Zanim rozpętała się ta covidowa burza mielismy w planie wspaniałe wakacje rodzinne. Zamierzaliśmy zrobić sobie objazdówkę po zachodnich stanach i pokazać dzieciom Arizone i Wielki Kanion i Kalifornie...i właściwie jakbyśmy się uparli to moglibyśmy nadal jechać i zwiedzać takie na pół gwizdka bo część atrakcji pewnie byłaby zamknięta. Ale cała ta podróż wiązałaby się z większym ryzykiem, stresem i być może lekkim rozczarowaniem, że nie zaliczyliśmy wszystkiego co chcieliśmy...
Zdecydowalimy się więc odpuścić w tym roku wielkie wojaże i poprzestać na namiastce planowanych wakacji i wybraliśmy się na kilka dni na wybrzeże Północnej Karoliny, które nazywane jest Outer banks, w skrócie OBX czyli Zewnętrzne brzegi. Są to wyspy barierowe, które są równoległe do wybrzeża i są połączone ze sobą i ze stałym lądem długimi mostami.
To jest takie prawdziwe wakacyjne miejsce, miasteczka plażowe, kraina surferów, wędkarzy, łodziarzy. Ma niezwykły klimat, niesamowitą zabudowę i wieje tam wciąż przyjemna morska bryza. Prawie z każdego miejsca na wyspach mozna dostrzec wodę, bo te wyspy są dosyć wąskie.
Są tam piękne plaże, na większość z nich można wjechać samochodem - jeśli masz napęd na 4 koła.
Ponadto prawdziwą atrakcją jest rezerwat dzikich koni. Już tam kiedyś z Wiesiem byliśmy ale tylko przejazdem i bardzo mi sie podobało, dlatego właśnie wymyśliłam żebyśmy spędzili tam trochę więcej czasu. Wynajęliśmy więc dom niedaleko od plaży i korzystaliśmy z atrakcji tegoż miejsca:)
To już początek naszej wycieczki do rezerwatu dzikich koni, jedzie się plażą na wydmy gdzie można zobaczyć te koniki biegające sobie samopas...
Na wydmach, w totalnym odosobnieniu od cywilizacji stoją domy postawione na palach - prawie wszystkie do wynajęcia. Ta architektura OBX bardzo mi się podoba, każdy dom jest inny i bardzo orginalny i wszystkie są bardzo urokliwe!
A oto dzikie koniki...
Kolejne, liczne posiadłości...
A tu już niedaleka latarnia morska, niestety wejście do środka zamnkniete ze względu na wirusa.
Troszkę plażowania...
Wszędzie stały różnie udekorowane posągi koni:)
A tutaj jesteśmy Jokey Ridge park - to takie park wydmowy, są tam najwieksze wydmy w tej części świata:)
Dzieciom się strasznie podobało, mały frajdę biegając po wzgórzach wydmowych i robiąc różne zdjęcia panoramiczne...
A tutaj już przy następnej latarni - Bodie Lighthouse
Następnie pojechaliśmy na sam cypelek, gdzie kończą sie wyspy - Cape Hatteras, tam plaże naprawde są bezludne...
I latarnia na tym cypelku własnie...
I kolejne okazy tamtejszej zabudowy...
A to jeśli nie rozpoznajecie dom ze znanego filmu "Noce w Rodante" - został przeniesiony z plaży w głąb lądu, ale nadal w Rodante:)
W drodze do domu zatrzymaliśmy się na noc w Charleston
...w bardzo artystycznym hotelu, który chyba był całkowicie pusty...
Wypiliśmy sobie po ponoć najlepszym milk shake'u w tej części świata w Cafe Kaminsky
i wróciliśmy stęsknieni do naszego Zorusia, którego zostawiliśmy u znajomych.
Witam.Uwielbiam oglądac Państwa bloga,macie tam raj na ziemi !!! Pozdrawiamy z polskich gór !!!! Małgosia
OdpowiedzUsuńOhhh! Dziekuje bardzo! Również pozdrawiam!!!
Usuń