Dzieci miały dłuższy weekend ze względu na Dzień Weterana, który obchodzony jest 11 listopada czyli akurat w nasze Swięto Niepodległości:) A ja miałam jeszcze ostatnie dwa dni urlopu do wykorzystania w tym roku, więc wzięliśmy naszego Zorro pod pachę i wyruszyliśmy do Charlotte.
A droga długa, bo aż 10 godzin jazdy, dzieci nam poległy trochę, a Zorro trochę drzemał z nimi i trochę czuwał:)
Do Cornelius, gdzie mieszka rodzina Wiesia akurat dotarł zimny front, który ogarniał północną część Stanów, więc przywitała nas dosyć chłodna aura...
Ale byliśmy przygotowani, zaopatrzeni w kurtki wyruszyliśmy stamtąd na krótką wycieczkę w góry
Blowing Rock
Podczas wizyty udało nam się odwiedzić narzeczonego siostry Wiesia - Marka, który poczęstował nas najlepszymi steakami jakie w życiu jadłam...
A tutaj przymierzałam się do jego Harleya:)
Wreszcie w niedzielę wraz z rodziną i znajomymi uczciliśmy rocznicę śmierci ojca Wiesia specjalną mszą świętą w jego intencji i spotkaniem z tymże przyjaciółmi rodziny
A w drodze powrotnej zahaczyliśmy o Charleston i pochodziliśmy sobie trochę jego uroczymi uliczkami żeby rozprostować nogi w długiej powrotnej podróży
A takie widoczki mieliśmy przemierzając Florydę w drodze do domu...
Zoruś sprawował się świetnie przez całą podróż, był bardzo grzeczny, nawet nie pisnął.
Większość podróży spędził wyglądając sobie przez okno...tak jak poniżej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz