środa, 20 stycznia 2010

Kiedy corka osiaga wiek odpowiedni...

Moja Maya juz dawno przestala byc malutka dzidzia. Skonczyla niedawno 4 lata i jak sama o sobie mowi jest juz duza dziewczynka - ale tylko wtedy kiedy pasuje jej byc duza:) I choc ubolewam nad tym, jak kazda matka ktorej dziecko wyrasta z bycia jej malym baby, ciesze sie ze moge teraz z moja "duza" juz corka robic bardziej dorosle rzeczy. Bylismy z nia juz dwa razy w kinie - byla zachwycona zlwaszcza ze za drugim razem ogladalismy bajke ktorej wyczekiwala od miesiecy.
We wrzesniu zeszlego roku zapisalam ja na lekcje baletu - wlasciwie to takie wprowadzenie do baletu dla 3 latkow. Uwielbia te lekcje. To taki pierwszy krok w kierunku rozwijaniu jej zainteresowan i talentow:) Zabralam ja tez tuz przed swietami na przedstawienie baletowe "Dziadek do Orzechow". Okreslenie "zachwycona i podekscytowana" nie oddaje uczuc jakimi emanowala moja Maya przez te pare godzin. Pani, ktora siedziala obok nas zamiast na scene patrzyla sie caly czas na Maycie i w czasie przerwy przyznala mi sie ze ogladala to przedstawienie oczami mojej corki:) Obawialam sie czy wysiedzi i moze zdecyduje w polowie ze chce juz isc do domu, tymczasem Maycia wpadla niemal w rozpacz kiedy po pierwszym akcie zaslonieto kurtyne - musialam ja zapewniac wielokrotnie ze beda jeszcze tanczyc.
Udalo mi sie ja tez namowic na gotowanie, wlasciwie nie musialam namawiac. Moja 4-letnia corka uwielbia ogladac programy o gotowaniu. Podczas jednego z nich zapytalam sie jej ze chcialaby ze mna przyrzadzic potrawe, ktora pokazywano i ochoczo sie zgodzila i pieknie pomagala w kuchni. Ale jeszcze bardziej podobalo jej sie robienie i przystrajanie pierniczkow swiatecznych. Ach jak sie starala i tak sie strasznie cieszyla kiedy zobaczyla efekt koncowy. Nawet Swietemu Mikolajowi wreczyla swoje wypieki kiedy przyszedl rozdac prezenty w wigilie.
W ramach pomocy przedwiatecznej Maycia ubierala ze mna choinke, zrobilysmy razem baaardzo dlugi kawal lancucha na choinke z kolorowego papieru. W ogole sam fakt, ze tak bardzo ekscytowala sie tymi swietami i przezywala je tak bardzo byl dla nas niesamowity. A po swietach zaczelismy uzywac prezentow gwiazdkowych, ktore Maycia dostala i gramy z nia we wszystkie gry jakie aktualnie posiada. I wiecie co...ona za kazdym razem nas ogrywa:)
Jak sie ma 4 letnia corke zakupy w supermarkecie przestaja byc koszmarem. Maya w sklepie zamienia sie w mala pomocnice i moje zadanie polega tylko na wskazaniu palcem produktu ktory potrzebuje - Maya jest super szczesliwa ladujac go do koszyka, potem z koszyka wykladajac na tasme kasy i jeszcze ladujac zakupy do samochodu a czasem jeszcze pomagajac mi wyladowac je z bagaznika. Aktualnie Maycia jest w fazie sprzatajacej - swietna faza nawiasem mowiac, oby trwala wieki:) Polega na tym ze wieczorem rzucam haslo: sprzatamy i Mayeczka zamienia sie w mala pracowita pszczolke i zbiera kazda zabawke i pieczolowicie odklada ja na miejsce. Zajmuje jej to troche bo jest bardzo pedantyczna, ale i tak jestesmy szczesliwi ze nie stawia sie za kazdym razem przy sprzataniu.
Maya wyrosla procz wszystkich swoich spodni i sukienek tez ze swoich kosmicznych histerii. Przeszlo jej. Aktualnie uwielbia opowiadac idiotyczne historyjki w sposob tak chaotyczny ze czesto gesto nie wiemy o czym wlasciwie rozprawia, co chciala wlasciwie powiedziec i po co...Czasami mam wrazenie ze to jest tylko sztuka dla sztuki byle cos gadac nawet jesli jest to zupelnie bez sensu i skladu. Mam nadzieje ze to tez jej przejdzie...
Ciesze sie ze jestem z nia w domu i mozemy robic razem te wszystkie rzeczy. Mam nadzieje ze kiedys moja corka spojrzy wstecz i stwierdzi ze miala fajne dziecinstwo i ma mile wspomnienia...

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Magic Kingdom

Zdecydowalismy sie w zeszlym tygodniu odwiedzic Magic Kingdom czyli jeden z parkow Disney'a. Akurat nadarzyla sie nam okazja by jechac tam w ciagu tygodnia wiec ja ochoczo wykorzystalismy, bo w weekendy ten park jest koszmarnie zatloczony. Bylismy juz w tym parku w zeszlym roku i nie mialam zbyt milych wspomnien z tego wyjazdu. Nameczylismy sie pchajac podwojny wozek, Olus mial tylko 3 m-ce, jeszcze karmilam go piersia, Maya miala straszne fochy i byl taki tlok ze juz po godzinie mialam dosyc. Tym razem to byl naprawde fajny rodzinny wypad. Maya byla baaardzo podekscytowana, chciala na wszystkim sie przejechac, wszystko zobaczyc, Olus patrzyl na wszystko zadziwiony. Ludzi bylo duzo ale mimo wszystko duzo mniej niz ostatnio. Kolejki nie byly takie straszne - zazwyczaj 10 - 15 min co Maya dobrze znosila o dziwo:) Tam gdzie bylo dlugie oczekiwanie bralismy fast pass - dostaje sie kartke ktora informuje o ktorej wrocic. Najdluzej czekalismy do Ariel, nie mialam ochoty tam tak dlugo stac ale niestety Maya nie chciala ustapic - uwielbia Ariel:)
Zaliczylismy 3 parady - myslalam ze jest tylko jedna w czasie dnia...Maya miala wielka frajde. Szkoda tylko ze ta frajda kosztowala nas majatek bo za bilety licza sobie bardzo slono, zwlaszcza ze wykupilismy taki 4-dniowy pass i mozemy jako rezydenci Florydy odwiedzic jeszcze 3 razy jakikolwiek park w Disneyworld. I na pewno z tego skorzystamy skoro tyyyle wydalismy:)
Naprawde ciesze sie,ze mamy te wszystkie parki niedaleko - godzina drogi samochodem i mozemy nasze dzieciaczki zabierac na takie fajne wycieczki. Jestesmy w stanie ofiarowac im niezapomniane przezycia. Ja sama zamieniam sie na powrot w dziecko kiedy jade z moja corka rollercoasterem, albo lece na latajacym dywanie...

niedziela, 10 stycznia 2010

Zima na Florydzie

Brrr przyszla zima na Floryde. Nie zaimponuje wam minusowymi temperaturami, nie ma sie co porownywac z Polska i cala Europa, ale jak na Floryde jest zimno! Wczesniej tez zdarzaly sie mrozne noce i chlodne dni ale zazwyczaj ochlodzenie przychodzilo na dwa dni i znikalo. Tym razem trzyma nas juz tydzien i jest coraz zimniej. Dzis w nocy ma byc u nas -4. A wczoraj na polnoc od nas padal snieg - ostatnio zasniezylo na Florydzie w 1977 roku!
Siedzimy w chacie bo dzieci chore, ciagnie sie im ta choroba i ciagnie, a w zeszlym tygodniu nawet im sie pogorszylo zamiast polepszyc:( Teraz sa na antybiotykach, maja infekcje zatok, pogoda nie pomaga. Grzejemy w domu, ale szczelnosc naszych florydzkich okien pozostawia wiele do zyczenia.
Ludzie pozakrywali roslinki, krzewy, drzewa, Wiesiu okryl nasza palme. Orchidee stoja w kuchni od tygodnia. Ja pokasluje i boli mnie gardlo, ale jakos sie trzymam.
Cale szczescie ze pod choinke dzieci dostaly kurtki, czapki, szaliki i cieple sweterki. Maja w czym chodzic:) Bo my w przeciwienstwie do niektorych florydian ubieramy sie stosownie do pogody - jesli temperatura spada rejestrujemy ten fakt i zakladamy sweterek, pelne buty, kurtke, a nawet czapke, szalik i rekawiczki jesli zaistnieje taka potrzeba. Rozwalaja mnie ludzie, ktorzy paraduja w krotkich rekawkach i klapkach na bosych stopach przy temperaturze bliskiej zera - nie wiem moze maja nadzieje ze termometr sie myli...bo przeciez mieszkaja na florydzie...? A moze wdziali te letnie ubranko tak z przyzwyczajenia i nie chcialo im sie wrocic do domu i sie przebrac...Zawsze sie zastanawiam widzac takiego osobnika komu z nas dwojga odbilo...
Wiem ze zle znosze zimno, zawsze tak bylo, ale mieszkanie na Florydzie tylko to poglebilo. Mimo wszystko nie wydaje mi sie zeby pomysl wyjscia z domu w flip flops czyli motylkach przy 10st C lub nizszej temperaturze byl najmadrzejszy...No ale to jest moje osobiste zdanie. Ja jestem zmarzlak:)
Pozdrawiam wszystkich zmarzlakow, zwlaszcza przy aktualnej aurze w calej Europie. Wspolczuje wam z calego serca.

niedziela, 3 stycznia 2010

Ale się działo...

Grudzień przeminął. Nawet nie wiem kiedy. Poszukiwania przedszkola dla Mayci, obchody urodzin Wiesia i Mayci oraz przygotowania do świąt i do naszego wyjazdu do rodziny Wiesia a potem do wyjazdu sylwestrowego całkowicie mnie pochłonęły.
Wiesiu jeździ teraz do pracy do Toronto, ja sama z dziećmi w domu a roboty huk - organizacja przyjęcia dla Mayci, prezenty urodzinowe i gwiazdkowe, kartki świąteczne, pakowanie do wyjazdu, ufff
Dużo się działo - wszystko mamy udokumentowane oczywiście:)

Maycia na przejażdżce konnej podczas jednej z naszych cotygodniowych play dates - zero strachu a jaka prezencja...mała amazonka nam chyba rośnie:)


Potrójne przyjecie urodzinowe ( dla trojki dzieciaków z naszej play group - w tym Mayci) w Pump it up było wielkim sukcesem. Dzieci zachwycone, wyskakały się za wszystkie czasy, była pizza, tort i lody.


Potem był wyjazd do Płn. Karoliny gdzie zastaliśmy resztki śniegu - ku wielkiej uciesze Mayci. Udało jej się nawet ulepić bałwana z kuzynem Maksem.


Byliśmy na wycieczce nocnej w ogrodzie botanicznym - gdzie chyba każdy krzaczek został udekorowany światełkami.


Świętowaliśmy urodziny Mayci cala rodzinka.


Oglądaliśmy tez domki z piernika w hotelu Ballantyne w Charlotte.


Celebrowaliśmy polską wigilie, były zdjęcia z choinka, kolędy w tle, rozpakowywanie prezentów, nawet Mikołaj wpadł do nas na chwile z druga tura upominków gwiazdkowych.


Tylko przestało nam być z Wiesiem do śmiechu jak przypomnieliśmy sobie ze będziemy musieli zapakować ta furę prezentów na samochód i zabrać do domu...


A po powrocie do domu - szybko rozpakowywanko i ponowne pakowanko i jazda do Naples na Sylwka. Pierwszy raz od 4 lat udało nam się wyjść na imprezkę sylwestrowa z Becią i Adasiem:)


I tak nam minął grudzień:)