poniedziałek, 5 grudnia 2011

Podziękczynnie

Indyk sie udał!!!! Przygotowania do obiadu dziękczynnego trwały cały dzień. Byłam wykończona ale jakże zadowolona kiedy wszystko wszystkim smakowało i indyk okazał się zjadliwy. Jak zawsze wszystko chciałam zrobić samodzielnie, bez żadnego chodzenia na skróty, gotowych półproduktów i ułatwień. Nie przepadamy za amerykańskimi papkami, daniami typu casserole czyli warzywnymi zapiekankami, więc tego rodzaju potraw - typowych dla tegoż właśnie dnia, nie uwzględniłam w ogóle w moim menu. Prócz indyka, którego nafaszerowałam ziołami, czosnkiem i cytryną i obsmarowałam ziołowym masłem i piekłam z obydwu stron, obracając go w połowie pieczenia, przygotowałam również sos na bazie rosołu z  indyczych wnętrzności i szyi z czerwonym winem i sama zrobiłam nadzienie, które zapiekałam osobno. Były tez "mashed potatoes" ale po poznańsku, dwa rodzaje żurawin - moje trochę pikantno - słodkie i mojej teściowej bardziej klasyczne. Zrobiłam słodkie ziemniaki z pomarańczowo - miętową gremolatą,  cytrynowa zielona fasolkę i sałatkę z konserwowanego selera, kukurydzy i ananasa. Na deser mielismy moj tort marchewkowy i sernik dyniowy mojej teściowej.
I stwierdzam, ze to swieto powinni nazwac dniem obzarstwa, bo wlasciwie na tym polega:)
Kolejnym wydarzeniem,  ktore mialo miejsce tuz po Swiecie Dziekczynienia bylo urodzinowe party niespodzianka, ktore zaplanowalysmy razem z siostra Wiesia by uczcic 40-lecie mojego mezusia.
Wymyśliłyśmy, ze skoro akurat przyjada do nas na to czwartkowe dziekowanie i objadanie wykorzystamy ten weekend po by absolutnie zaskoczyc Wiesia, bo jego urodziny wypadaja dopiero 9 grudnia. Plan byl wprost doskonaly - tak nam sie wydawalo...:) Rodzina przyjezdzala na Thanksgiving i ze wzgledu na prace Eli (siostry Wiesia) miala wracać juz w piatek. Tak wiec z zalem pozegnalismy gosci w piatkowe przedpoludnie...tyle ze oni zamiast na polnoc skierowali sie na poludnie do Naples gdzie, w mieszkaniu Eli, ktore zazwyczaj wynajmuje,  mialo odbyc sie party.
My mielismy jechac do naples w sobote niby na impreze do znajomych, i po drodze tylko zajechac do mieszkania Eli zeby niby zrobic pare zdjec wnetrza, by mozna bylo wystawic je na sprzedaz. I wszystko szlo zgodnie z planem. Tort zamowilam przez telefon - lodowy, z ulubionych lodow Wiesia Haagen Dazs, Ela miala go odebrac i porozwieszac dekoracje, ktore kupilam. Wiesiu wydawal sie nic nie podejrzewac, zwlaszcza kiedy Ela zadzwoniła poznym piatkowym wieczorem oznajmiajac ze dojechali do domu:). W sobote ociagalam sie z pakowaniem zeby wyjechac jak najpozniej bo goscie byli zaproszeni na 5ta popoludniu. Brałam ze soba troche zarcia na party tlumaczac ze to party jest takie skladkowe i kazdy ma cos przyniesc. Wiec wyobrazcie sobie moja panike kiedy po pol godziny jazdy Wiesiu stwierdzil, ze nie zajedzie jednak do tego mieszkania siostry, bo kiedy tam dojedziemy nie bedzie juz swiatla na zdjecia wiec bez sensu...zrobi to w niedziele rano. Przez ponad godzine jechalam cala zestresowana zastanawiajac sie co wymyslic zeby jednak zechcial pojechac na miejsce planowanej niespodzianki i nie zaczal nic podejrzewac moim namawianiem go. W koncu siegnelam po telefon i zadzwoniłam do Eli zawiadamiajac ja ze jednak nie zajedziemy dzisiaj zeby zrobic te zdjecia po czym udalam ze slysze jakoby mowila mi, ze nazajutrz mieli przyjechac tam nowi wynajmujacy lokal goscie. I niby oburzona zakomunikowalam Wiesiowi ze niestety nie moze zalatwic tej sprawy nastepnego dnia. Kiedy po tych perturbacjach w koncu zajechalismy na miejsce dalam znac telefonem ze podjechalismy ...ale troche za pozno i nie zdazyli sie do konca uciszyc wiec kiedy Wiesiu wyciagnal klucz spod wycieraczki i zaczal przekrecac go w zamku nagle zamarl spanikowany bo uslyszal jakies glosy i z przerazeniem w oczach wyszeptal: tam ktos jest...myslac ze to nowi rentownicy. A ja robiac glupia zdziwiona mine na to: tak???? przy czym nacisnelam szybko klamke i pchnelam drzwi( zeby Wiesiu nie zdazyl mi zwiac:)) za ktorymi czekali rodzina i nasi znajomi krzyczac: SUPRISE!!!
Jakbyście mogli zobaczyć jego minę:))) Zaluje ze ktos nie zrobil mu zdjecia. Stal calkowicie zszokowany chyba przez pare minut. Aja wreszcie sie rozluznilam, bo to oklamywanie meza i knucie za jego plecami bardzo mnie stresowalo.
Tak wiec ten Dziekczynieniowy dlugi weekend byl baaardzo udany, zwlaszcza, ze jeszcze w piatek udalo nam sie zakupic i przystroic choinke. To najwieksza chojna jaka mielismy dotychczas i po raz pierwszy nasze dzieci braly czynny udzial w dekorowaniu naszego drzewka:)
A wiecie za co dziekowal moj syn...? Za candy czyli cukierki:)))


3 komentarze:

  1. Indyk wyglada bardzo smakowicie. Dobrze ze wszystko udalo sie pomyslnie. A choinke macie przepiekna i jaka wielka :)

    Pozdrawiam
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Choinka faktycznie piękna .
    Czy jest sztuczna ,czy żywa ?.
    Jeżeli żywa to jak uda się Tobie utrzymać ją do świąt w Waszym klimacie .
    Pozdrawiam
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Choinka jak najbardziej zywa:) Trzymamy kciuki ze wytrzyma, podlewamy codziennie woda z lodem. Ale na same swieta i tak jedziemy do rodzicow Wiesia dlatego chcielismy sie nia nacieszyc przed swietami.

    OdpowiedzUsuń