sobota, 28 maja 2011

7 rocznica

Zbliza sie nasza 7 juz rocznica slubu:) Tutaj w stanach panuje takie przekonanie, ze wlasnie 7 roku malzenstwa dochodzi do zdrad, problemow malzenskich, ktore koniec koncow koncza sie rozwodem:( Mowi sie: 7 year itch, czyli ze niby cos sie zaczyna swedziec w tym twoim zwiazku:))) I akurat kilka par, ktore znalismy wlasnie sie rozstalo...ale my sie dobrze trzymamy i nie odczuwamy zadnego swedzenia:)
I wlasnie w zwiazku z ta nadchodzaca okazja odszukalam nasz film ze slubu i pokazalam Mayci. Tak na marginesie - jesli zamierzacie sie pobierac i chcecie miec fajna pamiatke nie oszczedzajcie na filmowaniu tego wspanialego wydarzenia tak jak my zrobilismy. Jakosc naszego nagrania jest lagodnie mowiac cienka ale ciesze sie, ze moglam chociaz to zaprezentowac naszemu dziecku i powspominac sama. I wiecie co...doszlam do wniosku ogladajac siebie i cala ta uroczystosc, ze ten dzien byl dla mnie taki slodko - gorzki. Slodki, bo wychodzilam za Wiesia. I gorzki, bo posrod gosci slubnych byl tylko jeden czlonek mojej najblizszej rodziny:( Podekscytowanie mieszalo sie ze smutkiem, moje szczescie i radosc zaklocalo uczucie rozzalenia, ze nie moge swietowac z cala moja rodzina. Podziwiajac siebie w pieknej bialej sukni zauwazylam, ze mimo, iz wygladalam naprawde ladnie to jednak nie promienialam jakims wewnetrzym blaskiem. Po ceremoni myslalam tylko o jednym, ze musze zadzwonic do mojego taty, ktory czekal na moj telefon w srodku polskiej nocy. Bylo mi przykro, ze nie mogl poprowadzic mnie do oltarza, zastapil go maz mojej najblizszej przyjaciolki. Dzisiaj zaluje, ze nie poprosilam mojej mamy by zrobila to w imieniu tatula, w koncu reperezentowala nasza rodzine i to ona wydawala mnie za maz tego dnia. Bylo by to moze troche niekonwencjonalne, ale co tam, w koncu suknie slubna wybieralam z przyszlym mezem, bo nie mialam zadnej przyjaciolki w poblizu. I tez wygladalo to moze troche dziwnie kiedy Wiesiu w tlumie kobiet wybieral mi welon:)
Chcialabym kiedys wyprawic w Polsce odnowienie naszych wiezow malzenskich i zaprosic wszystkich, ktorych zabraklo 7 lat temu. To moje wielkie marzenie:) Cieszyc sie naszym szczesciem i swietowac z wszystkimi, ktorych kocham, ktorzy sa mi baardzo bliscy.
Jesli wygram w lotto bedzie wielka impreza...:)

Ale jutro bedziemy obchodzic nasza rocznice kameralnie, tylko z dzieciarami. Bedziemy wspominac 7 pieknych lat i zyczyc sobie wielu, wielu kolejnych...:)

wtorek, 24 maja 2011

Taki ktos

Jest taki ktos, kto mi zawsze pomoze. Na kogo zawsze moge liczyc.
Jest taki ktos, kogo akceptacji zawsze poszukuje i kogo zdanie jest dla mnie bardzo wazne.
Jest taki ktos, kto jakims cudem zawsze wie co jest dla mnie najlepsze - duzo wczesniej ode mnie.
Jest ktos, kto zawsze we wszystkim mnie wspieral, i wierzyl we mnie bardziej niz ja sama.
Ten ktos nauczyl mnie wiele. Potrafie dobrze gotowac, zajmowac sie domem, moimi dziecmi, jestem bardzo obowiazkowa, punktualna, dobrze wychowana osoba wlasnie dzieki niej. Pieknie skladam rzeczy - jak w sklepie ponoc:) i szybko wykonuje wszystkie prace domowe, poza tym jestem w stanie wyczarowac danie z niczego, jestem gospodarna i pamietam daty wszystkich rodzinnych uroczystosci - innymi slowy jestem corka swojej matki:)
Mimo dzielacej nas odleglosci widzimy sie codziennie i wydaje mi sie ze jestesmy sobie blizsze niz kiedykolwiek:)
Nie bede mogla jej usciskac w Dniu Matki...niech ten post bedzie takim wirtualnym usciskiem:)
Kocham Cie Multo!

niedziela, 22 maja 2011

Olek Bolek

Drugie dziecko ma gorzej bo jest drugie i nikt nim sie tak nie zachwyca jak pierworodnym. Nie poswieca sie mu tyle uwagi ile temu pierwszemu. To "zaniedbanie" zaczyna sie juz w ciazy, bo nikt sie nie cacka z ciezarna tak jak za pierwszym razem, nie pytaja sie nawet jak sie czujesz, i nie ma sie czasu na delektowanie sie swoim stanem blogoslawionym, bo trzeba zajmowac sie istniejacym juz potomkiem. Maz nie fotografuje twojego rosnacego brzucha co miesiac, nie ma zadnych wielkich przygotowan na przyjecie drugiego dzieciatka. Musze przyznac, ze bylo mi troszke przykro z tego powodu i jeszcze przed narodzeniem Olusia bylo mi go troche zal - bo nie byl wyczekiwany az z TAKA niecierpliwoscia jak Maya. Teraz z perspektywy tych ponad dwoch lat mysle, ze Olus jednak pod wieloma wzgledami mial o wiele lepsze warunki do rozwoju, bo od poczatku mial mame, ktora juz wiedziala co robi opiekujac sie nim jako niemowleciem, nie byla przerazona i spanikowana. To chyba mialo jakis wplyw na naszego syna, bo byl bardzo spokojnym i latwym "w obsludze" dzieciatkiem. Bycie drugim ma tez inne dobre strony - na swiecie jest juz siostra, ktora zabawi, rozsmieszy, nauczy zabaw, slow, zachowan. Posiadanie rodzenstwa bardzo pomaga w nauce mowienia - Olus zaczal mowic rok szybciej anizeli Maycia, duzo, duzo wczesniej sam jadl i wydaje rozumiec wiecej dzieki siostrze niz ona w jego wieku.
Nasz synek jest malym rozrabiaka - jak kazdy chyba chlopiec. Jest sprytny, ciekawy, szybki i gwaltowny, brudasny strasznie. Bardzo latwo sie z nim dogadac - wie czego chce, potrafi to wyartykuowac w dwoch jezykach. Nie daje latwo za wygrana - jego ulubionym slowkiem jest "tylko" i uzywa go w nadmiarze podkreslajac nim dobitnie, ze przeciez on "tylko" tego chce...wiec w czym problem...? Ma przy tym zawadiacki usmieszek i wielkie, proszace, brazowe oczeta:)
Ostatnio nauczyl sie okazywac uczucia - najbardziej jak jest zmeczony i senny, przychodzi i przytula sie mocno, obejmujac nas swoimi pulchnymi raczkami i sciska z calych sil az sie trzesie z wysilku, jednoczesnie obsypujac nas siarczystymi buziaczkami. Olek chodzi glownie na palcach, baaardzo wysoko na palcach - wyglada to dosyc komicznie, zwlaszcza kiedy drepcze w miejscu na paluszkach jak maly baletmistrz. Uwielbia cukierki, malinki i makaron i ogorki. Jego wizytowka sa tez wiecznie zdarte kolanka i umazany pyszczek. Wedlug Olusia kazdy wskazany kolor nazywa sie: green, chociaz dzisiaj o dziwo ropoznal: orange. Trenowanie siusiania na nocniczek nie wychodzi mu zbyt dobrze... jak dotad, ale wystarczy obiecac mu nagrode w postaci cukiereczka by ochoczo wycisnal z siebie pare kropelek moczu siedzac na nocniku:) Placze baaardzo gwaltownie acz krotko, bo bardzo latwo go udobruchac czyms. Zlosci sie tez czasem wtedy najlepiej zwiewac albo stosowac jakies dobre, szybkie uniki, bo parafrazujac moja przyjaciolke, mame Antosia - sprzety i zabawki w jego poblizu dostaja nagle skrzydel:) Posiadanie syna wiaze sie tez z pewnymi stratami, twoj dom czesto wyglada jak po przejsciu tornada, a sprzety i meble przestaja dobrze sie prezentowac :( Na poczatku rozpaczasz nad kazda szkoda, pozniej machasz tylko reka, wzdychasz ciezko i zabierasz sie do ratowania pomalowanych scian i stolow, latasz dziury w scianie i przysiegasz sobie, ze nie bedziesz spuszczac go z oczu zeby ponownie nie doszlo do tego. Taaa, rzecz w tym ze az tylu oczu nikt nie posiada...wiec szkody powstaja dalej.
A ja wybaczam oczywiscie po paru chwilach zlosci i rozpaczy, bo nie potrafie sie gniewac zbyt dlugo na swojego syneczka. Tym bardziej jak przyjdzie skarcony i powie: siorry i przytuli sie slodko w gescie przeprosin.
Kocham swoje dzieci rownie mocno, ale przylapalam sie juz pare razy na tym, ze swoja corke kocham miloscia wymagajaca, miloscia, ktora uczy, a swojego syna miloscia wielbiaca. Moze to aktualnie kwestia roznicy wieku...a nie plci...? A moze tak to juz jest, ze corkom stawiane sa wieksze wymagania...by nie popelnialy bledow, podczas gdy synow sie po prostu kocha i wybacza...

piątek, 20 maja 2011

Wywiadówka

Wczoraj bylam na wywiadowce w szkole Mayci. Tutaj nazywa sie to parent - teacher conference czyli konferencja rodzic - nauczyciel i tak wlasnie to wyglada. Kazdy rodzic musi sie zapisac na godzine i stawic sie by osobiscie porozmawiac o swoim dziecku. Jak juz wczesniej pisalam Maya chodzila przez ten rok do klasy przygotowywujacej ja do przedszkola czyli polskiej zerowki. Na spotkaniu z jej nauczycielkami przedstawiono mi wyniki testow Mayi, ktore zostaly przeprowadzone w sierpniu zeszlego roku czyli w pierwszych dniach szkoly, w styczniu - by zorientowac sie czy dziecko robi jakies wymierne postepy i pare dni temu czyli pod koniec roku szkolnego. Nauczycielki polozyly przede mna wszystkie trzy zestawy by pokazac mi i omowic dokladnie rezultaty Mayci. Wynikalo z nich jasno i przejrzyscie ze nasza corka zrobila baaardzo duze postepy w kazdej dziedzinie - rozpoznaje wszystkie literki, potrafi powiedziec jaki kazda litera ma dzwiek, liczyc do 100 chociaz na tescie zablokowala sie na liczbie 39 (podobnie jaki kilku innych uczniow - to jakas magiczna liczba:)). Nie ma zadnych problemow z kolorami i ksztaltami. Moglam tez przyjrzec sie dokladnie specjalnemu dziennikowi, ktory Maya musiala sporzadzic na poczatku roku i teraz, w ktorym na kazdej stronie dziecko musi wypelnic jakies proste polecenie (narysuj czerwone kolo i zolty trojkat, narysuj swoja rodzine, narysuj swoj dom, narysuj drzewo, podpisz sie itd)- polecenia byly identyczne w obydwu dziennikach by uwidocznic postepy w rysowaniu i postrzeganiu swiata. I bylo co podziwiac:) Maycine rysunki wcale z poczatku nie byly takie zle, ale teraz sa dokladniejsze, bardziej wyraziste, ogolnie lepsze. Widac, ze poprawily sie jej zdolnosci manualne, spostrzegawczosc, rejestrowanie detali i zmnienila sie troche jej percepcja rzeczywistosci.
To wszystko bardzo mnie ucieszylo oczywiscie. Kazda matka chce uslyszec na wywiadowce, ze jej dziecko robi piekne postepy, stara sie i widac z wynikow testow jak wiele sie nauczylo. Ale chyba jeszcze bardziej poruszyl mnie fakt, ze obydwie nauczycielki nie potrafily przestac chwalic Mayci - jej wspanialego radosnego samopoczucia z wielkim, nieustajacym usmiechem, ktorym zaraza wszystkich w szkole, ponoc potrafi rozsmieszyc cala klase i zawsze moga liczyc na jej poczucie humoru, jest zawsze chetna do nauki, cieszy sie wykonujac kazde zlecone jej zadanie czy projekt. Ma niesamowita wyobraznie, zdolnosci plastyczne i jezykowe - zdazyla sie juz nauczyc troche hiszpanskiego od jednej z nauczycielek i do tego posiada piekny glos - dlatego dostala solowa partie do zaspiewania na zakonczenie szkoly. Doslownie bylam w szoku slyszac tyle milych slow pod adresem mojej corki. Dowiedzialam sie tez, ze umysl mojej corki jest doslownie tak chlonny wiedzy - jak gabka, do tego Maya ma bardzo dobra pamiec i szybko sie uczy. Jest urodzona artystka i najlepiej zeby w przyszlosci zapisala sie do jakiegos kolka dramatycznego.
I pomyslec, ze jeszcze 3 lata temu martwilam sie tak bardzo o nia, bo nie chciala w ogole mowic, nie znala sie zupenie na zartach, plakala o byle co i mimo, ze bardzo chcialam pochwalic sie jakimis jej zdolnosciami nie bardzo mialam czym...A teraz coz mi pozostaje... tylko je rozwijac i dawac jej szanse na doskonalenie tych artystycznych uzdolnien. Juz ja zapisalam na letni kurs malowania i oboz baletowy. W zblizajacy sie weekend Maya bedzie miala swoje pierwsze przedstawienie na prawdziwej scenie...wiec trzymajcie za nia kciuki. Zdam wam pozniej relacje:)
To byla bardzo dobra i mila wywiadowka - oby bylo takich jak najwiecej!:)

piątek, 6 maja 2011

I lob u mama

W Stanach wielkimi krokami zbliza sie Dzien Matki.
I w tym roku czuje sie bardzo doceniona przez swoje pociechy, bo okazuja mi ostatnio duzo, duzo milosci:) Olus stal sie nagle baaardzo wylewny uczuciowo i wyznaje mi codziennie "I lob u mama". Otrzymuje tez cala mase baaardzo mocnych usciskow i miazdzacych mi usta i pol twarzy buziakow - czasami wydaje mi sie ze chce za wszelka cene pozostawic odcisk swoich usteczek na mojej twarzy:)
Maya natomiast byla niedawno "Star Student" przez tydzien w szkole i musiala napisac pare rzeczy o sobie, miedzy innymi dokonczyc zdanie: Jestem specjalna, bo...i kazala mi napisac:...bo mama, tata i moj maly brat mnie kochaja! A na pytanie kogo podziwia odpowiedziala - moja mame:)))
Normalnie sie wzruszylam.
Z okazji tego swieta chcialam sie z wami podzielic paroma fragmentami najpiekniejszej amerykanskiej ksiazeczki dla dzieci jaka wpadla mi w rece w bibliotece (a przechodzi przez moje rece duuuzo ksiazek) To dzielo Eileen Spinelli, zatytulowane jest "When you are happy". Mialam lzy w oczach kiedy ja czytalam Mayci po raz pierwszy, bo wydawalo mi sie jakby ktos spisal moje matczyne uczucia, zamknal je w kilku slowach przepieknego wiersza, do tego cudnie ilustrowanego. Zacytuje wam pare najbardziej wzruszajacych zwrotek orginalu i moje tlumaczenie (nieudolne troszke, bo nie jestem poetka)

When you are lonely
I will show up
on your doorstep
with my heart in
a basket

I will whisper
"I love you"
until your loneliness
grows wings
and flies off
like a silken bird

When you are afraid
I will take your hand
and not let go -
except once
to borrow
one hundred tiny stars
to spell out the words:
YOU ARE SAFE
They will shine above you
forever
even in the darkest dark

When you are lost
I will search for you
with my lantern
I will follow the tangled path
and find the way
when there is no path

I will wear out my shoes
and a dozen little
rays of hope
but...

I will find you.

------------------------

Kiedy bedziesz samotna
Pojawie sie
w twoim progu
z moim sercem
w koszyku

Bede szeptac
"Kocham Cie"
az Twojej samotnosci
wyrosna skrzydla
i odleci
jak jedwabny ptak

Kiedy bedziesz sie bac
Chwyce twoja dlon
i nie puszcze -
procz jednego razu
by pozyczyc
sto malenkich gwiazdek
by wypisac slowa:
JESTES BEZPIECZNA
One beda swiecic nad Toba
zawsze
nawet w najciemniejszej ciemnosci

Kiedy sie zgubisz
Bede Cie szukac
z moja latarnia
Podaze zaplatana sciezka
i znajde droge
gdzie nie ma zadnej sciezki

Zuzyje moje buty
i tuzin malych
promykow nadziei
ale...

Znajde Cie


Happy Mother's Day:)

wtorek, 3 maja 2011

Czego nauczyla mnie Floryda

Decydujac sie na pozostanie na stale na Florydzie zmienilam diametralnie klimat, strefe czasowa, i musialam przyzwyczaic sie tutejszej pogody, zwyczajow, nauczyc sie zasad zycia w tymze miejscu. I po niemalze 9 latach moge stwierdzic, ze przeszlam juz faze adaptacji:)
O to czego nauczylo mnie zycie na polwyspie florydzkim:
- rozpoznawac mrowiska czerwonych mrowek - nawet Maycia juz to potrafi i omija je z daleka,
- nie lekcewazyc lekkich uszczypniec w stopy - to pierwszy znak ze twoje czlonki zostaly zaatakowane przez chmare wyzej wymionego robactwa, a one atakuja gromadnie, gryza strasznie, pozostawiajac ropiejace bable:(,
- nie nabierac sie na bezchmurne niebo i przepiekna pogode kazdego letniego poranka - i tak lunie:) to kwestia czasu tylko,
- nie miec nadziei, ze w razie ulewy pomoze mi parasol, taaa marne szanse:) parasole sa na deszcze a nie rzeki wody lejace sie z nieba,
- w razie burzy pozostac w domu - jeszcze mi zycie mile,
- jesli znika telewizja znaczy zblizaja sie powazne opady, bo niebo jest tak zasnute chmurami deszczowymi ze satelita daje za wygrana,
- nie sterczec na sloncu bez sunscreenu (conajmniej 30, najlepiej 50)
- posmarowac sie dokladnie - ten centymetr plecow, ktory zostal pominiety bedzie poparzony,
- parzenie na ciele rowna sie poparzenie - trzeba sie znowu posmarowac albo zejsc ze slonca,
- nie ma sensu patrzec na termometr za oknem od maja do konca pazdziernika - codziennie jest tak samo goraco,
- nie liczyc, ze w tym powyzej wymienionym okresie po zajsciu slonca zrobi sie troche chlodniej,
- jak mowia ze powstajacy wlasnie huragan pojdzie w kierunku twojego miasta - najprawdopodobniej nawet o nie nie zahaczy, ale jesli gadaja, ze w ogole do was nie dojdzie to pewnie za pare godzin zmieni trajektorie i uderzy wlasnie w wasza miejscowosc,
- kazdego roku nalezy przeprowadzic dokladne opryskanie swojego domostwa trucizna przeciw wszelkim insektom - chyba ze chcesz miec licznych wspollokatorow,
- przyslowie: jedna jaskolka nie czyni wiosny, nie odnosi sie do mrowek - jedna oznacza armie innych, ktore juz czyhaja w twojej szafie,
- jedzenie i otwarte soki trzeba chowac do lodowki, chyba ze planuje sie zalozenie jakiejs farmy bakterii, wyhodowanie sobie salmonelli, albo sprowadzenie sobie jakis maluczkich lokatorow, ktorych nie bedzie mozna sie potem pozbyc,
- szukajac miejsca parkingowego latem wybierac ocienione miejsca, jesli takowych nie ma (to najczestszy problem) nie spodziewac sie, ze dotkniecie kierownicy po powrocie bedzie mozliwe, o ile w ogole da sie usciasc na "fotelu - patelni"
- wybierajac sie do kina, restauracji albo mall'a trzeba wziac sweter - amerykanie maja sklonnosc do przesady jesli chodzi o klimatyzacje,
- zagadywanie przez nieznajomych jest absolutnie normalne, ta dziwna przyjacielskosc, ciekawosc, gadatliwosc to narodowe cechy amerykanow,
- nie zastanawiac sie codziennie godzinami nad wyborem stroju - tutaj i tak nikt o to nie dba, Floryda to stan luzakow,
- nie namawiac dziecka do zjechania na zjezdzalni w parku latem - najprawdopodobniej jest rozgrzana do czerwonosci,
- basen to latem twoj drugi dom,
- jesli zapowiadaja przymrozek w tv nie wystarczy tylko wieczorem wlaczyc ogrzewania trzeba tez okryc kocami palmy i inne roslinki, ktore sie hoduje przed domem, orchidee najlepiej wziac do domu - chyba, ze ma sie kase i ochote by po zimie zasadzic nowe, bo te najprawdopodobniej zmarzna,
- zaluzje i przyciemniane okna w samochodzie oraz okulary przeciwsloneczne to najlepsi przyjaciele na Florydzie latem, dzieki nim zmniejszyc mozna troche swoj rachunek za ochladzanie domu, przyjemniej sie podrozuje autkiem i oszczedza sie sobie zmarszczek i zmeczonych oczu,
- marzec to najpiekniejszy miesiac w calym roku, pogoda jest wprost cudowna i wtedy wlasnie trzeba zaplanowac sobie zwiedzanie i spedzanie czasu na powietrzu.
Tyle mi przyszlo do glowy...jesli wybieracie sie na floryde mozecie wziac to pod uwage:)