czwartek, 4 listopada 2021

Halloweenowe ekscytacje

 Przyznam Wam się, ze Polsce nigdy nie świętowaliśmy Halloween - w ogóle jeszcze nie było takiego zwyczaju wtedy. Ale nawet po przyjeździe do Stanów ta tradycja halloweenową była mi tak obca, ze zajęło mi kilka lat by ja nieco oswoić - głównie z myślą o dzieciach. 

Wspominamy za to zawsze z Wiesiem nasza pierwsza randkę, która właśnie wydarzyła się tego dnia, który był również terminem ostatecznym mojego wyjazdu ze Stanów...

Zawsze chodziliśmy z dziećmi na trickatreating czyli po domach po cukierki, ale dopiero od kiedy przeprowadziliśmy do naszego nowego domu i zapoznaliśmy się z sąsiadami i nie musieliśmy już niańczyć dzieciarni tego dnia zaczęliśmy świętować na całego!

Juz w zeszłym roku stwierdziliśmy ze urządzamy party i dla dzieci i dla dorosłych...


Przebralam się za lalkę...


I z naszymi sąsiadami siedzielismy na naszej werandzie i rozdawaliśmy cukierki dzieciom


Maya zaprosiła swoje koleżanki z gimnazjum i przebrały się za Mean Girls



Bawiliśmy się swietnie i mieliśmy bardzo fajne sąsiedzkie Halloween



A w tym roku jeszcze bardziej zaszaleliśmy...nawet bardziej udekorowaliśmy nasz dom...








Upieklam halloweenowe ciasteczka dla dziewczyn - tym razem mieliśmy pełna chatę tancerek baletowych:), żeby je sobie udekorowały... 




Ja tez się w tym roku bardziej przylozylam do przyrządzenia potraw w tym temacie ...i ze względu na moje nowe włosy - stałam się wiedźmą:)




Oto moje kreacje kulinarne: mumie parówkowe, mini pizzę z pająkami z oliwek...


Salsa... z dyni:)



zasaski z jajek


Salatka z czarnego makaronu


kompozycja owocowa w kształcie wyciętej dyni


A to Wiedzma w całej okazałości...





Olus z chlopakami z sąsiedztwa



Z moimi wspaniałymi sąsiadkami...



Z mezem w masce czarnego doktora z czasów plagi - jakze aktualne przebranie!


Dziewczyny po dekoracji ciasteczek


Dziewczyny przebrały się za wróżki...






Przyjęcie bardzo się udało i muszę przyznać, ze robi się pomału taka mała tradycja sasiedzka, i bardzo się cieszę z tego. Jak również tego ze mój wielki plan kupna wielkiego domu byśmy mogli organizować przyjęcia i żeby nasze dzieci mogły zapraszać sobie wszystkich swoich kolegów i koleżanki jest w fazie wielkiej realizacji, która bardzo się sprawdza!!! 





wtorek, 5 października 2021

Plaza Fernandina na koniec wakacji


 Jestem trochę opóźniona z moimi sprawozdaniami z wyjazdów, ten o którym będzie mowa odbyliśmy na koniec lata w ostatni weekend sierpnia. 

Po powrocie z naszych wakacji byliśmy trochę wykończeni jeżdżeniem i noclegami w hotelach i nie mieliśmy ochoty nigdzie wybywać z domu...ale wraz z końcem lata spanikowana zaczęłam szukać jakiegos fajnego miejsca na weekend. Rok szkolny już trwał, ale wraz z początkiem września Maycine zajęcia z Kompanii Baletowej miały nam zajmować polowe soboty więc tuż przed rozpoczęciem tego naszego kieratu wymyśliłam krótki wyjazd na plaże.

Plany miałam ambitne ale koniec końców stwierdziliśmy ze nie uśmiecha nam się spędzać  6 godz w samochodzie ale chcieliśmy mimo wszystko odwiedzić miejsce którego jeszcze nie widzieliśmy i padło na Fernandina Beach. Prawie 4 godziny na północny-wschod od nas. 

Zarezerwowaliśmy dwie noce w mieszkanku z widokiem na plaże i mimo średniej pogody bawiliśmy się swietnie!!!

Widok z naszego balkonu



Ta plaża znajduje się na wschodnim wybrzeżu Florydy czyli nad otwartym Atlantykiem - stad te wielkie fale, które rzadko zdarzają się na naszych plażach na Zatoce. Jak widać wyglądało jakby miało zaraz lunąć ale nie padało w ogóle, nie było przynajmniej  strasznie upalnie, słońce nie wyłoniło się ani razu ale ja spaliłam się niestety - tyle lat na Florydzie i jeszcze się nabrałam na brak słońca:)))







Mielismy super frajde ujezdzajac fale, które pozwalały nam pędzić aż deska zaryla w piasku







Mama miała najwieksza zabawę!!! 










Popołudniu wyruszyliśmy na miasto...




Najpierw obiadek...

a potem zwiedzanko...











Na moja prosbe Maya pokazala jak potrafi zapozować z balkonowa balustrada:)



W drodze powrotnej do domu zajechaliśmy na wyspę Big Talbot gdzie przespacerowaliśmy się na plaże Black Rock. Na tej plaży podziwialismy wyrzucone na plaże drzewa...













A to te czarne skaly z nazwy




Zrobiliśmy sobie jeszcze jeden przystanek w Gainsville gdzie znajduje się Uniwersytet Florydzki (University of Floryda) na którym nasza Maya ma nadzieje studiować. Umówiła się tam z koleżanką, która właśnie zaczęła tam studia, żeby ja trochę pooprowadzala. 
Musze wam powiedzieć, ze ja byłam w absolutnym szoku. Kampus tego uniwersytetu to miasto w mieście. Studenci wszystko co potrzebują maja na miejscu, nie potrzebują samochodu, najwyżej rower...
Sa tam budynki mieszkalne, biblioteka, kafeteria i wszystkie budynki uczelniane, wszystko pięknie zaprojektowane, wyglada trochę jak mini miasteczko a wszędzie na uliczkach i chodnikach bardzo młodzi ludzi. Kiedy Maya była na spotkaniu z koleżanką Wiesiu wziął nas na krótki obchód i pokazał miejsca w których bywał, mieszkał i miał zajęcia - bo on tam tez studiował. 




A taka pogoda przywitała nas jak dojezdzalismy do domu...
ulewa z tych chmur była okrutna!