poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Wakacje na Dzikim Zachodzie

 Wymarzyliśmy sobie super wakacje w 2020 roku - mieliśmy objechać południowy zachód Stanów, pokazać dzieciom kawałek tego ogromnego kraju... Miało być tak wspaniale ale się usralo...jak wszystkie inne plany, wyjazdy, wyjścia, atrakcje, spotkania wszystkim i wszędzie.

Tak więc rok później kiedy sytuacja nieco się zaczęła poprawiać i nasza rodzina została zaszczepiona, plany wakacyjne wróciły na pierwszy plan i wierzcie mi planowania było co niemiara.

Ale tym razem wszystko doszło do skutku i teraz mogę się pochwalić przepięknymi zdjęciami z naszego wyjazdu i wspaniałymi wspomnieniami...

Podroz zaczęliśmy lądując w Las Vegas w środku nocy, gdzie akurat trafiliśmy na rekordowe temperatury od 44st Celsjusza to 47st ostatniego dnia naszego popytu!!!!!

Poniżej zdjatko z samolotu na Las Vegas nocą...

 
A to poranek w mieście hazardu...niemalże pustkowie - wszyscy odsypiają szalone noce, ale nie my, my ruszamy na nasza wycieczkę objazdowa...




W drodze do Doliny Ognia (Valley of Fire)


Niecala godzinę od Las Vegas docieramy do naszej pierwszej atrakcji - parku stanowego stworzonego z ognisto czerwonego piaskowca, który przez miliony lat poddawany procesowi erozji przybrał niesamowite kształty... 









Zastygle biale wydmy...















Nawet udało mi się wdrapać na jedna z ogromnych skal...





A w drodze powrotnej przebiegł nam drogę ten osobnik, wdrapał się na jedna ze skal i nawet nam pięknie zapozowal do zdjęcia:)




Jeszcze udało nam się zapozowac ze skalnym słoniem




Park był niesamowity, zwiedzanie polegało na jeżdżeniu samochodem do każdej dobrze oznaczonej atrakcji, przy której był mały parking i niewielka polowa ubikacja. Cale szczęście, ze przed wyjazdem zaopatrzyliśmy się w cala zgrzewkę wody bo tego dnia pustynia naprawdę ziajała ogniem - każde wyjście z samochodu okupywaliśmy niemalże udarem słonecznym:( 

Niestety jedna z wyczekiwanych przeze mnie atrakcji - Fala Ognia (Fire Wave) była zamknięta dla zwiedzających ze względu na upały - prowadził do niej 1.5 milowy szlak, który zamknęli w obawie o wypadki zasłabnięcia turystów na trasie. Ten park położony jest na pustyni i akcja ratownicza byłaby trudna - na terenie parku widziałam tylko budkę przy wjeździe z jednym pracownikiem w środku.

Z Doliny Ognia popędziliśmy w stronę Tamy Hoovera, która zbudowano w latach 1931-1936 na rzece Colorado pomiędzy stanami Nevadą i Arizona.

Tama robi wrażenie, ponoć maksymalna głębokość wody może osiągnąć 180 metrów ale jak widać poziom wody jest aktualnie znacznie obniżony...widać jaśniejszy ślad po wcześniejszym wyższym poziomie wody






Tutaj stoimy na tym wielkim moście widocznym na powyższym zdjęciu, to wejście nie należało do najprzyjemniejszych w tym upale, a po wejściu jak spojrzałam jak wysoko jesteśmy to przypomniało mi się, ze mam lek wysokości i normalnie cykałam się podejść do tej barierki:)


Wszędzie ostrzegano przed upałami, przypominano o przyjmowaniu płynów itd






Nasz termometr samochodowy wskazywal 110 st F czyli 43.3 st C

Jeszcze tego samego dnia dotarliśmy do Wielkiego Kanionu...ale to już w następnym poście:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz