Nie odzywam się bo siedzenie przed komputerem odbija się bardzo negatywnie na moich plecach niestety.
Zaczęłam pisać dwa posty i obydwa są niedokończone, czekaja na swoja kolej...która nie nadchodzi, bo wiem, że jak usiądę na tym krześe to wstanę pokręcona i już nic nie będę w stanie zrobić, a zawsze mam coś do roboty:)
Ale dziś długo byłam w pracy i zamierzam już tylko odpoczywać więc zdecydowałam, że czas coś naklikać!
Chciałam Wam zdać relację z naszych wakacji wiosennych. Wiem wy tam w Polsce siedzicie biedni zamknięci, a ja tutaj urządzam sobie jakieś wyjazdy???? Naprawdę Wam współczuję, my jednak żyjemy sobie taką quazi normalnością juz od maja zeszłego roku - wszystko otwarte, z pewnymi ograniczeniami, maseczki oczywiście są na porządku dziennym, ale możemy chodzic do resauracji, fryzjerów, szkół, lekarzy, nawet na siłownie.
Tak więc korzystając z przerwy wiosennej naszych dzieci zaplanowaliśmy sobie wyjazd na Key West.
Mimo wszystko ze względów na nieuniknioną obowiązkową kwarantanne naszego potomstwa w razie opuszczenia stanu Floryda, zdecydowaliśmy się na podróż w granicach Florydy.
I muszę wam powiedzieć, że dawno nie byłam tak podekscytowana jakimkolwiek wyjazdem. Po prostu cieszyłam się, że gdziekolwiek jedziemy.
Zdecydowaliśmy się wziąć nasze rowery
Nasz pierwszy nocleg w Key Largo, który jest pierwszą z bardzo wielu wysepek połączonych mostami, na końcu leży sobie Key West...
Przejazd przez 7-mio milowy most
Iguany, są bardzo popularnym zjawiskiem na Keys
Podczas przystanku plażowego na Bahia Honda Park, gdzie ja z Maycią zażywałyśmy kąpieli słonecznej, Oluś z Zorro zwiedzali park...
Pierwszy obiad na Key West, z dzikimi kurami i kurczaczkami chodzącymi między stolikami:)
Key West bowiem nie ma bezpańskich psów szwędajacych się ulicami, tylko bezpańskie kury i koguty!!!
Maya robi sobie selfie, podczas gdy ja - w tle, probuję obsługiwać moj telefon w specjalnej wodoszczelnej oprawce...:)
Kolejne ucztowanie
Rybka na obiadek...niewielka:)
A to z porannej przejażdzki rowerowej z meżusiem, też nabrzeżem...
Lunczyk...
W ogrodach Ernesta Hemingway'a - gdy czytałam "Stary człowiek i morze" nie przypuszczałam, że kiedyś będę się przechadzała ścieżkami autora tej szkolnej lektury...
A tutaj już na naszej nastepnej małej wycieczce wodnej łodzią ze szklanym dnem, niestety podobnie jak podczas wcześniejszej wyprawy zmącona woda uniemożliwiłam nam zobaczenie jakiegokolwiek życia podwodnego:( Ale na szczęscie mając taką ewentualność na względzie zarezerwowałam opcję w czasie zachodu słońca żebyśmy chociaż mogli podziwiać piekne widoki...
Udało nam się zajechać do Shark Valley Park - to park na Everglades - bagnach Florydy i zaliczyliśmy fajną trasę rowerową...z aligatorami w tle:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz