sobota, 10 marca 2012

Z serii dzień z życia mamy. Piątek

Piatek 2 marca.
Pobudka o 6:30. Lunch dla Mayci, sniadanie i przebieranie w Cat in the Hat. Maya super podekscytowana. Wiesiu maluje jej nosek i wasy kocie. Olus spi jak zabity, nic dziwnego wczoraj zarwal pol nocy. Zawoze Maycie do szkoly, dumna i blada wysiada z samochodu - wszyscy nauczyciele pomagajacy przy car line podziwiaja przebranie Mayci. Wracam do chaty. Olus nadal spi. Robie sniadanie dla siebie i Wiesia. Ogladamy sobie wiadomosci przez chwile. Olus sie wynurza. Porcja przytulaczkow. Szykujemy sie do wyjscia - trzeba nakarmic i ubrac dziecko. 9:40 mam zumbe. Po cwiczeniach szybko lece sie przebrac do szatni, zabieram Olusia i jedziemy do St. Pete. Zajeżdzam pod biuro podrozy, konczymy robic rezerwacje, place za bilety, wybieram miejsca - jak na skrzydlach lece do sklepu polskiego po drugiej stronie ulicy. Po zakupach jedziemy jeszcze do muzeum dla dzieci Great Explorations do ktorego mamy roczna wejsciowke - niech Olus tez ma frajde z tej wyprawy:) Alex znajduje sobie od razu towarzysza zabawy i nie chce opuscic miejsca, chlopczyk tez nie. Smsuje cala rodzine i znajomych ze bilety kupione:) W koncu udaje mi sie wyciagnac Olusia i zaladowac do samochodu i cale szczescie bo juz czas odebrac Maycie. Jedziemy prosto pod szkole Mayi. Chwale sie wszystkim ze jade do Polski latem. Wszyscy sie dziwia - dopiero co mowilam, ze chyba nam sie nie uda pojechac bo bilety takie drogie. Zajezdzam do domu, od razu dzwoni na skype Lukasz i informuje ze zarezerwowal juz domek nad morzem dla nas, calej swojej rodzinki, naszych rodzicow i drugiego brata z zona!!!! Cala rodzina na wakacjach:) Wow to nam sie nie przydarzylo od 20stu paru lat chyba... Moja ekscytacja siega zenitu:))) Po chwili lacze sie z mama, rodzice tez przezywaja, ponoc moj drugi brat Marcin tez strasznie sie cieszy. Akurat podczas tych wakacji wypadna urodziny moich braci, wiec bedziemy razem swietowac. Wiesiu widzac chyba ze zona srednio zabiera sie za gotowanie jakiegos obiadu decyduje sie zamowic pizze i po nia pojechac:) Po pizzy szykuje Maycie na trening pilki noznej - ochraniacze na piszczele, specjalne skarpety, korki, picie. Ustalamy, ze Wiesiu ja zabierze, ale Olus widzac przygotowania blaga zeby jego tez wziac. Wiesiu ulega, pakuje dzieciary do samochodu ze mna jeczaca mu nad uchem zeby czasami nie pozwolil Olusiowi zasnac. Zamykam drzwi i nakrecam sobie motorek w tylku i zabieram sie do sprzatania chaty i gotowania bigosu, bo zachcialo nam sie polskiego bigosu. Udaje mi sie wysprzatac nasza lazienke, kuchnie i wszystkie podlogi. Od razu dom wyglada lepiej i moja frustracja wszechogarniajacym bajzlem zmniejsza sie:) Rodzinka powraca, natychmiast zaczynamy caly proces kladzenia do lozka. Dzieci w lozkach, czas na chwile relaksu z naszym ulubionym programem - Who do you think you are? o celebrytach, ktorzy odszukuja swoich przodkow. Wiesiu probuje bigos, wielokrotnie w duzych ilosciach:) Stwierdza ze jest dobry:) Oddycham z ulga po tym calym tygodniu. Jutro rano czeka mnie yoga i pakowanie na wyjazd do Naples. Wiesiu zabierze Maye rano na mecz.
W niedziele bedziemy nas party urodzinowe mojej chrzesniaczki Veronisi, i powrot do domu. A od poniedzialku cala kolomyja zacznie sie od nowa, tym razem z codziennymi lecjami plywania dla Olusia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz