sobota, 8 sierpnia 2020

Pandemiczne wakacje

 Zanim rozpętała się ta covidowa burza mielismy w planie wspaniałe wakacje rodzinne. Zamierzaliśmy zrobić sobie objazdówkę po zachodnich stanach i pokazać dzieciom Arizone i Wielki Kanion i Kalifornie...i właściwie jakbyśmy się uparli to moglibyśmy nadal jechać i zwiedzać takie na pół gwizdka bo część atrakcji pewnie byłaby zamknięta. Ale cała ta podróż wiązałaby się z większym ryzykiem, stresem i być może lekkim rozczarowaniem, że nie zaliczyliśmy wszystkiego co chcieliśmy...

Zdecydowalimy się więc  odpuścić w tym roku wielkie wojaże i poprzestać na namiastce planowanych wakacji i wybraliśmy się na kilka dni na wybrzeże Północnej Karoliny, które nazywane jest Outer banks, w skrócie OBX czyli Zewnętrzne brzegi. Są to wyspy barierowe, które są równoległe do wybrzeża i są połączone ze sobą i ze stałym lądem długimi mostami. 

To jest takie prawdziwe wakacyjne miejsce, miasteczka plażowe, kraina surferów, wędkarzy, łodziarzy. Ma niezwykły klimat, niesamowitą zabudowę i wieje tam wciąż przyjemna morska bryza. Prawie z każdego miejsca na wyspach mozna dostrzec wodę, bo te wyspy są dosyć wąskie. 

Są tam piękne plaże, na większość z nich można wjechać samochodem - jeśli masz napęd na 4 koła. 

Ponadto prawdziwą atrakcją jest rezerwat dzikich koni. Już tam kiedyś z Wiesiem byliśmy ale tylko przejazdem i bardzo mi sie podobało, dlatego właśnie wymyśliłam żebyśmy  spędzili tam trochę więcej czasu. Wynajęliśmy więc dom niedaleko od plaży i korzystaliśmy z atrakcji tegoż miejsca:)



To już początek naszej wycieczki do rezerwatu dzikich koni, jedzie się plażą na wydmy gdzie można zobaczyć te koniki biegające sobie samopas...



Na wydmach, w totalnym odosobnieniu od cywilizacji stoją domy postawione na palach - prawie wszystkie do wynajęcia. Ta architektura OBX bardzo mi się podoba, każdy dom jest inny i bardzo orginalny i wszystkie są bardzo urokliwe!

A oto dzikie koniki...







Jazda po plaży była super fajna!

Kolejne, liczne posiadłości...

A tu już niedaleka latarnia morska, niestety wejście do środka zamnkniete ze względu na wirusa.

Troszkę plażowania...

Wszędzie stały różnie udekorowane posągi koni:)
A tutaj jesteśmy Jokey Ridge park - to takie park wydmowy, są tam najwieksze wydmy w tej części świata:)




Dzieciom się strasznie podobało, mały frajdę biegając po wzgórzach wydmowych i robiąc różne zdjęcia panoramiczne...



A tutaj już przy następnej latarni - Bodie Lighthouse




Następnie pojechaliśmy na sam cypelek, gdzie kończą sie wyspy - Cape Hatteras, tam plaże naprawde są bezludne...

I latarnia na tym cypelku własnie...
I kolejne okazy tamtejszej zabudowy...
A to jeśli nie rozpoznajecie dom ze znanego filmu "Noce w Rodante"  - został przeniesiony z plaży w głąb lądu, ale nadal w Rodante:)


W drodze do domu zatrzymaliśmy się na noc w Charleston

...w bardzo artystycznym hotelu, który chyba był całkowicie pusty...

Wypiliśmy sobie po ponoć najlepszym milk shake'u w tej części świata w Cafe Kaminsky
i wróciliśmy stęsknieni do naszego Zorusia, którego zostawiliśmy u znajomych.

Tak więc mieliśmy troszkę wakacji i nie naraziliśmy się zbytnio. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się odbyć te nasze planowane zwiedzanie Stanów...




2 komentarze:

  1. Witam.Uwielbiam oglądac Państwa bloga,macie tam raj na ziemi !!! Pozdrawiamy z polskich gór !!!! Małgosia

    OdpowiedzUsuń