poniedziałek, 30 stycznia 2012

Mamciowy Kopciuszek

Pewnego dnia Maya rysowala jak zwykle, i jak zwykle ksiezniczki:) Zazwyczaj zaraz po ukonczeniu wrecza swoje dziela komus z domownikow lub zatrzymuje do podarowania dla kolezanek, nauczycielki albo dalszej rodziny. Tym razem chyba nie mogla sie zdecydowac ktora z ksiezniczek komu..wiec zaczela robic wywiad - spytala sie taty ktora krolewna jest ulubiona mamy...Tata oczywiscie nie potrafil odpowiedziec na tak powazne i glebokie pytanie:) ( tak na marginesie: czy on mnie w ogole zna choc troche??? skoro nie potrafi powiedziec kto jest moja najulubiensza ksiezniczka???? )
Koniec koncow Maya sama bidulka musiala zgadywac...A corka moja jest juz w swych latach tak dalece posunieta i nad wiek rozwinieta, bynajmniej nie tylko fizycznie ale rowniez intelektualnie, i potrafi przeprowadzic doglebna analize przychologiczna czlowieka - znaczy sie swojej matki w tym przypadku...I zdecydowala, ze stanowczo mamy ulubienica musi byc nie kto inny jak tylko i wylacznie Kopciuszek. A dlaczego spytacie? Alez jest proste i rzeczowe wytlumaczenie, ktore oczywiscie Maycia tatusiowi nie omieszkala zapodac. A mianowicie mamunia przeciez podobnie jak wyzej wymieniony Kopciuch biega caly czas po domu i sprzata, wszedzie ze szmata albo miotla, bez chwili wytchnienia...
Mama to jest taki cleaning princess - orzekla moja spostrzegawcza latorosl:)
I rzeczywiscie czasami mam wrazenie, ze na tym polega moje zycie:( A najsmieszniejsze jest to, ze mimo tego mojego ciaglego kopciuchowania dom wcale nie blyszczy niestety. Efekty moich staran jakos nie trwaja dlugo. Jakas slabą przetrwalnikowosc czystosci i porzadku mamy w chacie. To zrodlo mojej wiecznej frustracji niestety. I mimo, ze nie chce zeby mojej corce pozostal w glowie obraz matki z dziecinstwa biegajacej z miotla, to jeszcze bardziej nie mam ochoty by zapamietala balagan w naszym domu rodzinnym i wyniosla z niego jakies zle niechlujne zwyczaje. Tak wiec jestem sobie sfrustrowana cleaning princess na codzien, albo przynajmniej raz w tygodniu kiedy probuje ogarnac caly dom za jednym zamachem. Jak mi sie to uda to jestem bardzo szczesliwym Kopciuszkiem:) przez jeden dzien przynajmniej:)  

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Wyrzuty sumienia

Smiem twierdzic, ze kazda kobiete w mniejszym lub wiekszym stopniu drecza wyrzuty sumienia. Smiem tez twierdzic, ze matki i zony zadreczaja sie duzo bardziej niz singielki. Ja oczywiscie nie jestem wyjatkiem. Wyrzuty sumienia mecza mnie kazdego dnia. I nie dlatego bynajmniej, ze ktos z mojego otoczenia oskarza mnie o zaniedbania i wytyka mi moje niedoskonalosci. O nie nie, podobnie jak miliony innych kobiet robie to sobie sama:) Same sie torturujemy i wytykamy sobie swoje wlasne bledy, porownujemy sie do innych "super matek i super zon", ktore sa wspaniale zorganizowane, maja nieskazitelne i dobrze wychowane dzieci, blyszczacy czystoscia i swiezoscia dom, cudownego meza i jeszcze robia jakas zabojcza kariere - jak nam sie przynajmniej wydaje:) W gruncie rzeczy pewnie nawet one, te super mamy, maja wyrzuty sumienia...
A jakie? Oooo rozne rozniste:) Te ktore pracuja, maja sobie za zle, ze spedzaja malo czasu z dziecmi, te, ktore nie pracuja - jak ja na przyklad, ze nie zarabiaja i nie wykorzystuja swoje wyksztalcenia, na ktore przeciez tak ciezko pracowaly. Wstydzimy sie, ze nie udaje nam sie ogarnac wszystkiego, ze jestesmy zapoznione, ze nie dbamy o siebie, ze nie bawimy sie tyle z dziecmi ile bysmy chcialy, ze pozwalamy im ogladac za duzo telewizji, ze dom nie lsni, ze prasowanie czeka, ze za malo czytamy, ze sie nie udzielamy w szkole, ze paznokcie nie zrobione, ze myslimy o sobie za duzo, ze nie mamy cierpliwosci, ze za duzo wydajemy, ze podloga brudna, ze nie wyslalysmy kartki urodzinowej, ze ziemniaki sie przypalily, ze pozwalamy dzieciom jesc slodycze, ze przytylysmy a mialysmy schudnac, ze sie frustrujemy byle czym, a  mialysmy zamiar byc radosne jak skowronki itd itp
Moje pytanie brzmi: czy jakis facet mysli o tym? Nie sadze. Oczywiscie sa pewnie wyjatki, ktore potwierdzaja jedynie regule. Moim zdaniem wiekszosc mezczyzn nie martwi sie o TAKIE rzeczy. Pewnie dlatego ze mniej sie od nich oczekuje, nie czuja presji, nikt nie ma do nich pretensji, ze dziecko poszlo do szkoly w brudnej bluzie, albo nie przynioslo projektu na czas, nikt nie spoglada z poblazaniem na nich kiedy w domu panuje totalny chaos. Wina zawsze spada na kobiete. I my zdajemy sobie z tego z sprawe, pewnie dlatego tak sie boimy co inni powiedza, bo na pewno skomentuja, albo pomysla cos ...
I co na to poradzic? Przyzwyczaic sie chyba trzeba. Jakos radzic sobie, starac sie nie przejmowac tak bardzo....Nie wiem. Ale przede wszystkim nie udawac przed innymi kobietami, ze tak wspaniale sobie radzicie jesli tak nie jest, bo klamac jest nieladnie to po pierwsze, a po drugie wpedzacie te biedaczki w jeszcze wieksze wyrzuty sumienia.
Ja staram sie nie sciemniac ludziom. Mam czysto kiedy goscie przychodza, ale ich zachwyt ucinam w pol slowa tlumaczac, ze sprzatalam pol dnia bez wytchnienia przed ich przyjsciem:) i owszem ugotowalam duzo, ale na przyklad nie zdazylam umyc wlosow - cos za cos, nie jestem supermenka:)
Wiec nie przejmujecie sie, nie zadreczajcie, nikt nie jest doskonaly.

piątek, 13 stycznia 2012

Zumba i yoga

W listopadzie przestalam sie opierac i zapisalam sie silownie czyli z amerykanska na gym. Wczesniej twierdzilam, ze absolutnie nie mam czasu zeby jezdzic cwiczyc gdzies, moge sobie sama w domu  gimnastykowac sie i korzystac z naszej maszyny w garazu...ale juz mi sie znudzilo. Poza tym nie widzialam wiekszych rezultatow tego mojego domowego cwiczenia. Wiec kiedy poznalam pewna Polke, ktora chodzi na zajecia z zumby do gym stwierdzilam ze sprobuje. Nie wiem czy w Polsce zumba tez jest tak popularna jak u nas...? Polega to na tanczeniu do krotkich, acz intensywnych ukladow tanecznych, podkladem sa zazwyczaj jakies szybkie numery latino, dance albo techno. Niby nic takiego, potrzesiesz troche kuprem na parkiecie, nic wielkiego, latwizna...kazdy to potrafi. Jak sie okazuje nie kazdy:( Moje poczatki byly trudne, czulam sie jak kloda drewna probujaca tanczyc salse, wygladalo to jeszcze gorzej, az mi bylo wstyd zerkac na siebie w otaczajace sale lustra. Nie moglam nadazyc, moje czlonki nagle staly sie  duzo za dlugie, sflaczale i bardzo trudne do opanowania. Inne kobiety ruszaly sie sexownie podczas gdy ja wygladalam idiotycznie jak jakas wyrosnieta zyrafa opozniona motorycznie dodatkowo:(  Przekonalam sie, ze nie ma we mnie ani kropelki krwi latino niestety. Na domiar zlego po dwoch pierwszych piosenkach zaczelam ciezko dyszec i intensywnie sie pocic, w polowie juz widzialam mroczki i zaczelo mi sie robic slabo, ale nie zrezygnowalam. Dotrwalam do konca i nawet zdolalam doczolgac sie do samochodu:)
Olus w tym czasie bawil sie z dziecmi innych matek w specjalnym kids club.
Mimo tak ciezkich poczatkow wrocilam na kolejne zajecia, chociaz nie jest moim hobby bynajmniej robienie z siebie debilki publicznie. Ale za kazdym razem wychodzilo mi coraz lepiej chociaz trzesienie tylkiem w moim wydaniu wyglada jakbym dostala drgawki epileptyczne:)
Rownolegle zaczelam tez chodzic na yoge. I tam to mi sie dopiero spodobalo...bo swoja ogolna fizjonomia wpasowalam sie w srednia klasowa. Wiekszosc uczestnikow byla dluuuga z chudymi czlonkami:) Co prawda dostalam niezle w tylek i bolalo mnie dokladnie wszystko. Cale szczescie, ze najpierw cwiczylam sobie w domu przez pare miesiecy, bo nikt tam nie bawil sie w opisywanie kazdej pozy, tak jak moja pani z nagrania przy ktorym sie uczylam.
Olus coraz lepiej znosi nasze godzinne rozstania i dzisiaj na przyklad wyszedl chyba jeszcze bardziej spocony z niz jego mama - tak sie intensywnie bawil z jakims chlopcem.
Czekam na jakies wymierne rezultaty. Na razie pozbylam sie chyba nadwagi swiatecznej.
A wam wszystkim polecam zumbe jesli lubicie sobie podylac i yoge jesli chcecie byc bardziej elastyczni i czuc sie lepiej na ciele i duszy:) I nie zrazajcie sie jesli wam na poczatku nie wychodzi, przeciez praktyka czyni mistrza:)


czwartek, 5 stycznia 2012

Nowy rok i nowe postanowienia

Swieta przelecialy tak szybko, ze ani sie obejrzelismy juz oblewalismy nadejcie nowego roku. Czas minal nam na jedzeniu, wypoczywaniu, jedzeniu, chodzeniu z dziecmi na spacery do parku, jedzeniu, chodzeniu do kina i jeszcze na jedzeniu:) W zwiazku z tym ponownie na mojej liscie postanowien noworocznych na pierwszym miejscu znowu pojawilo sie: Schudnac!:)
Co roku robie sobie taka dosyc pokazna liste - od 10 do 20 punktow. Na ktorej umieszczam rozne swoje marzenia, plany, zachcianki itd. Wiesiu sie ze mnie smieje, ale ja lubie miec cos do osiagniecia, jakies powazniejsze plany i zamierzenia - nawet jesli sa malo realne...Wychodze z zalozenia, ze trzeba do czegos dazyc, pracowac nad soba, miec jakies cele na oku. Ta lista mi przypomina, zebym sie bardziej starala. Na koniec roku sprawdzam i odhaczam odwalone punkty. Lista z zeszlego roku miala 19 punktow odfajkowalam 12 i pol. Niezly wynik moim zdaniem. Czytalam wiecej, cwiczylam regularnie, Maya jest w dobrej szkole, zrobilam badania kontrolne, zobaczylam San Francisco co bylo moim wielkim marzeniem, zorganizowalam swoje przepisy itd. Nie sa to moze wielkie rzeczy i duze osiagniecia, ale dla mnie byly wazne.
Teraz pracuje nad nowa i zawsze mnie to napawa nadzieja na nadchodzacy rok - ze niby uda mi sie wszystko zrealizowac...Chociaz nigdy sie to nie zdarza:) W tym nowo rozpoczetym 2012 roku chcialabym sie dobrze odzywiac i kontynuowac chodzenie na yoge i zumbe, ktore zaczelam jeszcze w listopadzie zeszlego roku. Powinnismy tez uprawiac jakies sporty rodzinne - w tym roku zmierzam zapoczatkowac jakies nowe rodzinne przyzwyczajenia.  Mam zamiar zrobic totalny remament w naszej szafie i pozbyc sie wielu wielu rzeczy, ktorych sie trzymam nie wiadomo po co. Planuje przerobic pokoj Olusia z babikowego na chlopiecy. Moje wielkie marzenie to swieta w Polsce w tym roku. Mam tez bardziej przyziemne plany jak na przyklad wizyta u dentysty i coroczny przeglad u ginekologa:), porzadek w garazu. Oraz bardziej dalekosiezne plany - jak pojscie do szkoly albo na jakis kurs zawodowy bo dzieci rosna i niedlugo beda siedziec w szkole obydwoje co pozwoli mi na pojscie do jakiejs pracy. Poza tym fajnie bylo by zmienic dom na wiekszy albo chociaz zmienic wreszcie te blaty w kuchni o ktorych marze od ponad roku. Moim marzeniem sa tez wakacje na Hawajach albo z cala rodzina w Chorwacji...Jest tego troche:) Jestem realistka i wiem, ze szanse na kupno nowego domu i wyjazd na Hawaje sa nikle, ale pomarzyc zawsze mozna prawda...:) A nuz sie spelni...

A tutaj poogladajcie sobie jak minela nam przerwa swiateczna: