje tez duza wage do kultury zachowania, czasami chyba zbyt duza:) Zawsze wysylam kartki z zyczeniami na kazde swieta i inne uroczystosci - nie ma ze reka boli od wypisywania albo sie nie chce - wlasnie to jest dziwne ze mi sie zawsze chce:) I nie uznaje podpisania sie pod wydrukowanymi zyczeniami, u nas w domu sie pisalo odrecznie kazde zyczenia. Przykladam tez duza wage do ubioru - zeby byl czysty przede wszystkim, estetyczny, niewymiety itd. Nigdy nie wyszlabym z domu w pizamie, albo w walkach na wlosach - tutaj mozna cos takiego zaobserwowac niestety. Nie toleruje latawcow na swiezo odprasowanej koszuli, nigdy nie wypuscilabym tak meza z domu. Nie uzywamy w domu papierowych talerzy ani plastikowych kubkow chocby nie wiem jak bardzo bylo to wygodne. Amerykanie sa ogolnie leniwi i jak tylko moga ulatwiaja sobie zycie w kazdy mozliwy sposob, i ponoc jesli wpadles miedzy wrony musisz krakac jak i one ale coz ja nie potrafie sie wyzbyc zasad wpojonych w mlodosci. Czasami jest to glupie i niepotrzebne a czasami bardzo wazne bo wlasnie dzieki tym nakazom i zakazom z dziecinstwa jestem taka jak jestem. Czesto mnie to troche smieszy jak lapie sie na tym wypelnianiu rodzicielskich przykazan i stosowaniu sie do tego, czego mnie kiedys uczono - przeciez moglabym robic tak jak chce, inaczej, latwiej, prosciej, ale jakos nie potrafie:)

piątek, 9 maja 2008

Zdjęcie USG naszego synka

Dzisiaj mozemy sie juz pochwalic, ze spodziewamy sie malego chlopczyka, braciszka dla naszej Mayci:) Chlopak jest w dobrej kondycji, rusza sie baaardzo duzo, serduszko bije mu glosno i szybko - tak jak powinno i wazy 15 uncji! Wszystko wyglada dobrze, wiec trzymajcie kciuki by tak pozostalo!

poniedziałek, 5 maja 2008

Moja pękata torebka

Jak juz wspominalam kiedys mam fiola na punkcie torebek. Ostatnio jednak moja torebka odgrywa jeszcze powazniejsza role w moim zyciu. Jest moim kolem ratunkowym, na ktore zawsze moge liczyc. Moje wymagania co do tej rzeczy codziennego uzytku nieco sie zmienily - musi byc przede wszystkim duza, pojemna i latwa w noszeniu - po to by zdolala pomiescic niezwykla ilosc zupelnie "niezbednych przedmiotow", ktore w niej targam.
Ostatnio na naszym wyjezdzie do Chicago - moj brat Lukasz z wielkim zdumieniem obserwowal jak w przeciagu calego dnia kilkadziesiat razy siegalam do mojej torebki w poszukiwaniu rzeczy najbardziej potrzebnej w danej sytuacji. Pod wieczor z niedowierzaniem juz patrzal jak po raz setny wyciagam cos nowego z tego mojego magicznego worka niespodzianek.
Wyznaje zasade: przezorny zawsze ubezpieczony, mam przy sobie wiele rzeczy w razie czegos:) ktore zazwyczaj sie przydaja. Dostalam dobra szkole bedac niania - wiem jaka cene placi sie za braki w zaopatrzeniu dzieciecym podczas jakiegokolwiek wyjscia.
Co mozna znalezc w mojej torebce - oczywiscie rzeczy bez ktorych sie nie ruszam z domu: portfel, klucze do samochodu (jesli prowadze), telefon komorkowy, okulary przeciwsloneczne i picie dla Mayci. Zazwyczaj mam tez ze soba: zapasowa pieluche(ilosc zalezy od rodzaju wyjscia), mokre chusteczki czyli wipes, przekaske dla Mayci - zazwyczaj pare rodzajow krakersow i ciasteczek, butelke wody (gdybym byla spragniona a Mayci skonczylo sie picie w kubeczku) i pare miniaturowych zabawek - figurki zwierzatek, jakas malenka maskotke.
Jesli wyjscie ma miejsce latem - koniecznie okulary przeciwsloneczne dla Mayci i sunscreen.
Jesli idziemy do zoo lub akwarium dodatkowo taszcze jeszcze pieluche do plywania, stroj kapielowy, maly reczniczek zeby Maycia mogla popluskac sie w fontannach.
Jesli wyjscie ma trwac pare godzin zabieram jeszcze cos na przebranie dla niej - w razie gdyby sie czyms wybrudzila, polala lub usiadla w kaluzy - juz sie zdarzalo!
Na niektore wycieczki zabieram rowniez aparat fotograficzny, ksiazeczke czekowa (wyjatkowo), liste zakupow bo nie ufam ostatnio swojej pamieci, kupony na pieluchy lub inne rzeczy jesli nazbieralam. Jesli wybieramy sie do restauracji przezornie biore kilka kredek - chociaz amerykanskie restauracji zazwyczaj dostarczaja dziecku kredki i pare stron kolorowanki.
Dla siebie zabieram czasami plasterki - w razie gdyby buty zaczely mnie obcierac, pare cukierkow halls, blyszczyk do ust - zwlaszcza ostatnio bo strasznie pierzchna mi usta, oraz tabletki od bolu glowy (2 rodzaje: na zwykly bol glowy i na zatokowy bol glowy) a od kiedy jestem w ciazy mam tez ze soba tabletki na zgage i wzdecia.
Latem jesli wybieramy sie do jakiegos klimatyzowanego pomieszczenia upycham tez do torebki lekki sweterek dla mnie i Mayci, bo florydianie przesadzaja bardzo z ochladzaniem swoich obiektow, na zewnatrz upal a wewnatrz klimat niemal zimowy, jak dla mnie przynajmniej.
Czasami Wiesiu wrzuca mi do torebki swoj tel komorkowy, ktory wazy co najmniej 3 razy tyle co moj, ale stanowczo protestuje jesli probuje tam rowniez wlozyc swoj aparat fotograficzny bo to cacko wazy prawie tone!
Tak wlasnie jest wypchana na codzien moja torebka, moje ramie czasami zle to znosi, ale coz wole to obolale uczucie niz zmaganie sie z brakami zaopatrzeniowymi.

piątek, 2 maja 2008

Histerie dwulatki

Maya skonczyla 2 lata i 4 miesiace i jak przystalo na przyzwoita dwulatke miewa humory, czesto sie frustruje - zwlaszcza jak czegos jej zabraniamy ale najgorsze z tego wszystkiego sa jej zalamania nerwowe, ktore przezywa niemalze codziennie. Objawiaja sie atakami zlosci i strasznego placzu a wlasciwie wycia, bo czasami jej wrzaski trudno nazwac zwyklym placzem. Moze byc to spowodowane zmeczeniem, co niestety zdarza sie jej czesto to jak ognia unika ostatnio swoich drzemek skutkiem czego od godziny 5tej wszystko ja denerwuje, wkurza sie jak na cos jej nie pozwalamy albo zwracamy jej uwage ze nie ma czegos robic, ale czasami nie potrzebuje nawet powodu zeby wejsc w faze histerii. Staramy sie byc konsekwentni, ignorujemy jej wybuchy wscieklosci lub oferujemy cos w zamian, jesli to nie dziala skazujemy ja na minute odosobnienia w jej lozeczku - z ktorego o dziwo jeszcze nie potrafi wyjsc.
Wiem ze jest to normalne posrod dwulatkow - probuja swoich sil w przeforsowaniu swojej woli, daja wyraz swojej frustracji. Ale nie ukrywam ze jest to meczace i denerwujace troche. Czlowiek zastanawia sie gdzie podzialo sie jego kochane, usluchane dziecko, ktore wykonywalo kazde polecenie i rzadko sie zloscilo i plakalo. Teraz mozna ja czasami wolac i wolac i nie ma zadnej reakcji lub odwrotna do oczekiwanej. Wszystko zrobilo sie trudniejsze, bo nagle Maycia ma wlasny pomysl na wszystko - w co sie ubrac, gdzie isc, czym sie bawic, jaka bajke obejrzec, co zjesc itd. Aktualnie Maya najchetniej chodzilaby do parku 5 razy dziennie, ma fiola na punkcie innych dzieci, kaze sie przebierac 4 razy dziennie i chodzi w moich butach na obcasach po domu, jadlaby tylko lody a popoludniowa drzemka nigdy nie miesci sie w jej planach. Oczywiscie nie spelniamy jej wszystkich zachcianek stad te jej frustracje. I ufff czasem jest ciezko, ale mam nadzieje ze to jej troche przejdzie z wiekiem:)

wtorek, 22 kwietnia 2008

Twój Styl?

Hej! Wiecie ze ostatni post byl setny? Juz 100 razy zasiadlam do komputera z zamiarem napisania jakiejs notki blogowej. Juz a moze dopiero...Niektorzy sa niesamowicie plodni na swych blogach - co dzien zdaja sprawozdanie co robili, gdzie byli, co pomysleli itd. No coz ja nie mam az tyle czasu ani chyba checi zeby tak gledzic wszystkim o tym co porabiam codzien (nie jest to zbyt interesujace), ale czasami udaje mi sie cos naklikac:)
Dzis o gazecie kolorowej - Twoim Stylu. To jedyne czasopismo, ktore prenumeruje tutaj w stanach. Wychodzi mnie to chyba 3 razy drozej niz gdybym kupila je w kiosku w Polsce ale do kiosku daleko...To jedyne pisemko, ktore nie wystarczy przekartkowac ogladajac kolorowe fotografie, zeby uznac za przeczytane. Mozna sobie cos niecos wyczytac z niego. Zawiera ciekawe reportaze, z wywiadow mozna sie czasami czegos nowego o czlowieku dowiedziec, lubie tez eseje stalych autorow, artykuly o zdrowiu sa interesujace i dosyc wyczerpujace. Zazwyczaj mam duzo przyjemnosci z lektury - to moj pomost z Polska procz dwoch kanalow polskiej tv. Napisalam "zazwyczaj" bo sa niestety momenty kiedy to czasopismo strasznie mnie frustruje i doluje nawet. Nie wiem czy macie tez takie wrazenie czasami (jesli czytacie Twoj Styl) ze lansowany jest tam wzor jakiejs nadkobiety? Ja zdaje sobie sprawe ze chcac zainspirowac mlode czytelniczki podsuwa im sie portrety super kobiet, ktore robia lub zrobily juz niesamowita kariere, pracuja na pieciu etatach, do tego maja rodzine, kilkoro dzieci, cudnego meza, sa spelnione, zadowolone, i niebywale wprost szczesliwe. Chwala im za to, ze promuja kobiete nowoczesna, pracujaca, wyksztalcona itd. Ale...czy nie przesadzaja? Mam na mysli tutaj sposob w jaki redaktorzy przedstawiaja je i opisuja ich zycie. Wszystko jest super, te panie nie maja wlasciwie zadnych problemow z pogodzeniem wszystkich zajec i projektow, w ktore sie angazuja. Wszelkie trudnosci, ktore je dotknely w przeszlosci sa kwitowane jednym zdanie, jakby trwaly momencik. Podczas gdy przecietna kobieta ma zazwyczaj duze trudnosci czy pogodzic prace zawodowa z wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu.
Najbardziej chyba zdolowal mnie artykul o Anecie Kreglickiej. Nie dosc, ze swego czasu zostala Miss Swiata, teraz majac pod czterdzieche wyglada na dwudzieche, ma swoja firme, robi doktorat!!!, pracuje nadal jako modelka obwieszona tonami diamentow, i do tego jest matka i zona. Nie wiem czy czegos nie pominelam, bo nie moge znalezc tego numeru, ale wiem ze jak to przeczytalam to pomyslalam sobie: Asiulku a ty co w zyciu osiagnelas: nic prawie:((w porownaniu do pani Kreglickiej!) I nie ogarnela mnie zazdrosc ze udalo jej sie tak w zyciu, ja wkurzylam sie czytajac ze jej zycie jest tak cudownie uporzadkowane, zaplanowane, nic i nikt nie cierpi na jej niekonczacych sie zobowiazaniach, wszystko mozna pieknie pogodzic i wszyscy sa zadowoleni lacznie z bohaterka reportazu. Podobnie jest w innych wywiadach - wyrzeczenia? trudnosci? alez to pestka. Ile za to maja satysfakcji z tak szybkiego tempa zycia, i osiagnietego sukcesu. I to mnie strasznie denerwuje, bo wiem ze tak nie jest, jest ciezko zwlaszcza kobiecie, ktora ma dom, meza, dziecko - zawsze ktos lub cos na tym ucierpi. I nie jest wcale tak fajnie na codzien, koszt jaki sie placi za zrobienie kariery jest na pewno duzo wiekszy, to musi sie odbic na dziecku i mezu, nie wspominajac juz o wlasnym zdrowiu. Ja studiowalam, pracowalam, bylam niania, teraz jestem matka, zona i wiem ile kazde z tych zajec wymaga poswiecenia. Ale mimo wszystko jak czytam taki artykulik to sie frustruje, choc wiem ze jest baaardzo oslodzony. Ja nie postawilam na kariere, nigdy nie mialam zamiaru jej robic, chcialam miec szczesliwa rodzine i udalo mi sie ja stworzyc. Nie pracuje w tej chwili ale nie zamierzam spedzic w domu calego zycia i juz teraz zastanawiam sie jak pogodze prace z domem i wychowaniem dzieci - nie bedzie latwo. A co by bylo gdybym zaczela jeszcze jednoczesnie robic doktorat i pracowac jako modelka a takze udzielac sie towarzysko - kiedy mialabym na to wszystko czas??? Ja nie wiem ile godzin ma doba bohaterek Twojego Stylu, moze zyja w innej galaktyce, a moze po prostu sciemniaja opowiadajac jakie to maja wspaniale zycie. Stawiam na to drugie!
A po tamtym artykule musialam zrobic sobie liste moich wlasnych osiagniec, z ktorych jestem dumna i stwierdzilam ze nie jest wcala taka krotka:)
Tak wiec ogolnie rzecz biorac polecam Twoj Styl, ale czytajcie moje drogie panie niektore wywiady z przymruzeniem oka, bo sie zdziebko zdolujecie:)

piątek, 18 kwietnia 2008

Podróż do Chicago

Oto pare fotek z naszej wycieczki do Chicago. Wybralismy sie tam zeby spotkac z moim bratem Lukaszem, ktory przyjechal do Stanow tylko na pare dni sluzbowo. W drodze powrotnej zahaczylismy o Columbus w Ohio i Charlotte w Pn Karolinie. Spedzilismy pare dni w samochodzie, przejechalismy 3000 mil tj. 4600 km i przez ponad tydzien zylismy na walizach:) Ale czego sie nie robi zeby zobaczyc brata, zwlaszcza, ze minelo juz poltora roku od naszego ostatniego spotkania. Dziekuje z calego serca temu, kto wynalazl przenosny odtwarzacz dvd - gdyby nie ten wynalazek to zamiast 18 godzin do Chicago jechalibysmy tam pewnie 27 godzin. Chicago slynace z mroznej i wietrznej pogody i tym razem nie zawiodlo niestety, mimo to udalo nam sie zwiedzic troche miasta. Maycia byla zachwycona wujem, zwlaszcza ze wuja Lukasz mial zawsze i nadal ma niesamowite podejscie do dzieci:)
Szkoda, ze tak krotko to trwalo...ale lepsze to niz nic:)

piątek, 4 kwietnia 2008

Facet w ciąży...?

Hej chcialam wam opowiedziec o najnowszym skandalu jaki rozpetal sie ostatnio w Stanach:) A mianowicie w prasie i w telewizji ukazaly sie zdjecia mezczyzny w ciazy!!! I nie jest to zaden fotomontaz ani sztuczka fotograficzna! Facet na zdjeciu ma na imie Thomas, 30sci pare lat i jest w 6stym miesiacu ciazy. Ale wbrew przypuszczeniom kazdego, kto dojrzal w gazetach i w wiadomosciach telewizyjnych bulwersujace naglowki zdjec, nie jest jakims wybrykiem natury i istnieje logiczne wytlumaczenie istniejacej sytuacji. A mianowicie facet przedtem byl facetka - jak mowi o kobietach moj maz:) i mial na imie Tracy. Tracy byla urodziwa dziewczyna pochodzenia hawajskiego, ktora brala nawet udzial w konkursach pieknosci, ale bedac w collegu stwierdzila ze tak naprawde czuje sie mezczyzna i chcialaby sie w niego przeistoczyc - co zrobila stajac sie Thomasem. Przeszla kuracje zmiany plci - brala testosteron, usunela biust ale... zachowala kobiece narzady rozrodcze - w razie gdyby zachciala miec dziecko kiedys. Thomas ozenil sie 5 lat temu z kobieta - ktora tak nawiasem mowiac wyglada jak jego matka:) i ma dwie dorosle corki z poprzedniego malzenstwa. Żona nie mogla go juz obdarowac dzieciatkiem poniewaz usunieto jej macice, wiec zdecydowali sie uzyc Thomasa i jego zachowanych narzadow kobiecych. A wiem to wszystko z Oprah Show, ktore wyzej wspomiana para odwiedzila i zostala gruntownie przepytana przez prowadzaca.
Moj maz byl w wielkim szoku, podobnie jak widownia tego programu i jak mniemam reszta spoleczenstwa. Moje odczucia to przede wszystkim ciekawosc i zdziwienie, ze zdecydowali sie upublicznic swoje zycie i ta kontrowersyjna decyzje jaka podjeli.
Nie wiem czy to byl madry ruch, ale twierdzili ze chcieli sami opowiedziec swoja historie. Nie wiem tez w jakis sposob mozna czuc sie mezczyzna ale jednoczesnie chciec miec dziecko i zostawic sobie narzady rozrodcze kobiety...Thomas twierdzi, ze to jest po prostu pragnienie czlowieka (niekoniecznie kobiety)Hmmm niewiele wiem o byciu transseksualista, nie mam takich doswiadczen wiec daleka jestem od osadzania. Ale wiem ze wielu ludzi czuje sie osobiscie zdegustowanych ich decyzja i uwazaja, ze przekroczyli kazda mozliwa granice. I na pewno dadza im to odczuc, zreszta juz odczuli bo nie mogli nawet znalezc ginekologa dla Thomasa - dopiero 9ty z kolei zgodzil sie prowadzic ciaze pana T.
Ja jakos nie czuje sie tak bardzo zbulwersowana, oczywiscie uwazam, ze to dosyc niecodzienna sytuacja, ale uwazam, ze nie mam prawa zabraniac nikomu czegos co go uszczesliwia - jesli nikomu nie robi to krzywdy. Kazdy ma prawo do szczescia, kazdy wybiera inna droge, ktora ma go tam zaprowadzic, kazdy potrzebuje czegos lub kogos innego do szczescia. Nie przeszkadzaja mi homoseksualisci, transseksualisci, malzenstwa wyzej wymienionych, ani nawet facet, ktory kiedys byl kobieta ale zapragnal zmienic plec i mimo to urodzic swojej zonie dziecko, ktorego bardzo pragneli - dlaczego to mialo by mi przeszkadzac... Nie jest to moze normalne, nie jest zgodne z normami, ktore sa powszechnie przyjete przez spoleczenstwo, jest inne, dziwne, nie do pojecia dla niektorych, ale ja wychodze z zalozenia ze to sprawa kazdego czlowieka jak zyje, ja nie bede nikomu dyktowac warunkow. Nie wiem skad w ludziach czesto tyle agresji i zlosci przeciw innemu... Ja osobiscie nie mialabym nic przeciwko zeby moj maz byl w ciazy zamiast mnie tym razem, ale coz... nie gustuje w transseksualistach wiec nie ma takiej mozliwosci.
Mam tylko nadzieje ze ich dziecko nie bedzie napietnowane przez cale dziecinstwo a moze nawet cale zycie przez sposob jaki przyjdzie na swiat...a bedzie to dziewczynka:) Czy czulibyscie sie gorzej, inaczej gdybyscie sie dowiedzieli ze urodzil was tatus a nie mamusia?

piątek, 28 marca 2008

Życie na walizach

Witam w przerwie pomiedzy wyjazdami. Ostatnio prowadzimy niemalze zycie koczownicze, wpadamy do domu na tydzien - przepierka, przepakowanie i w droge. Zaczelo sie od wyprawy do Naples, gdzie spedzilismy pare dni pomagajac Beci ogarnac troche chaos po porodowy, potem Miami zeby zlozyc podanie o nowy paszport - co okazalo sie bardziej skomplikowane niz sadzilam. Pare dni na skompletowanie cieplejszej odziezy i juz bylismy w drodze do Charlotte na Swieta Wielkanocne a stamtad na dwa dni w gory Polnocnej Karoliny i z powrotem do domciu. Aktualnie trwaja przygotowania do kolejnej wyprawy, ktorej celem jest Chicago a wlasciwie moj brat odwiedzajacy sluzbowo to miasto.
Jestem zdziebko zmeczona tymi podrozami, zwlaszcza pakowaniem i wielogodzinnym siedzeniem w samochodzie. Zazwyczaj bardzo dobrze znosze wszelkie przemieszczanie sie i ekscytuje sie kazda wyprawa, ale w moim obecnym stanie wszystko jest dla mnie dwa razy bardziej meczace. W samochodzie zasypiam kilka razy czesciej niz Maycia. Gory w marcu jakos mnie nie zachwycily - chyba dlatego ze nie moglam przestac myslec o tym jak bardzo jest mi zimno. Niektorzy maja swietna tolerancje na zimno, ja jej nie posiadam w ogole, tym bardziej jesli nie jestem odziezowo przygotowana.
Ale Maycia po raz pierwszy w zyciu zobaczyla snieg, zarowno padajacy jak i lezacy, a zimno wydawalo sie jej nie przeszkadzac - moze wdala sie w tatusia:)
A propos naszej Smerfetki - jej slownictwo wydaje sie powiekszac z godziny na godzine:) Ostatnio na tate wola "Wiesiek!!!" albo slodko "Sulku" czytaj Wesulku. Zaczela laczyc slowa, i domagac sie konkretnej bajki, ktora nazywa po swojemu - musimy za kazdym razem zgadywac o ktora jej chodzi, co nie jest latwe:) Powtarza wszystko co uslyszy, doslownie wszystko:)
Juz nie moge sie doczekac jak zareaguje na widok swojego ojca chrzestnego. Ostatnio jak wujek spytal jej sie pod czas polaczenia czy bedzie mogl ja zjesc jak przyjedzie powiedziala "yes" a po chwili przybiegla z ciasteczkiem dla niego:)Zawsze chetna do nakarmienia kazdego:)

Święta, święta, i po świętach...

niedziela, 16 marca 2008

Zdjęcia z weekendu w Miami

Korzystajac z koniecznosci zlozenia aplikacji o paszport w Polskim Konsulacie w Miami, zostalismy w South Beach i odwiedzilismy Miami Metro Zoo

poniedziałek, 10 marca 2008

Veronisia czyli Amisia wg Mayci :)

3 marca na swiat przyszla malutka Veronisia - pierworodna mojej najlepszej przyjaciolki Beaty:) Oczywiscie od razu pojechalismy do Naples zobaczyc malenstwo i pomoc swiezo upieczonej mamie. Ponizej pare zdjec z naszego pobytu.
Maycia nazywala dzieciatko - baby albo Amisia:) I ekscytowala sie bardzo kazda mozliwoscia zblizenia sie do dzidziusia. Chciala jej dotykac i ruszac jej raczkami, musielismy wiec bardzo uwazac. Co najdziwniejsze nie byla wcale zazdrosna ze bralam Veronisie na rece, ale niech by tylko Wiesiu zblizyl sie do dzieciatka...od razu zostawal odepniety przez Maye jakby chciala miec baby na wylacznosc i tata nie mial prawa zblizyc sie do dzieciatka:)
Ciekawe jak to bedzie kiedy urodzi sie nasze drugie malenstwo...???

czwartek, 28 lutego 2008

Nasza artystka

Mowa oczywiscie o naszej wszechstronnie uzdolnionej corce, ktora ostatnio raczy nas non-stop probkami swych licznych talentow. Zaczelo sie od tanczenia - najpierw rytmicznego podrygiwania, ktore przeszlo w podskakiwanie, a teraz Maycia wymysla takie taneczne figury i piruety ze jestesmy z Wiesiem w szoku! Wystarczy jej jakakolwiek muzyczka, chociaz ma swoje ulubione utwory do tanczenia np. Cztery zielone slonie:) Sa dni, ze Maycia wielokrotnie domaga sie puszczenia muzyczki by moc zaprezentowac swoje umiejetnosci, zazwyczaj sa to dni kiedy ubrana jest w sukienke lub spodniczke:) Ale taniec nie jest jedynym zamilowaniem naszej corki. Ostatnio odkryla tez spiewanie! Obecnie spiewa czesto i gesto, zarowno swoje wlasne kompozycje jak i wtoruje kazdej piosence, ktora uslyszy - bez znaczenia jest znajomosc slow, bo potrafi spiewac rozpoznajac tylko ostatnie slowka kazdego wersu. Najdlusze recitale Maycia daje w samochodzie bo puszczam jej cd z piosenkami dla dzieci i przez cala droge - gdziekolwiek jedziemy Maycia spiewa razem z dziecmi.
Maycia probuje swoich sil rowniez jako malarka i rysowniczka. Sa to jedne z jej ulubionych zajec ostatnio. Jak pierwszy raz pokazalam jej farby i pedzle malowala przez godzine non-stop. Lubi tez robic "pisiu pisiu" kazdym urzadzeniem piszacym. I zawsze slychac, ze Maycia zajela sie wlasnie rysowaniem, bo mayciowemu rysowaniu zawsze towarzyszy dosyc glosne mruczenie - chyba w celu wiekszego skupienia sie...
Procz rozwijania powyzszych talentow Maycia rozwija sie rowniez werbalnie i powtarza ostatnio wszystko co uslyszy. Mozna juz z nia przeprowadzic cos na ksztalt rozmowy:)

piątek, 22 lutego 2008

Nabzdyczanie się brzucha

Caly czas zmagam sie z roznymi ciazowymi objawami:( Ostatnio moim najwiekszym problemem sa kosmiczne wzdecia mojego brzucha. Rano czuje sie dobrze, brzuch mimo ze daleki od swej plaskiej swietnosci nie wyglada wcale ciazowo - tylko jak to moj maz swierdzil - troche po amerykansku. Wraz z uplywem dnia moje samopoczucie pogarsza sie niestety a rozmiar brzucha powieksza. Ale dopiero spozycie obiadu przyczynia sie do katastrofy. Tak jakbym gdzies pomiedzy lykaniem obiadku walnela sobie spora dawke jakiego hormonu wzrostu brzucha! Od momentu skonsumowania posilku moj brzuch zaczyna sie nabzdyczac w tempie zatrwazajacym. Baba drozdzowa potrzebuje godziny zeby podwoic swoje rozmiary - moj brzuch potrzebuje 10 do 15 minut zeby z 9cio- tygodniowego uwypuklenia zmienic sie w 6cio-miesiecznego brzuchola. I nie mam problemu z jego wielkoscia - spodnie zawsze mozna rozpiac:) bardziej meczy mnie to uczucie rozsadzania od srodka. Doslownie mam wrazenie ze cisnienie we wnetrzu doprowadzi do eksplozji. Podobne wzdecia mialam rowniez bedac z Maycia w ciazy ale nie przypominam sobie zeby kiedykolwiek moj brzuch przyjmowal az tak wielkie rozmiary. Podobno w drugiej ciazy brzuch szybciej rosnie bo w srodku wszystko juz jest rozciagniete. No coz na pewno gazy, ktore powstaja w moim wnetrzu perfidnie wykorzystuja moja rozciagliwosc!
Poza tym I'm sick and tired of being sick and tired!!!
Odliczam tygodnie i dni i nie moge sie juz doczekac powrotu mojej energii i dobrego samopoczucia. Stanowczo nie czuje sie aktualnie soba i denerwuje mnie strasznie ze nie mam ochoty ani sily na robienie niczego - to zupelnie nie w moim stylu. Wedlug moich obliczen jeszcze 3 tygodnie i powinnam sie poczuc troche lepiej.
Kobiety maja jednak miejscami bardzo przesrane!
Pozdrawiam wszystkie ciezarowki!

wtorek, 12 lutego 2008

Walentynki

Zblizaja sie Walentynki, ale nie bede sie tu rozpisywac o tym jak bardzo kocham mojego meza, bo po pierwsze on dobrze o tym wie i jest jedyna osoba, ktora powinna to wiedziec:) Poza tym podobno "malo kocha ten, kto potrafi wyrazic slowami, jak bardzo kocha." - tak powiedzial Dante Alighieri i chyba mial racje bo trudno wyrazic swoje uczucia jesli kocha sie naprawde mocno i prawdziwie.

Chcialam jedynie dedykowac mojemu mezulkowi piosenke, ktora niedawno mi sie bardzo spodobala. I mam wrazenie ze opowiada wlasnie o nas:)


If you were falling, then I would catch you.
You need a light, I'd find a match.

Cuz I love the way you say good morning.
And you take me the way I am.

If you are chilly, here take my sweater.
Your head is aching, I'll make it better.

Cuz I love the way you call me baby.
And you take me the way I am.

I'd buy you Rogaine when you start losing all your hair.
Sew on patches to all you tear.

Cuz I love you more than I could ever promise.
And you take me the way I am.
You take me the way I am.
You take me the way I am.

I to jest wlasnie najwazniejsze, zeby kochac kogos dla niego samego, nie probowac zmieniac, nie krytykowac, brac go takiego jakim jest. I tak kocha mnie moj maz:) Ja sie staram, czasami mi to wychodzi a czasami nie, ale probuje byc lepsza, cierpliwsza, bardziej wyrozumiala, mniej egoistyczna, madrzejsza. I mysle sobie, ze milosc, ktora motywuje cie by byc lepszym to dobra milosc.
Mam taki moj ulubiony cytat, nawet nie wiem czyj, ale lubie go uzywac w odniesieniu do mnie i Wiesia:

"Kocham cie nie tylko za to, jaki jestes. Ale i za to jaka ja jestem kiedy jestem z toba"

Zycze wszystkim takiej wlasnie milosci - dobrej, wyrozumialej i cierpliwej, ktora zmnienia nas na lepsze i wyzwala w nas same najpiekniejsze cechy.

piątek, 8 lutego 2008

Mój ulubiony bratanek

Dzisiaj o moim bratanku Dawidku, ktory urodzil sie tylko 3 dni wczesniej od Mayci. Widzimy sie z nim praktycznie codziennie, bo bedac pod opieka babci, a mojej mamy, znajduje sie w zasiegu kamery komputerowej moich rodzicow. Zaluje bardzo ze nie mamy bezposredniego kontaktu, ale lepszy taki niz zaden.
Dawidek w przeciwienstwie do naszej Mayci zaczal mowic bardzo wczesnie i aktualnie sklada juz cale zdania. Jest bardzo rezolutnym malym chlopczykiem. I zdaje sie ze odziedziczyl talent komika po swoim ojcu - ktory nigdy nie jest powazny.
Oto pare smiesznych historii z zycia mojego bratanka, ktore udalo mi sie zebrac i zapisac:)

Polaczenie z Polska przez komputer. Siedzimy z Maycia przed ekranem monitora, Dawidek ,z babcia po drugiej stronie, pyta sie Mayci jakie odglosy robia rozne zwierzaczki: jak robi krowa? jak robi sowa? jak robi kura? itd Maycia odpowiada na kazde pytanie symulacja zwierzecego glosu. Trwa to jakis czas. W koncu Dawidek probuje zagiac Maycie i pyta?
- A jak robi jez? :)
***
Dawidek siedzi w autobusie z babcia w drodze do Pradziadkow. Na kolejnym przystanku ludzie wysiadaja i wsiadaja. Dawidek obserwuje cala sytuacje i podekscytowany mowi:
Ale ludziki!
***
Ciag dalszy wycieczki autobusowej, tym razem Dawidek siedzi na przystanku z babcia w oczekiwaniu na autobus. Podchodzi starszy pan i pyta sie Dawidka: A jak ty chlopczyku masz na imie?
A Dawid na to: Miglanc :)
(dla nie znajacych poznanskiej gwary informuje ze "miglanc" to lagodniejszy
odpowiednik lobuza:)
***
Polaczenie z Polska przez komputer. Babcia siedzi z Dawidkiem na kolanach narzekajac troche na smrod zalatujacy z dawidkowej pieluchy. Obydwoje podziwiaja rysujaca Maye, ktora tworzac swoje arcydziela podspiewuje sobie. Babcia chwali: Jak Maycia pieknie rysuje?!
Dawidek nagle tez czuje potrzebe pochwalenia sie czyms i mowi: A Dawid ma kupe!
***
Babcia podjezdza z Dawidkiem do kasy w supermarkecie. Dawid spoglada na kasjerke i mowi: Witam Pania!
***
Dawidek w kosciele slyszy wiernych spiewajacych "Alleluja!" po chwili glosno wtoruje: Ale jaja!!!
***
- Dawidku ile masz lat?
- 7 8 9
***
- Dawidku ile ty masz latek?
- Trzecia osiem
***
Dawidek zawsze na pytanie babci: Co ty jestes babuni? Odpowiada: Nunius, albo wnuczek. Maya na to samo pytanie odpowiada: lala. Dawidek kilkakrotnie slyszy jak babcia mowi do Mayci podczas laczenia przez komputer: moja laleczka. Jakis czas pozniej, babcia pyta sie Dawidka: Co ty jestes babuni? A Dawidek bez zajakniecia odpowiada: laleczka:)

Ciag dalszy pewnie nastapi bo Dawidek codziennie puszcza takie teksty ze usmiac sie mozna:)

czwartek, 31 stycznia 2008

Zdechlactwo pospolite

Dopadlo mnie koszmarne pospolite zdechlactwo, ktore wywolane zostalo przez nudnosci sflaczajace zupelnie wszystkie moje czlonki i mozg. Czasami zdarza sie zdechlactwo pospolite, ktore przywlecze sie niewiadomo skad i siedzi na plecach nie pozwala sie ruszyc. Tym razem siedzi mi na brzuchu i wiem dobrze skad sie przyczlapalo - mam jakies 756% pewnosci:) I tylko tak ufffam - ufff i wzdycham ciezko i nie mam na dobra sprawe nawet sily i ochoty zeby pisac to co w tej chwili pisze. I wkurzam sie tez bo nie jest ze mna wcale tak zle, nie wymiotuje, mdlosci nie sa az tak tragiczne ale to sfefranie calkowicie mnie opanowalo. Cale szczescie ze Maycia zasnela, pierwszy raz od kilku dni ma drzemke a ja mam troche czasu na oddawanie sie swojemu sflaczeniu. Przegladalam wlasnie blogi na internecie - robie to tylko jak jestem zdechla normalnie nie mam na to czasu - tyle rzeczy do zrobienia w domu, ale dzis sobie pozwolilam i jestem zazdrosna teraz. Zdajecie sobie sprawe ile ludzie maja czasu??? Nie dosyc ze pisza swoje blogi - niemalze codziennie maja jakas notke to jeszcze na zakladkach stercza im dziesiatki czyis blogow, ktore oni niby czytaja jak nie pisza swojego. Wow! Ja ledwo znajduje czas zeby cos skrobnac na swoim, gdyby nie Wiesiu nie bylo by w ogole tego naszego blogu - on go zalozyl, umieszcza zdjecia, wszystkie zmiany i udoskonalenia to jego zasluga. Ale inni dysponuja taka iloscia wolnego ze napisza, przeczytaja sobie o problemach i zyciu innych blogowiczow, umieszczaja jakies filmiki itd I na poczatku zszokowana pomyslalam ale maja dobrze, zazdroszcze. A potem zastanowilam sie czy rzeczywiscie mam czego...nie zamienilabym mojej Mayci na troche wiecej czasu dla siebie, nie jest mi wlasciwie zal ze gotuje codziennie obiad dla Wiesia. Nie mam klopotow z szefowa w pracy, nie mam problemow milosnych. Pamietam okresy w moim zyciu kiedy mialam czas i wiecie co to nie byly szczesliwe dla mnie momenty. Zazwyczaj czegos mi wtedy brakowalo - milosci albo przyjaciol dlatego mialam tyle czasu do dyspozycji:) Moze wiec brak wolnego to dobry znak...Znak ze w twoim zyciu dzieje sie cos waznego, cos co pochlania kazda minute. Nie wiem sama, faktem jest ze czasami dzien jest za krotki dla mnie, i frustruje sie bardzo bo mimo mych staran dom nie wyglada tak jakbym chciala zeby wygladal i mam wyrzuty sumienia ze nie bawie sie z Maycia tyle ile by chciala a raczej ile ona by chciala i zawsze jestem z czyms w tyle. A teraz bede miala jeszcze wieksze tyly z powodu tego zdechlactwa ciazowego.
Ale nic musze ruszyc tylek i posprzatac chociaz kuchnie. Ufff ufff. Przypomnial mi sie kawal. Bajka o ufo. Kto mi ufo niech idzie za mna:)
Aha czytalam tez o tym ze czyjas dieta ucierpiala dzisiaj przez te paczki i tlusty czwartek - nie narzekajcie! Ja ostatnio jadlam paczka we wrzesniu 2006 wiec nie grzeszcie tylko sie cieszcie:) Co ja bym dala zeby sobie jesc choc jednego polskiego paczka...mniam

wtorek, 29 stycznia 2008

Ciążowe przypadłości

Ufff zaczelo sie. Mdlosci oczywiscie i ogolne zdechlactwo z tym zwiazane:( Czesciej jestem glodna a jak jestem glodna to nudnosci sa jeszcze wieksze. Ale jak na razie - odpukac puk puk! - i tak sa mniejsze i mniej meczace niz w poprzedniej ciazy. Z Maycia czulam sie przez pierwsze 3 miesiace jakbym miala zaraz zwymiotowac. No i zmeczona bylam bardzo bo pracowalam wtedy.
Nie mam jeszcze zadnych wielkich zachcianek chociaz zrobilam juz raz na obiad kaszanke:) I podobnie jak w pierwszej ciazy mam wieksza ochote na mieso i wedliny niz na slodycze i ryby. Mam rybowstret:) Ale wlasciwie chodze po kuchni i sama nie wiem co bym zjadla.
Jak znacie jakis dobry sposob na ciazowe mdlosci to nie badzcie samolubne podzielcie sie ta informacja z potrzebujaca:)

środa, 23 stycznia 2008

Wspomnienia z dzieciństwa

Jak wiele zalezy od naszego dziecinstwa. Jak bardzo te pare lat determinuje nasze zycie i nasza osobowosc. Jak duzo jest nieszczesliwych ludzi, ktorzy nie potrafia ulozyc sobie zycia, bo zostali skrzywdzeni w przeszlosci. I co najwazniejsze jak dziwne figle plata nam nasza pamiec zachowujac dla nas tylko dobre albo tylko zle albo zupelnie dziwne wydarzenia z dziecinstwa. Niektorzy bardzo niewiele pamietaja - tak ja moj maz:) Najbardziej utkwil mu w pamieci wyjazd do Stanow z mama w wieku 4 lat - chyba dlatego ze zrobil na nim duze wrazenie. Poza tym nie ma zbyt wiele wspomnien. Zbieranie slimakow w ogrodzie, swojego psa, chec zakradniecia sie do pokoju starszej siostry. Ja pamietam bardzo duzo i czesto wracam do tych moich dzieciecych wspomnien. Pamietam jak mama stawiala mnie na naszej ogrodowej dlugiej lawce i pytala czy babcia dzis nas odwiedzi - bo ponoc potrafilam to przewidziec:) To chyba moje najwczesniejsze wspomnienie. Przez pierwsze lata mojego zycia mieszkalismy w malenskiej murowanej altanie na ogrodzie rodziny mojego ojca, w jednym pokoju z tycia lazienka i jeszcze mniejsza kuchnia - ktorej nawet nie mozna nazwac pomieszczeniem tylko mala wneka w scianie. Bez cieplej wody, z piecem kaflowym ale za to z mozliwoscia biegania po wielkim ogrodzie. Z tym miejscem zwiazane sa moje pierwsze dzieciece wspomnienia - na przyklad jak to chcialam zabawic braci i wymyslilam ze przestana plakac jak zobacza mnie hustajaca sie na lampie. Nie moge sobie przypomniec samego hustania, zanim lampa sie urwala, tylko wysilek jak wkladalam w przesuwanie stolu pod nia:) Pamietam jak zima w nocy po sniegu poszlam szukac rodzicow do sasiadow gdzie imprezowali:), jak uciekalam przed zastrzykiem chowajac sie za szklarnie, pamietam jak zrobilam dziure w kojcu blizniakow bo nie moglam w inny sposob wejsc do nich. Pamietam jak mama robila maslo w sloiku trzesac nim dlugo, i pamietam jak kiedys po deszczu ziemia tak ladnie pachniala ze zaczelam jesc piasek z naszej piaskownicy:) Wiem ze rodzicom bylo ciezko, 5cioro w jednym pokoju, zwlaszcza ze w ogole wtedy byly ciezkie czasy i mama codziennie stala w kolejkach po mleko modlac sie zeby je dostac. My, dzieci mielismy tam sporo frajdy. W ogole musze przyznac ze majac w domu braci nigdy sie nie nudzilam, zawsze mialam kogos do zabawy. Gralismy w przerozne gry, czesto wymyslone:) Najlepsza byla zabawa w tygrysa - Marcin chyba byl tygrysem, a my zwiewalismy z Lukaszem, raz skonczyla sie skasowaniem stolu w naszym pokoju:) Ogladalismy bajki na slajdach na przyslonietej przescieradlem szafie, uwielbialam je. Jak nie mialam co robic to gralam w bracmi w noge, w palanta. Oni ze mna grali w korale itd. Byly tez klotnie i bijatyki oczywiscie, ale mimo wszystko nasze dziecinstwo wspominam milo. Nie mielismy duzo zabawek, ja tylko jedna lalke, zadnej barbi, zero lego, ale jakos strasznie nie ubolewalismy nad tym. Wszystkim musialam sie dzielic z bracmi, nawet pokojem:), mama kupowala wszystko potrojnie, nikt nie byl wyrozniany. Raz jeczalam ze nie mam siostry i Marcin w przyplywie wspolczucia przebral sie za dziewczynke i oswiadczyl ze w takim razie on bedzie moja siostra:) Lukasz oddal mi swoj komunijny rower bo moj juz wygladal jak wrak tak byl wyekspoloatowny przez cala nasza trojke.
Ciesze sie ze nie bylam jedynaczka, pewnie bylabym teraz zupelnie inna osoba. Ciesze sie tez ze Maycia nie bedzie naszym jedynym dzieckiem, bedzie miala towarzystwo do zabawy:) Mam nadzieje ze bedzie zawsze wspominala swoje dziecinstwo z usmiechem na twarzy. I nie bedzie miala tak szalonych pomyslow jak jej matka:)

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Nowinki Świeżynki

Mam baaardzo swiezutenkie nowinki:) A mianowicie nasza Maycia doczeka sie niedlugo rodzenstwa!!! Jestesmy w ciazy!!!
I nie bede w tej swojej ciazy osamotniona, bo okazalo sie ze Aneta - kolezanka z Naples jest rowniez dokladnie tak samo jak ja w stanie odmiennym:)
Nagle procz corki Beaty na swiat przyjda w tym samym roku takze nasze dzieci - niezly baby boom nam sie zrobil:)
Zapowiada sie meczace lato i ciekawy wrzesien w tym roku:)
Oto zdjecia z Baby Shower, ktory wraz z Aneta i Vicki zorganizowalysmy dla Beaty. Impreza obfitowala w niespodzianki - zaczelo sie od jednej ciezarnej a pod koniec party byly juz trzy panie w stanie blogoslawionym:))))

wtorek, 8 stycznia 2008

Rozmówki polsko-angielsko-mayciowe

Wlasnie skonczylam robic liste slow, ktore Maycia opanowala dotychczas - na prosbe pani doktor bo zalilam jej sie ostatnio ze Maya jest troche w tyle za swoimi rowiesnikami jesli chodzi o mowienie. I wlasciwie juz przestalam sie martwic bo Maya ostatnio zaczela szybko uczyc sie nowych slowek, ale zrobilam ta liste tak na wszelki wypadek i dla siebie glownie. Tak wiec lista opiewa na razie na 55 slow - pisze na razie bo kazdego dnia nasza smerfetka uczy sie czegos nowego. I ku mojej radosci mimo wszystko wiekszosc tego slownictwa nauczylismy jej sami w jezyku polskim - to jest 35 slow z tych 55:) Co prawda wiekszosc to nazwy czlonkow rodziny i imiona, ale to my jej te wyrazy powtarzalismy az zaczela sama to robic. Reszta to angielski, ktory moje dziecko lyka w takim tempie ze az mnie to przeraza. Nie sadzilam, ze jest taka sprytna i slowa, ktore sa trudniejsze w jezyku polskim lub sprawiaja akurat jej jakas trudnosc zastapi sobie angielskimi odpowiednikami. Bo moja corka jeszcze nigdy nie wypowiedziala slowa "pilka" chociaz dobrze zna jego znaczenie, od kilku miesiecy juz uzywa slowka "ball" jak i rowniez: book, sheep, bird, ostatnio cow, cookies itd
W ogole myslalam ze dziecko majace do czynienia z dwoma jezykami jest troche zdezorientowane na poczatku ale potem uczy sie tego jezyka ktorym operuja jej rodzice, nic bardziej mylnego - mam coraz wyrazniejsze wrazenie ze nasza corka uczy sie obydwu jezykow naraz. Zauwazam juz ze coraz wiecej rozumie z angielskiego.
Kuzyn Mayci w Polsce bedac w tym samym wieku uklada juz zdania, Maya jest nieco w tyle ale zaczyna go gonic:) Widac a raczej slychac po niej - bo sie nie zamyka ostatnio:) ze bardzo ale to bardzo chce juz mowic i probuje sie z nami dogadac w kazdy mozliwy sposob. Jesli nie zna odpowiedniego slowa uzywa na przyklad imitacji odglosu wydawanego przez zwierzaka, ktorego chce - pies to hau, kot to miau :) Nie sa obce jej skroty, o nie:) Nasza spryciulka nie bedzie sie wysilac jesli wiadomo ze ciu to piciu a mo to nic innego jak elmo. Kaka to kaczka oczywiscie, asc to jesc, a dle to chce - tak tak Maycia ma swoj wlasny pomysl na artykuowanie pewnych slow. Jest tez jeden wyraz ktory ma wiele znaczen i za kazdym razem musimy sie sami domyslac o ktore z nich jej chodzi:) A mianowicie "puta" to moze byc pupa, albo powiadomienie o puszczeniu baka, lub zrobieniu kupy albo jeszcze o checi przewiniecia sie ze wzgledu na pelna pieluche. Puta moze byc wypowiedziana z wielkim rozzaleniem wtedy wiadomo ze siku przecieklo - ostatnio kazdego ranka prawie ma to miejsce i Maycia jest bardzo zdegustowana tym zajsciem.
Niektore slowa mowi tak nie wyraznie, ze wlasciwie tylko my wiemy co chce przekazac. Najbardziej frustrujace i dla nas i dla niej sa momenty gdy nie mozemy jej za chiny zrozumiec bo uzywa swojego wlasnego jezyka i patrzy na nas tymi wielkimi oczyma z takim rozzaleniem jakby chciala dodac: no przeciez gadam po ludzku chyba? I rzeczywiscie uzywa jakis konkretnych slow, ktorych nie jestem w stanie nawet powtorzyc i nie mam pojecia co to za dialekt a dziecko czeka ze zniecierpliwieniem bo powiedzialo mi przeciez co chce jasno i wyraznie:)
Najszybciej opanowywuje imiona postaci ze swoich bajek - Dora, Tasha, Maks, Pablo, Diego i Elmo, Bert, Zoe itd:)W ogole telewizja nauczyla ja najwiecej angielskiego, dlatego ostatnio staram sie jej puszczac tylko polskie bajki. Ale co mam zrobic jak prosi o swojego ukochanego Elmo? Powiedziec nie dzis bedziesz ogladala tylko Misia Uszatka bo on mowi po polsku...Nie moge jej odseparowac od jezyka urzedowego kraju w ktorym sie urodzila:)
Z niecierpliwoscia czekam na moment kiedy bede mogla naprawde sobie z nia pogadac, bo bedzie chyba bardzo rezolutna dziewczynka. I bedzie dwujezyczna i na pewno bedzie lubila spiewac bo ostatnio uwielbia to robic i wciaz wyspiewuje nam swoje orginalne bardzo arie, najbardziej popularna to muny, muny, munyyyy, muny itd :)

czwartek, 3 stycznia 2008

Nasza-Klasa.pl

Na pewno slyszeliscie juz o wyzej wspomnianej stronce, moze nawet bierzecie juz udzial w tej calej zabawie? My tez:) Od niedawna, bo wczesniej olewalismy temat. Prawda jest taka ze dopoki nie wejdziesz nie kumasz o co caly ten halas. Ale jak sie zalogujesz i zaczniesz odnajdywac ludzi ze swojej przeszlosci to nie mozesz sie oderwac. Dla nas - i pewnie wielu innych emigrantow, ktorzy nie maja w ogole zadnej szansy by spotkac kiedykolwiek na ulicy, w sklepie - gdziekolwiek:) swoich dawnych znajomych ze szkolnej lawy czy podworka to cos niesamowitego, jak powrot do przeszlosci. Jakby ktos podarowal nam czarodziejska rozdzke, ktora odnajduje nam przyjaciol:) Wspaniale jest zobaczyc znajome twarze, odzyskac kontakt z ludzmi z naszej zamierzchlej przeszlosci, zobaczyc jak sie zmienili, co porabiaja, podziwiac ich pociechy:)
My mamy z tej strony wiele radosci i traktujemy ja jako rozrywke:) i wspaniala pomoc w odszukiwaniu przyjaciol i znajomych a nawet czesto rodziny, z ktora utracilismy kontakt.
Ale zauwazylam ze wielu uzytkownikom wydaje sie ze startuja w jakims konkursie pod haslem: kto nazbiera najwieksza ilosc znajomych:) Objawia sie to w ten sposob ze zapraszaja do swojej "grupy znajomych" kazdego, z kim kiedykolwiek mieli w ogole do czynienia - nawet jesli owa "znajomosc" polegala na kiwnieciu sobie glowa ze dwa razy:) Nie wspominajac juz o tym ze na tym "zaproszeniu" sie konczy - jestes dodany do jego grupy i o to tylko chodzi, zapraszajacego nie obchodzi co u ciebie.
Smieszy mnie rowniez czesc zdjec publikowanych przez zalogowanych,ale nie mowie tu o tych zdjeciach przedstawiajacych dzieci i rodzine - bo chwalic sie swoja rodzina, mezem, dziecmi to nie grzech. Milo jest obejrzec malenstwa swoich przyjaciol, podziwiac fotki calej szczesliwej rodzinki. To co mnie smieszy to fakt ze wiekszosc ludzi umieszcza zdjecia ze swoich podrozy zagranicznych - koniecznie podpisane, zeby kazdy ogladajacy wiedzial gdzie spedzalo sie wakacje. Nie wiem czy w domu zdjec w Polsce sie nie robi, krajowe zdjecia sa bowiem rzadkoscia:) Najbardziej idiotyczne jest to ze te wakacyjne zdjecia zazwyczaj przedstawiaja krajobraz danego miejsca - osobe, ktora chcemy zobaczyc niewiele widac zazwyczaj:) Ja wiem, ze podroze zagraniczne byly zawsze bardzo popularne w Polsce, byly i sa jak widac chyba jakims wskaznikiem statusu spolecznego - jezdzisz bo cie na to stac najwidoczniej. I super jest, coraz wiecej ludzi jak widac stac na zagraniczne wojaze i kazdy chce sie pochwalic.
To takie moje male spostrzezenia, niezaleznie od nich i tak jestem czesta bywalczynia tej stronki i uwazam ze jest super:) Polecam!