poniedziałek, 31 grudnia 2007

Dwa lata z Maycią

Juz dwa lata uplynely od urodzenia naszej Mayci! Nie moge wprost uwierzyc ze ten maly robaczek, ktorego urodzilam nie az tak dawno, biega teraz jak szalony, spiewa nam swoje arie, tancuje jak baletnica, rojbruje i wykrzykuje z radoscia nowe slowka, ktorych sie nauczyla. Jeszcze tak niedawno bylam w ciazy i nie moglam sie doczekac kiedy ja ujrze...a tu juz dwa latka smignely.
Pamietam jak po raz pierwszy poczulam jej ruchy w brzuchu - tak jakby mnie ktos paluszkiem pogilal od wewnatrz:) I pamietam jak dzis to uczucie nieziemnskiej wprost radosci, dumy, szczescia nie do opisania kiedy wreszcie ja zobaczylam i moglam przytulic. Nie zapomne tez uczucia paniki i niesamowitego strachu gdy podczas pierwszej nocy w domu Maya kichnela pare razy - od razu przyszlo mi do glowy ze na pewno sie przeziebila, dostanie zapalenia pluc itd - po prostu totalne spanikowanie i przewrazliwienie:) Przejmowalam sie opieka nad nia tak bardzo ze az z tego zamartwiania sie wpadlam w lekka depresje poporodowa:( Ale wszystkie moje smutki rozwiewalo zawsze tylko jedno spojrzenie na moje malenstwo.
Pamietam gdy zobaczylam pierwszy zabek i jej pierwsze kroki kiedy to siedzac na pufie Maycia obeszla mnie nagle wokolo - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu.
Ale niczego nie przebije moment gdy twoje dziecko po raz pierwszy same obejmie cie i przytuli.
Te dwa lata byly cudowne, pelne ogromnych wrazen, bo wszystko ogladalismy i podziwialismy na nowo, z Maycia, jej oczyma. Byly rowniez wyrzeczenia, stresy, nerwy, zmeczenie, niewyspanie ale to bardzo maly koszt, ktory zaplacilismy za swoj wlasny cud, za nasze male dwuletnie juz szczescie:)
Pozdrawiam wszystkich czytajacych nasz blog rodzicow, bo na pewno przezywaja to samo i tak samo jak my moga godzinami patrzec na swoje dziecko, a jego kazdy usmiech wlewa cieplo i milosc do ich serc, tak jak Maycia do naszych:)
Ponizej pare fotek z Mayci urodzin i naszych swiat.
Zycze wszystkim szczeliwego nowego roku!

niedziela, 9 grudnia 2007

Moja refleksja

Ostatnia komentatorka z mojego poprzedniego post'u zarzucila mi ze za malo na moim blogu jest refleksji. Oto jedna z nich a wlasciwie zapytanie: skad tyle jadu w ludziach???? Czy to jest jakas zawisc czy po prostu zlosc na swoje wlasne szare zycie czy moze tylko chec zeby komus dosrac bo wydaje sie zbyt szczesliwy???
Ja dobrze rozumiem ze nie kazdemu moze sie moj blog podobac, nie o to mi chodzi, nie po to go prowadze. Ciekawi mnie dlaczego ktos komu sie ta moja pisanina nie podoba i uwaza ze jestem taka pusta czyta i oglada mimo wszystko tylko po to by potem przy pierwszej mozliwej okazji obrzucic mnie blotem i obrazic? Czy to daje tej osobie jakas satysfakcje? I nie dotyczy to tej jednej komentatorki lub komentatora, bo takie przypadki zdarzaly sie w przeszlosci. Nie wiem, ja uwazam to za troche dziwne, bo tez sama odwiedzam czasami inne blogi i niektore mi sie podobaja a niektore nie i nie komentuje wtedy zlosliwie co mi sie nie podoba tylko opuszczam strone.
I nie pisze o tym dlatego ze mnie to tak dotknelo, bo osoba ktora pisze cos takiego najwyrazniej mnie nie zna i nie ma zadnego pojecia o moim zyciu. Wlasciwie to nawet troche mnie to smieszy, moich bliskich tez, kiedy czytamy te jadowite komentarze. Ciekawi mnie co sklania ludzi do takiego obrzucania innych wyzwiskami? Dlaczego tak im przeszkadza czyjs blog i czyjas osoba ze czuja sie zobowiazani do skrytykowania?
I nie przecze ze kazdy ma swoja opinie i moze ja wyrazac, nikomu tego nie bronie - tylko po co ja wyrazac? Czy to tak fajnie komus dopiec?
Nie wiem moze ja rzeczywiscie jestem strasznie cukierkowa bo ja nie znalazlabym w tym przyjemnosci - przynajmniej osobie ktora nie zrobila mi nic zlego.
Zastanawia mnie takie zachowanie, a wy co o tym sadzicie?

wtorek, 4 grudnia 2007

Zmienność Asiulka

Ponoc kobieta zmienna jest. Nie wiem czy kazda, ja z pewnoscia:) Najbardziej chyba uwielbiam zmieniac fryzury, kolory wlosow - chocby tylko o ton i ubolewam bardzo ze nie moge robic tego czesciej. Ale niestety wlosy mi nie odrastaja tak szybko jakbym chciala i nie chce maltretowac swojej czupryny farbami zbyt czesto i do tego jeszcze moj maz i reszta znajomych twierdzi ze w blondzie mi najlepiej. Zazdroszcze wiec po cichu aktorkom, ktore zmieniaja swoj wizerunek tak czesto. Probuje zmieniac uczesania, nigdy nie maluje sie dwa razy tak samo, nie przywiazuje sie do kosmetykow bo za bardzo mnie swierzbi zeby wyprobowac cos nowego, mam zawsze kilka szamponow by miec jakis wybor i tlumacze sobie ze wlosy tego bardzo potrzebuja:) Gdyby ktos mi kazal uzywac tylko jednej torebki to zaplakalabym sie chyba na smierc. Podobnie z ciuchami - kupuje wciaz nowe nie dlatego ze mam pusta szafe i chce byc tak bardzo na topie tylko dlatego ze lubie miec cos nowego.
Jako gospodyni poszukuje wciaz nowych przepisow, nudzi mnie przygotowywanie i jedzenie tego samego, bym byla zainteresowana gotowaniem potrzebuje odkrywania nowosci kulinarnych. Nie uzywam caly czas tego samego proszku do prania czy plynu do mycia naczyn, wrecz przeciwnie idac do sklepu na zakupy poszukuje innych opcji. Nie potrafie sie nawet trzymac przez dluzszy okres czegos co sie juz sprawdzilo. Nawet Wiesiowi kupuje kolejne perfumy, zele do kapieli i koszule, bo denerwuje mnie jak ubiera sie ciagle w to samo - ja nie potrafie zrozumiec takiego zachowania:)
Jedyne czego nie zmieniam to umeblowania w domu, zmieniam tylko niewielkie dekoracje - ramki na zdjecia glownie:) Lubie wyjezdzac, zwiedzac, odkrywac nowe miejsca, jezdzic w odwiedziny, na wycieczki. Nie straszne mi pakowanie, wlasciwie bardzo lubie przygotowywac sie do wyjazdow. Nie straszny byl mi nawet wyjazd do Stanow - nie rozumialam za bardzo przerazenia moich bliskich i znajomych.
Nie wstydze sie tez zmieniac zdania choc nie jestem choragiewka na wietrze, ale zawsze sobie powtarzam ze tylko krowa nie zmienia zdania:). Staram sie nie naduzywac slow "nigdy" i "zawsze". Z doswiadczenia wiem, ze wszystko w zyciu jest mozliwe i jestem osoba omylna, czasami trzeba zrewidowac swoje poglady, kogos przeprosic, albo przyznac komus racje. Nie potrafie nawet sluchac tych samych piosenek na moim ipod - co jakis czas zmieniam sobie w nim repertuar.
Ale mimo, ze na drugie mam Zmiennosc, to jednak bardzo przywiazuje sie do ludzi, i niestety rzeczy - kiedys nie potrafilam przebolec zgubionej ulubionej spinki do wlosow:) I pewne rzeczy nigdy sie nie zmienia - moje uczucia sa stale, jesli kocham to kocham i nie poszukuje nowych obiektow westchnien, nie lubie horrorow, wezy, gotowanego mleka, szpinaku i watrobki i to sie juz chyba nie zmieni.
A pisze o tym wszystkim bo znowu czuje potrzebe zmian, wybieram sie do fryzjera i zastanawiam co moge zrobic ze swoimi piorkami zeby sie zmienic choc troszke i nie zdenerwowac za bardzo swojego meza:)

niedziela, 2 grudnia 2007

Raport

Czas na podsumowanie wizyty mojej mamy, ktora juz niestety nas opuscila i wrocila do Polski:( Te jej odwiedziny minely nam bardzo szybko, troszke za szybko:( Ale Mayci udalo sie spedzic troche czasu z babunia a nam "wykorzystac" obecnosc babci i pozalatwiac pare spraw.
Maycia miala duzo uciechy z przyjazdu babci, na poczatku nie mogla chyba uwierzyc, ze ta babcia z ekranu komputera stoi przed nia i mozna sie z nia bawic i co najfajniejsze popisywac sie przed nia. Po jakims czasie niestety Maycia chyba stwierdzila ze wieksza widownia wymaga lepszego przestawienia i zaczela odstawiac nam straszne ataki zlosci i histerii. Byc moze przyjazd mojej mamy zbiegl sie w czasie z pierwszymi probami przeforsowania swojej woli i okazania swoich uczuc, frustracji, zlosci oraz niezadowolenia...? Babcia patrzyla na te wybryki z przerazeniem a ja mimo zmeczenia wrzaskami i placzem staralam sie je ignorowac. Chyba troche poskutkowalo, bo Maycia jak na razie (odpukac) zaprzestala tego procederu.
Babcia byla swiadkiem rowniez innych, bardziej pozytywnych, postepow naszej Smerfetki poczynionych w komunikowaniu sie. Nie wiem czy przyszedl na to po prostu czas czy tez obecnosc babci zdopingowala Maycie. Faktem jest ze na naszym pierwszym wspolnym spacerze Maycia jak gdyby nigdy nic powtorzyla za babcia: kij, a potem mis itd:) Poza tym nagle sie okazalo, ze nasza maluda dokladnie wie gdzie mieszka i w razie czego pokaze babci i zaprowadzi ja prosto pod swoj domek. Niestety wyszlo rowniez na jaw, ze babcia jest tylko babcia, a najwazniejsza jest mama i czesto gesto bez mamy ani rusz. Babcia mamy nie zastapi i mamy nie moze wyreczyc:( Tak to jest jak sie jest z dzieckiem 24/7
No ale jak juz wspomnialam nie tylko Maycia skorzystala z odwiedzin mojej mamy. Udalo mi sie nareszcie zmienic nazwisko w papierach:) Zlozylismy z Wiesiem wizyte okuliscie, zawiezlismy samochod Wiesia do mechanika na podrasowanie w celu sprzedazy tegoz wyeksploatowanego pojazdu, co w koncu zaowocowalo dlugo oczekiwana zmiana samochodu na wiekszy:) Wymknelismy sie nawet raz do kina, i na romantyczny wieczor we dwoje. Poza tym dzieki Mulcie nie prasowalam w ogole!!! w zeszlym miesiacy, niewiele tez zmywalam, kuchnia lsnila non-stop:) i mialam wiele okazji by samotnie zrobic zakupy:) Fajnie bylo miec pomoc przy sprzataniu, organizowaniu Swieta Dziekczynienia i przy opiece nad Maycia. Mama towarzyszyla nam na wszystkich zajeciach, w ktorych bierzemy udzial, spacerach, wyjazdach. Zabralismy ja na pare wycieczek i raczylismy ja wszystkimi najlepszymi daniami jakie potrafie przyrzadzic.
Wspaniale bylo ja goscic i ciesze sie strasznie, ze wpadlam na ten pomysl przy prasowaniu - moze to prasowanie wcale nie jest az takie koszmarne...:)
Niezbyt fajnie bylo ja jednak zegnac na lotnisku:( Zwlaszcza, ze nie wiemy kiedy dokladnie sie znowu zobaczymy - procz ekranu komputera oczywiscie. To jest bardzo dolujace:( I to mi troche psuje swiateczny nastroj, bo nie spedzalam z moja rodzina swiat juz od 5ciu lat i nie wiem nawet czy w przyszlym roku nam sie to uda...
Ehh, nie moge o tym pisac i myslec bo zaraz placze taka jestem steskniona:(
Ale coz nie powinnam sie rozczulac nad soba, nie jestem sama, mam meza i corcie, tyle ze w Boze Narodzenie teskni sie jeszcze bardziej niz zwykle i bardziej przezywa sie rozlake z rodzina.
Pozdrawiam wszystkich emigrantow, ktorzy nie jada do domu rodzinnego na Swieta!