czwartek, 20 marca 2014

Chwile satysfakcji

Czesto pisze (tak mi sie wydaje:)) o znojach i trudach wychowywania dzieci, o tym jak czasami jestem zmeczona i wyczerpana byciem matka i oficerem na stanowisku itd.
Tym razem chcialam sie pochwalic, bo wreszcie te moje dzialania wojenne na froncie rodzicielskim odnosza male zwyciestwa:) Zdarza mi sie nawet pogratulowac sobie, poklepac sie po plecach, dac sobie order za wytrwalosc :)
A czasami wrecz musze zamknac sobie usta otwarte w totalnym oniemieniu i pozbierac szczeke z ziemi:)
Nie bede was tu zanudzac moim kazdym maluczkim osiagnieciem, nie jestem wlasciwie typem matki-chwalipiety, ale... zeby nie byc goloslownym oto te, ktore daly mi wiele satysfacji.

Jak wiadomo wszem i wobec trudno jest dzieciarnie zapedzic do lozek. Od niemowlectwa wszystkie matki lub tez ojcowe probuja wszelkich mozliwych sposobow by uspic swoje latorosle w kolysce, czesto gesto nie jest to latwe, w gre chodzi lulanie, kolysanie, chodzenie, lub tez spanie z dzieciarami w swoim wlasnym lozku...Ja zamierzalam nauczyc moje dzieci zasypiania samemu bez mojej pomocy i po wielu wyczerpujacych probach z wielkim wsparciem mojego meza udalo nam sie przystosowac nasze dziatki do zupelnie samodzielnego zasypiania. Ale wiadomo, ze dzieci podrastaja i chce sie bawic w nieskonczonosc, najlepiej przez cala noc, doprowadzajac swoich rodzicow do rozpaczy i totalnego wyczerpania. Opracowalismy wiec z Wiesiem bardzo efektywna rutyne, ktora stosowalismy ze zdeterminowaniem dzien w dzien, swiatki, piatki i niedziele. Codziennie o tej samej porze zaczynalismy rytual kapania, by przejsc do kolacji, mycia zebow, czytania i spania - wszystko zgodnie z planem. Dzieci sie przyzwyczaily, i kazdego dnia najpozniej o 9:00 wieczorem lezaly w lozkach.
Mialam jednoczesnie swiadomosc, ze gdybym nie przypominala, nie kontrolowala, nie pilnowala tej naszej malej dyscypliny wieczornej to najpiewniej nie mialaby ona w ogole miejsca:))
Jakzesz wielkie wiec bylo moje zaskoczenie kiedy podczas przerwy swiatecznej zostawilismy nasze dziatki pod opieka babci wybywajac do kina sobie i zastajac ja po powrocie calkowicie oniemiala. Przeczuwajac najgorsze sluchalam jej relacji...i sama sie zdumialam slyszac, ze moje dzieci wraz z wybiciem godziny 9-tej, bez zadnych ponaglen i namow oznajmily ze czas do spania, wylaczyly grzecznie bajeczki, ktore ogladaly sobie, poszly umyc zabki - Maya nastawila sobie nawet stoper zeby szczotkowac odpowiednia ilosc czasu, po czym zniknely w swoich pokoikach i tyle ich babcia widziala:) Ta cala sytuacja powtorzyla sie ponownie gdy tuz przed powrotem dziadkow do domu zdecydowalismy sie wyjsc na jeszcze jedna randke, i po powrocie uslyszelismy ta sama opowiesc, o moich cudnie "wytrenowanych" dzieciach:)))
Pomyslalam sobie, kurcze! jednak sa skutki, jednak moje codzienne nagabywania zadzialaly:)))

Moje drugie osiagniecie jeszcze bardziej mnie cieszy, mnie mola ksiazkowego:)
Od najmodszych lat co tydzien praktycznie zabieram moja dziatwe do biblioteki publicznej, co tydzien wypozyczamy nowe ksiazeczki, kiedys jak byly mlodsze bralismy udzial w roznych zajeciach dla dzieci organizowanych przez biblioteke. Dzieciaki uczyly sie piosenek, sluchaly story time itd. Zrobilam z tego kolejny nasz maly zwyczaj, taki rytual - zawsze jeden dzien w tygodniu przeznaczony byl na odwiedziny w bibliotece. Wypozyczalismy bardzo duzo ksiazek - limit jest chyba 30, zdarzalo mi sie dotknac limitu:) Kazdego dnia czytalismy im po 3 male ksiazeczki, wiec musielismy miec spory wybor na caly tydzien. Kiedy Maya zaczela uczyc sie czytac dostala swoja wlasna karte biblioteczna -  byl to bardzo uroczysty moment dla niej:)
Zawsze sadzilam, ze po prostu wyksztalcilam w nich takie przyzwyczajenie, nic wiecej.
Ale i tym razem tez bardzo milo sie zaskoczylam, bo kiedy pewnego dnia Maya zapytala co many zaplanowane na nastepny, akurat wolny od szkoly dzien, a ja w odpowiedzi - nie majac nic ekscytujacego, ani specjalnego w planach, odparlam, ze moze wybierzemy sie do biblioteki, na co moje dzieci podskoczyly z radosci - jakbym im fundowala wizyte w parku rozrywki.
Jednakze najbardziej satysfakcjonujacy jest dla mnie powrot z biblioteki, kiedy jedziemy z powrotem domu, i spogladajac na tylne siedzenie widze moje dzieciary oblozone nowo-wypozyczonymi ksiazkami, ktore przegladaja z taka sama ekscytacja jak ja kiedys bedac dzieckiem. Prowadze samochod, ale w wyobrazni klepie sie po plecach i mowie sobie - jednak cos ci sie udalo!!!
Maya jest liderka konkursu "Reading Challenge" w swojej klasie. Ma najwiecej gwiazdek za przeczytane ksiazki - kazda gwiazdka to 50 stron, Maya ma juz chyba ich ze 140:) Z kazdej ksiazki musi zrobic raport, to na jego podstawie otrzymuje gwiazdki.
Ucze ja tez czytac po polsku, jestesmy juz w polowie starego polskiego elementarza.

Takich milych, bardzo satysfakcjonujacych momentow mialam ostatnio wiele, czuje sie jakbym zaczela zbierac plony swojej ciezkiej pracy:)

wtorek, 18 marca 2014

Spring Break

W zeszlym tygodniu dzieciary mialy spring break czyli tygodniowe wakacje - odpowiednich polskich zimowych ferii, tylko krotszy i wiosenny:)
W tym roku zaplanowalismy sobie wyjazd na pare dni zeby oderwac sie na chwile od zwyklej, domowej rzeczywistosci i zafundowac dzieciarni troche wakacyjnej frajdy. Na Florydzie w marcu jest pelnia sezonu wypoczynkowego bo panuje najpiekniejsza pogoda w roku wiec wszystkie hotele maja najwyzsze stawki:( Ale udalo nam sie znalezc noclegi na ktore bylo nas stac wiec wyruszylismy na poludnie.
Najpierw w kierunku Miami, gdzie po drodze zahaczylismy o Shark Valley - miejsce w samym srodku florydzkich moczarow Everglades, gdzie zima mozna podziwiac wygrzewajace sie tam aligatory:)



W Miami zajechalismy do ichniego Zoo - w ktorym bylismy juz kiedys - ponad 5 lat temu :) Jezdzilismy sobie po tym parku wielkim rodzinnym rowerem, co procz super zabawy wspaniale ulatwia zwiedzanie. Udalo nam sie zobaczyc cudne male lwiatko, klotnie rodzinna szympansow i kapiel slonia, a raczej nurkujacego slonia:)



Stamtad pojechalismy sobie na Sanibel Island - mala, piekna wysepke w poblizu Naples. Wynajelismy sobie tam male mieszkanko prawie na plazy, do ktorego chcialabym jeszcze kiedys wrocic - tak mi sie spodobalo:)) Ta wyspa znana jest z tego, ze mozna tam znalezc piekne muszle. Tak wiec procz plazowania i spacerow brzegiem oceanu, glownie szukalismy muszli:))) Wiesiu nawet wstal skoro swit by od razu po porannym odplywie zebrac najwieksze i najpiekniejsze sztuki:)





wtorek, 4 marca 2014

Zmiennam jest


   Zastanawiam sie ostatnio czy i jak zmienic sobie zaczesanie...mam rozne pomysly, niemalze kazdego dnia inny:))) Myslac o tym zdalam sobie sprawe, ze w przeszlosci czesto czulam potrzebe zmian na mojej glowie. Skutki widoczne ponizej...



Pytanie brzmi czy pozostac przy dlugowlosej blondynie...czy moze znow zaryzykowac...