czwartek, 18 listopada 2010

A życie toczy się dalej...

Nie moglam pozegnac sie z moim dziadkiem:( Uscisnac jego reki chociaz, przytulic go:( Nie moglam pojechac na pogrzeb:( Czuje sie z tym strasznie. Jakbym go zawiodla. Tyle dla nas zrobil, byl zawsze obecny w naszym zyciu, zawsze pomagal, a ja nie moglam oddac mu tej ostatniej przyslugi - pojawic sie na jego pogrzebie. Tyle rodziny zjechalo, przyszli sasiedzi, znajomi, nawet koledzy moich braci i moj ex...a ja, jego wnuczka, bylam nieobecna:( Nie moglam przytulic mojej Babci, Mamy, Braci, reszty rodziny i podzielic sie z nimi bolem i rozpacza, pocieszyc nawzajem. Przykro...
Pierwsze dni tego listopadowego miesiaca byly ciezkie. Ale musialam sie zebrac w sobie i przestac poplakiwac co chwila, dolowac sie swoja bezsilnoscia bo dzieci sobie same obiadu nie zrobia i nie rozumieja dlaczego mama chodzi caly czas przygnebiona. Poza tym musialam zaczac przygotowywac dom na przyjecie naszych dlugo oczekiwanych gosci - moich rodzicow:) Przyjada na Swieta!!!
Bedziemy miec w tym roku swieta w naszym domu, wyprawimy Mayci przyjecie urodzinowe, bedzie piekna polska wigilia po poznansku, moje dzieci spedza poltora miesiaca z dziadkami z polski. I jesli rodzinie Wiesia uda sie przyjechac tez bedziemy miec baaardzo rodzinne i wesole Swieta. Dzieci beda zachwycone, zwlaszcza Maya, ktora uwielbia jak "wszystkie ludzie przyjezdzaja do jej domku". Chce zeby spedzaly jak najwiecej czasu ze swoimi dziadkami, znaly ich dobrze, pamietaly o nich, kochaly i tesnily za nimi, tak jak ja. Chce zeby mialy piekne rodzinne wspomnienia z dziecinstwa i poczucie ze byly i sa kochane przez cala rodzine.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Dziadek Czesiu

Mialam jednego dziadka. Dziadka Czesia. Bylam jego jedyna wnuczka posrod pieciorga wnuczat. Od kiedy pamietam byl na emeryturze. Byl dla nas wszystkich oparciem i pomoca, niestrudzony, silny, pracowity. Pamietal o wszystkich okazjach, datach, rocznicach. Zapalony kibic pilki noznej. Kupil kazdemu wnuczkowi pierwszy rower, zabieral na wycieczki rowerowe, potem kazdemu dal kase na prawo jazdy. Mocno przytulal, jakby chcial tym usciskiem pokazac nam jak bardzo nas kocha. Nie bylo by mnie tutaj na Florydzie gdyby nie jego pomoc finansowa. Jego malzenstwo z Babcia bylo dla mnie wzorem dobrego zwiazku, zawsze patrzylam na nich i myslalam ze tez bym tak chciala.
Doczekal sie pieciorga prawnuczat:) W czerwcu zegnalam sie z nim wiedzac, ze byc moze na zawsze.

Moj dziadek zmarl dzisiaj, 1 listopada, w Dniu Wszystkich Swietych, piekny dzien na smierc.

"Mozna odejsc na zawsze, by stale byc blisko"


środa, 20 października 2010

10 moich dziwactw

Jest taka zabawa blogowa - ludzie wypisuja 10 rzeczy ktore lubia. To niby ma ich scharakteryzowac. Na jednym blogu ktos stwierdzil ze lepiej napisac o 10 rzeczach ktore sie nie lubi. A ja wymyslilam zeby napisac o 10 najdziwniejszych rzeczach ktore sie lubi lub nie lubi - kazdy ma swoje dziwactwa nieprawdaz. A z wiekiem jest ich coraz wiecej:)
Oto moje dziwactwa:
1. Nie lubie jesc bialych potraw w szczegolnosci mleka, bialych lodow i bialych sosow.
2. Lubie zapach przypalonych ziemniakow.
3. Nienawidze jak ktos mi w domu trzaska drzwiami. Scyzoryk mi sie w kieszeni otwiera doslownie.
4. Lubie konwalie i biale roze.
5. Nie cierpie jak ktos udziela mi porad rodzicielskich o ktore nie prosilam albo wypowiada sie na temat moich dzieci lub mojego wychowywania ich - zwlaszcza jesli nie posiada swoich. Uwazam ze bezdzietni ludzie nie powinni w ogole wypowiadac sie na temat rodzicielstwa.
6. Mam slabosc do torebek i kosmetykow.
7. Jesli przeklinasz i robisz bledy ortograficzne jestes u mnie na cenzurowanym.
8. Mam tak zwany grooming syndrom matki - dbam o czystosc skory, uszu i paznokci calej mojej rodziny innymi slowy wyciskam sobie i innym zaskorniaki, czyszcze wszystkim uszy i obcinam im paznokcie. I mam z tego wielka satysfakcje:)
9. Lubie robic rozne projekty domowe sama: szyje, kiedys robilam na drutach, szydelku, sama jestem w stanie wymalowac chate, zrobilam mozaike na podlodze naszej werandy itd
10. Mam obsesje na punkcie porzadku w szafach i szufladach. Poswiecam temu duzo mojego czasu i energii, czesto robie reorganizacje w closecie, wymyslam rozne udoskonalenia.

Wy tez sie zabawcie, moze dowiecie sie czegos o sobie...

poniedziałek, 18 października 2010

Wyolbrzymianie

Dzisiaj w nocy zdalam sobie sprawe ze mam powazny problem z wyolbrzymianiem rzeczy. Poszlo o kolor wlosow. Bylam wczoraj u fryzjera i wrocilam zrozpaczona, bo to co mialam na glowie w ogole nie wygladalo tak jak sobie wymarzylam. Fryzjerka zapewniala ze kolor wyjasnieje, blond pasemka utlenia sie i beda bardziej widoczne a ciemniejszy kolor wyblaknie po myciu, ale po powrocie do domu spojrzalam na siebie w lustrze i doslownie tak sie wscieklam jak nigdy. Zamiast glowy mieniacej sie kolorami cieplego blondu zobaczylam brunetke z kilkoma blond pasemkami. Mialam lzy w oczach i totalnie zepsuty humor. Reszte dnia spedzilam probujac go sobie naprawic zakupami - co mi sie nie udalo w ogole. Doslownie tragedia! Nie moglam na siebie patrzec, wydawalo mi sie, ze wygladam staro i buro. W koncu podjelam decyzje ze poprosze owa fryzjerke zeby zrobila jakies poprawki, sprobowala rozjasnic te wlosy. Wiesiek poradzil zebym umyla glowe i zobaczyla czy rzeczywiscie ciemniejszy kolor zacznie schodzic, tak tez zrobilam i zauwazylam rzeczywiscie niewielka poprawe...A potem w nocy - kiedy nie moglam zasnac, doszlo do mnie ze jestem absolutna wariatka. Jak mozna robic takie halo o ciemniejszy kolor wlosow...Caly dzien sobie zepsulam, o niczym innym nie gadalam tylko o tym jak bardzo jestem niezadowolona i wkurzona. Doslownie smiechu warte i pozalowania godne. Ludzie maja powazne problemy - zdrowotne, finansowe, rozwodza sie, bankrutuja, traca domy itd. a ja rozpaczam bo wlosy mi wyszly ciemniejsze niz chcialam. Czasami mi odwala naprawde. Oczywiscie nie pojde poprawiac tych wlosow, bo nie mam nawet na to czasu i nie chce ich sobie za bardzo zniszczyc. Jest jak jest, nastepnym razem bedzie lepiej.

sobota, 16 października 2010

Magic eraser

Z pewnoscia wielu z was nabralo sie juz kilkakrotnie na reklamy nowych srodkow czyszczacych i zakupilo wierzac pani z ekranu ze ten wlasnie odplamiacz wywabi wszystkie plamy, a inne cudo wyczysci prysznic na blysk...ja w kazdym razie jestem ta zawsze poszukujaca bo jakos zawsze mam cos do wyczyszczenia, odkazenia, wybielenia i wywabienia itd. Znalazlam jednak cos super czaderskiego na jeden z moich odwiecznych problemow! A mianowicie jesli, podobnie jak ja, co jakis czas - w moim przypadku niemalze codziennie:( - odkrywacie ze wasz stol, sciany, krzesla lub inne czesci waszego przybytku zostaly porysowane kredkami, pomalowane farbkami i co najgorsze dzieci zostawily slady  niezmywalnych mazakow - mam dla was rozwiazanie nazywa sie Magic Eraser:) Ta niepozorna gabeczka w pelni zasluguje na swoja nazwe. Juz wielokrotnie uratowala nasz stol  a mnie przed wybuchem niepohamowanej zlosci. Kiedy w czasie sprzatania rece mi juz opadaja siegam po to cudo i wszystko znika, nawet rdza, plamy z twardej wody, plesn, farby, wszystkie malunki z  pisakow i dziala na wszystkich powierzchniach. To moja tajna bron:) Dzieki temu odkryciu przestalam sie troche stresowac chociaz czescia zniszczen, ktorych dopuszczaja sie moje dzieci. Bo choc nie wiem jakbym pilnowala tych moich brzdacow to zawsze cos zmaluja - najczesciej doslownie!
Nie wiem czy moja magiczna gabka jest dostepna w Polsce...jesli nie to mam nadzieje ze wkrotce bedzie.

czwartek, 14 października 2010

Mayciowe hity

Maya wspomina wczorajsza wycieczke i mowi w koncu:
- Jutro byl the best day ever!

O Olusiu:
- On jest najsmallest!

Maya smieje sie patrzac jak tata przewala sie z Olusiem na lozku, Wiesiek lapie Olusia za glowe i targa mu wlosy na co Maya protestuje ostro:
- Tata nie rob tal Olusiowi, wezmiesz mu brain!

Jedziemy samochodem.
- Maya przestan kopac w moje siedzenie!
- To nie ja kopiem to Olus kopie. Ja sobie tutaj ladnie siedzem.

Maya o dziwo zjada szybko obiad (jak na nia szybko) spoglada na talerz taty - juz pusty, i mowi:
-Tata jestes taki szybki jak ja!:)

Mama ja chce ogladac ten film o sowas

Jemy obiad. Maya zjada swoj makaron i mowi:
- Te makaroniki sticked together. Ale ja zrobie buzia duzy haps to fit it.

Maya oglada filmik nagrany 2 lata temu jak robila nam przedstawienie.
Zniesmaczona troche i rozbawiona stwierdza:
- Ja nie umialam spiewac. Bylam malutka, mialam baby brain.

środa, 22 września 2010

Zakochana...

Mam wyznanie. Jestem absolutnie zakochana. To milosc od pierwszego wejrzenia - dokladnie pamietam ten moment - 19 wrzesnia 2008 roku o 14:44, spojrzalam mu w oczy i wiedzialam ze od tej chwili moje serce nalezy do niego (procz Wiesia i Mayci:)) Ma cudne oczy z pieknymi dluuugimi rzesami i zawadiacki usmieszek. Nie sposob sie na niego gniewac. Flirtuje z kazda napotkana kobieta ale wiem ze kocha tylko mnie (procz Wiesia i Mayci:)) Jest prawdziwym facetem - ubrudzi sie jak facet, zje jak facet, zlosci sie jak facet, i interesuje sie glownie samochodami i pociagami. To prawda jest lobuziakiem, ale ma dobre maniery - prosi  tak ladnie, ze nie sposob odmowic i przeprosi jak trzeba. Nie jest zbyt chetny do rozdawania buziakow, najczesciej po prostu sie laskawie nadstawia do pocalowania. Mowi troche po polsku, troche po angielsku ale mozna sie z nim bardzo latwo i prosto dogadac. Nie mamy problemow z komunikacja. Uwielbiam na niego patrzec i calowac jego malutkie, grubasne syrki:)  Z zeszla niedziele mial urodziny. Juz dwa lata minely odkad pojawil sie na tym swiecie i zawladnal moim sercem.

sobota, 11 września 2010

Za co uwielbiam Florydę...

Mieszkam na Florydzie od ponad 8 lat i caly czas nie mam jej dosyc. To prawda dokucza mi upal i duchota czasem i boje sie ze nasz dom ktoregos dnia zdmuchnie jakis huragan, no i daleko do najblizszych...Ale jesli gdziekolwiek chcielibyscie wyemigrowac to polecam polwysep florydzki. Szczegolnie jesli niecierpicie zimna, uwielbiacie wode, slonce i posiadacie dzieci z ktorymi chcecie milo spedzac czas.
Za co ja uwielbiam Floryde...




Za niebo! Na Florydzie mieszka sie blizej nieba, jest na wyciagniecie reki i do tego tak piekne, ze slowami ani nawet zdjeciem nie da sie opisac. Przepiekne chmury (szczegolnie te poburzowe), cudne zachody slonca, czesto niebo przed zachodem jest liliowe i rozowe, mieni sie wszystkimi kolorami teczy. Na Florydzie pogode czyta sie szybko i prosto... z nieba. Jest pieknie i strasznie czasami - gdy nadchodza chmury burzowe albo zbliza sie huragan. Jesli jestescie meteorologami z profesji lub zamilowania, albo geografami tak jak ja - nie ma znam lepszego miejsca do obserwowania atmosfery. Tutaj pogoda zmienia sie w przeciagu minut. Nigdy nie widzialam tylu gwiazd tak blisko. Zaluje ze marny ze mnie astronom. Na poczatku kiedy zawitalam na Key West co chwile pstrykalam aparatem w niebo, juz przestalam bo zdjecia i tak nie oddaja calego piekna, chociaz mam z tego okresu pare pocztowkowych wrecz fotek. 8 lat mija a ja wciaz sie zachwycam:)

Za przyrode! Przepiekna, bujna roslinnosc, cudne orchidee, ktore hoduje na swojej werandzie (mimo ze zadna ze mnie ogrodniczka), niesamowite rafy koralowe na Key West, ktore udalo mi sie swego czasu odwiedzic, dzikie ptactwo przechadzajace sie za naszymi oknami. To dla mnie caly czas niesamowite ze w tak zurbanizowanym kraju jakim sa Stany mozna spotkac zolwia przechadzajacego sie po chodniku, wielkie zurawie przechodzace przez ulice, aligatory w stawach, szopy siedzace na drzewach, kroliczki pasace sie na trawie przy sciezkach naszego osiedla, jaszczurki i wieworki biegajace wszedzie wokolo, pelikany nurkujace do naszego jeziora przed domem, dostojne orly kolujace nad naszymi dachami, delfiny bawiace sie w oceanie kilkaset metrow od plazy. Czasami spacer z dziecmi po okolicy zamienia sie w istne zoologiczne safari. I cieszy mnie to bardzo ze wychowuje dzieci w miejscu tak dla nich ekscytujacym. A do tego moj maz znajduje baaardzo wiele okazow do fotografowania, co pewnie juz zauwazyliscie:)



Za atrakcje dla dzieci! Jestem bardzo szczesliwa mogac moim dzieciom zagwarantowac piekne dziecinstwo dzieki temu co ma dla nich do zaoferowania Floryda. Przede wszystkim, plaze, baseny i piekne place zabaw, ktorych jest bardzo duzo, i na ktorych nasze dzieci moga sie bawic praktycznie okragly rok ze wzgledu na ladna pogode. Latem wybieramy te ocienione, z fontannami, w ktorych dzieci sie chlapia, zima te bardziej naslonecznione. Nasze dzieci maja swoje ulubione miejsca, ktore lubia regularnie odwiedzac. Wykupujemy wiec roczne przepustki do Florida Aquarium, Tampa Lowry Park Zoo i do MOSI czyli muzeum nauki i techniki w Tampie. Akwarium procz bogatej i pieknej ekspozycji posiada rowniez miejsce z fontannami i piaskownica na zewnatrz - cos wspanialego dla dzieci podczas upalow. W zoo mozna zobaczyc zwierzaki oczywiscie, ale sa tam tez inne fajne atrakcje rozne przejazdzki, mozliwosc karmienia zwierzatek, dwa rozne miejsca do pochlapania sie w fontannach. A w MOSI dzieci moga sprawdzic dzialanie kazdej interaktywnej instalacji. Jakby tego bylo malo w okolicy jest mnostwo parkow rozrywki. W Tampie - Busch Gardens, w Orlando (godzine drogi od nas) parki Disneya (Magic Kingdom, Disney MGM, Epcot, Animal Kingdom), Sea World, Universal Studios, Pleasure Island i Disney Downtown, Cypress Gardens, Kennedy Space Center na Cape Canaveral. Zabralismy nasze dzieci juz wielokrotnie do niektorych z tych parkow, sami odwiedzilismy wszystkie chyba. Frajda jest niesamowita zarowno dla dzieci jak i dla nas:)


I moglabym tak wymieniac i wymieniac miejsca, do ktorych mozna zabrac dzieci tutaj na Florydzie i sprawic im wiele radosci.

Za styl bycia florydian. Ludzie mieszkajacy na Florydzie sa zazwyczaj wyluzowani, usmiechnieci, spokojni. Nie ma krzykow, pospiechu, klaksonow, nerwowej atmosfery wielkiego miasta. Nie kazdemu moze to odpowiadac, ale ja juz sie przyzwyczailam. Zycie moze toczy sie tu wolniej, moze troche ospale w porownaniu z Nowym Yorkiem, Warszawa, ale jest przyjemniej, milej i jakos tak fajniej.



Poza tym lubie ze codziennie slonko swieci, nie musze sie stresowac w co sie ubrac - po prostu letnio przez wiekszosc roku, miesiacami nie patrze na temometr. Od kiedy zawitalam na Floryde moje napady zlego humoru zniknely, nie bywam ponura, nie moge bo slonce swieci tak pieknie:)


View Florida Attractions in a larger map

piątek, 27 sierpnia 2010

Jak kołek...

Czasami przychodza takie chwile - najczesciej tylko momenty, niekiedy momenty przemieniaja sie w godziny a nawet dnie, kiedy czuje sie baaardzo wyalienowana. Dokladnie mowiac wyalienowana ze spoleczenstwa. Tak jakbym tak wlasciwie nie byla czescia zadnej spolecznosci i moze to glupie ale czasami ten brak przynaleznosci bardzo mi dolega:( Jesli ktorys ze czytelnikow jest emigratem/tka to wie dokladnie o czym mowie, a raczej pisze. Kiedys przeczytalam taki post na jakims blogu o tzw. chorobie krocza Polakow na emigracji:) Smieszne ale prawdziwe niestety. Kazdy z nas na obczyznie cierpi w jakims stopniu na ta przypadlosc. Polega ona na rozkraczeniu pomiedzy dwoma kontynentami, dwoma krajami - swoja ojczyzna i panstwem, ktore w danej chwili sie zamieszkuje. Ja tez przez pierwsze kilka lat stalam jedna noga w moim Poznaniu druga tutaj. Sytuacja sie zmienila gdy powilam swe pierwsze dziecie - zalozylam swoja rodzine wlasnie tutaj i wlasciwie od tego momentu zaczelam myslec o stanach jako o swoim domu. Wczesniej moim domem byl ten blok na Saperskiej, bo tam byli rodzice, reszta moich bliskich, tam bylo moje serce. Nadal troche go tam zostalo, ale wiekszosc mojego miesnia sercowego pracuje teraz na Florydzie dla mojej wlasnej rodzinki. I wlasciwie wszystko powinno byc w najlepszym porzadku bo skoro pogodzilam sie ze swoja emigracja...ale czasami nie jest. Czasami siedze ze znajomymi mamami - amerykankami i zdaje sobie sprawe, ze mimo ze jestem obok, wlasciwie jestem poza kregiem. Mam inna mentalnosc, inne podejscie do zycia, zupelnie inne wspomnienia z mlodosci, dziecinstwa i to wszystko nas dzieli. Miedzy mna a nimi jest niewidzialna przepasc - czasami ja lubie czasami bardzo zaluje ze istnieje. Wiem ze zadna z nich nie chce sie ze mna bardziej zaprzyjaznic, bo jestem inna, moze bardziej niedostepna, bo ich nie zrozumiem w pelni, ani one mnie. Zazwyczaj malo mnie to obchodzi, mam przeciez swoja przyjaciolke, czesto rozmawiamy, mam Wiesia, moja rodzine tutaj i w Polsce, ale przychodza chwile kiedy czuje sie bardzo ale to bardzo wyobcowana.
A poniewaz ostatnie 8 lat spedzilam w stanach, w Polsce tez zaczynam sie czuc dziwnie, juz nie jak u siebie, juz troche obco, troche z boku, bo nie jestem na biezaco, bo nie wiem co tam w polityce slychac, bo zapomnialam jak to jest..., bo mnie nie bylo.
To jest ta ciemna strona emigracji:( I czasami jest mi przykro. Nie jestem juz rozkraczona pomiedzy dwoma miejscami, ja stercze jak taki kolek posrodku oceanu i tak wlasnie momentami sie czuje - jak taki samotny kolek.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Pierwszy dzien szkoly

Maya zaczela dzis szkole, a dokladniej mowiac VPK czyli voluntary prekindergarden. To taki darmowy program dla dzieci fundowany przez stan Floryda. Dziecko kwalifikuje sie na podstawie aktu urodzenia i miejsca zamieszkania - musi ukonczyc 4 lata przed wrzesniem. W zeszlym roku nie moglam Mayci wyslac do VPK bo skonczyla 4 lata dopiero w grudniu. VPK ma przygotowac dziecko do pojscia do szkoly. Zajecia trwaja tylko przez 3 godziny dziennie od 9-12.
Maycia juz nie mogla sie doczekac. Zapisalam ja juz w marcu i od tego czasu dopytywala sie o szkole. Wybralam szkole blisko naszego osiedla by uniknac dlugich dojazdow, jest nowa i bardzo mi sie spodobala kiedy zwiedzalam szkoly w okolicy.
Pierwszy dzien dla wielu rodzin jest bardzo ciezki bo niektore dzieci boja sie strasznie rozlaki z rodzicem, jest duzo placzu, wrecz histerii czasami, matka zazwyczaj z przerazeniem i dusza na ramieniu pozostawia swoje zropaczone dziecie. Ale nie odnosi sie to do mojej corki. Nie bylo zadnych lez, nie spodziewalam sie ich w ogole. Maya jest bardzo towarzyska dziewczynka i nigdy nie przezywala ciezko rozstan ze mna. Ja za to wzruszylam sie troche zegnajac swoja pierworodna. Maya byla zbyt podekscytowana by zauwazyc ze jej mama ma lzy w oczach.
Az trudno uwierzyc ze nie tak dawno przywiezlismy ja malenka ze szpitala a dzisiaj juz zostawialam ja w szkole. Olus byl tez bardzo zbulwersowany ze odjezdzamy bez Mayci. Mowil: nooo stop! Maycia...?
Bardzo sie ucieszyl kiedy odebralismy siostre. Maycia na pytanie co robila odpowiedziala: duzo robilam!:) Byla bardzo zadowolona.
Maycia procz VPK ma w tym roku ponownie klase baletowa, na ktora ja znowu zapisalam. W tym roku jest dluzsza - cala godzine trwa i ucza sie baletu i stepowania. Zapisalam ja tez na zajecia z malowania, bo Maycia uwielbia rysowac i malowac. Nadal tez nalezymy do dwoch playgroups i co tydzien mamy 2 rozne play dates. w tym roku byc moze ze wzgledu na szkole i zajecia Mayci bedziemy musieli zrezygnowac z jednej...albo bede jezdzila na spotkania tylko z Olusiem.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Swiat wedlug Mayci ...ponownie:)

Olus mowi na wszystkie ptaki: quak quak, a jak robi ptak: qua qua:) Olus uwielbia ptaki, wszedzie je widzi, wiec czesto slyszymy: quak quak!!!
Dzieci siedza w wannie Olus bawi sie swoja kaczka i co chwile powtarza swoje ulubione: quak quak
Maya tez sie bawi obok miniaturowymi ksiezniczkami, po chwili slyszymy jej monolog:
- He's a quaker! He quaks me up! :))))

- Mama moge ciasteczko?
- Nie Mayciu juz za duzo slodyczy zjadlas. Przed chwila zjadlas loda!
- Ale to bedzie moj ostatni slodycz!

Robimy zakupy, widze ze Maya juz jest znuzona troche, uspokajam ja:
- Mayciu jeszcze tylko wezmiemy chipsy i pojdziemy do kasy
- To juz jest ostatnia part?
- Tak Mayciu.
- Oooo to moja ulubiona part!

Maya marudzi przy jedzeniu (jak prawie zawsze)
- A co to jest? - pokazuje mi cos w talerzu zupy z brzydkim grymasem
- To fasolka. Ty lubisz fasolke - zapewniam ja
- Tak? - dziwi sie
Probuje jesc, troche sciemnia, marudzi znowu w koncu stwierdza
- Mama nie wszystkie ludzie lubia fasolke, ja nie lubie.

Maya przy talerzu zupy znowu.
- Mama co to jest to zielone thingy...?

wtorek, 17 sierpnia 2010

Mayciowe pogaduszki

- Mama ja cieszem ja bedziem miala five lata.
- Olus ty cieszysz?
- Ja mysle Olus cieszy ja bedziem five lata:)

Czytamy ksiazeczke o przyjaciolach. Maya stwierdza ze ona nie ma friends. Mowie:
- No jak to Mayciu, masz duzo przyjaciol - Katie, Samanthe, Alex, Anike, Borysa...(zaczynam wymieniac, Maya mi przerywa podekscytowana)
- Tak i jeszcze jeden Alex, on nie wie jeszcze ze jest moj friend - moj maly bracik

Kupilismy Mayci buty do stepowania (czarne lakierki) Maya dumna przymierza je i probuje stepowac a potem pyta:
- A oni wygladaja jak "Pani" buciki?

Wiesiu kladzie Maycie spac.
- Tata a ja jestem twoja bride?
- Nie, jestes moja coreczka a dlaczego tak myslisz?
- Bo ty mi duzo buzi dajesz:)

Bawimy sie w doktora z Maycia, Maya jest doktorem i bada mnie roznymi dziwnymi przyrzadami caly czas po cichu jakby tlumaczac sobie dalsze plany swojego doktorskiego postepowania. Po chwili slysze:
- Ok, ok now I will break you legs and elbows (Co takiego????)

piątek, 13 sierpnia 2010

Z moich zbiorow...

Trzy dni
głodzę swój brzuch
żeby nauczył się
jeść słońce
Mówię do niego: Brzuchu,
wstyd mi za Ciebie. Musisz
się uduchowić. Musisz
jeść słońce
Brzuch milczy
trzy dni. Nie łatwo
wzbudzić w nim wyższe aspiracje
Lecz jestem dobrej myśli
Dziś opalając się na plaży
zauważyłam, że zaczyna już
troszeczkę
świecić

A. Świrszczyńska

środa, 11 sierpnia 2010

Pamietniki

Wczoraj zaczelam robic porzadek w garazu - to moje postanowienie noworoczne. Sprzatalam przez jakies 15 minut...az natknelam sie na pudlo z moimi pamietnikami. Jakies dwadziescia tomow...mojego zycia spisanego drobnym maczkiem:) Zajrzalam z ciekawosci do jednego i realizacja postanowienia poszla w zapomnienie. Spedzilam cala drzemke Olusia na przegladaniu mojej pisaniny. Bossssz.. mialo sie czasu kiedys...doslownie na peczki. Czasu nie tylko na bazgranine, ale na wycinanie i wklejanie wszystkiego do tych moich brulionow - biletow, etykiet, jakis wycinkow, zdjec, kart telefonicznych jakby te wszystkie rzeczy mialy udokumentowac kiedys ze rzeczywiscie bylam w tych miejscach, jechalam tym pociagiem, uzywalam publicznych telefonow itd...Mialam fiola na punkcie cytatow i roznych powiedzonek, wyszukiwalam je wszedzie i zapisywalam sobie, razem z wierszami, fragmentami ksiazek, a nawet kawalami ktore uslyszalam, smiesznymi kwestiami z filmow, ktorych obejrzenie oczywiscie tez dokumentowalam:) Ale najsmieszniejsze i czasami nawet wzruszajace dla mnie wczoraj bylo odczytywanie anegdot z mojego codziennego zycia - roznych kwestii wypowiedzianych przez moja rodzine, przyjaciol, kolegow ze szkoly a potem studiow.
Ktos mi sie kiedys zapytal po co pisze pamietnik - wlasnie po to:) zeby kiedys przy sprzataniu garazu, strychu, piwnicy natknac sie na swoja bazgranine i powspominac, przypomniec sobie dlaczego jestem taka jaka jestem. A moze kiedys napisze autobiografie...i bede wspomagac swoja pamiec tymi zapiskami...kto wie...moze po prostu kiedys pokaze je moim dzieciom i razem bedziemy miec frajde z czytania i ogladania tej pisaniny.
Na razie poczestuje was paroma cytatami, ktore kiedys wyszukalam lub przypadkowo znalazlam i wedlug ktorych staralam sie zyc. Jak sie okazuje nie mam jednego motta zyciowego, jest ich kilkanascie chyba - proste, krotkie i dosadne:)

"Swiat jest niczym, jesli tak powiesz, bo on jest Toba"
Tak zatytulowalam swoj pierwszy pamietnik w Stanach, kiedy postanowilam zostac, nagle zdalam sobie sprawe ze to ja i tylko ja kontroluje swoj swiat, decyzje, ktore podejme zdeterminuja moja przyszlosc

"Kto wierzy w szczescie, ma szczescie"
To glowna prawda, w ktora wierze.

"Ja nie szukam, ja znajduje"
Staram sie znajdowac.

"Nie mniemaj, ale wiedz"
Nie lubie sciemniania, albo cos wiesz, albo nie, jesli czegos nie wiem lub nie jestem pewna faktow nie udaje, ze jestem omnibusem, sprawdzam, lub mowie ze nie wiem, nie pamietam. Niby proste a niektorzy nie potrafia sie przyznac do niewiedzy.

"Marzac o rzeczach wielkich zrob kilka malych"

"Lepiej zafundowac sobie wyrzuty sumienia niz zal"
i zawsze wierzylam, ze ... "Lepiej kochac i zalowac niz zalowac, ze sie nie kochalo"

i moj ulubiony:

"Nie lekcewaz drobnostek, bo z drobnostek sklada sie doskonalosc a doskonalosc to nie drobnostka"

niedziela, 8 sierpnia 2010

Zdjęcie rodzinne

Od jakiegos czasu jeczalam mojemu mezowi, ze nie mamy zbyt wiele ladnych zdjec calej naszej rodzinki. Zastanawialam sie czy wybrac sie na jakas sesje fotograficzna do profesjonalisty...ale w koncu stwierdzilam ze skoro mam dobrego fotografa w domu...to moze uda mi sie go namowic na mala sesje. Chcialam w domu, przed domem, w parku, na plazy...pomyslow mialam duzo. Wiesiu stwierdzil ze jest za goraco na sesje na zewnatrz, bo to nie jest kwestia tylko wyjscia i pstrykniecia jednej fotki (jakbyscie nie wiedzieli bo ja nie wiedzialam ze to takie skomplikowane:)) No wiec skonczylo sie na fotce w domu, moze jak sie ochlodzi - gdzies kolo listopada, uda mi sie namowic mojego osobistego pana fotografa na sesje na lonie natury.
Nie moglismy dojsc do porozumienia czy ubrac sie w jeden kolor jako rodzina,  a jesli tak to jaki? ...bialy, czarny, a moze czerwony...Moze po prostu jasno, albo ciemno...krotko czy dlugo, gdzie usiasc...jak rozwiazalismy wszystkie te kwestie Olus nie chcial za bardzo kooperowac:( Nasz Smieszek nie usmiechnal sie ani razu w czasie calej sesji chociaz normalnie szczerzy sie non-stop, nie chcial nawet siedziec mi na kolanach.
Przy okazji kliknelismy naszej malej balerinie kilka fotek w baletowych pozach. I musze stwierdzic ze Maya zapowiada sie na dobra fotomodelke, nie trzeba jej namawiac dwa razy na usmiech do kamery.
Ponizej efekty naszych staran. Rodzina Kalinowskich 2010!

czwartek, 29 lipca 2010

Grosz do grosza...

Jestem poznanianka, do tego spod znaku panny i pochodze z domu, w ktorym sie nie przelewalo - innymi slowy "oszczednosc" mam we krwi. Jednakze jestem rowniez kobieta, matka i gospodynia domowa wiec lubie kupowac sobie ciuchy, kosmetyki, buty, swoim dzieciom ladne ubranka i fajne zabawki a cala rodzine karmic dobrym jedzonkiem w ladnie urzadzonym i zadbanym domku. Oczywiscie te wszystkie luksusy kosztuja a ja nie lubie wyrzucac pieniedzy na cos co moge dostac taniej - juz taka mam nature. Zwlaszcza kiedy jest kryzys, nie zarabiam a wydatki w zwiazku z posiadaniem dwojki dzieci wciaz rosna. Tak wiec korzystam w wszelkich znanych mi sposobow by zaoszczedzic. Wyprzedaze, kupony, rozne karty rabatowe do sklepow, ktorych jestem czestym klientem - jest tego troche i trzeba poswiecic temu czas i energie ale uwazam ze oplaca sie.
Aktualnie przechodze totalna kuponomanie:) - wycinam kupony z niedzielnej gazety, drukuje ze stron internetowych, czesc przychodzi do mnie poczta jako do stalej klientki i korzystam jak moge z tych roznych upustow i obnizek. Mam specjalny maly segregatorek do moich kuponow,  przed wyjsciem do sklepu sprawdzam  swoj stan posiadania, robie liste z zaznaczeniem na co mam kupon i potem podczas zakupow co chwile kontroluje czy to co wkladam do koszyka zgadza sie z moimi zapiskami. Zaczelo sie od paru dolcow odjetych od rachunku ale ostatnio udalo mi sie zaoszczedzic juz ponad 30$.
Zakupy ciuchowe i inne planuje stosownie do wyprzedazy, o ktorych jestem informowana, bo sklepy ktorych jestem klientka przysylaja mi powiadomienia - oczywiscie czekam az ceny zejda do 50, 60 albo nawet 70% off.  Jezdze do outletow firmowych sklepow gdzie mozna znalezc markowa odziez duzo taniej.
Dzieciom czesto kupuje ciuszki przez internet - on line sklepy dzieciece maja wiekszy wybor przecenionych rzeczy.
Wiec nawet w stanach mozna po poznansku sie gospodarowac, a jakze:)

niedziela, 18 lipca 2010

Pierwszy chlebuś

Z duma i radoscia informuje ze dzis 18 lipca upieklam swoj pierwszy chleb, chleb razowy dodam. Udal mi sie! I jest pyszny!
Ciesze sie tym bardziej ze pieczenie tutaj w stanach jak dotad raczej mi nie wychodzilo. Moj ostatni sernik rozlal sie na talerzyku po ukrojeniu, a moja baba drozdzowa na wielkanoc nie miala w sobie nic procz ogromnego zakalca:) Mimo to wciaz probowalam.
Moim marzeniem bylo upieczenie wlasnego chleba, takiego z prawdziwego zdarzenia czyli nie gabczastego, na drozdzach, zarobionego wlasnymi rekoma, pachnacego, z chrupiaca skorka. I zawsze wydawalo mi sie to absolutnie niemozliwe do zrobienia, jakby przerastalo moje skromne piekarskie zdolnosci. Ale dzisiaj sie zawzielam. Wiesiu patrzyl na mnie jak na wariatke kiedy uwalona po lokcie probowalam zarobic ogromna mase ciasta. Ku mojej radosci wyroslo i upieklo sie wszystko cudnie. Co za satysfakcja jesc wlasny chleb...Priceless:) I nawet dzieciom smakowal - to najwiekszy komplement!

wtorek, 13 lipca 2010

Gramatyczne zmagania Mayci

Nasza Maya ma spore problemy z polska gramatyka:( Wlasciwie jej sie nie dziwie bo jezyk polski jest bardzo trudny a jego gramatyka przechodzi sama siebie. Maya caly czas myli rodzaje - zazwyczaj mowi odwrotnie - na siebie w rodzaju meskim na chlopcow w rodzaju zenskim. Poprawiamy ja nagminnie a mimo to codziennie slyszymy: Mama ja juz zjadlem, albo ubralem sie, a tacie pyta sie czy byla w pracy:)
Oczywiscie wymowa niektorych slow i ich odmiana tez pozostawiaja wiele do zyczenia, miejmy nadzieje ze z czasem sie podszkoli tzn. uda nam sie ja doksztalcic.
A tymczasem pare Maycinych hitow:

  • ( W samochodzie na swiatlach) Tata dlaczego ty stopisz?
  •  ( po umyciu zebow) ide upluc wode
  • Ja tak sobie idzialam...
  • Ja sie nie bojalam
  • (jedna gęś) jeden guś
  • (w basenie podczas plywania) Mama zobacz moje nogas
  • (Maycia zaplakana odpowiada na pytanie co sie stalo) Olus mi dal klapsa na glowe zabawka
  • (przed pojsciem spac) Mama prosze mnie pokryc (przykryc)
  • ten wod nie byl dla mnie dobry
  • "jutro" robi me mad
  • wysniete iwocki (suszone owoce)
  • Kamen (Amen)
  • chodz Olus zobaczymy komara w akwarium (miala na mysli homara:))

niedziela, 11 lipca 2010

Nowa oprawa i nowy blog

Kto zajrzal to zauwazyl ze zmienilismy oprawe bloga - tzn. Wiesiu zmienil ja tylko dalam pozwolenie zeby sobie poeksperymentowal:)
Poza zmianami graficznymi i roznymi udoskonaleniami foto blog asiulka pozostanie taki sam czyli moja pisanina i zdjecia Wiesia dotyczace naszego zycia. Ale jesli chcielibyscie sie dowiedziec co gotuje, co polecam, co sie u nas jada w chacie to zapraszam do naszego drugiego bloga - W kuchni Asiulka - caly czas w budowie, juz od roku:) Mam zamiar na nim umieszczac przepisy kulinarne, ktore wyprobowalam i uznalam ze swietne. Nie wiem czy pamietacie ale pisalam ze odkrylam tutaj w Stanach swoja wielka pasje a mianowicie - pichcenie:) Jestem kuchara, ktora lubi poeksperymentowac przy garach i wciaz szukam nowych dan, ktore mnie i moja rodzine zachwyca. Nazbieralam juz ich niezla ilosc. Tak wiec jesli macie ochote wykorzystac moje "doswiadczenie gastronomiczne" to zapraszam na naszego nowego bloga - link powyzej.

piątek, 9 lipca 2010

Dobrze jest...

Dobrze jest wyjechac na tak dlugie wakacje ze az teskni sie za swoim domem. Po przyjezdzie doceniasz jeszcze bardziej swoje cztery katy. Jesli z radoscia wracasz do swojej codziennej rutyny znaczy to ze wypoczales, jest zniknelo twoje ogolne rozdraznienie pracami domowymi i chec samotnego wyrwania sie choc na chwile z domowych pieleszy - cel wakacyjny zostal osiagniety.
Dobrze jest oddac komus dzieci na pare dni by sie poczuc ponownie tylko soba, nie ta wiecznie zajeta matka, ktora stresuje sie o swoje potomstwo, tylko soba, ewentualnie jeszcze zona. Fajnie jest spedzic troche czasu ze swoim malzonkiem, czasu ktory nie poswieca sie na rozmowe o dzieciach. To pozwala ci odkryc w nim tego samego faceta w ktorym kiedys sie zakochalas.
Super jest isc do restauracji i moc skupic sie na swoim tylko talerzu a do tego jeszcze wyspac sie porzadnie, polezec w wannie i poczytac sobie ksiazke - nie o wychowywaniu dzieci.
Dobrze jest dac komus druga szanse by odkryc go na nowo i cieszyc sie z jego towarzystwa znowu.
Dobrze jest sprobowac nowych rzeczy, czasami ze zdumieniem mozna stwierdzic ze wbrew swoim przypuszczeniom sushi jest pysznym daniem:) a spinning da sie przezyc chociaz efektem ubocznym jest obolaly tylek:)
Dobrze jest odpuscic sobie diete i delektowac sie codziennie wloskimi lodami, polskimi wypiekami i innymi specjalami.
Dobrze jest posiedziec ze swoja przyjaciolka do 3 and ranem (gadajac oczywiscie) nawet jesli twoje dziecko obudzi cie tuz po 5tej. Trzeba sie wygadac nawet kosztem snu, nadrobic zaleglosci:)
Dobrze jest kupic sobie pamiatke z wakacji, ktora bedzie sie uzywac czesto. Bedzie ci za kazdym razem przypominac o mile spedzonych chwilach.
Fajnie jest odkrywac nowe miejsca, zwiedzac zabytki swoimi wlasnymi sciezkami, schodzic waskie uliczki miast, tloczyc sie w metrze, przejechac sie kolejka podmiejska, skosztowac specjalow w okolicznych restauracjach, wszystko w swoim tempie i na swoich warunkach.
Dobrze jest pokazac swoim dzieciom inny swiat, ofiarowac im czas z dziadkami i reszta rodziny, ktorych bardzo rzadko widuja. Ze wzruszeniem ogladac swojego ojca zmieniajacego sie w kochajacego dziadka, pokazac swojej corce gdzie sie chodzilo do szkoly i pohustac ja na tej samej hustawce, ktorej sie niegdys uzywalo baaardzo czesto.
Dobrze jest wrocic do miejsc z ktorych sie pochodzi, przypomniec sobie swoja przeszlosc i zobaczyc jak bardzo twoje zycie sie zmienilo i ty sie zmienilas/les.

sobota, 26 czerwca 2010

Rzym

Udalo nam sie spedzic ostatnio 4 dni w Rzymie. Oto nasze spostrzezenia i wspomnienia z tej wyprawy do slonecznej Italii:
- Rzym w czerwcu jest sloneczny i bardzo upalny co czyni zwiedzanie nieco meczacym zajeciem. Caly czas chce sie pic, wypilismy z Wiesiem hektolitry wody :)
- Atrakcji turystycznych ogrom, nie sposob zobaczyc wszystkich w przeciagu paru dni, wybieralismy najwazniejsze a dzis zalujemy ze mimo padania na twarz ze zmeczenia nie obejrzelismy wiecej...moze nastepnym razem...
- na szczescie w rzymskich fontannach jest lodowata woda, az milo sie nia ochlodzic, najchetniej weszlo by sie do jakiejs - nawet moj maz chcial wlozyc nogi do di Trevi:)
- W kretych, waskich uliczkach Rzymu latwo sie zgubic - taaa to przerabialismy wielokrotnie,
- Do niemalze wszystkich najwazniejszych obiektow prowadza wysokie schody:(
- metro rzymskie jest slabo rozwiniete, korytarze podziemne slabo oznakowane i niebyt czyste, w metrze tlumy
- policji i wojskowych wszedzie pelno, kazdy z bronia gotowa do strzalu,chociaz nic konkretnego nie robia,
- sygnalizacji swietlnej na ulicach przestrzega sie tam z przymruzeniem oka, przechodzac na zielonym swietle mozna zostac najzwyczajniej w swiecie przejechanym
- miejsce parkingowe to takie miejsce gdzie jest miejsce, innymi slowy wespy i malutkie samochodziki glownie - smarty zaparkowane sa wszedzie gdzie tylko mozna:)

- Lody sa pyszne, mimo ze w stanach nigdy nie przepadalam za wloskimi gelato w Rzymie - niebo w gebie
- Wlosi (przynajmniej w Rzymie) to kretacze, obsluguja turystow jakby robili im laske, kaza na siebie czekac, ogolnie rzecz biorac troche leniwi - ale nie chce uogolniac, sa wyjatki:)
- gdzie sa sklepy spozywcze....trudno nam bylo znalezc...
- Wloszki ubieraja sie bardzo kobieco, a Wlosi najwyrazniej uwielbiaja garnitury - w zyciu nie widzialam tylu ludzi pod krawatem
- wloska pizza nas roczarowala troche, nic specjalnego
- nie zamawiajcie w zadnym wypadku limoncello - chyba ze macie ochote na cytrynowy spirytus
- najwieksze zaludnienie na 1 m metr kwadratowy maja schoddy hiszpanskie
Ponizej mapka z zaznaczonymi miejscami do ktorych udalo nam sie dotrzec:

Pokaż Rome, IT na większej mapie

piątek, 25 czerwca 2010

Wizyta w Polandii

Chcialabym napisac ze nasz wyjazd byl wspanialy, podroz minela bez problemow, pogoda byla cudowna a dzieci mialy sie swietnie...ale niestety nie moge:( Mielismy opoznienie i zmiane terminalu - na lotnisku w NY spedzilismy bite 8 godzin. Pogoda byla lekko do bani wlasciwie przez caly pobyt - letnich dni jak na lekarstwo. Ale to akurat byl moj namniejszy problem bo dzieci mi sie strasznie pochorowaly:( Maycie polozyla biegunka i wysoka goraczka. Byla wizyta u lekarza i Maycia nam wydobrzala. W drugim tygodniu zachorowal Olus - koszmarne zapalenie oskrzeli, trzy wizyty u lekarza, zastrzyki i kolejny stres. Bidulek wychudl bo nie jadl przez tydzien, ale na szczescie szybko wrocil do zdrowia. Mimo tych perturbacji udalo nam sie spedzic troche czasu z rodzinka, dzieci byly zachwycone mogac pobawic sie z kuzynami. Spotkalam sie z przyjaciolkami i znajomymi, ktorych nie widzialam wieki. Zmienilam sobie fryzurke na krotka, bylam na wieczorze panienskim mojej nowej bratowej, a potem razem z Wiesiem na weselu mojego brata. Bylismy tez w kinie, w cyrku, bylam dwa razy na spinningu, pomagalam mojemu bratu i bratowej zabezpieczyc sie przed powodzia - wiazalam wory z piachem:) Nakupilam ksiazek i kosmetykow polskich, najadlam sie slodyczy i kielbas, chleba, jogurtow i serkow, aaa i ogorkow kiszonych, wyleczylam wszystkie zeby - koszt tego leczenia nie pokrylby mi chyba nawet jednej plomby w stanach. A na koniec pojechalismy sobie z Wiesiem na cztery dni do Rzymu zostawiajac dzieciary Dziadkom. Tak wiec koniec koncow wyprawe do Polandii mozna uznac za udana. Szkoda tylko ze tak slabo udokumentowalismy ten nasz pobyt - zrobilsmy bardzo niewiele zdjec.
Ponizej link do fotek, ktore udalo nam sie pstryknac.

niedziela, 9 maja 2010

Mother's Day

Dzis w Stanach obchodzi sie Dzien Matki. Moja corka po raz pierwszy sama podpisala sie na kartce od siebie i napisala tez "I love You":)
A ja chcialabym zlozyc najlepsze zyczenia wszystkim matkom, ktore poswiecily sie dzieciom i prowadzeniu domu i tym ktore zmeczone po calym dniu pracy pedza do swoich maluszkow i tym ktore czesto tuszuja cienie pod oczami po nocnym czuwaniu przy lozku chorej dzieciny albo po wielokrotnym wstawaniu do pociechy, a takze tym, ktore czasami traca cierpliwosc i czuja ze od krzykow, placzow i jekow dostana najprawdopodobniej na glowe i tym, ktore przecieraja marchewke dla swojego bobasa, albo mimo problemow probuja za wszelka cene karmic piersia i tym ktore wlasnie przyrzadzaja trzecia opcje obiadowa dla swojego malenstwa w nadziei ze moze tym razem potrawa na talerzu bardziej przypadnie mu lub jej do gustu, i tym ktore zamartwiaja sie kazdem pociagnieciem nosa, zakaszlnieciem, siniakiem, wysypka itd i tym, ktore wielokrotnie sprzataly wymiociny lub efekty dziecinnego rozwolnienia w lazience, z dywanu, poscieli, sofy i wielu innych miejsc nie myslac wcale o tym jakie to obrzydliwe i cuchnace tylko co zlego dzieje sie z ich dziecmi i tym, ktore niezliczona ilosc razy uspokajaly swoje placzace pociechy, pocieszaly je po kolejnym nabitym guzie, znosily ich histerie i zlosci i tym, ktore zupelnie zapomnialy o sobie i swoich potrzebach.
A wszystkim dzieciom i ojcom przypominam ze my matki potrzebujemy Dnia Matki bo milo jest poczuc sie chociaz raz w roku doceniona, wiec swietujcie tego dnia, rozpieszczajcie swoje zony i matki, mowcie jak je kochacie i podziwiacie, przejmijcie czesc ich obowiazkow tego dnia, zrobcie cos by poczuly ze doceniacie ich wysilki, powiecenia, ciezka prace i milosc jaka was obdarowywuja.
Happy Mother's Day:)

niedziela, 2 maja 2010

Odliczanie...10 dni...

Od dzisiaj za 10 dni biore dzieciary pod pachy i lecimy do Polandii!!! Jeszcze musze tylko skompletowac reszte prezentow, sprobowac znalezc Mayci na Florydzie jakas kurtke, wyciagnac walizy ze strychu, zdecydowac jakie rzeczy wziac dla siebie, Mayci, Olusia i mezusia - ktory z nami nie leci ale doleci potem i jak mu nie uszykuje ciuszkow to przyjedzie z jedna para krotkich spodenek i jedna T-shirtka, wydepilowac nogi, wyprac i wysteamowac wybrane rzeczy, spakowac wszystkie prezenty, wybrac rzeczy po Olusiu dla mojego najmlodszego bratanka, uszykowac mezowi obiadkow na dwa tygodnie i liste rzeczy ktore musi wykonac jak nas nie bedzie:) (nie ma obijania sie pod nasza nieobecnosc!) wydrukowac zdjecia i przegrac filmy video dla rodzinki, zrobic sobie manicure i pedicure, zapakowac wszystkie leki, kosmetyki i rozne inne pierdoly, zdecydowac ktore buty beda sie nadawaly do chodzenia po ulicach Poznania, kupic dzieciakom jakies zabawiacze na samolot, przepakowac sie 5 razy zeby nie bylo zadnego nadbagazu do placenia - zrezygnowac z czesci ciuszkow przy okazji i milion innych rzeczy no i bedziemy gotowi do wyjazdu:))))
I nie pytajcie mi sie jak sobie poradze z dwojka dzieci podczas tej wyprawy bo nie mam zielonego pojecia i az boje sie o tym myslec bo zaraz dostaje rozwolnienia z przerazenia. Ostatnio Olus nie chodzil jeszcze i bylo mi ciezko bo musialam go nosic wszedzie teraz bedzie jeszcze gorzej bo bede musiala go scigac wszedzie a potem jak zasnie trzymac te jego 15 kg na sobie przez 9 godz lotu.

Wyprawa na komunie

Oto pare ujec z naszej ostatniej wyprawy do Polnocnej Karoliny. Pojechalismy celebrowac Pierwsza Komunie Swieta siostrzenca Wiesia - Maksia i zostalismy tydzien:) Dzieci sie wybiegaly na ogrodzie Dziadkow Kalinowskich a ja znowu musze przejsc na diete po wielkim obzarstwie i nic nie robieniu.



sobota, 10 kwietnia 2010

Wstrzasnieta!

Jestem bardzo zasmucona najnowszymi tragicznymi wiadomosciami z Polski. Powiedzcie mi jak to sie moglo stac? Dlaczego akurat tam...w drodze do Katynia? To miejsce jest jakies przeklete chyba...
Dlaczego tak duzo, tak waznych osobistosci naszego kraju lecialo jednym samolotem...?
Dlaczego mimo problemow zdecydowali sie wyladowac? I byc moze nie jestem ekspertem lotnictwa ale nazwa Tupolev nie kojarzy mi sie zbyt nowoczesnie i bezpiecznie...
Straszne!!! Caly dzien mysle o rodzinach ofiar. Ta tragedia ich dotknie najbardziej:(

środa, 7 kwietnia 2010

Zawód - kura domowa

Jestem rodzicem, niania, kucharka, sprzataczka, praczka, pania od prasowania, kierowca, czasami musze byc szwaczka, psychologiem dzieciecym, pielegniarka i zlota raczka od wszelkich malych usterek i napraw domowych i calym zespolem rozrywkowym. Jestem dostawca wszelkich dobr i stylistka trojki pozostalych domownikow. Nie mam wakacji ani chorobowego, pracuje caly bozy dzien i czesto jeszcze po nocach 365 dni w roku. Nie dostaje za to ani grosika wiec powszechnie mowi sie ze "siedze w domu" - chociaz z siedzeniem nie ma to nic wspolnego. Wieczorami padam na twarz - niektorzy sie dziwia dlaczego...? przeciez nie pracuje!!!
Tak wiec na lamach tegoz blogu oswiadczam i podaje do wiadomosci wszystkim tym, ktorzy wielokrotnie pytali mi sie i pewnie jeszcze beda pytac: kiedy wracam do pracy?, ja mam prace! Mam nawet pare etatow i zazwyczaj robie nadgodziny. Moja praca jest baaardzo odpowiedzialna, wyczerpujaca i bardzo wazna. Byc moze w przyszlosci sie przekwalifikuje i bede wykonywac zawod, za ktory dostane wyplate, i ktory o ironio! bedzie polegal glownie na siedzeniu na tylku i mysleniu - ale wtedy nikt mi nie zarzuci ze nic nie robie tylko siedze sobie:)
Na razie jednak pracuje pro bono co nie znaczy ze moja praca jest nic nie warta i ze jestem jakims bezuzytecznym darmozjadem. Do bezuzytecznosci mi baaardzo daleko.
Z powazaniem
Asiulek - Kura Domowa

środa, 31 marca 2010

10 ciekawostek o Amerykanach

Na wstepie chce zaznaczyc ze sa to moje osobiste spostrzezenia poczynione na przestrzeni 8 lat spedzonych glownie na Florydzie.

  1. Nie znam bardziej uprzejmych, milych, bardziej pomocnych i usmiechnietych ludzi nad amerykancow. Zawsze pogodni, pozdrawiaja, zagaduja nawet jesli w ogole cie nie znaja. Dziekuja i przepraszaja az za czesto - w koncu sama dochodzisz do wniosku ze powinnas byc bardziej uprzejma. Nigdy w zyciu nie dostalam tylu komplementow od obcych ludzi - wlasciwie w polsce chyba w ogole takowych nie otrzymywalam. Ogolnie rzecz biorac mieszkac tu fajnie bo jest milo:)
  2. Pogaduszki kasowe i samochodowe. Jest druga strona medalu do poprzedniego punktu - bardzo denerwujaca, a mianowicie kiedy kasjerka obslugujac klienta przed toba wdaje sie z nim w dluga konwersacje albo kiedy kierowca jadacy przed toba na osiedlu decyduje sie zagadac swojego sasiada lub znajomego w samochodzie nadjezdzajacym z przeciwka i zatrzymuja sie na srodku ulicy urzadzajac sobie mile pogaduszki.
  3. Obsluga klientow na stoisku garmazeryjnym i na poczcie nalezy do najwolniejszych na swiecie chyba!!!
  4. Amerykanie sa bardzo prodzieciecy. Bezpieczenstwo dzieci jest baaardzo wazne dla amerykanow (nawet jesli nie chcodzi o ich wlasne dzieci). Dbaja tez bardzo o ich rozwoj, kazde dziecko ma zajecia pozalekcyjne zeby rozwijac jakis talent lub po prostu miec jakies zajecie lub hobby.
  5. Za kierownica trzeba uwazac, bo prawo jazdy wyrabia sie tu latwo i szybko, egzamin nie jest zbyt trudny ale potem na ulicach pojawiaja sie slabo wyszkoleni kierowcy, ktorzy baaardzo scinaja zakrety, nie uzywaja kierunkowskazow przy skrecaniu lub zmianie pasow i naciagaja mozliwosc przejezdzania na zoltym swietle, ktora tutaj jest dozwolona az na czerwone swiatlo. Z tym ze musze przyznac ze kultura jazdy jest tu duzo lepsza niz w polsce - tu tzn. na florydzie bo w NY mozna dostac zawalu serca za kierownica.
  6. Amerykanie nie przywiazuja sie do miejsc. Zazwyczaj wiele razy sie przeprowadzaja nawet nascie razy i czesto z jednego kranca kraju na drugi. Najczesciej za praca, ale czasami po prostu czuja potrzebe zmiany otoczenia i szukaja pracy w innym stanie.
  7. Czesto i gesto manifestuja swoj patriotyzm, wyznanie, przynaleznosc rasowa, poglady polityczne lub inne swiatopoglady. Na poczatku bardzo mnie to smieszylo - zwlaszcza maszty z flagami, wydawalo mi sie ze wszedzie widze amerykanskie flagi. Teraz tylko juz dziwi mnie i zastanawia czasami dlaczego wszyscy tu chca sie nawzajem informowac o swoich stanowiskach w kwestiach religijnych, politycznych, itd poprzez naklejanie nalepek na swoje zderzaki lub tylnie maski samochodow. Stoje na swiatlach i widze kto jest przeciw aborcji, kto jest katolikiem, kto popiera zolnierzy amerykanskich, kto glosowal na Obame i wiele innych rzeczy:)
  8. Mowi sie ze Ameryka to wolny kraj i mozna tu wszystko. Nie prawda! Zdziwilibyscie sie jak duzo rzeczy nie jest dozwolonych. W telewizji ostra cenzura - nie zobaczycie zadnych scen rozbieranych, zadnych przeklenstw - wszystko w filmach wycinaja, na programach typu reality show zamazuja - nawet jesli cos przeswituje przez koszulke lub bielizne. Ale co z tego skoro permamentnie gada sie o seksie...? Nie mozna publicznie pic alkoholu, wszystkie nocne lokale zamykaja o 2.00 bo tylko do tej godziny dozwolone jest sprzedawanie alkoholu. A na naszym osiedlu nie mozna przemalowac domu ani nic zmienic na swoim podworku bez wczesniejszego przeglosowania twojej propozycji przez zarzad osiedla, dostalismy nawet kilka upomnien za brudna skrzynke pocztowa.
  9. Jesli macie nadzieje wybierajac sie do Stanow ze zobaczycie na ulicach te wszystkie super laski z amerykanskich filmow mozecie przezyc ciezki zawod (chyba ze jedziecie do Kaliforni - moze tam one wszystkie stacjonuja...?) Moim osobistym zdaniem Amerykanki w ogole nie dorastaja Polkom do piet i malo dbaja o siebie. W wiekszosci maja nadwage i koszmarnie sie ubieraja - nie rozumiem dlaczego skoro ciuchy sa tu tak tanie...
  10. W stanach wszyscy sie ugryza dwa razy w jezyk zanim powiedza cos co moglo by kogos urazic. Kazdy stara sie byc super tolerancyjnym w stosunku do czarnoskorych, wszystkich mniejszosci narodowych, ktore zamieszkuja ten kraj, gejow itd. Sa slowa - epitety! ktorych uzywanie jest absolutnie zakazane. Ogolnie uwazam ze to swietna, podziwu godna postawa, ale musze przyznac ze czasami przesadzaja:) Np. Jakis czas temu zastanawiali sie w mediach czy moze lepiej zaprzestac publicznego mowienia: Merry Christmas bo nie wszyscy obchodza Swieta Bozego Narodzenia i moga poczuc sie urazeni...wiec lepiej mowic: Happy Holidays! :)

czwartek, 25 lutego 2010

Za daleko...

to jeden z tych strasznych dni kiedy jestem za daleko...za daleko zeby byc dla kogos wsparciem, za daleko zeby pomoc, za daleko by byc chocby ramieniem do wyplakania, za daleko zeby przytulic, za daleko zeby zlapac ja za reke...
Zadzwonilam, ale co mialam powiedziec przyjaciolce, ktora stracila dzieko w dziewiatym miesiacu....Jak ja pocieszyc kiedy wywoluja jej porod....Ja nie wiedzialam...bo nie ma takich slow. Plakalysmy razem, tylko to moglam zrobic, poplakac z nia, tylko to...

środa, 10 lutego 2010

Walentyna

Zapewne nie umklo waszej uwadze to, ze zblizaja sie Walentynki. Nie powiem mile swieto mimo ze bardzo komercyjne. U moim rodzinnym domu to bylo przede wszystkim swieto ... mojej babci:) Moja babcia to Walentyna i tegoz wlasnie dnia obchodzilismy wszyscy jej imieniny. Nie wiem dlaczego w naszej rodzinie huczniej obchodzi swietuje sie imieniny anizeli urodziny...W kazdym razie my 14 lutego zbieralismy sie cala rodzina i celebrowalismy.
Moja babcia Wala, bo tak ja nazywamy zawsze byla dla nas taka "prawdziwa" babcia - nie taka tylko z nazwy i wygladu, ktorych tutaj w stanach jest na peczki. Dobrze gotowala, jeszcze lepiej piekla, szyla mi piekne sukienki kiedy bylam mala dziewczynka, zawsze obdarowala jakims prezencikiem. Nauczyla mnie szydelkowac, robic na drutach a pozniej zawsze radzila mi kiedy zaczelam szyc sama. Odziedziczylam po niej nie tylko zdolnosci manualne ale rowniez powazna sklonnosc do strojenia sie i slabosc do wszelkiego rodzaju bizuterii. Jestem wnuczka swojej babci:)
Wszystkiego najlepszego z okazji imienin Babciu!

poniedziałek, 8 lutego 2010

Syn moj Alexander Śmieszny

Wiem, powiecie zlituj sie, znowu o dzieciach...ale o czym mam pisac skoro aktualnie dzieci to moje zycie:)
Dzis Olus na tapecie. Olus to taki smieszny mini czlowieczek:) Maly tuptus z wiecznie rozesmiana geba. Wszystkich czaruje tym swoim usmieszkiem i zalotnym spojrzeniem spod kosmicznie dlugich rzes. Wspaniale tanczy do wszystkiego, swego czasu odkrecal nawet wode w wannie i kiwal sie rytmicznie do szumu lecacej wody z kranu!, aktualnie specjalizuje sie w piruetach, rewelacyjnie zwiewa swojej matce a jeszcze lepiej wspina sie na wszystko co wystaje ponad ziemia. Bawi sie wszystkim co mu pod reke podejdzie lacznie z lalkami Barbie swojej siostry. Uwielbia ptaki i pieski, na ich widok baaardzo ale to bardzo sie ekscytuje. Ostatnio probuje powtarzac slowa, zaczal mowic Kaka czyt. Kaczka i kwa kwa oczywiscie, nalepiej odlicza "dwa tsy, dwa tsy". Prowadzi dysputy - bardzo glosne, zazwyczaj sam ze soba. Swietnie mozna sie z nim dogadac, bo odpowiada na pytania krotko i zwiezle: tak albo nie. Probuje rowniez swoich zdolnosci wokalnych - mam nadzieje ze praktyka czyni mistrza...
Uwielbia okladac swoja siostre i podbierac jej zabawki. Wspaniale zalewa cala lazienke podczas kapieli - niezwykla umiejetnosc. Dzieki Alexowi moja podloga w kuchni codziennie wyglada jak niemyta od miesiecy. Owocow nigdy nie ma dosyc, pochlonie kazda ilosc, szczegolnie gdy serwuje jagody, maliny, truskawki albo winogrona. To rowniez jedyne dziecko jakie widzialam pozerajace garsciami zielona fasolke.
Nabija sobie kilka guzow dziennie, stracil juz czesc przedniego zeba, krwawil juz z nosa i kilkakrotnie z ust. Nic nie pomaga chodzenie za nim krok w krok, nikt nie jest na tyle szybki by go chwycic w ulamku sekundy. Innymi slowy wychowuje lobuziaka, bardzo kochanego i przesmiesznego malego zboja.

środa, 20 stycznia 2010

Kiedy corka osiaga wiek odpowiedni...

Moja Maya juz dawno przestala byc malutka dzidzia. Skonczyla niedawno 4 lata i jak sama o sobie mowi jest juz duza dziewczynka - ale tylko wtedy kiedy pasuje jej byc duza:) I choc ubolewam nad tym, jak kazda matka ktorej dziecko wyrasta z bycia jej malym baby, ciesze sie ze moge teraz z moja "duza" juz corka robic bardziej dorosle rzeczy. Bylismy z nia juz dwa razy w kinie - byla zachwycona zlwaszcza ze za drugim razem ogladalismy bajke ktorej wyczekiwala od miesiecy.
We wrzesniu zeszlego roku zapisalam ja na lekcje baletu - wlasciwie to takie wprowadzenie do baletu dla 3 latkow. Uwielbia te lekcje. To taki pierwszy krok w kierunku rozwijaniu jej zainteresowan i talentow:) Zabralam ja tez tuz przed swietami na przedstawienie baletowe "Dziadek do Orzechow". Okreslenie "zachwycona i podekscytowana" nie oddaje uczuc jakimi emanowala moja Maya przez te pare godzin. Pani, ktora siedziala obok nas zamiast na scene patrzyla sie caly czas na Maycie i w czasie przerwy przyznala mi sie ze ogladala to przedstawienie oczami mojej corki:) Obawialam sie czy wysiedzi i moze zdecyduje w polowie ze chce juz isc do domu, tymczasem Maycia wpadla niemal w rozpacz kiedy po pierwszym akcie zaslonieto kurtyne - musialam ja zapewniac wielokrotnie ze beda jeszcze tanczyc.
Udalo mi sie ja tez namowic na gotowanie, wlasciwie nie musialam namawiac. Moja 4-letnia corka uwielbia ogladac programy o gotowaniu. Podczas jednego z nich zapytalam sie jej ze chcialaby ze mna przyrzadzic potrawe, ktora pokazywano i ochoczo sie zgodzila i pieknie pomagala w kuchni. Ale jeszcze bardziej podobalo jej sie robienie i przystrajanie pierniczkow swiatecznych. Ach jak sie starala i tak sie strasznie cieszyla kiedy zobaczyla efekt koncowy. Nawet Swietemu Mikolajowi wreczyla swoje wypieki kiedy przyszedl rozdac prezenty w wigilie.
W ramach pomocy przedwiatecznej Maycia ubierala ze mna choinke, zrobilysmy razem baaardzo dlugi kawal lancucha na choinke z kolorowego papieru. W ogole sam fakt, ze tak bardzo ekscytowala sie tymi swietami i przezywala je tak bardzo byl dla nas niesamowity. A po swietach zaczelismy uzywac prezentow gwiazdkowych, ktore Maycia dostala i gramy z nia we wszystkie gry jakie aktualnie posiada. I wiecie co...ona za kazdym razem nas ogrywa:)
Jak sie ma 4 letnia corke zakupy w supermarkecie przestaja byc koszmarem. Maya w sklepie zamienia sie w mala pomocnice i moje zadanie polega tylko na wskazaniu palcem produktu ktory potrzebuje - Maya jest super szczesliwa ladujac go do koszyka, potem z koszyka wykladajac na tasme kasy i jeszcze ladujac zakupy do samochodu a czasem jeszcze pomagajac mi wyladowac je z bagaznika. Aktualnie Maycia jest w fazie sprzatajacej - swietna faza nawiasem mowiac, oby trwala wieki:) Polega na tym ze wieczorem rzucam haslo: sprzatamy i Mayeczka zamienia sie w mala pracowita pszczolke i zbiera kazda zabawke i pieczolowicie odklada ja na miejsce. Zajmuje jej to troche bo jest bardzo pedantyczna, ale i tak jestesmy szczesliwi ze nie stawia sie za kazdym razem przy sprzataniu.
Maya wyrosla procz wszystkich swoich spodni i sukienek tez ze swoich kosmicznych histerii. Przeszlo jej. Aktualnie uwielbia opowiadac idiotyczne historyjki w sposob tak chaotyczny ze czesto gesto nie wiemy o czym wlasciwie rozprawia, co chciala wlasciwie powiedziec i po co...Czasami mam wrazenie ze to jest tylko sztuka dla sztuki byle cos gadac nawet jesli jest to zupelnie bez sensu i skladu. Mam nadzieje ze to tez jej przejdzie...
Ciesze sie ze jestem z nia w domu i mozemy robic razem te wszystkie rzeczy. Mam nadzieje ze kiedys moja corka spojrzy wstecz i stwierdzi ze miala fajne dziecinstwo i ma mile wspomnienia...

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Magic Kingdom

Zdecydowalismy sie w zeszlym tygodniu odwiedzic Magic Kingdom czyli jeden z parkow Disney'a. Akurat nadarzyla sie nam okazja by jechac tam w ciagu tygodnia wiec ja ochoczo wykorzystalismy, bo w weekendy ten park jest koszmarnie zatloczony. Bylismy juz w tym parku w zeszlym roku i nie mialam zbyt milych wspomnien z tego wyjazdu. Nameczylismy sie pchajac podwojny wozek, Olus mial tylko 3 m-ce, jeszcze karmilam go piersia, Maya miala straszne fochy i byl taki tlok ze juz po godzinie mialam dosyc. Tym razem to byl naprawde fajny rodzinny wypad. Maya byla baaardzo podekscytowana, chciala na wszystkim sie przejechac, wszystko zobaczyc, Olus patrzyl na wszystko zadziwiony. Ludzi bylo duzo ale mimo wszystko duzo mniej niz ostatnio. Kolejki nie byly takie straszne - zazwyczaj 10 - 15 min co Maya dobrze znosila o dziwo:) Tam gdzie bylo dlugie oczekiwanie bralismy fast pass - dostaje sie kartke ktora informuje o ktorej wrocic. Najdluzej czekalismy do Ariel, nie mialam ochoty tam tak dlugo stac ale niestety Maya nie chciala ustapic - uwielbia Ariel:)
Zaliczylismy 3 parady - myslalam ze jest tylko jedna w czasie dnia...Maya miala wielka frajde. Szkoda tylko ze ta frajda kosztowala nas majatek bo za bilety licza sobie bardzo slono, zwlaszcza ze wykupilismy taki 4-dniowy pass i mozemy jako rezydenci Florydy odwiedzic jeszcze 3 razy jakikolwiek park w Disneyworld. I na pewno z tego skorzystamy skoro tyyyle wydalismy:)
Naprawde ciesze sie,ze mamy te wszystkie parki niedaleko - godzina drogi samochodem i mozemy nasze dzieciaczki zabierac na takie fajne wycieczki. Jestesmy w stanie ofiarowac im niezapomniane przezycia. Ja sama zamieniam sie na powrot w dziecko kiedy jade z moja corka rollercoasterem, albo lece na latajacym dywanie...

niedziela, 10 stycznia 2010

Zima na Florydzie

Brrr przyszla zima na Floryde. Nie zaimponuje wam minusowymi temperaturami, nie ma sie co porownywac z Polska i cala Europa, ale jak na Floryde jest zimno! Wczesniej tez zdarzaly sie mrozne noce i chlodne dni ale zazwyczaj ochlodzenie przychodzilo na dwa dni i znikalo. Tym razem trzyma nas juz tydzien i jest coraz zimniej. Dzis w nocy ma byc u nas -4. A wczoraj na polnoc od nas padal snieg - ostatnio zasniezylo na Florydzie w 1977 roku!
Siedzimy w chacie bo dzieci chore, ciagnie sie im ta choroba i ciagnie, a w zeszlym tygodniu nawet im sie pogorszylo zamiast polepszyc:( Teraz sa na antybiotykach, maja infekcje zatok, pogoda nie pomaga. Grzejemy w domu, ale szczelnosc naszych florydzkich okien pozostawia wiele do zyczenia.
Ludzie pozakrywali roslinki, krzewy, drzewa, Wiesiu okryl nasza palme. Orchidee stoja w kuchni od tygodnia. Ja pokasluje i boli mnie gardlo, ale jakos sie trzymam.
Cale szczescie ze pod choinke dzieci dostaly kurtki, czapki, szaliki i cieple sweterki. Maja w czym chodzic:) Bo my w przeciwienstwie do niektorych florydian ubieramy sie stosownie do pogody - jesli temperatura spada rejestrujemy ten fakt i zakladamy sweterek, pelne buty, kurtke, a nawet czapke, szalik i rekawiczki jesli zaistnieje taka potrzeba. Rozwalaja mnie ludzie, ktorzy paraduja w krotkich rekawkach i klapkach na bosych stopach przy temperaturze bliskiej zera - nie wiem moze maja nadzieje ze termometr sie myli...bo przeciez mieszkaja na florydzie...? A moze wdziali te letnie ubranko tak z przyzwyczajenia i nie chcialo im sie wrocic do domu i sie przebrac...Zawsze sie zastanawiam widzac takiego osobnika komu z nas dwojga odbilo...
Wiem ze zle znosze zimno, zawsze tak bylo, ale mieszkanie na Florydzie tylko to poglebilo. Mimo wszystko nie wydaje mi sie zeby pomysl wyjscia z domu w flip flops czyli motylkach przy 10st C lub nizszej temperaturze byl najmadrzejszy...No ale to jest moje osobiste zdanie. Ja jestem zmarzlak:)
Pozdrawiam wszystkich zmarzlakow, zwlaszcza przy aktualnej aurze w calej Europie. Wspolczuje wam z calego serca.

niedziela, 3 stycznia 2010

Ale się działo...

Grudzień przeminął. Nawet nie wiem kiedy. Poszukiwania przedszkola dla Mayci, obchody urodzin Wiesia i Mayci oraz przygotowania do świąt i do naszego wyjazdu do rodziny Wiesia a potem do wyjazdu sylwestrowego całkowicie mnie pochłonęły.
Wiesiu jeździ teraz do pracy do Toronto, ja sama z dziećmi w domu a roboty huk - organizacja przyjęcia dla Mayci, prezenty urodzinowe i gwiazdkowe, kartki świąteczne, pakowanie do wyjazdu, ufff
Dużo się działo - wszystko mamy udokumentowane oczywiście:)

Maycia na przejażdżce konnej podczas jednej z naszych cotygodniowych play dates - zero strachu a jaka prezencja...mała amazonka nam chyba rośnie:)


Potrójne przyjecie urodzinowe ( dla trojki dzieciaków z naszej play group - w tym Mayci) w Pump it up było wielkim sukcesem. Dzieci zachwycone, wyskakały się za wszystkie czasy, była pizza, tort i lody.


Potem był wyjazd do Płn. Karoliny gdzie zastaliśmy resztki śniegu - ku wielkiej uciesze Mayci. Udało jej się nawet ulepić bałwana z kuzynem Maksem.


Byliśmy na wycieczce nocnej w ogrodzie botanicznym - gdzie chyba każdy krzaczek został udekorowany światełkami.


Świętowaliśmy urodziny Mayci cala rodzinka.


Oglądaliśmy tez domki z piernika w hotelu Ballantyne w Charlotte.


Celebrowaliśmy polską wigilie, były zdjęcia z choinka, kolędy w tle, rozpakowywanie prezentów, nawet Mikołaj wpadł do nas na chwile z druga tura upominków gwiazdkowych.


Tylko przestało nam być z Wiesiem do śmiechu jak przypomnieliśmy sobie ze będziemy musieli zapakować ta furę prezentów na samochód i zabrać do domu...


A po powrocie do domu - szybko rozpakowywanko i ponowne pakowanko i jazda do Naples na Sylwka. Pierwszy raz od 4 lat udało nam się wyjść na imprezkę sylwestrowa z Becią i Adasiem:)


I tak nam minął grudzień:)