poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Jestem

Powoli, bardzo powoli zaczynam myslec, ze juz niedlugo przyjdzie czas, ze pojde do pracy, cos zarobic. Nie wiem gdzie jeszcze, nie wiem kiedy i nie wiem jak:) ale czuje w kosciach, ze nadchodza zmiany.
Ale poki co delektuje sie byciem tylko mama.
Zazwyczaj pisze jak to trudno byc mama, jak wiele obowiazkow mam, jaka jestem zmeczona, jak mam dosyc, jak sie czasami uzeram, jak jest ciezko itd Bo wiadomo polak a nawet polka czasami lubi pomarudzic i troche ponarzekac. Co nie znaczy, ze nie dostrzegam plusow swojej aktualnej sytuacji:) A jest ich wiele. Nawet powiedzialabym bardzo wiele.
Po pierwsze - jestem, dokladnie tak po prostu jestem dla moich dzieci i dla mojego meza. Od rana do wieczora, codziennie. I cieszy mnie bardzo to, ze moge im zaoferowac swoja obecnosc. I wiem, ze taka uciecha jest o wiele wiele wieksza niz gdybym zarobila pare groszy i mogla kupic im Wii albo jakiejs inne cacko. I wiem, ze nie kazdy potrafi tylko byc dla kogos, to tez trzeba umiec:) I wydaje mi sie, ze ja troszke to potrafie:) Nie musze i nigdy nie musialam fundowac moim dzieciaczkom rozstan, placzow, blagan, sobie stresow. Jestem dla nich, kiedy mnie potrzebuja, kiedy sie przewroca, kiedy sa glodne, kiedy chca siusiu, kiedy sa chore itd. I ciesze sie, ze bylam kiedy zaczynaly mowic, chodzic, ze widzialam, ze poczulam pierwszy wybijajacy sie zabek, ze je znam, bo jestem z nimi caly czas. Z moja obecnoscia zwiazana jest tez mozliwosci dostarczenia ich na najrozniejsze zajecia - balet, pilka nozna, zajecia plastyczne itd.
Po drugie - kazdy dzien jest inny:) To mi sie bardzo podoba, bo nie lubie nudy. Moj plan dnia jest dosyc elastyczny. Musze sie oczywiscie pojawic w pewnych miejscach o pewnej godzinie kazdego dnia, ale...reszte dnia moge sobie zorganizowac jak chce:) Basen..., park..., zakupy, a moze kino...wycieczka na plaze...a moze do akwarium albo do muzeum dla dzieci, mozemy zasadzic nowe kwiatki...mozemy tez posiedziec w domu, obejrzec bajeczke, zagrac w gre...wyjsc na rower z dzieciarami...
Opcji jest duzo, zwlaszcza tutaj na Florydzie, a ja mam czas, zeby je z dziecmi realizowac.
Po trzecie - czasami udaje mi sie zrobic cos dla siebie, na co pewnie nie mialabym czasu pracujac. Jak na przyklad na prowadzenie tego bloga, na silownie, na przeczytanie ksiazki, na esperymentowanie w kuchni, na porzadki w szafach - na punkcie ktorych mam bzika:), na rozmowe z moja rodzina w Polsce, na hodowanie ziol i orchidei itd
I bylam juz namawiana do zrezygnowania z bycia pelno- etatowa mama na rzecz mamy ambitnej, pracujacej, zalatanej, zagonionej, ale zarabiajacej i....za kazdym razem zastanawialam sie czy chce tego dla siebie i dla mojej rodziny...i odpowiedz brzmiala: aktualnie nie, jeszcze nie. Zawsze sie wtedy zastanawialam czy bedac staruszka z usmiechem na ustach bede wspominala chodzenie do pracy czy moze chodzenie na spacery z moimi dziecmi...Poza tym lubie robic wszystko na 100% i mam te mozliwosc by byc 100% mama, dlaczego nie wykorzystac jej do konca....Dlatego jestem:)

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Zaczytana

Kupilam pare ksiazek w piatek. Wiekszosc mojego zycia bylam molem ksiazkowym do n-tej potegi. Moja rodzina przez wiele wiele lat widziala mnie z nosem w jakies ksiazce, noca sleczaca przy malej lampce, totalnie odcieta od rzeczywistosci, w swoim papierowym swiecie. Lykalam ksiazki tonami. Uwielbialam chodzic do biblioteki polowac na nowe zdobycze, z ktorymi pedzilam szybko do domu by zasiasc do czytania. Tak wiec wyobrazcie sobie jak glupio mi sie zrobilo kiedy podczas kilku ostatnich rozmow z innymi mamami na wszystkie pytania dotyczace najnowszych pozycji musialam odpowiedziec: nie, nie czytalam:( Pomyslalam: wez sie garsc kobieto, nie wstyd ci? I jak tylko w rece wpadly mi najbardziej popularne tytuly zabralam je do domu z postanowieniem odstawienia telewizji i kolorowych gazet na rzecz zapoznania sie z nowa zakupiona literatura. I....wpadlam jak w bagno doslownie. Przez weekend pochlonelam 514 stron najnowszej bardzo kontrowersyjnej  bestsellerowej powiesci "50 Shades of grey". Nie jest to pozycja najwyszych lotow, mozna ja wlasciwie podsumowac jak romans dla doroslych:), ale wciaga doslownie jak odkurzacz:))) Nie moglam sie oderwac zaniedbujac moje obowiazki domowe. Wczoraj wieczorem powiedzialam do Wiesia, ze sorry nie moge biegac, ani posprzatac po obiedzie, ktory zrobilam w krotkich przerwac po miedzy moja lektura, bo MUSZE skonczyc to ksiazke, zeby odzyskac spokoj:) I skonczylam, ale ....dzis mysle tylko o tym gdzie i kiedy moge kupic nastepne czesci bo okazalo sie, ze to jest trylogia!!! Wiec doprowadzam dom powoli do porzadku po totalnym weekendowym zaniedbaniu i pedze do sklepu po kolejne czesci:)
Aha, procz absolutnego sfiksowania na punkcie tego jak sie wyrazil Wiesiu "szmatlawca", jestem rowniez z siebie bardzo dumna bo wyzej wymienione romansidlo jest w jezyku angielskim i jeszcze nigdy w zyciu nie lyknelam tak szybko zadnej ksiazki w moim drugim jezyku. Zazwyczaj zabieralo mi to znacznie dluzej, jako ze po polsku czytam calymi zdaniami.  I pocieszam sie, ze nawet jesli "50 shades..." nie jest tytulem z nawyzszej polki dla intelektualistow to chociaz moj angielski nieco sie poprawi dzieki tej lekturze:)



środa, 4 kwietnia 2012

Wielka Noc juz za pasem...

Wielka Noc sie zbliza...pewnie sie szykujecie...gotujecie...pieczecie...sprzatacie...kupujecie zarelka...
My sie pakujemy. Dzis w nocy jedziemy do rodziny Wiesia do pn. Karoliny, tylko na pare dni, bo Mayci szkola uznala, ze dzieciom nalezy sie tylko jeden dzien wolnego z okazji swiat - piatek. W poniedzialek powinna byc w szkole, ale nie bedzie, bo musimy najpierw wrocic. Musze naklamac jutro i w poniedzialek, ze nasza corka zachorzala inaczej jej nie usprawiedliwia nieobecnosci.
Tak wiec zadnych wielce przygotowan nie robie...procz salatki i drozdzowej baby, ktora rosnie wlasnie w naszym piekarniku i trzymam kciuki zeby byla zjadliwa. Jestem miernym piekarzem ale nie poddaje sie tak latwo, zawsze probuje jeszcze raz albo raczej powinnam napisac jeszcze setki razy:) mimo, ze ta baba wlasnie i inne wypieki nie wyszly mi juz baaardzo wiele razy. Tym razem drozdze pieknie wyrosly, podobnie ciasto i zauwazylam ze w piekarniku strasznie juz urosla wiec.....moze tym razem...bedzie udana...
Lece sie pakowac, a wam zycze udanych bab, sernikow, mazurkow, saltek, bigosow, rodzinnie spedzonych swiat, w milej wiosennej aurze, smaczego jajeczka, bogatego zajaczka i fajnego smingusa!!!


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Wspominki

W zeszly weekend mielismy z Wiesiem ochote na polski film i padlo na "Wszystko co kocham". Ogladalismy zafascynowani obrazy z naszej mlodosci:) Duzo zagadalismy dialogow swoimi wlasnymi opowiesciami z tamtych czasow. Porownywalismy nasze wspomnienia stanu wojennego, czasow szkolnych. Nagle jakby nam sie jakies drzwi do przeszlosci otworzyly:) Powrocilismy do ciezkich czasow PRL-u, do czasow kartek, godziny policyjnej, apeli szkolnych w bialych bluzeczkach, cenzury, pustek w sklepach, starych samochodow. I nie po raz pierwszy pomyslalam sobie jak bardzo ciesze sie ze moj maz, moja druga polowa jest polakiem i ma te same doswiaczenia zyciowe:) Dzieki temu dokladnie mnie rozumie. Pomyslalam sobie tez jak bardzo to nasze dziecinstwo i lata mlodziencze uksztaltowaly nas  i sprawily, ze jestesmy twardsi, mamy wiecej charakteru, doceniamy bardziej dostatek i wygody, jestesmy ogolnie wdzieczniejsi za wszelkie dobro, ktore nas spotyka i cieszymy sie ze wszystkiego bardziej i lepiej, dluzej. Ja przynajmniej taka wlasnie jestem, i wiem, ze moja przyjaciolka tez taka wlasnie jest. I smiac mi sie chce czasami kiedy slysze na co oburzaja sie amerykanie -  np. pani sprzedawczyni sie nie usmiechnela, nie przywitala i nie zagadnela co slychac...albo pielegniarka w szpitalu sie zle spojrzala, albo glupio sie usmiechala (trzeba sie ladnie usmiechac!)...nowo zrobiony chodnik na naszym osiedlu jest chropowaty... musieli gdzies stac w kolejce...nauczycielka nie wykorzystuje potencjalu intelektualnego syna (przedszkolaka!) i do tego jedna z matek w podrozy musiala wysikac swoja corke na poboczu drogi w krzakach(to nie do pomyslenia!!!)... a jednej z mam biust sflaczal po karmieniu piersia i absolutnie musi miec zrobiony nowy, inna po ciazach ma sflaczaly brzuch i tez rozwaza operacje...No wyobrazcie sobie:) Biedactwa:) Zaloze sie, ze zadna z nich nigdy nie stala w kolejce po mieso przez cala noc zeby bylo co zjesc na swieta jak moja mama swego czasu, nie robili masla w sloiku, zapraw na caly rok, nie chodzili do magla, ani nawet nie rozwieszali prania na dworze, nie podchodzili do zrobienia prawo jazdy wielokrotnie ani nie placili za nie jak za zboze, nie oszczedzali na jedna pare butow pare miesiecy zeby moc w nich chodzic pare lat i na pewno nie zostali zle potraktowani w szpitalu, zadna z mam nie rodzila na korytarzu sama a jej dziecko nie wpadlo po urodzeniu do podstawionego kubla (tak jak sie urodzilam wlasnie:)) , kasjerki nie zabijaja ich wzrokiem, nikt im nigdy nie powiedzial, ze reklamacji sie nie przyjmuje kiedy przyszli cos oddac lub wymienic do sklepu, nigdy nie stali w zawieji snieznej albo podczas oberwania chmury na przystanku tramwajowym albo autobusowym czekajac na srodek komunikacji, ktory chyba gdzies zaginal w akcji..., nikt ich nie przesladowal za poglady polityczne, nikt im nie zabranial spiewac, czytac  i ogladac tego, co chcieli. Czyli ogolnie dobrze mieli i maja, tyle, ze czesto tego nie doceniaja niestety. I dlatego ciesze sie, ze mam meza rodaka:) On wie co mi w duszy gra:)