czwartek, 19 listopada 2009

Jak zdarta plyta...

No wiec jestem matka i jak kazda matka chce te moje dzieciary jak najlepiej wychowac - sercem i slowem a nie reka. Wiem ze musze byc cierpliwa, powtarzac im co jest dobre a co zle, tlumaczyc, rozmawiac, opowiadac itd. I staram sie to robic. W kolko w i w kolko powtarzam zasady wedlug ktorych powinno toczyc sie nasze zycie, odpowiadam na tysiace pytan, zwracam im uwage kiedy cos zle zrobia, chwale, ganie, karam, nagradzam. Naprawde sie staram. I zazwyczaj odnajduje w sobie ta ciepliwosc by na przyklad tlumaczyc Mayci z 500 razy na dzien ze Santa przyjdzie dopiero 24 grudnia a nie jutro i probowac wytlumaczyc Olusiowi ze grzebanie raczkami w kiblu nie jest super fajna zabawa. Ale czasami mam wrazenie ze jestem jak jakas zdarta plyta, ktora sie totalnie zaciela i powtarza w kolko to samo:
- Mayciu prosze jesc,
- Olus nie rozwalaj jedzenia,
- Tak, pojedziemy do babci do Polski, tylko nie w tej chwili,
- Tatus jest w pracy, przyjedzie za pare dni,
- Zaraz mama zrobi jedzonko,
- Olus uwazaj!
- Mayciu delikatnie, nie popychaj go,
- Maya zbieramy zabawki prosze,
- Jak prosimy ladnie Mayciu?
- Olus lez spokojnie! (przy przewijaniu)
- Najpierw musisz zjesc sniadanko, potem dostaniesz ciasteczko,
- Maya siedzimy przy jedzeniu,
- Olus nie wypluwaj picia,
- Mayciu prosze go przeprosic i pocalowac,
- Nie robimy tak, to nieladnie!
- Olus nie ciagnij Mayci za wlosy,
- Nie zabieraj mu zabawki, teraz jest jego kolej,
- Mayciu chcesz siusiu? To idz zrob!
- Mayciu uwazaj jak chodzisz, patrz przed siebie,
- Jak sie mowi?
- itd itd itd
Te teksty powtarzam tysiace razy, doslownie moglabym sie nagrac i odtwarzac.
Moglabym odpuscic troche, ale wiem ze najwazniejsza jest konsekwencja jesli chcesz dziecku cos wpoic. Wiec gadam i gadam, chociaz czasami brakuje mi juz ciepliwosci, czasami rece mi opadaja i nie mam juz sil, ale wciaz nadaje jak jakas wielka, nudna, chodzaca maszyna, ktora odtwarza te same prosby, zakazy, nakazy, te same odpowiedzi na te same pytania doslownie naokraglo. I mam nadzieje ze to w koncu odniesie jakis skutek.

środa, 11 listopada 2009

Bac sie czy nie...

Ktos mi sie jakis czas temu zapytal czy sie nie boje...bo tak sie wszystko dobrze uklada, bo jestem szczesliwa...ze strach byc taka zadowolona, bo jak jest tak dobrze to czesto zdarza sie cos bardzo zlego. Odpowiedzialam ze sie boje o zdrowie moich bliskich, tych w domu i tych w polsce, owszem, ale czy oczekuje ze skoro udalo mi sie stworzyc szczesliwa rodzine spotka nas cos zlego...nie!
Wierzycie ze jesli przydarzylo wam sie duzo szczescia w zyciu to bedziecie musieli kiedys za to slono zaplacic? I jak duzo szczecia jest za duzo?
Zastanawialam sie nad tym i doszlam do wniosku ze nie bede sie bala, nie bede i juz. Nie bede srac w gacie ze strachu, ze mam dwojke zdrowych ladnych dzieci i dobrego meza. Stwierdzam ze zasluzylam sobie na szczescie. Nie mialam zycia uslanego rozami, teraz tez zreszta nie mam i wiele mi brakuje - mojej rodziny blisko na przyklad, jest ok, nie jest wspaniale. Sa ludzie duuzo bardziej szczesliwsi ode mnie, moje zycie jest dalekie od idealnego. Ponoc "zyc w strachu to zyc tylko polowicznie", wiec nie bede sie martwila co zlego moze mi przyniesc przyszlosc, bo musze byc tu i teraz dla moich dzieci i chce cieszyc sie kazda chwila bo rosna tak szybko ze nim sie obejrze beda mrukliwymi nastolatkami - chociaz mam nadzieje ze nie beda:)Codziennie odprawiam wieczorem modlitwe dziekczynna. Zbliza sie Swieto Dziekczynienia i bede dziekowac oj bede, bo mam za co. Ale nie bede sie stresowac ze jestem zbyt szczesliwa, bo nie jestem, nawet oczekuje wiecej, patrze w przyszlosc z nadzieja a nie ze strachem w oczach.

niedziela, 8 listopada 2009

Nasz maly wesoly Frankenstein

Hej! Spiesze wam doniesc ze nasz maly Olus zaczal chodzic tuz przed Halloween. Przyjechala nas odwiedzic rodzinka Wiesia i babcia Hania prowadzala Alexa za raczke cale dwa dni. Jak wyjechala Olus byl absolutnie zniesmaczony ze mama nie chce poswiecac mu calego dnia na chodzenie z nim po wszystkich zakatkach naszego domu i postanowil ze nie wroci do lazenia po czworakach. Nazajutrz po wyjezdzie babuni nasz chloptas zaczal sam dreptac. I na poczatku wygladalo to naprawde pociesznie - jak maly baaaardzo z siebie dumny i zadowolony Frankenstein - z raczkami wyciagnietymi przed siebie. Pare dni temu nauczyl sie juz zawracac, a dwa dni temu zaczal juz wdrapywac sie na lozko Mayci i stawac na nim - po prostu swietnie. Za pare dni pewnie bedzie juz skakac ze stolu...
Jesli chodzi o Halloween to spedzilismy go w Naples z rodzina Wiesia i znajomymi. Olus byl malym pieskiem - przez 10 minut:) A Maya przebrala sie za Belle z "Piekna i Bestia".