wtorek, 2 grudnia 2025

Santorini

Niestety nie udało nam się zawinąć do portu w Mykonos, ponoć z powodu zbyt dużego wiatru. Byłam bardzo zawiedziona, bo ten port był na mojej liście najważniejszych miejsc do zobaczenia i wszyscy znajomi nam go najbardziej polecali... 

Ale może to i dobrze, bo mój maz i tak nie mógłby z nami zejść na lad, bo czymś się straszliwie zatruł i umierał w naszej kajucie. 

Na szczęście wczesnym popołudniem ogłoszono, ze by nam wynagrodzić stracony przystanek będziemy mogli spędzić półtora dnia w Santorini. 

Wiec z Maya i Olusiem załadowaliśmy się na lodz dowożąca pasażerów do portu by spędzić wieczor na Santorini i zachwycić się cudnym zachodem słońca. 

Port w Santorini jest polozony u podnoza gory, na która trzeba się wspiąć pieszo, wjechać kolejka linowa albo na grzbiecie mułów. My zrezygnowaliśmy z długiej kolejki do kolejki, jechać na tych śmierdzących mulach tez nam się nie uśmiechało wiec szliśmy schodami, próbując ominąć liczne kupy, które chodzące muły wszędzie zostawiały!!! Musze przyznać ze to była nie lada przygoda, bo te wielkie osły biegały po schodach z przerażonymi pasażerami na grzbietach jakby miały zamiar stratować wszystkich pieszych!









Wchodzenie było ciężkie ale jaki przepiękny widok mieliśmy po wdrapaniu się na ta gore!







I mogliśmy podziwiać cudny zachód słońca...










A następnego dnia mogliśmy ponownie zawitać na tej przepięknej wyspie, tym razem juz z Wiesiem, który powoli dochodził do siebie po zatruciu. 

Cale szczęście ze Wes mógł juz do nas dołączyć bo ta wyspa jest po prostu cudowna, nie mogliśmy przestać robić zdjęć!!! Jak sami zaraz zobaczycie...


Zabudowa wyspy tez nam się bardzo podobała, urocze białe domki jeden na drugim z pięknymi tarasami na zboczach tej wulkanicznej wyspy
















Podjechaliśmy nawet taksówką do miasta Oia, które również się bardzo malownicze...











A tutaj juz z powrotem na statku przed obiadem, tuż przed wypłynięciem w kierunku włoskich wysp