wtorek, 31 sierpnia 2021

Westernowe widoczki

 Z Wielkiego Kanionu popędziliśmy stanem Arizona odkrywać kolejne atrakcje dzikiego zachodu...

Krajobraz szybko się zmieniał z zielonych wzgórz przy zjeżdżaniu z terenu kanionu...


... do niemalże zupełnie płaskiego, pustynnego pejzażu Rezerwatu Navajo... 


Stanelismy na chwile podziwiać ślady dinozaurów odciśniętych na zachowanych w skamieniałym niegdyś błocie. Ta formacja skalna nazywa się Moenkopi Formation, znajduje się w północnej Arizonie na czerwonym piaskowcu i pochodzi z Triasu





Indiański przewodnik pokazał nam nawet pozostałości skamieniałych kości dinozaurów...



Po kilku godzinach jazdy ukazał nam się taki widoczek...normalnie jak z westernu...





Az w końcu dojechaliśmy do naszego hotelu z widokiem, który znajdował się na terenie Rezerwatu Navajo - a ten był zamknięty dla zwiedzających, wpuszczano tylko gości hotelowych z rezerwacja czyli nas:) 
Ponizej wspaniały widok z naszego pokojowego balkonu





Restauracja w naszym hotelu była zamknięta więc musieliśmy do położonego nieopodal innego hotelu by dostać jakiś posiłek, to widok z tejże restauracji...





W lobby hotelowym był fajny indiańsko-westernowy wystrój...








Następnego dnia ruszyliśmy w dalsza wędrówkę po naprawdę dzikim zachodzie...i zajechaliśmy do Doliny Bogów czyli Valley of Gods...




To jest również taki jeżdżony, samochodowy park ale drogi są tylko utwardzone, zadnego płatnego wstępu, po prostu skręcasz z głównego drogi i znajdujesz się w krajobrazie gór świadków powstałych w wyniku działania erozji - głównie wietrznej. 
Co chwile stawaliśmy i robiliśmy zdjatka... 








Stamtad pojechalismy do naszej głównej atrakcji parku Lukow czyli The Arches, które są bardzo popularna atrakcja turystyczna tego regionu i znajduje się w stanie Utah. Mieliśmy tam ruszyć od razu, ale Wiesiu trzymając rękę na pulsie sprawdzil sytuacje na stronie parku gdzie już przedpołudniem ostrzegano, ze park został tymczasowo zamknięty dla zwiedzających i radzono próbować wjazdu po 2-giej popołudniu. W drodze do Lukow, dosłownie przy drodze zauważyliśmy wielki Luk Wilsona, przy którym oczywiście nie omieszkalismy stanąć...





...a ja z Olusiem nawet wspięliśmy się na górę...te ludziki to my na górze:)




A tutaj już w niesamowity parku Lukow...ponownie ostrzegają przed upałami...






W tle balansująca skala czyli Balance Rock



A tutaj już Luki, z których znany jest ten park...




W tym parku jest dużo szlaków, którymi można podejść bliżej do różnych formacji i wyżej wymienionych lukow, my jednak skorzystaliśmy tylko z jednego ze szlaków ze względu na nasze ograniczenie czasowe i upały. Nawet to jedno podejście kosztowało nasz dużo wysiłku...i wycisnęło z nas siódme poty:)

Resztę tego dnia spędziliśmy w samochodzie próbując dostać się do naszego kolejnego noclegu, do którego dotarliśmy dopiero po północy:( W drodze zaliczyliśmy marny posiłek w jednej z najgorszych restauracji w jakich się stolowałam. I niestety hotel, do którego wreszcie dojechaliśmy  - wyglądający naprawdę ładnie na zdjęciach i będący sam w sobie swego rodzaju obiektem historycznym - jako pierwszy hotel w rejonie Kanionu Bryce okazał się miejscem, który również wspominam z wielkim niesmakiem - szczególnie smród stop unoszący się w naszym pokoju. W innej sytuacji zazadalabym zmiany pokoju ale dosłownie padaliśmy z nóg i chcieliśmy się tylko przespać więc wysprejowalam pokój moim perfumem i udaliśmy na spoczynek bo już nazajutrz czekał na nas kolejny ciekawy dzień w podróży!!! cdn...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz