poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zwykly dzien

Kregoslup odmowil posluszenstwa, protestuje wykrzywiajac mnie jak stara babinke. Zawsze mnie absolutnie zaskakuje jak jeden wydawac by sie moglo calkiem zwykly ruch zmienia moje zycie w male piekielko:) Tym razem nawet nie uslyszalam zadnego strzykniecia, naciagniecia, nie wiem nawet dlaczego nagle zaczelam odczuwac jakies skostnienie i bol w dolnej czesci plecow, jakby ktos skopal mnie bolesnie....oczywiscie na tym sie nie konczy, paraliz wspina sie dalej, wyzej, wykrzywia z godziny na godzine bardziej i nagle wstanie z sofy i kazdy krok staje sie nie lada wysilkiem.
Historia mojego zycia:) Ale coz nie pierwszyzna to dla mnie, nie bede sie tu uzalac, jestem juz tak przyzwyczajona ze wczoraj machalam tylko reka na przerazenie w oczach Wiesia kiedy jak paralityczka poruszalam sie po domu. Poszlam na nasza maszyne pocwiczyc - czasem to pomaga rozruszac zastale kregi, ale nie tym razem, zeszlam jeszcze bardziej pokrecona:)
Dzis dzieci nie maja szkoly - mialam zrobic jakies ekscytujace plany zeby sie nie nudzily, cale szczescie ze jednak nie zrobilam, musialabym sie z nich wycofywac, przepraszac, tlumaczyc, albo zaciskajac zeby ruszyc do realizacji. No nic, bedziemy miec lazy day at home:) Wiesiu pracuje w lazience, dzieci na razie ladnie bawia, poczytam ksiazke, zadzwonie sobie do kogos, nigdy nie mam czasu bo zawsze gdzies pedze - dzis nigdzie nie popedze:)  sprobuje yogi moze pomoze...

niedziela, 20 stycznia 2013

Plaża w styczniu

Pogoda zupelnie niezimowa tylko letniowa nam krolowala przez ostatnie dwa tygodnie wiec postanowilismy skorzystac z tej naszej pieknej aury i wybralismy sie na plaze. Tak wiem, ze jest styczen, ale latem na plazy jest jak na patelni, trudno wytrzymac - szczegolnie Wieskowi, on jest absolutnie nieplazowy:) Wybralismy Anna Maria Island bo najblizej, ladnie, jest publiczny duzy parking z toaletami i prysznicami i duzy plac zabaw gdzie dzieci moga sie pobawic jak znudza sie oceanem i piachem.
I bylo naprawde super, przyjemnie z lekkim wietrzykiem, byly nawet fale, woda duzo cieplejsza niz w polsce w lipcu :) Dzieciaki mialy frajde - Maya w wodzie ze mna przeskakujac przez fale, Olus bawiac sie w piachu - ktory twierdzil przed przyjazdem ze nienawidzi:) Nawet mezus nie marudzil za bardzo, chociaz pozniej rozpaczal ze sie spalil - nie wiem jak i gdzie skoro mimo niezbyt mocnego styczniowego sloneczka nasmarowalismy sie spf 60 i 70!!! Zostalismy az do zachodu slonca:) Rzadko spedzamy az tyle czasu na plazy, zazwyczaj jest za goraco.


środa, 9 stycznia 2013

Zły dzien złego policjanta

Wczorajszy dzien nie nalezal do tych, ktore bede wspominac z usmiechem na twarzy zalujac, ze sie tak szybko skonczyl. Nie wiem dlaczego czasami - na szczescie ostatnimi czasy badzo rzadko, miewam takie dni, kiedy moj humor i ogolne samopoczucie psychiczne pogarsza sie z minuty na minute od momentu opuszczenia lozka...Miewacie tez takie dni...?
Jak sie latwo domyslec taki dzien zmierza drobnymi kroczkami do nieuchronnej katastrofy, ciezkiego zalamania nerwowego zazwyczaj z mniej lub bardziej blahych powodow, a poprzedzony jest mini- zalamaniami z bardzo glupich powodow:) Po prostu kwiatki i motylki przez caly dzien:)  ale takie z zebami i szponami:)
Zaczelo sie od tego, ze rozbieralam choinke - bardzo przygnebiajaca czynnosc, i przy tej smutnej okazji zbilam moja ulubiona, najwieksza i moim zdaniem najpiekniejsza bombke:((( I nie boje sie przyznac, ze zaplakalam nad nia ku rozbawieniu mojego meza, ktory wbiegl do pokoju przerazony moim krzykiem:) To byl wielki, piekny balwan, ja mam lekkiego fiola na punkcie balwanow - wystarczy spojrzec na nasza choinke, rodem z polski - tak sprzedaja u nas bombki wyprodukowane w Polsce i sa to zazwyczaj najpiekniesze ozdoby choinkowe. Wiesiu mnie pocieszal, ze przynajmniej bede mogla sobie kupic nowa bombke w miejsce tej zbitej...tak ale gdzie ja znajde takiego cudnego balwana...
Mniejsza z tym to byl tylko przedsmaczek prawdziwego dola, wywolanego odrabianiem lekcji z Maycia. Zawsze jest to mniejsza lub wieksza przeprawa, bo nasza corka strzela fochy jak tylko jej sie zwroci uwage, ze cos zle zrobila. Tym razem nauczycielka sie troszke zagalopowala i dala zadania dla drugo-klasistow - nie wiem dlaczego, ale dowiem sie, i foch byl oczywiscie od poczatku, co powoli wyprowadzalo mnie z rownowagi.  Az w koncu paleczke przejal tatus i wlasnie wtedy ponownie zdalam sobie sprawe, ze niestety ja jestem tym zlym policjantem, a tatus jest super fajowy.
I zrobilo mi sie strasznie przykro:((( Poczulam sie zmeczona i absolutnie sfrustrowana jako rodzic.
Nie tak mialo byc...mialam byc fajowska mama, a jestem ta co gani, kaze, krzyczy, jestem siedzia, wykonawca wyrokow, ta co pilnuje, co nie pozwala, ta co jak taka szczekaczka wypluwa z siebie zakazy, nakazy, ostrzezenia...I wierzcie mi niefajnie jest byc ta osoba:( Z drugiej strony nie potrafie nia nie byc, pozwalac na wszystko, machac reka, wzdychac tylko jak ktos cos zbroi, dawac wchodzic sobie na glowe, nie reagowac na zle zachowanie itd Moze dlatego, ze ja bylam wychowywana surowo i nikt sie ze mna nie cackal wiec nie potrafie tolerowac zachowan, ktorymi czestuja mnie moje dziatki... Po krotkiej sesji uzalania sie nad soba mialam powazna rozmowe z mezem, bo nie chce zeby nasze dzieci wspominajac swoje dziecinstwo mialy obraz wiecznie wrzeszczacej, niezadowolonej matki i wspanialego milutkiego tatusia, ktory po prostu umywal rece od tych niemilych aspektow rodzicielstwa. Obiecal wiecej zaangazowania...poczekamy zobaczymy...



sobota, 5 stycznia 2013

Podsumowując stary i zaczynając nowy

No i zakonczyl sie rok, ktory mial byc naszym ostatnim rokiem - ze niby koniec swiata mial nastac...i moze gdzies tam sie zaczal poczatek naszego konca, ale aktualnie jakby sie nic nie zmienilo poza data:) I musze tutaj oczywiscie podsumowac ten odchodzacy 2012 - wielu cieszylo sie, ze juz sie konczy z nadzieja ze nastepnym bedzie dla nich szczesliwszy...Moja rodzine i znajomych dopadly w drugiej czesci tegoz zeszlego juz roku same awarie i niepowodzenia, klopoty ze zdrowiem a nawet smierc najblizszych, ale coz tak bywa i trzeba to jakos przejsc i zdzierzyc. My tez mielismy jak juz wczesniej pisalam serie domowych katastrof, na swieta jechalismy chorzy, zostawiajac za soba swiezo zepsute drzwi garazowe:)
Ale musze sie przyznac ze nie wiem dokladnie skad mi sie to bierze, ze zawsze udaje mi sie znalezc jakas dobra strone kazdego przykrego wydarzenia. Przez lata mojego dojrzewania mialam czarne spojrzenie na rzeczywistosc, i wierzylam tak jak Murphy, ze jesli cos moze pojsc zle to na pewno pojdzie zle i wlasciwie kazda sytuacja potoczy sie schematem najgorszym z mozliwych. Humor pogarszalo to mi dodatkowo to, ze niemalze zawsze mialam racje:( Dopiero na studiach zmienilam nastawienie na realny optymizm i nadal do dzisiaj sie tego trzymam. Tak wiec wracajac do zeszlego roku pelnego niemilych niespodzianek i popsutych sprzetow - te urzadzenia i tak w koncu by sie spsuly bo jak dlugo niby maja dzialac....uplywa juz dekada odkad zostaly zamontowane. Cale szczescie ze nie padly wszystkie na raz tylko czekaja uprzejmie na swoja kolej:) Ja osobiscie uwazam ten rok za dobry, bo udalo mi sie odwiedzic moja rodzinke i spedzic z nimi naprawde bardzo milo czas podczas naszych wakacji nad morzem. Wyleczylismy Olusia z chodzenia na palcach, Maya nauczyla sie czytac, dodawac, odejmowac, duzo lepiej pisac i jezdzic na rowerze, Olus plywac i rysowac i co najwazniejsze zaczal chodzic do szkoly i byc bardziej samodzielny. Ja poczynilam duze postepy w jodze, z czego jestem niezmiernie dumna biorac pod uwage, ze stuknelo mi 36lat:) Zaczelam tez biegac, znalazlam wreszcie po latach dlugich poszukiwan odpowiednie kosmetyki dla mojej utrapionej zawsze pryszczami cery, przeczytalam nawet pare ksiazek, wysluchalam paru nowych plyt muzycznych. I wiem, ze to moga sie wydawac dla wielu z was male dokonania byc moze nie warte nawet wspomnienia, ale dla mnie wazne sa takie niby blahe rzeczy, z nich sklada sie moje zycie, ktore dzieki tym drobnostkom staje sie lepsze i fajniejsze. I nawet te ostatnie wydarzenia mnie nie zdolowaly, pocieszalam sie, ze grypa rozlozyla mnie na tydzien przed swietami, a nie w same swieta, ze i tak wyjezdzalismy na Boze Narodzenie wiec nie musialam sie stresowac przygotowaniami, ze popsute drzwi garazowe mozna przeciez otwierac recznie, ze przynajmnie Olus nam sie nie rozchorowal bo zdazylam go zaszczepic przeciw grypie itd

I zawsze robie sobie postanowienia noworoczne w bardzo wielkiej ilosci majac nadzieje, ze chociaz pare uda mi sie zrealizowac, ale w tym roku nie bede chyba robic zadnej listy i rozdrabniac sie, bo wiem dokladnie czego chce! Skupie sie tylko na paru najwazniejszych dla mnie zalozeniach na ten nowy rok  po pierwsze by byc bardziej zorganizowana i uporzadkowana a co za tym systematyczna i dokladna. Musze zmobilizowac mojego lenia i stac sie bardziej produktywna!!! Chce sie doksztalcic, jeszcze nie wiem jak, ale bede drazyc ten temat az znajde to, co mnie interesuje. I chce byc bardziej cierpliwa glownie dla moich dzieci i lepiej sie odzywiac i regularnie cwiczyc namawiajac na to cala moja rodzine.
Zalaczam fotki z naszego wyjazdu swiatecznego do NC i w gory gdzie wyruszylismy w poszukiwaniu sniegu. Znalezlismy pare hald odsniezonego jeszcze nie stopnialego sniegu i bylam w szoku jak wielka frajde mialy z tej garstki sniegu nasze dzieci:)))