
Jak zwykle mielismy ogromne plany zwiedzajace, ktore tak jak zwykle prawie w calosci zrealizowalismy i wracalismy strasznie wyczerpani fizycznie. Aleee jakie to jest piekne zmeczenie:) Poza tym my nie potrafimy inaczej, lezenie na plazy to nie dla nas. My spedzamy wakacje z mapa i przewodnikiem w reku. Do hotelu wracamy niemalze po czworakach, stekamy i zdychamy a nastepnego dnia pedzimy zobaczyc nowe miejsca. A w San Francisco i okolicy jest co ogladac. Tym razem nie odwiedzilismy zadnego muzeum, bo w takim miejscu grzechem by bylo zamykac sie gdzies w jakims pomieszczeniu. Te widoki!!!! Nie bede sie tutaj produkowala probujac je opisac, nie ma slow, sa wprawdzie zdjecia, ale jak stwierdzil moj maz (wedlug mnie super fotograf!) nawet najlepsze zdjecie jest tylko zdjeciem i nie oddaje w pelni tego co widzi ludzkie oko. Samo miasto jest tak malowniczo polozone na gorzystym polwyspie, ze wystarczy spacer stromymi uliczkami by sie zakochac w tym miejscu. Z kazdego wzgorza cudna panorama na zatoke i reszte miasta. Zauroczyly mnie pnace sie jedne za druga wraz z kazda ulica do gory barwne kamienice. Kazda inna, wystrojona w roznorodne detale, ozdoby, wiezyczki, wiele mialo na dachach piekne tarasy - podziwialam i zazdroscilam. Nawet sobie nie wyobrazam jak fajnie sie mieszka w domu z takim widokiem....Ale to byl tylko przedsmak. Po dwoch dniach zwiedzania SF wybralismy sie na wycieczke na poludnie w kierunku Monterey i Big Sur podziwiac kalifornijskie wybrzeze. Wyjechalismy o 9 rano, przejazdzka miala trwac 3 godziny plus krotki przystanek w Monterey by odwiedzic tamtejsze akwarium. Zgadnijcie o ktorej godzinie dojechalismy....o 7 wieczorem:)))) Jechalam przyklejona do szyby, wiec cale szczescie ze nie prowadzilam. Co chwila blagalam Wiesia o przystanek, po kazdym postoju obiecywalismy sobie ze teraz juz pojedziemy dalej....ale po chwili znowu pojawial sie na horyzoncie taki krajobraz, ze trzeba bylo stanac, i znowu, i znowu, i znowu:) Wiesiu trzaskal zdjecia, ja stalam oniemiala. Ostatniego dnia pojechalismy zobaczyc park czerwonych wielkich sekwoi (Muir Woods) i zafundowalismy sobie wycieczke do pobliskich winnic w Sonoma na przetestowanie lokalnie produkowanych win. Mozna by tak sobie jezdzic od winnicy do winnicy, calkiem przyjemne zajecie, ale trzeba miec mocniejsza glowe niz moja:)

Spodobala mi sie natomiast baaardzo kalifornijskie dbanie o srodowisko i wlasne zdrowie. Jestem absolutnie za! Zdrowa zywnosc wszedzie, nawet na lotnisku w Oakland mozna dobrze i zdrowo zjesc, wszedzie sklepy ze zdrowym zarciem, na ulicach zero nadwagi, pelno wysportowanych, szczuplych, czesto gesto biegajacych ludzi. Za smiecenie na drogach kary czterokrotnie wieksze niz u nas - $1000!!! Wszedzie znaki zachecajace do sprzatania po sobie, segregowania smieci, a w akwarium w Monterey cale jedno skrzydlo budynku poswiecone ochronie srodowiska, pelno interaktywnych ekspozycji dla dzieci by zrozumialy problem i staraly sie przeciwdzialac.
Milo tez zaskoczyla nasz swietnie rozbudowana komunikacja miejska SF i calej okolicy. Na przedmiesciach kursuje kolejka naziemno- podziemna (Bart), w samym miescie jest metro, duzo linii autobusowych a wlasciwie trolejbusowych i tramwajowych oraz oczywiscie slynne drewiane cable cars wspinajace sie po stromych ulicach - przejechalismy sie oczywiscie jednym. Jedyny minus to slabe oznakowanie przystankow i brak rozkladow jazdy - stoisz i czekasz i nie wiesz jak dlugo...czy w ogole warto...

Wracalismy szczesliwi, ze udalo nam sie tyle zwiedzic ale oczywiscie w ramach powrotu do rzeczywistosci Olus zafundowal nam maly stresik i w czasie kiedy my lecielismy przez cale stany on trafil do szpitala na oddzial zatruc z podejrzeniem zazycia maycinego lekarstwa na chorobe lokomocyjna w ilosci niewiadomej. Skonczylo sie na strachu tylko, bo nasz synek koniec koncow nie objawil zadnych symptomow naduzycia tegoz lekarstwa i najprowdopodobniej w ogole tego nie polknal tylko moze sprobowal...Ale babcia z ciotka sie baaardzo przestraszyly i wolaly dmuchac na zimne:)
I tak zakonczyly sie nasze wakacje, ktore procz bardzo ekscytujacych wrazen zwiedzajacych przyniosly nam tez dwie baaardzo dobre wiadomosci, ktorymi musze sie z wami podzielic. A mianowicie - moja mama przeszla bardzo pomyslnie operacje wszczepienia sztucznego biodra!!! I dochodzi do zdrowia juz w domu po dwutygodniowym pobycie w szpitalu(o tym innym razem!) :) A druga swietna nowinka jest taka, ze Maya jakims cudem jednak dostala sie do nowo wybudowanej Charter School czyli lepszej szkoly niz ta do ktorej byla zapisana ( o tym tez wiecej napisze )
A teraz usiadzcie wygodnie i podziwiajcie San Francisco i Kalifornie w obiektywie mojego utalentowanego meza:)
Pokaż San Francisco, CA na większej mapie
A) Zazdroszczę :) Ostatnio dopisałam San Francisco do miejsc, które chcę zobaczyć przed śmiercią ;) A mieszkać tam to marzenie i tym postem mnie przekonałaś całkowicie :) Właśnie ze względu na temp. :)
OdpowiedzUsuńB) Co do całych wakacji i Twojej mamy i Mayci - dobrych ludzi dobre rzeczy spotykają :)
Pozdrawiam
Pięknie opisane, piękne zdjęcia. Tylko pozazdrościć. To miejsce, którego pewnie nigdy nie zobaczę na własne oczy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia pięknego miejsca. Wierzę, że kiedyś dane mi będzie je zobaczyć "na własne oczy". cieszę się, że udało się "naładować akumulatory" wyjazdem:)
OdpowiedzUsuńWitaj Asiu, przed paroma dniami 'odkrylam' Twojego bloga i przeczytalam go od deski do deski :) Musze powiedziec ze potrafie Cie doskonale zorozumiec gdy piszesz o emigracji... Ja przed ostatnie dwa lata mieszkalam w UK, teraz przeprowadzam sie do Kanady :)
OdpowiedzUsuńA San Francisco ... Z relacji widze ze sie Wam wycieczka udala, akurat tak sie sklada ze to miasto jest na mojej liscie miejsc ktore chce zobaczyc :) Teraz bedac w Kanadzie moze sie uda :)
Monia nie mow tak , bo tez myslalam ze nie zobacze wielkigo kanionu, niagary i San Francisco a zobaczylam :) Ciesze sie ze podobala wam sie moja relacja i zdjecia:) Pozdrawiam i podziwiam cie Snow White - naczytalas sie ksiezniczko:)
OdpowiedzUsuń