piątek, 9 marca 2012

Z serii dzień z życia mamy. Czwartek

Czwartek  1 marzec
Pobudka jak zwykle 6:30. Przygotowywuje lunch dla Mayci i sniadanie. Budze ja. Szykujemy do szkoly. W miedzyczasie budzi sie Olus. Musze go poprzytulac, chce zebym z nim siedziala, ale nie moge musze leciec z Maya do szkoly. Budze Wiesia zeby zajal sie Olusiem. Po powrocie robie sobie sniadanie i kawe, sniadanie dla Olusia. Wiesiu juz zjadl. Sprzatam troche. Wstawiam kolejne pranie. Zakladam Olusiowi butki korekcyjne i szykuje sie na wizyte do kolejnego doktora, tym razem ginekologa. Tak na marginesie - nie mam co tydzien trzech wizyt lekarskich:), tak akurat sie zlozylo i skumulowalo, bo przekladalam je w nieskonczonosc, az do wszystkich trzech doszlo akurat w tym tygodniu. Wiec lece do mojego ginekologa na rutynowe co roczne badanko i modle sie zeby nie zajelo to zbyt dlugo, po pierwsze Wiesiek niby pracuje, po drugie nienawidze tam czekac - w tych gabinetach jest tak zimno, ze zawsze koszmarnie zmarzne az sinieja mi stopy. Niestety okazuje sie, ze moj doktor jeszcze jest w szpitalu, bo mu sie operacja przedluzyla:( Czekam chyba z godzine. Ale kiedy wreszcie sie pojawia jest bardzo sympatyczny i serdeczny - jak zwykle zreszta. Pedzie do chaty zeby zwolnic Wiesia. Po przyjezdzie zastanawiam sie co zrobic z reszta dnia...Mialam w planie jechac do St. Pete, to miasto obok, do polskiego sklepu i do polskiego biura podrozy w nadziei ze znajde jakies mozliwe bilety do Polski, ale juz jest poludnie, a tam jedzie sie godzine...Decyduje sie zadzwonic do tego biura podrozy i zapytac czy moga mi pomoc. Tlumacze, ze najtansze bitely widzialam za $1330, wyszlo 4tys zielonych za 3 osoby - to troche drogo...Pan uprzejmie przytakuje, tak, takie wlasnie sa ceny na lato, taniej chyba nie bedzie, a te 1330 to bilet z dwoma przesiadkami - co w moim przypadku z dwojka dzieci jest koszmarem:( Przygnebiona chce konczyc rozmowe kiedy pan zaczyna z innej beczki i proponuje sprawdzenie trasy Miami - Berlin liniami Air Berlin, slysze klikanie na jego komputerze i z dusza na ramieniu czekam. Znajduje 3 bilety za 3078. Nie dowierzam...Potwierdza, bezposredni lot Miami- Berlin za 3 tys - czyli tysiac bucksow mniej i bez zadnych przesiadek!!! Podskakuje na sofie z wrazenia! Ustalamy terminy, pyta czy rezerwowac wstepnie na 48 godzin. Pewnie! Lece do Wiesia z dobra wiadomoscia. Wiesiu aprobuje cene, ale kreci nosem na dlugosc naszego pobytu - poltora miesiaca samemu w domu chyba mu sie srednio podoba. Dzwonie jeszcze raz do pana i zmieniam daty wylotu na pozniejsze, okazuje sie, ze ze cena spada do 2980!!! Z ekscytacji zaczynam podskakiwac:) Lece do komputera widze, ze moj brat Lukasz jest dostepny na skype, dzwonie, przekazuje dobra nowine. Lukasz proponuje wspolny wyjazd nad polskie morze, moze zalatwic domek. Dzwonie do mamy. Olus twierdzi, ze on nie jedzie do baby tylko do dziadzi, a Maya jedzie do baby. Tak sie ciesze, ze w kolko powtarzam jak bardzo sie ciesze. Wiesiu patrzy na mnie jak na wariatke. Decyduje, ze jutro pojade zarezerwowac te bilety na amen i zaplacic, ale dzisiaj musze zrobic to, co mialam zaplanowane na jutro. Czyli pooddawac pare rzeczy w sklepach. To jedna  z bardzo fajnych mozliwosci tutaj - wszystko mozna oddac, nawet bez paragonu, nawet pare miesiecy pozniej, nawet jesli tego sama nie kupilas tylko dostalas w prezencie. Jesli nawet nie dostaniesz pieniedzy dadza ci store credit czyli karte nabywcza z odpowiednia kwota do zrealizowania w tym wlasnie sklepie. Nic nie traca, i tak zostawisz te pieniadze u nich. Przy okazji znajduje dla siebie super jeansy - dlugie, skrojone jak na mnie, do tego dobrej firmy,  i do tego reszte prezentu urodzinowego dla mojej przyjaciolki.  Co za dzien:) Jade odebrac Maycie, ktora dzisiaj byla w szkole poltora godziny dluzej, bo miala probe  przedstawienia szkolnego. Olus mi zasypia, podjezdzam pod szkole, odbieram Maye. W domu od razu budze Olusia, nie jest z tego powodu zadowolony delikatnie mowiac. Ale obawiam sie, ze nie bedzie chcial isc spac pozniej. Po obiedzie zabieram sie za zrobienie dla Mayci kapelusza na piatkowe przebranie. Maja sie przebrac za jakas postac z ksiazek Dr. Seusse'a. Maya wybrala Cat in the Hat (kot w kapeluszu). I mama sie produkuje przez godzine probujac wysmyczyc cos na ksztalt wyzej wymienionego kapelusza. Efekt jest zadowalajacy, Maya zachwycona. Szukamy reszty przebrania w maycinych szafach. Zadanie domowe z calego tygodnia skompletowane, robie liste ksiazeczek, ktore czytalismy w tym tygodniu, zaznaczam, ktore sama czytala, ktore my jej czytalismy - mamy do tego specjalny reading log zalaczony do kazdego zadania domowego co tydzien. Kapanie i dzieci ida do lozka. Ale... Olus nie zasypia, wychodzi co chwile, a to chce siusiu, piciu, jesc, kupke, chce ogladac bajeczke, wychodzi ta 45 minutowa drzemka. Mija 10-ta, probuje zrobic sobie pedicure, ale co chwile latam na zmiane z Wiesiem do Olusiowego pokoju. O 10:30 juz naprawde ogarnia mnie frustracja, groze klapsem, tlumacze, ze juz jest noc, Maya juz spi i zaraz mama i tata ida spac. Tuz przed 11sta kiedy idziemy do lazienki nadal slysze placz Olusia:( W koncu chyba sie poddaje bo zapada cisza. Nareszcie.

3 komentarze:

  1. Ale fajnie trafilo Wam sie z tymi biletami :) My rok temu tez trafilismy w taka cene wiec wiem jaka to wielka radosc :). Moja Emilka jak sobie strzeli drzemke w samochodzie tez nie moze pozniej zasnac. Ale ja mam na to lekarstwo gdy juz dojdzie do takiej drzemki :) zabieram ja wieczorem do parku i tam sie tak wymeczy, ze zasypia w 5 minut :). Na jak dlugo wybierasz sie do Polski?

    Pozdrawiam
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Na miesiac. Niby mialo byc dluzej ale nie chcemy Wiesia tak dlugo zostawiac samego. Dzieci beda tesknic. Jeszcze na tak dlugo sie nie rozstawalismy z nim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajnie z tymi biletami, i w dodatku lot bez przesiadek.
    Chyba juz sie nie mozesz doczekac wyjazdu?
    A propo polskiego sklepu to dzisiaj po raz pierwszy kupilam pierogi ze szpinakiem, byly pyszne.
    I chcialam sie jeszcze podzielic przepisem na pyszne slodkie sniadanie:
    http://alwayswithbutter.blogspot.com/2011/10/blueberry-dutch-baby.html
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń