czwartek, 22 stycznia 2009

Disneyworld

No wiec wybralismy sie w ostatni poniedzialek do Disneyworld. Z dwojka dzieci, podwojnym wozkiem, diaper bag i plecakiem. Wiem troche narwany pomysl! Ale planowalismy ten wypad od paru miesiecy, to miala byc super wycieczka dla Mayci bo jest na etapie ksiezniczkowym aktualnie. Wymyslilismy sobie ze pojedziemy w ciagu tygodnia bo w weekendy jest tam tyle narodu ze nie mozna sie przepchac. Wydawalo nam sie ze bedzie swietnie jak wybierzemy sie wlasnie w ten poniedzialek bo bylo swieto( M. L. King Day) - ale tylko panstwowe firmy sa zamkniete - Wiesiu akurat tez nie musial pracowac. Na ten sam pomysl wpadlo najwidoczniej tysiace innych rodzicow, zwlaszcza ze szkoly byly zamkniete tego dnia - o czy nie pomyslelismy, wiec skonczylo sie na wykanczajacym przeciskaniu sie pomiedzy tysiacami odwiedzajacych.
Ale by miec to szczecie zeby sie troche poprzepychac trzeba bylo najpierw tam dotrzec - godzina jazdy samochodem, wypakowac sie na parkingu, zaladowac sie na taki tramwaj zbierajacy ludzi z parkingow, kupic kosmicznie drogie bilety w kasach, do ktorych byly duze zakrecone kolejki i zaladowac sie z calym majdanem na monorail - taka nadziemna kolejke dowozaca do parku. A na miejscu nasza corka oznajmila ze ona nie chce na niczym jezdzic!!! Interesowalo ja tylko to co znajdowalo sie w sklepach, ktore byly doslownie na kazdym kroku. A w nich wszystkie gadzety, o ktorych marzy kazde dziecko oczywiscie. Dopiero jak jej cos kupilismy zgodzila sie na pierwsza przejazdzke karuzela, a potem juz jej sie spodobalo. Problemem jednak byly kolejki do kazdej atrakcji, Maya nie rozumiala w ogole koncepcji stania w kolejce ( jak stwierdzila moja przyjaciolka - nie wychowywala sie w Polsce:)) Tak wiec chodzilismy tylko na te przejazdzki, do ktorych czas oczekiwania nie przekraczal 15 min. Niezbyt wiele udalo nam sie zaliczyc, bo tlumy ograniczaly bardzo mozliwosci poruszania sie -zwlaszcza jak sie pcha podwojny wozek, poza tym wycieczka z dwojka dzieci to nie spacer po parku - co chwila przystanek na karmienie, przewijanie, siusiu, wiec nie mozna sie nudzic:) Nie bylo latwo, raczej bardzo uciazliwie i zmachalismy sie z Wieskiem jak dwie kobyly pociagowe:) Mi pekala glowa przez cala wycieczke - az zdesperowana udalam sie do punktu pierwszej pomocy i tam mnie poratowali tabletkami przeciwbolowymi, poza tym buty mi sie rozwalily - podeszwa mi pekla i klapala sobie:)
Ale jakbyscie zobaczyli wyraz twarzy Mayci jak weszlismy - po dlugim oczekiwaniu, do namiotu z ksiezniczkami i nasza corka ujrzala Kopciuszka i Spiaca Krolewne...jeszcze takiego zachwytu i oniemienia nie widzialam na jej twarzy. A jaka miala frajde jezdzac ze mna w filizankach, na karuzeli i na latajacych dywanach. Zreszta ja tez:)
Moral z tej bajki jest taki - tak szybko sie tam ponownie nie wybierzemy, zawsze trzeba brac ze soba tabletki przeciwbolowe, butom po 8 latach eksploatacji odpada podeszwa, a widok twojego zachwyconego dziecka pomaga nawet na najgorszy bol glowy i zmeczenie:)

2 komentarze:

  1. Ja tez juz od dluzszego czasu mysle o odwiedzeniu Disney z Adasiem, nawet szukamy samalotow na spring break w marcu - pogoda chyba bedzie ladna, tylko pewnie tez beda tlumy, nie wiem, jeszcze nad tym myslimy. Fajnie, ze wy macie tak blisko! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przynajmniej mieslicie wyprawe pelna przygod :). Podziwiam za odwage i cierpliwosc :). Zdjecia super... i widac ze Maycia byla szczesliwa...

    PS. Asiu bardzo ladnie wygladasz w tej fryzurce...

    Pozdrawiam
    Agata

    OdpowiedzUsuń