środa, 31 października 2012

Już się zbliża...:)

Doszly mnie sluchy ze w Polsce ksieza i ogolnie kosciol jest absolutnie zbulwersowany Halloween.
Nie wiem doprawdy czego zlego sie w tych obchodach dopatruja...? Nie rozumiem co im to przeszkadza, ze sie dzieci poprzebieraja...Czy naprawde wszystkie swieta i obrzedy musza byc pochodzenia religijnego w Polsce...? Nie wiem co wy o tym sadzicie??? Mi, z kraju, ktore opetuje co roku goraczka halloweenowa, wydaje sie to baaardzo przesadzone i zupelnie idiotyczne zeby robic afere z zupelnie nieszkodliwego swietowania. No ale to jest tylko moje skromne zdanie:)
U nas jest szal totalny! Kosciol katolicki, ktore tez tu u nas funkcjonuje i dziala, juz dawno dal sobie spokoj z wyrazaniem swojej dezaprobaty, bo mialby przeciwko sobie cale Stany.
Domy przystrojone, cukierki nakupione, przebrania w pelnej gotowosci, pogoda ulegla naglej przemianie i dzis rano termometr wskazywal tylko 15st C:). Powycinalismy nasze dynie. Olus chcial konieczne nietoperza a Maya trupia czache - Wiesiu znalazl jej wzor dziewczynskiej trupiej czachy z kokardą:)




wtorek, 30 października 2012

Chustka odeszla...

Mam taka teorię, nie wiem czy mozna ja w ogole potwierdzic..., ale wydaje mi sie, ze duzo wiecej ludzi zegna sie z zyciem jesienia. Tak jakby kolejne szarobure dni jesienne przytlaczaly ich coraz bardziej, jakby ulatniala sie z nich wola zycia, jakby nie mieli juz sil sie bronic, jakby organizm dawal  za wygrana...
Poplakalam sie, choc jej nigdy nie poznalam. Podziwialam za sile, optymizm, poczucie humoru, madrosc, za to jaka byla matka.  Czytalam egoistycznie, bo mimo, ze to ona byla chora, dawala mi sile i kopa w tylek, zebym sie nie uzalala, zebym doceniala to co mam, ta chwile, ta milosc, ten dzien, moje zdrowie, usmiech dzieci, slonce, powiew wiatru... Trzymalam za nia kciuki, wierzylam w cud, mialam nadzieje...
Dzisiaj smutno...zal Jasia:( dobrze ze bedzie mial swojego Aniola Stroza

sobota, 27 października 2012

W poszukiwaniu jesieni

Zmeczeni naszym upalem pojechalismy poszukac troche jesieni.
W tym roku zdalismy sobie sprawe, ze nasze dzieciary wlasciwie nigdy nie widzialy takiej prawdziwej zlotej jesieni w pelni, ale coz urodzone na Florydzie gdzie poznym listopadem robi sie tylko mnie zielono i nieco chlodniej:( Jezdzilismy zawsze na Thanksgiving do rodzicow Wiesia ale wtedy bylo juz po zlocie i czerwieni, uswiadczalismy tylko chlodna, ponura szarosc.
Oczywiscie nie obeszlo by sie bez skomplikowanego planu:)
Wiesiu jechal na delegacje do Atlanty, Maya w zeszly piatek miala wolne w szkole. Wymyslilismy, ze wezme dzieciary i pojade sama (7 godzin!!!) do Atlanty gdzie spotkam sie z mezusiem po skonczonej konferencji, po czym nawiedzimy super czaderskie tamtejsze akwarium, ktore zawsze chcielismy zobaczyc ale jakos sie nam nie skladalo po drodze. A stamtad do Charlotte, zeby zrobic sobie fajna wycieczke w gory - bo tam akurat wlasnie szczyt sezonu jesiennego i ma byc cudnie!
Wyjechalam po 4-tej rano w piatek, zajechalam pod hotel Wiesia 15 minut przed umowionym czasem - ach ta moja punktualnosc:))) Akwarium bylo naprawde ogromne, nasze w Tampie, ktore zawsze wydawalo mi sie super fajne wypada baaardzo blado przy trzech rekinach wielorybich plywajacych sobie majestatycznie obok ogromnej manty (taka plaszczka wodna) - ponoc nazywana jest diablem morskim - wcale mnie to nie dziwi:) Mnie osobiscie najbardziej podobaly sie Belugi czyli wale biale zwane ponoc Białuchami, cudne sa, jak takie wieksze delfiny, bardzo przyjacielskie i piekne.
Bylismy tez na takim show z delfinami - tyle ze dzieci juz nam padaly na twarz, wstaly w koncu po 4tej rano:(
Ale wrazenia z gor przycmily te z Atlanty. Pierwszy raz podziwialam jesien w gorach - cos pieknego!
Tak nam sie spodobalo, ze zrobilismy sobie dwie wycieczki, ta druga bez dzieci, ktore nie docenialy az tak jak my niesamowitych krajobrazow. Napstrykalismy mnostwo zdjec, bo gdzie nie spojrzelismy wszystko bylo warte uwiecznienia. Ale zdjecia w pelni nie oddaja tego co widzialy nasze oczy.
Wrocilismy w pore by doswiadczyc nieco ochlodzenia - dzis tylko 23 st i wiaterek - huragan idzie calkiem niedaleko i choc w ogole nie idzie w nasza strone przyniosl troszke pieknej wietrznej pogody:)

poniedziałek, 15 października 2012

Uwaga: Artysta

Nasz syn przezywa aktualnie swoj okres artystyczny. Odkrywa, niespotykane i zdumiewajace nas czasami, techniki ekspresji artystycznej:) Kazdy ma swojego konika nieprawdaz... Olusia konikiem sa wipes - tak dobrze przeczytaliscie:) Nasz synus lubi sie produkowac na wilgotnych chusteczkach zazwyczaj uzywanych do wycierania roznych czesci ciala maluszkow. Wczesniej, zanim odkryl swoje zdolnosci plastyczne, robil z nich pizze - co wydawalo mi sie dziwne...Teraz tworzy kolaze, malunki i rysunki na nich. Ostatnio zrobil jedna dla swojej przyszywanej kuzynki Veronisi i chcial ja wyslac nazywajac swoje dzielo: love wipe:)
Uzywa tez papieru oczywiscie, ale sklonnosc do wipes zawsze powraca.
Moje potomstwo jest bardzo plodne i efekty ich ciezkiej acz owocnej baaardzo pracy walaja sie wszedzie. I nie wiem juz na tym etapie czy sie cieszyc, ze maja jakies zajecie czy wkurzac sie na papierzyska wszedzie i marnowanie kartek, bo artyzm Olusia przypomina mi bardzo dziwne bohomazy sztuki nowoczesnej:)
Zauwazylam tez, ze obydwa moje dzieciecia czesto gesto rysujac, malujac lub naklejajac spiewaja jednoczesnie. Dosyc ze nie tancza w tym samym momencie:)


poniedziałek, 8 października 2012

10 lat temu...

10 lat temu poznym pazdziernikowym popoludniem (dokladnie 8 pazdziernika) pojechalam z moja przyjaciolka i jej mezem do domu jej znajomej na spotkanie zaaranzowane w celu zapoznania mej skromnej osoby z bratem owej znajomej - Wiesiem.
Becia zaczela planowac ta cala mala impreze jeszcze zanim chyba opuscilam Polsce. Wedlug niej jechalam poznac swojego przyszlego meza:)
Siedzielismy przy stole w bardzo pieknym domu kiedy wyzej wymieniony pan Wieslaw pojawil sie u drzwi wejsciowych i ....moje serce zamarlo. Zamiast jakiegos fajtlapowatego brzydala, ktorego swata jego wlasna siostra mialam przed soba uosobienie moich skrytych marzen - przystojnego, sniadego, eleganckiego przystojniaka - no wiecie taki so spoglada na ciebie spod kosmicznie dluuugich rzes, ma kruczo-czarne wlosy i skronie przypruszone juz lekko siwizna co tylko dodaje mu uroku.
A ja zamiast podskoczyc z radosci i rozpoczac wielkie flirtowanie by zauroczyc go i rozkochac w sobie...chcialam sie zapasc pod ziemie, z braku umiejetnosci zapadania sie lub znikania skulilam sie tylko na moim krzesle majac nadzieje, ze moze dzieki temu wydam mu sie mniejsza - czyt. szczuplejsza. Tak akurat bowiem sie zdarzylo, ze w tym okresie mojego zycia mialam na sobie 20 kg wiecej niz normalnie:( I mialam rowniez swiadomosc, ze kazdy facet zakochuje sie okiem, tak wiec czulam sie kompletnie na straconej pozycji. Ten jeden raz kiedy naprawde potrzebowalabym zachwycic kogos swoja super zgrabna sylwetka, z ktora przyjechalam do tego kraju!, moglam jedynie liczyc na to, ze jakims cudem spodoba mu sie moja aktualna pyzata i postawna postura:(
Moglabym oczywiscie oczarowac go swoja elokwencja, wciagnac w jakas zajmujaca rozmowe, ujawnic moj niesamowity intelekt, zablysnac humorem i swoja nieodparta osobowoscia...ale doslownie jezyk stanal mi kolkiem w ustach. Bylam oniesmielona, pokonana przed startem, zdawalam sobie sprawe, ze taki facet nigdy na mnie nie spojrzy, nigdy sie mna nie zaintereresuje. Czulam sie wstretnie, bez szans, totalnie zawstydzona ta cala sytuacja. Postawilam na przeczekanie, nieodzywalam sie w ogole, nawet zadal mi pare pytan, ale odpowiadalam krotko i rzeczowo, jak na jakims przesluchaniu.
Widzialam, ze ciekawie spogladal na mnie, ale moglo mi sie tylko wydawac....
Doslownie slowo: porazka nie podsumowywuje w pelni tego spotkania zapoznawczego.
Po wyjsciu Adam spojrzal na mnie rozbawiony i spytal: Co to k...wa mialo byc????
Becia byla chyba zdruzgotana, a ja probujac sie zbagatelizowac swoje idiotyczne zachowanie tlumaczylam, ze Wieslaw istotnie jest przystojny, ale za niski jak dla mnie, troche ma taka krepa budowe ciala, a to mi sie nie podoba absolutnie...ble ble ble... Becia miala tak wielkie galy ze zdumienia, ze obawialam sie, ze bede je zaraz musiala zbierac.
Tak wlasnie 10 lat temu przebieglo nasze spotkanie.
Wiem, ze Wiesiu wcale nie myslal mnie zabierac na jakakolwiek randke ( zrazilam go totalnie), ale w koncu po usilnych namowac siostry, zeby chociaz sprobowal raz, zaprosil mnie na obiad, kino i lody w Halloween - tego dnia wlasnie obchodzimy rocznice naszej pierwszej randki. Ta randka wszystko zmienila, bo wtedy dalam sobie szanse i rzeczywiscie oczarowalam mojego przyszlego meza swoja osobowoscia:))) I chyba pierwszy raz w zyciu facet zainteresowal sie mna nie zachwycajac sie jedynie moimi dlugimi nogami, ale czerpiac przyjemnosc z rozmowy ze mna i po prostu bycia w moim osobistym towarzystwie:)))
Zaprezentowane zdjatko to nasza druga albo trzecia randka...jak widac z usmiechow - bardzo udana:)

piątek, 5 października 2012

Przegrzanie

Zawsze pisze jaka to mamy cudnie wspaniala pogode...ale od kilku dni zastanawiam sie czy czasami lekko nie przesadzam z tymi ohami i ahami :( Co za duzo to nie zdrowo...naprawde juz dosyc tego zaru z nieba...O tej porze roku kazde wyjscie zamienia sie w meke, bo kto czerpie przyjemnosc z funkcjonowania w warunkach saunowych...  Jestesmy tez juz wszyscy zmeczeni tym naprzemiennym deszczem i upalem, upalem i deszczem, czasami pada po pare razy na dzien - ale zadnej ulgi to nie przynosi tylko jeszcze wieksza wilgotnosc w powietrzu.
Odbieranie Mayci ze szkoly w obydwu przypadkach nie nalezy do przyjemnych. Albo roztapiamy sie na sloncu, parzy leb, przypalaja sie poszczegolne wystajace czesci ciala, bluzka przykleja sie natretnie, i czuje sie wszedzie krople potu kulajace sie powoli ciurkiem. A jak pada - a czesto pada przy odbieraniu Mayci bo opady sa zazwyczaj popoludniowe, to pedzimy z parasolami, ktore niewiele nas oslaniaja od deszczu, w kaluzach, slizgajac sie w mokrych klapkach i modlac sie zeby zaraz nie zaliczyc gleby z drugim dzieciakiem u boku drepczacym i jeczacym, wlazacym w najwieksze kaluze,  po czym stoimy w tlumie klinujacych sie nawzajem parasoli probujac odebrac dziecko. 
Wczoraj Olus mi zastrajkowal na parkingu twierdzac, ze on sie nie rusza z samochodu bo jest za goraco!!! I wcale mu sie biedakowi nie dziwie:(
Wiec czekamy na chocby minimalne ochlodzenie,  nie zadam tutaj sniegowych zasp jak dzisiaj w dakocie i colorado, ucieszy nas nawet zejscie do 26 - 25 st, byle nie te koszmarne 33  z aktualna wilgotnoscia:( 
To juz 6-sty miesiac takiej "cudnej" aury wiec nie dziwota, ze zdziebko nam sie juz to opatrzylo, zwlaszcza ze nie ma zadnej ulgi - bo przez te prawie pol roku nie bylo ani jednego chlodniejszego dnia lub nawet nocy. 
Pani Jesien, gdzie pani sie podziewa??????